Strony .

niedziela, 8 lutego 2015

R.59

       ROZDZIAŁ 59

  Wydawało mi się, że w skrócie wydarzeń z wiadomości mignęła mi na ekranie Dash. Ale co ona miałaby tam robić? Nie, to na pewno nie ona.
- A teraz fragmenty wywiadu z Dash McRivery, dziewczyną Duffa McKagana z Guns n' Roses, przyjaciółką zespołu i byłą fotomodelką. 
- Dash?! - krzyknąłem z Duffem, widząc na ekranie blondynkę z Jasonem na rękach, Stevena i dzieciaki obok.
- Dziewczyny muzyków rockowych i metalowych giną z rąk szaleńca; ich cechy wspólne, na przykład kolor włosów, świadczą o tym, że nie jest to przypadek...
- I co w związku z tym?
- No, nie boisz się, że możesz być następna? - ironiczny śmiech blondynki, błysk światła i tv sprawnie przeskoczyło do kolejnego fragmentu rozmowy.
- Czy się boję? Nie. Nie, kurwa, nie mam czego.
- ...Duff McKagan nie boi się o ciebie? Nie boi się o życie swojej dziewczyny? 
- Zapytaj go o to. - powrót do studia programu.
- Tak... A cały materiał już po wiadomościach w autorskim programie Nicka Loggana. Zapraszamy. 
- Ja pierdolę, Axl, co to miało być?
- Nie wiem, Duff, ale uważaj na Dash.
- Myślisz, że nie będę? Kocham ją i nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby ją skrzywdzić... - drzwi Hellhouse skrzypnęły niemiło i do środka weszli Steven, Dash i dzieciaki.
- Cześć, kochanie - Dash nachyliła się nad basistą, położyła dłonie na jego ramionach i musnęła usta, blondyn chwycił dłonią jej biodro - Siemka, Axl.
- Widzieliśmy kawałek wywiadu...
- Co? Rose, o czym ty...?
- Puścili fragmenty w wiadomościach.
- Kurwa, chuje. Dorwali nas, jak wychodziliśmy z baru - Adler opadł na kanapę - Dzieci, idźcie na górę, tam chyba jest Izzy - zadzwonił telefon, dzieciaki bez marudzenia posłuchały perkusisty, który podnosił już słuchawkę - Dobra, przyjdź kiedy chcesz, sorry Mary, muszę kończyć.

     - Dash, wybierasz się gdzieś? - zapytałem po 15 minutach ciszy, w których dziewczyna stała przed lustrem.
- Idę z Brack na próbę do chłopaków.
- Do Metalliki?
- No tak.
- Nie idziesz sama.
- No oczywiście, że nie sama. Przecież mówiłam, że z Brack. Duff, ty mnie nie słuchasz.
- Nie o to mi chodzi.
- A o co? - odwróciła się przez ramię. Przeniknęło mnie jej pytające, a jednocześnie podejrzliwe i trochę zirytowane spojrzenie.
- Nie pójdziesz tam beze mnie.
- Niby dlaczego? - prychnęła niewzruszona.
- Bo nie. Widzisz chyba co się teraz dzieje.
- Obejrzałeś jakiś głupi wywiad i zamierzasz zamknąć mnie w domu?!
- Dash - wstałem z łóżka i zacząłem spokojnie - nie chcę cię nigdzie zamykać, chcę tylko - objąłem dłońmi jej twarz i spojrzałem w niebieskie oczy - żebyś była bezpieczna.
- Jestem.
- Nie chcę ryzykować.


