ROZDZIAŁ 25
- Widzieliście moją czerwoną bandanę? – Dash wbiegła do domu
- Ja nie widziałem – powiedziałem rzucając butelką po piwie
w stronę Duff’a. Skubaniec jest szybszy, niż myślałem.. całkiem sprytnie
uniknął spotkania z moją maszyną do zabijania
- Pytam, kto widział. Axl, podpieprzyłeś mi bandanę!?
- Ja? Nie, no skąd, przecież mam swoją
- To gdzie ona jest?
- Nie wiem, pewnie wala się w pokoju u któregoś z chłopaków
- A niby dlaczego miałaby być u któregoś z chłopaków?
- No ja tam nie wiem.. ale Ty różne rzeczy z nimi robisz..
możliwe więc, że zostawiłaś ją u któregoś.. – dziewczyna usiadła obok Axla
uderzając go
- Duff, widziałeś gdzieś może.. Duff, ej żyjesz?
- Tak – basista po dłuższej chwili odpowiedział obojętnie
- Boże, to Ty jeszcze obrażony jesteś ? – zapytałem idąc do
kuchni
- Nie Twoja sprawa
- Spoko, o nic nie pytam, ale Duff nie zachowuj się jak
dziecko
- Że niby ja zachowuję się jak dziecko, tak?!
- No a nie?
- Nie
- Duff, skarbie, ale nie denerwuj się tak
- Zamknij się Rose!
- Matko, czy Wy się musicie od rana kłócić?
- Ale czy ja się kłócę?
- Oczywiście, że nie
- Dzięki Slash
- A nie ma za co
- No więc, wracając do tematu kłótni, ja się nie kłócę, to
Pan Obrażalski się ciągle obraża
- Rose, jak Cię pierdolnę to Ci się ta Twoja ruda morda w końcu
zamknie!
- No Duff, kochanie mówiłem, żebyś się nie denerwował
- Axl przestań już, daj mu spokój. W ogóle wyjdźcie stąd
- Po co?
- Chcę z nim pogadać
- Dobrze, idę do chłopaków z Metalliki.. Oni się NIE
OBRAŻAJĄ za byle gówno
- No to idź, jednego oszołoma w domu mniej
- Może i jednego oszołoma mniej, ale został Ci jeszcze
idiota – wokalista uśmiechnął się i poczochrał fryzurę McKagana
- Kurwa Axl, weź wypierdalaj stąd!
- No już idę, idę..
- Slash.. – dziewczyna wskazała palcem drzwi
- Idę... – poczłapałem za wokalistą z głową spuszczoną w dół
- Duff, co jest?
- Nic
- No jak nic, przecież widzę.. powiedz
- No wkurwia mnie, że ci idioci ciągle mówią, że Cię
przelecą – podszedłem do okna
- Ale Ty też tak mówisz
- No wieem, mówię. Ale nie chcę słyszeć jak Oni to mówią
- To nie słuchaj. Zresztą, co z tego, że sobie mówią..
przecież to nie znaczy, że ja od razu pójdę z każdym z nich do łóżka – Dash
podeszła do mnie, otworzyły się drzwi, a naszym oczom ukazał się zdyszany
perkusista
- Jezuu! Schowajcie mnie! – Adler zamknął drzwi na klucz i
zaczął znosić różne graty (między innymi krzesło, fotel, poduszki, butelkę po
wódce a nawet chciał przyciągnąć lodówkę) którymi zabarykadował wejście do domu
- Steven, co się stało?
- Steven, co się stało?
- Ciiicho. Bo nas usłyszy
- Ale kto?
- Ta baba z kiosku. Znowu się pomyliłem, myślałem, że to jej
córka i zaprosiłem ją do nas – usłyszeliśmy jak ktoś szarpie klamkę, a chwilę
później już tylko głośne pukanie do drzwi i nerwowe śmiechy
- Otwórzcie! Jaja se robicie? – Dash skierowała się w stronę
drzwi, Steven siedzący na podłodze złapał ją za rękę i nie chciał puścić
- Nie, nie otwieraj
- Daj spokój
- No otwierać ! Jezu.. idioci
- Chłopaki, pomożecie mi z tym?
- Ja Ci z chęcią pomogę – pomogłem jej poodsuwać wszystko, co
przeszkadzało w otwarciu drzwi
- No i został już tylko klucz..
- Nie! No Dash, proszę wiesz, że Cię lubię
- Ależ ja Cię też Stevenku, bardzo..
