ROZDZIAŁ 41
- No kurwa! - jęknęłam z bólu, chociaż może bardziej ze strachu. Skaleczyłam się krojąc tą pieprzoną cebulę
- Pokaż - Sebastian podszedł bliżej, by sprawdzić skaleczenie. Prawie natychmiast cofnęłam rękę i włożyłam uszkodzony palec do ust. Chłopak uśmiechnął się i odgarnął kosmyki włosów
opadające mi na oczy - Słodka jesteś. Nic Ci nie będzie sierotko
- No jak mi nic nie będzie?! Sebastian, ja krwawię!
- Oj, jak chcesz, to pocałuję.. będzie mniej bolało - zaśmiał się nieco ironicznie
- Spieprzaj
- Daj, dokończę, a Ty sobie usiądź - zabrał mi nóż. Usiadłam na szafce przy zlewie. Pierwszy raz widziałam SEBASTIANA BACHA krojącego cebulę. W ogóle krojącego cokolwiek! Sprawnie mu
to szło
- Dobrze Ci idzie, może mnie zastąpisz?
- O nie, nie, nie (!) ręki sobie nie ucięłaś, więc obiad zrobić możesz - zrobiłam minkę typu "głodne dziecko z Afryki prosi o kanapkę" i zatrzepotałam rzęsami
- Dash..
- Słucham?
- Nie patrz tak na mnie
- Ale jak?
- Jak głodne dziecko z Afryki, proszące o kanapkę
- Ale ja nic takiego nie robię
- Jasne.. o kurrrwa, mocna ta cebula - z jego oczu zaczęły lecieć pojedyncze łzy
- Sebastian, ale nie płacz. Przecież to ja się skaleczyłam, nie Ty
- Nie płaczę. To ta cebula cholerna!
- Oj, poczekaj, dam Ci chusteczkę
- Dash, nie wkurwiaj mnie
- Ale co ja Ci robię? Chusteczkę chcę Ci tylko dać
- Dash, możemy porozmawiać? - McKagan wszedł do kuchni
- Nie
- Dash, proszę kurde posłuchaj mnie
- Nie!
- No to nie - warknął i wściekły rzucił się na kanapę zapalając papierosa.
Ja nie rozumiem, dlaczego Ona taka jest? Czemu nie chce mnie wysłuchać? Niedawno wszystko było w porządku, a od tej całej sprawy z Jeremym wszystko się pieprzy. I Oni się kuźwa dziwią, że
ja tyle piję. Nie chcę jej stracić, a czuję, że Dash się ode mnie oddala. Martwi mnie to, bo.. bo jej potrzebuję.
- Dash, czemu Duff taki podkurwiony chodzi? - weszłam do kuchni czując zapach jeszcze gorącego sernika
- Zapytaj go
- Pokłóciliście się?
- Nawrzeszczał na mnie
- Dlaczego?
- Bo się o niego martwię
- Co? - ktoś zadzwonił do drzwi. Dash pobiegła je otworzyć
- Cześć James
- Cześć - pocałował ją w policzek - Nie wziąłem ze sobą chłopaków, bo jakby to powiedzieć.. no nie nadawali się na odwiedziny
- Mhm.. ale pogodzili się?
- Tak
- To dobrze. Chłopcy są na górze, jak chcesz, to idź do nich
- Posiedzę z Duffem
- Lepiej nie. Jest wkurwiony, nie chcę, żebyście się pokłócili
- Aha, no ok. To idę na górę
- Ok. Zejdźcie za jakieś piętnaście minut - Hetfield poszedł na górę, blondynka wróciła do kuchni i zastała mnie z nożem i talerzem nad ciastem
- Brack! No co Ty robisz, najpierw obiad
- O Jezu.. serniczku, obiecuję, ja do Ciebie wrócę.
- Steven! Mary przyszła - Dash wpadła do mojego pokoju
- To co robimy? Dash, pomożesz mi?
- Jasne, tylko powiedz, co mam robić
- No udawać moją dziewczynę, tylko tak, żeby uwierzyła. Chodź - złapałem ją za rękę i pociągnąłem na dół. Reszta zespołu oraz James i Seba zeszli za nami. W salonie Brack zagadywała
kobietę i próbowała wyrwać McKaganowi wódkę, bo znowu by się idiota upił.
- Cześć kochanie - Mary dosłownie rzuciła mi się na szyję
- Witaj Mary, usiądź. Musimy porozmawiać - próbowałem być jak najbardziej poważny (a z moją naturą to cholernie trudne). Usiedliśmy przy stole, wcześniej poprosiłem Dash, żeby usiadła obok
mnie. Mary siedziała dokładnie naprzeciwko.