     - Słuchaj, Mary, zawołaj mnie jak już przyjdą twoje koleżanki.
- Dobrze, kochanie. Dziękuję, że to dla mnie robisz.
- Drobnostka - pocałowałem kobietę w policzek i uciekłem na górę - Chłopaki! Szykujmy się.
- Zadzwońmy do Jaggera, może da się namówić na małą zabawę - Izzy wziął telefon na kolana i wykręcił numer - Mick? Cześć, mamy dla ciebie małą propozycję. Pamiętasz Mary? No, to świetnie... chciałbyś się z nią spotkać? Sam na sam.
- Stradlin, co ty...
- Ciii..! - Hudson szturchnął mnie łokciem i wyszczerzył zęby.
- ... tylko wiesz, ona ma pewną fantazję i chcemy pomóc jej w jej spełnieniu. Co masz robić? Przyjdź za jakieś 2 godziny pod Hellhouse. Tylko nie dzwoń do drzwi, idź od razu na tył podwórka, tam powiemy ci, co masz robić. Świetnie. To jesteśmy umówieni! Dzięki, stary - odłożył słuchawkę - No, to Jagger załatwiony. Steve, za ile przyjdą przyjaciółki Mary?
- Nie jestem pewien, ale jak wcześniej dzwoniła, mówiła coś, że koło 19.
- Spoko, mamy jeszcze godzinę. Już nie mogę się doczekać!
- A co z Dash i Brack? Co jeśli zaraz przyjdą?
- Nie przyjdą. Poszły do Mety na próbę. Jak znam chłopaków, to będą grać do późna.
- Zajebiście - Rose zatarł dłonie - Teraz tylko zadzwońmy do Skid Row, może zgodzą się popilnować Jasona, Joshuę i Kelly.


     - No, dziewczyny, jak supporty Stonesów? Wszystko obgadane? - James, w przerwie między graniem utworów ze stosunkowo niedawno wydanego Mastera, a słuchaniem kirkowych riffów, otworzył piwo i usiadł z nami.
- Chyba tak. Supporty mają pomóc w promocji Appetite, wcześniej nie było jak, sam dobrze wiesz, co się działo - upiłam łyk Danielsa, którego przed wyjściem podpieprzyłam Slashowi.
- Raczej co się dzieje, Dash. Widzieliśmy wywiad w telewizji...
- Wywiad? Czy ktoś się ze mną na to umówił? Czy ktoś mnie poinformował? I najważniejsze, czy ja chciałam tego pożal się Boże wywiadu, a tym bardziej, czy zgodziłam się na publikowanie go gdziekolwiek? Eh, Lars, Loggan jest chujem...
- To prawda.
- Dobra, dziewczyny, chcecie usłyszeć nowy kawałek? - w głosie Hammetta bardzo wyczuwalny był entuzjazm. Ogromny, którego mnie akurat w tej chwili brakowało.
- No pewnie - Brack -lekko już wstawiona- klasnęła w dłonie.
- No to jedziemy!

I can't remember anything
Can't tell if this is true or dream
Deep down inside I feel to scream
This terrible silence stops me

Now that the war is through with me
I'm waking up, I cannot see
That there is not much left of me
Nothing is real but pain now

Hold my breath as I wish for death
Oh please, God, wake me

Back in the womb it's much
too real
In pumps life that I must feel
But can't look forward to reveal
Look to the time when I'll live

Fed through the tube that sticks in me
Just like a wartime novelty
Tied to machines that make me be
Cut this life off from me

Hold my breath as I wish for death
Oh please, God, wake me

- No i w tym momencie nam czegoś brakuje, tu musi być tekst, cholera - James tupnął nogą. Trochę alkoholu, wrodzony talent no i oczywiście mieszkanie z Gunsami tchnęły we mnie wenę.
- Jak tam było? Hold my breath as I wish for death 
- Oh please, God, wake me. Tak - zgodnie krzyknął cały zespół.
- To może Now the world is gone, I'm just one, oh, God, help me i znowu  Hold my breath as I wish for death, oh please, God, wake me..
Now the world is gone, I'm just one, podoba mi się. Nawet bardzo. I chyba pasuje do końcówki. Chłopaki, gramy dalej! Od drugiego Hold my breath - Hetfield wydał komendę, gitary i perkusja zabrzmiały, blondyn zaczął z ustami przy mikrofonie:

Hold my breath as I wish for death
Oh please, God, wake me

Now the world is gone, I'm just one
Oh God, help me
Hold my breath as I wish for death
Oh please, God, help me

Darkness imprisoning me
All that I see
Absolute horror
I cannot live
I cannot die
Trapped in myself
Body my holding cell

Landmine has 
Taken my sight
Taken my speech
Taken my hearing
Taken my arms
Taken my legs
Taken my soul
Left me with life in hell.