- No otwórzcie
- Slash?
- No a kogo się spodziewałeś? Eltona Johna?
- Nie ma jej tam?
- Kogo? Steven, nikogo tu nie ma, otwórz – perkusista powoli
przekręcił klucz i ostrożnie otworzył drzwi
- Niespodzianka – wrzasnął Saul wchodząc do domu z członkami
Metalliki i kobietą z kiosku
- Oszukałeś mnie chuju!
- Nie, ja Ci po prostu nie powiedziałem całej prawdy – Hudson
wyszczerzył zęby, perkusista złapał go za kurtkę i zaczął szarpać – Steven, ale
ostrożnie bo porwiesz
- Chuj z Twoją jebaną kurtką! Ona tu jest, rozumiesz pudlu,
rozumiesz?! Ja chcę przeżyć ten dzień, moje życie nie jest wcale takie
najgorsze, chcę żyć!
- Ale czy ktoś Ci zabrania?
- Tak! Ty i ta baba! Co ja Wam złego zrobiłem? Przecież
byłem grzeczny, nie pyskowałem, nie biłem, nie gryzłem no nic, więc czemu mi to
zrobiłeś?
- Ale co?
- No wpuściłeś ją tu
- Steven, Ona wszystko słyszy
- Nie słyszy
- Skąd wiesz? – wtrąciłem podchodząc do przyjaciół
- Spójrz tylko na nią – fakt, kobieta była zajęta rozmową z
Dash i Izzym, który chyba wyrósł spod ziemi, bo wcześniej go nie było
- Może Pani się czegoś napije? Steven bardzo się cieszy, że
Pani nas odwiedziła
- Co? Slash co Ty pierdolisz? – perkusista zapytał cicho
szturchając łokciem gitarzystę
- No Stevenku, przynieś Pani coś do picia
- Nam też.. jakbyś mógł to coś zimnego, bo kurwa gorąco –
Kirk rozsiadł się na fotelu i włączył telewizor
- Steven mówił, że jest Pani bardzo miła
- Naprawdę? Przecudny chłopak.. szkoda, że nie jestem
młodsza
- Nic nie szkodzi.. Steven lubi dojrzałe kobiety
- Tak?
- Gdyby tak nie było, nie zaprosiłby Pani tutaj.. A wie Pani
co najbardziej mu się podoba w takich kobietach? - Dash usiadła na oparciu
fotela, który nadal dzielnie okupował Hammett. Izzy wiedząc, że dziewczyna nie
powie nic, bo wybuchnie śmiechem, zaczął
- Odpowiedzialność, seksapil.. ta drapieżność i to
zdecydowanie. On to po prostu kocha
- Naprawdę?
- Jesteśmy tego pewni. Już sam widok go nakręca.. a jak już
może porozmawiać, czy dotknąć.. Boże, chłopak jest w niebie – Slash mówiąc to,
usiadł na podłodze i zakrył usta dłonią, biedak.. zrobił się cały czerwony,
ledwo łapał oddech, a o wydaniu jakiegokolwiek innego dźwięku niż śmiech nie
było nawet co marzyć.. mimo to próbował się powstrzymać – Przepraszam, ja.. ja muszę wyjść – na
czworaka udał się do kuchni
- On już chyba nawet ślub z Panią planuje
- No Izzy, nie przesadzaj.. dopiero myśli o zaręczynach
- Ale od zaręczyn to do ślubu nie daleko
- Steven! Gdzie to picie? – wrzasnął Ulrich
- Zaraz kurde! Chcieliście coś zimnego, to szukam
- Widzi Pani jaki troskliwy.. dba o nas jak nikt
- No dokładnie i marzy o założeniu rodziny.. wie Pani..
żona, dzieci, pies, ogród i te sprawy
- Steven !
- No czeeekaj. Dopiero wstawiłem butelkę do lodówki, trzeba
trochę poczekać, żeby było zimne
- Już wróciłem – Slash wyszedł z kuchni unosząc prawą dłoń
lekko nad głowę – Proszę, to dla Pani.. od naszego kochanego Stevena – chłopak
wręczył kobiecie różę – Powiedział, że jest tak czerwona, jak Pani... yy Pani
piękne usta oczywiście!
- Oh, dziękuję. Pięknie pachnie
- A Steven wręcz przeciwnie..
- Słucham..?