- Tak Steven, masz rację. Musimy porozmawiać. Mam dwie wiadomości: dobrą iii.. i lepszą! Od której zacząć?
- Od lepszej
- Musimy szybko wziąć ślub
- Co?! Jaka jest ta dobra? - zapytałem przerażony. Ja nie chcę się żenić.. nie teraz, za młody jestem!
- Steven, kochanie.. ja chyba jestem.. jestem w ciąży
- Nie ze mną
- Skarbie, co Ty mówisz?
- Przecież ja nawet nie uprawiałem z Tobą seksu, kobieto, zastanów się! - z "radości" aż zamachałem rękami
- Steven, pewny jesteś, że nie?
- Nie wiem - niepewnie i z drżącym głosem odpowiedziałem na pytanie Axla - Ale Mary, ja też mam dla Ciebie dwie wspaniałe (!) wiadomości
- Jakie?
- A od której zacząć.. od dobrej, czy lepszej?
- Hmm, może od.. zacznij od dobrej, kochanie
- Dobra, to Dash i ja bierzemy ślub - Sebastian, mało wtajemniczony w nasz plan prawie zakrztusił się Danielsem, przy czym (niechcący oczywiście) opluł Izziego
- Co?
- No tak. A wiesz, jaka jest lepsza?
- Że to żart?
- Nie. Dash jest w ciąży.. będziemy mieli dziecko.. ja i Dash, nie ja i Ty - pocałowałem McRivery namiętnie, tak namiętnie, jak tylko potrafiłem
- To ja.. pójdę po ciasto - Dash wstała i rozkojarzona poszła do kuchni, po chwili słychać z niej było głośny śmiech.
- Pójdę zobaczyć, co z Dash - polazłem do kuchni, dziewczyna siedziała na krześle i próbowała powstrzymać napady śmiechu
- Ślub, dziecko? Steven, co Ty wymyślasz? Oryginalniej nie mogłeś?
- Dash, proszę Cię, bądź wiarygodna. Pokaż, że chociaż trochę mnie kochasz.
- Jasne - wyszła z kuchni. Chłopaki od razu rzucili się na sernik, który przyniosła. Tylko Duff siedział spokojnie wpatrując się w blondynkę - Steven skarbie, idziesz?
- Idę, idę - objąłem McRivery i znowu pocałowałem
- Ja nie wierzę, że Wy jesteście razem. Wkręcacie mnie?
- Nie, dlaczego? - moja ręka powędrowała niżej i zaraz usłyszałem, jak Dash szepcze mi do ucha
- Adler , weź łapę z mojego tyłka jeśli możesz
- A muszę? Mamy być wiarygodni - uśmiechnąłem się. Duff, klnąc coś pod nosem polazł na górę
- Stevenku, wkręcasz mnie. Przyznaj się.. wiesz, że Cię kocham, zaplanowałam już nasz ślub, naszą noc i podróż poślubną
- Ale ja żenię się z Dash!
- Kłamiesz
- Nie Mary, bierzemy ślub. Chciałam powiedzieć Ci o tym rano, ale pomyślałam, że dobrze by było, żeby Steven też przy tym był
- Nie wierzę.. i Dash naprawdę jest z Tobą w ciąży? Jak to możliwe? - kobieta wstała przesadnie wymachując rękami (uderzając przy tym śmiejącego się do rozpuku Axla)
- Mary, co ja mam Ci powiedzieć, jak dziecko spłodziłem? Nie wiesz, jak to się robi?
- Doskonale wiem jak. Mam nadzieję, że to tylko Twój mały skok w bok i do mnie wrócisz, bo ja Cię naprawdę kocham
- Nie wrócę, bo Cię NIE KOCHAM! A poza tym, nie można wrócić do kogoś, z kim się nawet nie było
- Przemyśl to wszystko jeszcze, skarbie. Daj znać, jak już się dowiesz, co do mnie czujesz, cześć - Mary wyszła trzaskając drzwiami - I pamiętaj - wróciła na chwilę - o NASZYM dziecku. Ślub
w następną sobotę -wyszła.