- No, no, no, nie wiem jak wam dziewczyny, ale mnie się bardzo podoba - do garażu wszedł Mustaine.
- Co ty tu robisz, Dave?
- Otóż, mój kochany Jamesie, mam sprawę. Nawet wiadomość. Ważną.
- Jaką?
- Wracam do zespołu!
- Sorry, Dave, ale chyba nie ty o tym decydujesz.
- Ale ja wracam - rudzielec odpowiedział, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie i otworzył puszkę z piwem, stojącą na półce.
- Nie, nie wracasz, trzeba było ogarnąć sprawę z alkoholem, nie pić tyle... Teraz się kurwa wal. - Lars rzucił pałeczkami o talerze, które zabrzęczały wyjątkowo niemiło.
- Te, Ulrich, spokojnie, chciałem się dogadać.
- Po tylu, kurwa, latach?!
- Lars - Hetfield położył dłoń na ramieniu perkusisty - Stary, nie ma mowy, Kirk gra od kiedy wyleciałeś i zostanie z nami.
- Ale czy ja mówię, że on ma nie grać? Niech sobie gra, ale ja też chcę być w Metallice.
- Po 4 latach? Dave...
- Co?
- Nie żartuj sobie. Nie ma mowy, skład jest ustalony: ja, Lars, Kirk i od śmierci Cliffa - Jason i nic, NIC się nie zmienia. Dotarło?
- Pff - prychnął, wykrzywiając twarz, skrzyżował ręce i odwrócił głowę w lewo, ruszając przy tym nogą.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Mustaine.
- Zamknij się. Co słychać, dziewczyny? - usiadł na podłodze, tuż przy nogach Brack. Lars wyszedł na zewnątrz. Wzięłam piwo i poszłam za nim, zostawiając Dave'a i Brack ze sobą, a Jamesa, Kirka i Jasona z gitarami i pewnie myślami krążącymi w ich głowach.
- Lars, co jest?
- Nic - warknął i wyrwał ramię z mojej dłoni - Wkurwił mnie - dodał spokojniej.
- Nie przejmuj się, przyszedł, pogadał i zaraz pójdzie.
- Nie chcę go w zespole, Dash. Lubię Kirka.
- James i Jason też go lubią. Wszyscy go lubimy. A Dave miał już swoją szansę, bez zgody całego zespołu James go nie przyjmie. Chodź do środka - zwróciłam się ku wejściu, chłopak złapał za rękaw mojej ramoneski.
- Nie, jeszcze nie. Zostań ze mną - poprosił. Usiadłam przy nim, posyłając mu uśmiech.

     - Dobra, koleżanki Mary są już od pół godziny, gdzie jest Mick? - lekko zdenerwowany ale i podniecony Stradlin zaczął krążyć po pokoju i palić kolejne papierosy.
- Tu jest - Rose usiadł na parapecie i pomachał Jaggerowi z otwartego okna. Tak się wychyla, oby tylko nie wypadł... Martwię się o tego idiotę, cholera...
- Axl, złaź - ...i coraz bardziej mi się to nie podoba. - Dobra, to co robimy? - zwróciłem się do chłopaków.
- Złazimy na dół, na tyły i...
- Którędy??? - spytał Adler.
- No schodami, pudlu.
- Sam jesteś pudel, debilu! - krzyknął obrażony. Posłałem mu buziaka.
- Żeby nie było żadnych podejrzeń część wyjdzie normalnie, reszta oknem.
- Izzy, jak ty do chuja chcesz zejść oknem?
- Normalnie, po drzewie - wtrącił McKagan.
- Bingo, stary!
- To ja oknem! - Duff ochoczo zerwał się z łóżka - Kto ze mną?
- Ja - Rose z uśmiechem uniósł dłoń.
- No to i ja - zgłosiłem się - Ale zaraz. Czy to dobry pomysł, żeby Steven szedł normalnie?
- Fakt... to ja idę sam, Adler z wami, oknem.
- W razie, gdybym się zabił, czy coś, to nic mojego, chuju nie dostaniesz.