- Powiedziałem, że Steven też tak myśli.. widzi Pani, coś
Was łączy
- Mam nadzieję.. jest taki męski
- Taa.. Steven męski – Kirk szepnął przewracając oczami
- Co.. zazdrosny jesteś? O Tobie nikt nie mówi, że jesteś
męski – Dash uśmiechając się powiedziała cicho do gitarzysty, On obrócił się,
złapał dziewczynę i przyciągnął do siebie tak, że wylądowała na jego kolanach,
zaczął ją łaskotać i się z nią drażnić, że też on musi ją dotykać
- Mam picie – Adler wszedł do pokoju trzymając srebrną tacę
z napojami, rozdał szklanki każdemu a podając Hudsonowi Danielsa „niechcący”
rozlał go na jego spodnie
- Adler, sieroto!
- Przepraszam, ja Ci to wytrę
- Sam sobie wytrę
- Ale ja Ci pomogę – chłopak podążył za gitarzystą,
poszedłem za nimi – Kurde, stary przepraszam
- Za co? Za to, że specjalnie mnie oblałeś?
- Wcale nie specjalnie
- No nie, wcale.. Steven, mnie nie oszukasz – Saul
uśmiechnął się i poklepał perkusistę po ramieniu – Daj mi chociaż jakąś ścierkę
czy coś
- Czekaj, zaraz przyniosę
- Ej, Duff.. Ty dalej się gniewasz? – postanowiłem, że nie
odpowiem na to pytanie, Slash spuścił wzrok na podłogę – Ale na mnie się
gniewasz? Przecież ja nic nie zrobiłem.. jeżeli przeszkadza Ci to, że to ja
poszedłem wtedy z Dash, to.. – chłopak zamilkł
- To..?
- To.. przepraszam – powiedział najciszej jak tylko się
dało, ale nie oznacza to, że nie usłyszałem co powiedział, chciałem być pewny,
że mi się nie przesłyszało no i mieć tą pieprzoną satysfakcję, że mnie
przeprosił
- Mógłbyś powtórzyć ?
- No kurde przepraszam!
- Spoko – wzruszyłem ramionami
- Spoko? Ja Cię tu
przepraszam, a Ty mi tylko „spoko”?!
- No a co mam powiedzieć?
- No nie wiem.. chociażby „wybaczam Ci cholerny
kapeluszniku” !
- Dobra, wybaczam Ci cholerny POPIERDOLONY kapeluszniku
- Ejj, o popierdolonym nie było mowy
- A wiesz, to taki przyjacielski bonus
- Dobra, mam tą ścierkę. Łap – Adler rzucił ścierką prosto w
twarz Saula – Sorki
- Jezu, Adler ja Cię zajebię
- Serio? Dobra, zabijaj.. dzisiaj się nie pogniewam
- Albo nie.. poczekaj, przecież nie mógłbym Ci tego zrobić, o co to,
to nie, nie mógłbym Cię pozbawić Twojej cudownej przyszłości z przemiłą Panią z
kiosku.. Wy tak bardzo do siebie pasujecie, dobrze Wam będzie razem
- A przestań, pomóżcie mi ją stąd jakoś spławić – chłopak
poszedł do pokoju, my szliśmy zaraz za nim
- Steven, jesteś wreszcie. Zajmij się Panią
- Ale..
- Stevenku, dziękuję za tą piękną różę
- Co? Ale jaką.. – Dash uniosła kwiat pokazując go
perkusiście- aha, no nie ma za co
- Ależ jest za co, jest piękna – kobieta ucałowała chłopaka
w policzek, kiedy się odwróciła On skrzywił się i próbował zetrzeć szminkę z
policzka, Hudson znowu dostał napadu śmiechu i pobiegło kuchni
- No Steven, to może weźmiesz Panią na spacer, co? Piękna
pogoda jest dzisiaj
- Ta, rzeczywiście piękna..
- No idźcie, nie marnujcie tak pięknego dnia. Miło było Panią bliżej
poznać – Izzy wypchnął „zakochaną parę” z domu machając im przed zamknięciem
drzwi
- Mnie również było miło Was lepiej poznać dzieciaki –
krzyknęła kobieta znikając za drzwiami
- Hah nie no Adler ma przejebane, Ona chyba serio myśli, że
On coś do niej czuje
- Biedna, pewnie się zawiedzie jak zobaczy go z pierwszą
lepszą dziwką
- Racja.. no albo widząc ich, się do nich przyłączy
- Tak, to też jest możliwe..
- Nie gadajmy już o Adlerze i jego wybrance – powiedział
Lars – pogadajmy o naszym jutrzejszym występie!