- Jasne, weź Ty idź lepiej do lekarza, to pewnie jakieś zatrucie, czy coś. Ty za stara jesteś, żeby dziecko urodzić!- wrzasnąłem
- Do you need some time.. on your own. Do you need some time.. all alone. Everybody need some time.. on their own. Don't you know you need some time.. all alone. - wszyscy patrzyliśmy na Rose'a, który
zasiadł do fortepianu i zaczął śpiewać - Kartka, kartka i długopis! - wrzeszczał szukając czegoś do pisania. Podszedł do Stradlina i wygrzebał z jego kieszeni jakiś kawałek kartki i długopis. - Uff..
prawie zapomniałem, co śpiewałem
- Haha, co Ty Axl, balladkę piszesz? - Slash śmiał się czytając tekst przed chwilą napisany przez rudzielca
- Śmiej się, śmiej. A ja Wam mówię, że to będzie nieśmiertelne
- Oczywiście Axelku, oczywiście..
- Axl ma rację, to będzie nieśmiertelne - zapewniała Dash - naprawdę, zobaczycie.
- Kurwa, wkurwiłem się przez tą psychopatkę. Dash, skoro już jesteś moją dziewczyną, niedługo weźmiemy ślub i przywitamy na tym okrutnym świecie nasze dziecko, to chyba możesz pomóc mi odreagować,
prawda? - śmiejąc się zaciągnąłem przyjaciółkę do swojego pokoju.
- Slash, nie uważasz, że to dziwne?
- No. Ale co?
- No to, że nawet za Adlerem latają laski, a ja jestem sam..
- Axl, ale za Adlerem nie latają laski, to tylko jedna kobieta, podkreślam: KOBIETA, po czterdziestce! A poza tym, zobacz, tylko Izzy ma dziewczynę, chłopcy z Metalliki i Skid Row są sami, tak jak my.
Tak jest nawet fajnie, robimy co chcemy, nikogo nie musimy się słuchać, no może poza Dash i Bracket, no i tylko Stradlin czasami prawi nam morały a jak chcemy pobzykać, to możemy iść na dziwki.
- Saul, zaktualizuj dane
- Ale..
- Snake ma dziewczynę
- Tak? Ciekawe.. która to?
- Ta.. czekaj, jak Ona się nazywa.. Anastasia chyba. Ona pracuje w klubie ze striptizem, tym co..
- Wiem w którym - przerwał mi gitarzysta - Wiesz co, przypomniało mi się, że muszę coś załatwić. Będę wieczorem. - Hudson w pośpiechu wybiegł z Hellhouse. Zajrzałem do Duffa, ale zaczął
na mnie krzyczeć i rzucać we mnie różnymi dziwnymi przedmiotami, to wyszedłem. Z pokoju perkusisty słyszałem ciekawe dźwięki, więc tam też zajrzałem.
Mizialiśmy się na łóżku i nagle usłyszeliśmy krzyki basisty, wrzeszczał coś, że odchodzi z zespołu, że się wyprowadza, Axl próbował go uspokoić, ale spotkał się tylko z
wyzwiskami pod swoim kątem. McKagan pokrzyczał trochę i zamknął się w pokoju trzaskając drzwiami.
- Co Wy robicie? - Rudy uchylił drzwi przerywając nam zabawę
- Ćwiczymy.. tak gdyby Mary miała jakieś wątpliwości
- A może się przyłączysz? - zapytałem.. kurwa, trochę jak jakiś gej
- A mogę?
- No pewnie Axelku, przecież Ciebie trzeba pocieszyć. Słyszeliśmy o czym gadałeś z Saulem - Dash przyciągnęła Rose'a bliżej łóżka, trzymając go za rozpiętą koszulę i powoli zbliżała
się do jego ust, chłopak chwycił ją mocniej, zatopił dłoń w jej długich, blond włosach i pocałował.
- Ej Axl, ale ja też tutaj jestem - oburzyłem się
- Sorry Adler, ale Ciebie nie pocałuję, nie podobasz mi się
- Ale Dash przecież może
- Sorry, zajęta jestem - powiedziała przerywając całowanie Rose'a i dobrała się do jego rozporka
- Nie znudził Ci się jeszcze? Ostatnia noc Ci nie wystarczyła? Może chcesz spróbować czegoś nowego, co Dash? Obiecuje, że nie pożałujesz - zachęcałem. Dziewczyna jednak wydawała się być
zainteresowana tylko wokalistą - Czemu kurde?! A ja się tak napaliłem. Co On ma, czego JA, STEVEN ADLER PERKUSISTA nie mam?
- Nie no Adlerku, niczego Ci nie brakuje - McRivery usiadła na łóżku, zaczerwieniłem się
- Pomyślałem to, czy powiedziałem?