     - Chłopaki, fajny ten nowy kawałek. Macie już tytuł? - zapytałam.
- W zasadzie to... tak. Mamy. One - James był dzisiaj zdecydowanie najbardziej rozmowny. Ale i Dave rozkręcił się w rozmowie z moją przyjaciółką. Wiedziałam, że zostawianie ich razem bez większej opieki może mieć złe skutki, ale Lars potrzebował pomocy. Teraz potrzebuje jej Brack. Chociaż sama pewnie jeszcze o tym nie wie. Mustaine, będący już po kilku piwach, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do brunetki, nachylać nad jej uchem, kłaść dłoń na jej ramieniu, czy udzie. Brack się to zresztą chyba podobało. Na pewno nie wyrażała dezaprobaty, dlatego musiałam coś zrobić.
- Wiecie co, ja muszę Bracket odseparować od Dave'a, bo źle mi się to zapowiada. Jest pijana, a wtedy łatwo ją do wielu rzeczy namówić. Brack, chodź na chwilę - wychodząc z garażu pociągnęłam za sobą zapatrzoną w rudowłosego chłopaka przyjaciółkę. - No co ty robisz? - zapytałam z politowaniem w głosie. Brack naprawdę była nawalona. Izzy mnie zabije, że pozwoliłam do tego doprowadzić.
- Ale co?
- No, flirtujesz z Davem.
- Co? O czym ty mówisz?
- Brack, skarbie, podrywa cię, a ty nic z tym nie robisz. I jeszcze dałaś się upić. Przecież wiesz, że ty jesteś później podatna na różne prośby i propozycje.
- Nieprawda.
- Prawda, Brackie, niestety prawda.


     Opowiedzieliśmy wokaliście The Rolling Stones o "fantazji" Mary i o tym, że tak naprawdę tu nie o rzekomą fantazję chodzi, a o to, żeby kioskarka w końcu odczepiła się od naszego perkusisty. "Fantazja" sama w sobie spodobała mu się, choć na początku, gdy dowiedział się o koleżankach kioskarki, był raczej negatywnie nastawiony, ale po kilku łykach wódki, którą McKagan zabrał ze sobą na dwór "dla odwagi" , jakoś nie miały one dla niego większego znaczenia. Liczyła się tylko Mary. Od niedawna jego muza. Widział w tym swoją szansę. Szansę na związek, albo chociaż jakąś przygodę z kobietą, przez którą od kilku dni jego serce bije mocniej. A więc już czas, by wcielić nasz plan w życie.