- A właśnie Lars, nie powinniście mieć teraz próby?
- Próby? Dziewczyyyno.. a no właśnie chyba powinniśmy. A
chuj z tym, w nocy pogramy
- Lars, ale po co? Wczoraj graliśmy i przedwczoraj i tydzień
temu też..
- Racja, ale jak się James uprze to i dzisiaj zagramy
- Właśnie dlatego nie wrócimy dzisiaj do domu
- Pff i niby gdzie będziecie spać?
- No jak to gdzie? U Ciebie w pokoju Slash
- A dlaczego u mnie?
- A bo tak nam się podoba
- No nie ma! Jak ja chciałem, żebyście mnie przenocowali to
co było?!
- No spałeś u nas przecież
- Ta, jak mnie wpuściliście do chaty, po tym jak spałem pół
cholernie zimnej nocy na wycieraczce pod Waszymi pierdolonymi drzwiami!
- Oj tam marudzisz, ważne, że Cię przygarnęliśmy
- No ale nie nakarmiliście!
- A co my Caritas?
- Kirk, bo Was zaraz stąd uprzejmie wyproszę !
- Ej, no Bóg kazał się miłować, więc nas nie wygonisz
- Ty mi w to Boga nie mieszaj
- Slash.. ej Hudson!
- Co?
- Picie Ci się wylało
- Nie, no kurwa znowu?! – chłopak poszedł do kuchni po coś do
wytarcia a my znowu mieliśmy powód do śmiechu
- Ej słuchajcie, a gdzie jest Axl?
- Dobra pytanie Izzy.. gdzie jest Axl? Slaaaaash! Gdzie ta
ruda menda?
- nie wiem, pałęta się gdzieś z Hetfieldem
- To szybko nie wróci..
- Chuj z nim, drogę do domu zna. Idę do sklepu, chce ktoś
coś?
- Tak, ja chcę gumy, czekoladę, jakiegoś batonika, lizaka,
groszki, chusteczki bo jakiś katar mam ostatnio, ser, pizzę i jedną mandarynkę
– Lars rzucił się na łóżko
- Mhm, a mógłbyś mi to zapisać?
- Jasne.. dawaj kartkę i długopis – Izzy wręczył mu jakąś
wygniecioną kartkę, jeżeli w ogóle tak to można nazwać i długopis, perkusista
naskrobał na kartce listę zakupów i podał rytmicznemu
- Dobra dzięki, i tak kupię tylko wódkę
- Co? To po co ja to pisałem? – zapytał zrezygnowany
- Izzy, pójdę z Tobą.. daj mi tą nieszczęsną listę – Hammett
i Stradlin wyszli z domu, my zajęliśmy się oglądaniem jakiegoś głupiego filmu i
rozmową o przyszłości Adlera z tą uroczą Panią.
- Jesteśmy! Tęskniliście? – Kirk i Izzy wlecieli do domu
- Macie zakupy?
- No Lars, a masz jakieś wątpliwości? – chłopacy postawili
reklamówki na stole, Ulrich z uśmiechem dorwał się do zakupów
- Chyba o czymś zapomnieliście..
- A tak, pizzy nie było
- Widzę, że reszty chyba też..
- Nie no jak? Gumy mamy – Kirk wyciągnął gumy z kieszeni i
podał opakowanie przyjacielowi, który spojrzał na niego podejrzliwe – yy
znaczy.. gumy mieliśmy, ale wiesz droga była nawet długa iii.. no sam rozumiesz
- Was to tylko o coś poprosić, aa nie odzywajcie się do mnie
w ogóle – Lars zbył ich ruchem ręki, kiedy otworzyli usta by coś
powiedzieć.
_______________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak mnie one motywują! Kocham Was ;D ;*
Dash.
_______________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak mnie one motywują! Kocham Was ;D ;*
Dash.
Kocham każdy rozdział coraz bardziej *_*
OdpowiedzUsuńProszę napisz kolejną część ja najszybciej bo nie wytrzymam...mega mnie to wciągnęło! Z zajebiste!!!
OdpowiedzUsuń'- A co my Caritas?'
OdpowiedzUsuńHahahahaha, jebłam!
Te Twoje teksty, chyba nie było jeszcze rozdziału, żebym się nie śmiała... :D Zajebisty blog, zajebisty!
Boże, ja nawet zapomniałam, że takie teksty pisałam! xd
Usuń... ZAKOCHAŁAM SIĘ...
OdpowiedzUsuń