- Powiedziałeś Stevenku - zbliżyła się do mnie i delikatnie musnęła moje usta
- Ej, co Wy.. beze mnie się bawicie? - Rose, który do tej chwili się nam przyglądał zamknął drzwi, wskoczył do łóżka i dobrał się do półnagiej Dash.
Przyszedłem pod posiadłość Skid Row i trochę niepewnie zapukałem do drzwi
- Anastasia? Cześć, ja jestem kolegą Snake'a.. - otworzyła mi dziewczyna o czarnych włosach, niska, szczupła, trochę zaspana, nawet nie próbowała być miła
- Ale Dave'a nie ma
- Ale ja przyszedłem do Ciebie.. mogę wejść?
- Jeśli to coś ważnego.. właź - niechętnie wpuściła mnie do domu. Trochę mnie to zdziwiło, przecież mnie nie zna, w domu nie ma Sabo ani reszty zespołu..
Od dwudziestu minut stoję pod prysznicem. Boże, co ja w ogóle ze sobą robię? Kochałam się jednocześnie z Axlem i Stevenem.. chociaż Adler stwierdził, że wolę Rose'a i mało
się udzielał, więc można powiedzieć, że z nim niczego takiego nie zrobiłam. Ale to nie zmienia faktu, iż czuję się jak tania dziwka. Zwykła, mała kurwa..
Wybiegłem z chaty Skid Row i zapaliłem papierosa, którego i tak zgasił mi deszcz, który przed chwilą rozpadał się na dobre. Źle się czuję z tym, co zrobiłem.. nie powinienem,
ale skoro Sabo zgwałcił Dash, to ja też mogłem skrzywdzić jego dziewczynę, co prawda Anastasia nie jest niczemu winna, ale taka jest cena bycia z takim chujem, jakim jest Dave. Normalnie przecież bym tego nie zrobił,
ale emocje i nerwy mnie poniosły, nie panowałem nad sobą. Kurwa, żałuję! Ale czasu nie cofnę, szkoda tylko, że ucierpiała osoba, która nie zrobiła nic złego. Znalazłem budkę telefoniczną i zamówiłem
taksówkę. Piętnaście minut czekania w deszczu zdawało się trwać wiecznie. Przemoczony usiadłem na tylnym siedzeniu samochodu, podałem kierowcy adres, przyłożyłem policzek do zimnej szyby i patrzyłem jak
tańczą na niej krople deszczu. Po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. Na ulicach prawie nie było ludzi, ci którzy byli uciekali przed deszczem. No a mnie dopadła melancholia i cholerne poczucie winy. Chyba jeszcze
nigdy się tak beznadziejnie nie czułem.
Wparowałem do łazienki. Stamtąd Dash uciec mi nie mogła. Siedziała w ręczniku na podłodze.
- Duff! Zajęte, nie widzisz? - zapytała z pretensją
- Widzę. Celowo tu wszedłem, stąd mi nie uciekniesz. Musimy porozmawiać
- Nie chcę
- Dash. Co Ty robisz, co? - usiadłem obok dziewczyny, opierając się o ścianę
- O co Ci chodzi?
- O co mi chodzi? - wstałem i spojrzałem w lustro - Zachowujesz się jak dziwka. Wdzięczysz się do Jamesa i Seby, pieprzysz się z Axlem i prawdopodobnie z Adlerem, chuj wie z kim jeszcze!
- Naprawdę tak myślisz? Uważasz, że zachowuję się jak dziwka?
- Tak - odpowiedziałem stanowczo, zaczęła płakać - Jezu Dash, nie chciałem. Przepraszam, nie płacz - stałem nad nią nie wiedząc jak zareagować, podejść i przytulić, czy zostawić w spokoju?
- Ale.. Ty masz rację. Zachowuję się jak dziwka.
- Dash, ja wcale tak nie uważam. Nie wiem, czemu tak powiedziałem. Zapomnijmy o tym, ok? Przepraszam.. za to i za to, że Cię okłamałem
- O czym Ty mówisz? - uniosła głowę i spojrzała na mnie marszcząc brwi
- O heroinie. Brałem jak Cię nie było.
__________________________________
Dobra, miało być dłuższe, ale brat mnie pogania, żebym go na kompa wpuściła -.- Nie mam pojęcia, czy się Wam spodoba.
btw Julia - Ty naprawdę na ładne liczby u mnie trafiasz. Jeden z Twoich komentarzy jest setnym na moim blogu ;D
Coś jeszcze miałam napisać, ale zapomniałam.. to przez brata xD
Aa no i dziękuję za komentarze (28 pod jednym rozdziałem to coś naprawdę dla mnie WIELKIEGO) ;D ;*