    Siedziałam z przyjaciółkami w salonie Hellhouse, piłyśmy wino, w tle leciała muzyka, opowiadałam im o tym, jak bardzo mój Steven jest cudowny, jaki przystojny, romantyczny. Słuchały historii z naszego życia, również intymnego, z zaciekawieniem, prawie nie mrugając, ale za to chichocząc co chwilę. Margaret tak się wsłuchała, że kiedy chciała się napić, wylała na siebie wino. W momencie, w którym opowiadałam o planach dotyczących naszej nocy poślubnej, drzwi otworzyły się i do salonu wbiegli Gunsi i ten, cholera, Jagger albo Lennon, zawsze mi się mylą. Wbiegli dosłownie nadzy, ten rudy miał na sobie tylko kapelusz kowbojski, swoje białe kowbojki i zegarek na nadgarstku, ten wysoki, farbowany blondyn tylko, TYLKO! bandanę na głowie i kowbojki, Hammett, czy Slash (oni też mi się mylą), tylko i wyłącznie cylinder na kręconych kłakach. Nawet butów nie miał! Cała trójka miała jeszcze okulary. Nawet ten ich rytmiczny, moim zdaniem, wiecznie poważny i chyba najmądrzejszy z całej piątki, latał teraz między moją siostrą Samanthą, a jedną z przyjaciółek, Sabriną, z pewną częścią ciała całkowicie odsłoniętą, będącą ZA BLISKO ich twarzy! Nie miał na sobie nic, prócz jakiejś apaszki na szyi, podobnie jak Slash (albo Hammett) też nie miał na stopach butów. Znajomy muzyków latał tylko w jakimś prześcieradle, jakby udawał Supermana, wszystko w rytm muzyki oczywiście. No i na koniec. Steven. Steven Adler. Mój przyszły mąż, ojciec moich dzieci. Miał na sobie tylko biały podkoszulek z siatki... Podnieciło mnie to strasznie i gdyby nie przyjaciółki i reszta muzyków, zapewne byłoby gorąco. Może cała sytuacja nawet by mi się podobała, gdyby nie to, że Steve prawie wcale przy mnie nie latał, Pan Superman natomiast ciągle epatował przed moimi oczami swoim przyrodzeniem i ciałem tak chudym, że było widać żebra. Cała szóstka wymachiwała ciałami w rytm muzyki, która zmieniła się ze spokojnej na skoczną, a z ich gardeł wydobywały się słowa lecącej w tej chwili piosenki oraz dzikie okrzyki. Drzwi Hellhouse ponowne się otworzyły i do domu weszły Dash McRivery i trochę nietrzeźwa Bracket Elen. Gdy już dotarło do nich, co się dzieje, na ich twarzy zagościło zdziwienie, przegonione prawie natychmiast najpierw grymasem, później zaś wybuchem śmiechu. Oczywiście tylko Adler wczuł się taniec tak, że mimo iż muzyka ucichła i wszyscy przestali się wygłupiać, on dalej podskakiwał z rękoma w górze, śpiewając "Livin' on a Prayer" Bon Jovi
- Ooh, we're half way there! Whoah, livin' on a prayer.. Take my hand.. - przycichł nieco, gdy w końcu odwrócił się przodem do współlokatorek i zobaczył ich miny - ...and we'll make it, I swear, ooh... Dlaczego tylko ja śpiewam? - wydukał cieniutkim i cichutkim głosikiem, takim, jakim wyśpiewał ostatni wers. Patrząc na kolegów, postanowił pójść ich śladem i zakryć przyrodzenie, niestety tylko dłońmi. Ani on ani Izzy, nie byli w tak dogodnej sytuacji jak reszta, Axl zakrył się kapeluszem, Kudłaty podobnie, żyrafa w blond kłakach zdjęła z głowy bandanę i jako tako przysłoniła to miejsce, Jagger natomiast zakrył się prześcieradłem cały. Nie mam pojęcia co ich tak zawstydziło, przecież jeszcze chwilę temu bez żadnego skrępowania wywijali przed nami każdą częścią ciała, teraz nagle speszyli się i czerwony rumień przykrył ich policzki.
- Chodź na górę, musimy porozmawiać - blondynka wskazała basiście schody, uśmiechając się przy tym do przyjaciółki, przygryzając wargę i unosząc chwilowo brwi. Gdy byli już na schodach i szła za chłopakiem, klepnęła go w tyłek. Odwrócił się zmieszany - Sorry, musiałam kochanie!
- Dzięki, czuję się jak tancerka go-go...
- Poczułbyś się, gdybym ci zapłaciła... Niestety, nie mam gdzie ci tej kasy włożyć - zachichotała.

     Późnym wieczorem, właściwie to koło 22, kiedy Mary jeszcze gościła swoje przyjaciółki, postanowiłem wyciągnąć Dasshy na dwór. No, i chciałem zapalić. Przemknęliśmy przez salon, podpieprzyliśmy jedno otwarte, ledwo zaczęte wino kobietom goszczącym w naszym domu i wyszliśmy na zewnątrz. Na schodach pod domem siedzieli już Izzy i Bracket. Dziewczyna wtulała się w rytmicznego i miałem wrażenie, że zaraz zaśnie w jego ramionach. Nawet jeśli miało się tak stać, to skrzypnięcie drzwi ją ożywiło.
- Sorry, Brack, ale sama wiesz, że te drzwi...
- Wiem, spoko.
- Jak się czujesz? - Dash z troską zapytała przyjaciółkę.
- Łeb mnie napierdala - jęknęła, przymykając oczy.
- Tak to jest, kochanie, jak się pije z Metalliką, a później siedzi na "wieczorze panieńskim przyszłej żony Popcorna".
- Zamknij się - klepnęła Izziego w udo - Nawet fajne ma te koleżanki - wszyscy, oprócz brunetki wybuchliśmy śmiechem - Co?
- Nic, Brackie. Izzy, palisz? - zapytałem, wyciągając Marlboro z kieszeni koszuli.
- Jasne, dzięki.
- Ej, który dzisiaj?
- Coś koło dwudziestego...
- To Saul ma niedługo urodziny! - Dash wzięła kilka łyków wina - Robimy imprezę!
- Pomyślimy, kochanie - uniosłem twarz ku górze, by wypuścić dym z ust, a później zabrałem blondynce butelkę i upiłem kilka, czy kilkanaście łyków - Brack, Mary zadowolona z występu? - zapytałem z zacieszem.
- Raczej wątpię. Gdyby Steve jej zatańczył sam, na pewno byłaby w niebo wzięta. Ale to Mick kręcił jej przed twarzą tyłkiem i nie tylko... - zaśmiała się krótko, a później złapała za głowę. Później siedzieliśmy w prawie absolutnym milczeniu, tylko Izzy co jakiś czas szeptał coś brunetce do ucha, wywołując tym jej szeroki uśmiech.
- Duff, wracamy? Zimno mi - blondynka wtuliła się bardziej w moje ramiona, ucałowałem jej czoło i przytaknąłem.
- Stradlin, idziecie?
- Nie, zostaniemy jeszcze trochę.
- Okej - wstałem.
- McKagan...!
- Co?
- Zostaw nam wino, co?
- Skoro prosisz - postawiłem butelkę przy nodze Izziego i pomogłem wstać blondynce.
- I fajki.
- Masz - rzuciłem paczkę rytmicznemu. Otworzyłem drzwi przed blondynką i weszliśmy do środka.


     Gdy weszliśmy do Hellhouse wgłąb naszych uszu i umysłów przebiły się delikatne, ciche dźwięki I have nothing* Whitney Houston.
Share my life, take me for what I am...

Duff złapał mnie delikatnie i zaczęliśmy tańczyć. Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy, wsłuchując się całkowicie w tekst utworu. 
...Cause I'll never change all my colors for you
Take my love, I'll never ask for too much
Just all that you are and everything that you do...

Przetańczyliśmy całą piosenkę, a kiedy się skończyła basista musnął moje usta i zaniósł mnie na górę do sypialni, gdzie całkiem miło spędziliśmy noc.


     Ale ten Slash ma ciało! Wiadomo, ja mam lepsze. Najlepsze, ale na Hudsona mógłbym patrzeć godzinami. Tylko może bez Mary. I bez jej koleżanek. No i jeszcze bez Bracket i Dash i reszty Gunsów. Położyłem się na łóżku i sięgnąłem do szuflady po zdjęcie Saula. Schowane głęboko, żeby nikt się na nie nie natknął. A już na pewno nie on. W głowie ciągle mam ten pocałunek spod Rainbow. A w ustach smak wódki zmieszanej z Danielsem. To ciągle do mnie wraca. Slash jest tak blisko, a ja wciąż za nim tęsknię. 


     Obudziłam się przed Duffem i kiedy chciałam wyciągnąć swoje jeansy spod jeansów McKagana wiszących na oparciu krzesła, z jego spodni wyleciała torebeczka.
- Kurwa... - zaklęłam cicho, ale basista zaczął się przebudzać. Niewiele myśląc schowałam woreczek w dłoni.
- Cześć, kochanie - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się przez ramię i uśmiechnęłam przelotnie.
- Hej, Duffy. Idę do łazienki - wyszłam z pokoju. W łazience puściłam wodę i czekając, aż naleci jej wystarczająco dużo, siedziałam na brzegu wanny wpatrując się w torebeczkę, którą przewracałam w palcach niedowierzając - Kurwa, znowu wrócił do tego gówna? Niemożliwe, zorientowałabym się przecież... - mówiłam do siebie. - Cholera! - Pisnęłam. Jeszcze chwila i zalałabym łazienkę, albo i całe Hellhouse. Odłożyłam woreczek do kieszeni spodni, rozebrałam się i zanurzyłam w gorącej wodzie. Chciałam utopić w niej myśli. 

____________________________________________

Ostatni raz! Ostatni raz piszę tak krótki rozdział. Przysięgam. (Tak, piszę to dzisiaj drugi raz, miałam małe problemy z zapisaniem całości... Nieważne. Nie pamiętam co tu pisałam ;/) Przepraszam, że tyle czekaliście i pewnie ten rozdział nie będzie dla was wynagrodzeniem, jest chujowy, nie oszukujmy się (no chyba, że się mylę? Jestem negatywnie nastawiona, bo połowę musiałam pisać jeszcze raz -.-). Gdybym miała jeszcze ten tydzień ferii, rozdział na pewno byłby dłuższy, ale nie, musiałam przepieprzyć całe dwa tygodnie. Nie potrafiłam się zabrać do pisania. Ciężko po takim czasie, w końcu pół roku to... dużo. Nie chciało mi się czytać i przypominać ostatnich rozdziałów, przez to nie miałam pojęcia co pisać, jak zacząć...

Dzięki za pisanie do mnie na gg (Lili :] - możliwe, że ktoś jeszcze, ale no, pół roku, nie pamiętam), gdyby nie to, pewnie wcale bym się do pisania nie zabrała. Na komentarze, które w ostatnim czasie dodawaliście pewnie już nie odpiszę, ale miło, że ciągle o mnie pamiętacie. :3 

Zmieniam absolutnie zdanie na temat mojej klasy! Jest najlepsza! ♥ Nie zamieniłabym jej na żadną inną. Tym bardziej, że jest w niej mój chłopak - kochany, to tak na marginesie (wcale się nie podlizuję, co z tego, że prawdopodobnie to zobaczy ;D) ♥

* Wiem, że I have nothing pochodzi z filmu Bodyguard (Kevin Costner ♥), czyli powstała we wczesnych latach '90, a jesteśmy w roku chyba '87, ale uwielbiam ją i pamiętam, że podczas jej słuchania wpadłam na pomysł tego wieczoru panieńskiego (no albo jakoś tak, w każdym razie słuchałam jej, pisząc akurat ten fragment) i po prostu nie mogłam, musiałam ją tutaj wpieprzyć i zrobić romantyczną scenkę! :D

Dobra, koniec, bo to zaraz będzie dłuższe niż cały rozdział -.- Aa! Nie! Jeszcze coś. 
Duff i Axl mieli niedawno urodziny! 49 i 53, jeśli umiem liczyć :D Noo, to ja chciałabym im życzyć (szkoda, że nigdy się o tym nie dowiedzą) wielu sukcesów, wydania świetnych płyt, grania genialnych koncertów (również w Polsce, tylko błagam, na litość boską gdzieś, gdzie będę mogła pojechać no) no i oczywiście reaktywacji najlepszego składu GN'R!  ♥♥♥

Duff ♥


Axl ♥


No i obaj panowie ♥


I jeszcze jedno :D 


I jeszcze :D 


Mogłabym wstawić tysiąc zdjęć i obrazków z nimi, ale może lepiej już się ogarnę XD 

No i jak zawsze na koniec 
 jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić :). 



Peace,
Dash

A tak w ogóle to take me down to the Paradise City!