Strony .

środa, 6 sierpnia 2014

R.56

ROZDZIAŁ 56

     Rano Izzy'ego nie było w Hellhouse. Nikt nie wiedział, gdzie jest; wychodząc z domu, powiedział McKaganowi tylko, że idzie coś załatwić. Jeżeli pójście coś załatwić, oznacza pójście się naćpać, to z nami koniec. Nawet jeśli znaczyłoby to coś innego, to nie wiem, czy nasz związek ma jeszcze jakąś przyszłość. Przecież powinien opierać się na zaufaniu, a ja Izzy'emu chyba przestałam już ufać. Kłamie i możliwe, że już mnie nie kocha. Gdy zeszłam do salonu, Dash płakała, siedząc na kolanach basisty, który tłumaczył coś Axlowi.
- Co się stało?
- Alicia nie żyje. - Duff uspokajał blondynkę.
- Jaka... co? Alicia? Alice Highrisk? - żadnej innej Alicii nie znałam.
- Tak.
- Oh, come on! Czy tylko ja jej nie znałem? - Rose wyrzucił ręce do góry.
- Nie, tylko nasza trójka z Hellhouse ją znała. - Dash otarła policzki z łez. Stradlin wszedł do domu. Nie wyglądał wcale na kogoś, kto przed chwilą ćpał. Wyglądał na zmęczonego, jego twarz przybrała szary kolor, pod oczami pojawiły się cienie, ale byłam pewna, że dzisiaj niczego nie brał.
- Co jest? Czemu - ruchem głowy wskazał Dash - ona płacze?
- Zamordowali naszą koleżankę...
- Ah, tak, słyszałem w radiu, Alicia Highrisk, to o nią chodzi? Przykro mi kochanie.
- Nie dotykaj mnie! Przestań! Przestań... - odwrócił mnie i mocno przytulił; przywarłam twarzą do jego klatki piersiowej i wsłuchałam się w bicie serca. Miarowe, po chwili biło coraz szybciej. Oderwałam się od chłopaka i pokazałam mu ręce. - Widzisz?! Nie dotykaj mnie już...
- Przepraszam, Brack. Nie chciałem, obiecuję...
- Ty zawsze obiecujesz! I zawsze mnie ranisz! Pamiętasz, co wczoraj powiedziałeś?
- Powiedziałem wiele rzeczy... - odparł spokojnie. Stanęłam bliżej i podjęłam cicho:
- Powiedziałam, że już nie wiem, czy chcę wziąć z tobą ślub, a ty? Ty stwierdziłeś...
- Że nie ty, to inna - przerwał mi - Ale Brack...
- Naprawdę tak uważasz?
- Nie, dobrze wiesz, że nie.
- Nie Izzy, nic już nie wiem. - pobiegłam na górę. Stradlin uderzył pięścią w ścianę.

     Kurwa, wiedziałem. Wiedziałem, że ta impreza, to zły pomysł. Znowu wszystko się pierdoli.
- Duff!
- Co?
- Chodź tu!
- Co? - zapytał, wchodząc do kuchni.
- Kim właściwie była ta dziewczyna? Skąd one ją znały?
- Znajoma ze Seattle.
- Więc ty też ją znałeś?
- Mhm.
- Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowny.
- A ty byś był?
- Nie wiem, pewne nie... Mam więcej towaru. Chcesz?
- Nie, jeszcze mam. Skąd to tym razem wytrzasnąłeś, i po co? Dlaczego robisz to Brack?
- Znalazłem tego chłopaka, któremu wcześniej zwinąłem towar. Policja go ściga, więc odkupiłem od niego kilka torebeczek. Ale to nie dla mnie. Dlatego Brack się nie dowie. Zamierzam trochę pohandlować.
- Chcesz, żeby Brack się nie dowiedziała, a zamierzasz handlować? Przypominam, że tego chłopaka ściga policja, może cię wsypać, idioto.
- Nie kracz. Nic się nie stanie. Zachowujesz się jak stara baba.

     O kurwa. Dobra, co ja tu robię? Pomyślałem, gdy obudziłem się na podłodze łazienki. Wstając, jebnąłem głową o umywalkę. Ponowne trafiłem na podłogę i stwierdziłem, że lepiej poruszać się na czworaka. Pociągnąłem klamkę, pchnąłem drzwi i poczołgałem się do salonu.
- Steven, gdzieś ty się podziewał?
- W łazience, Axl. Dash, płakałaś?
- Ktoś zabił jej koleżankę.
- Rose, co ty gadasz? U nas w domu?! Co tu się działo?
- Nie u nas, debilu...
- Nie gadajcie już o tym - blondynka dosiadła się do nas na kanapę i przytuliła się do Rose'a. Poszedłem na górę, żeby porządnie się wyspać.

     Siedzę z Dash w salonie od dłuższego czasu, Axl pół godziny temu zmył się gdzieś z Hudsonem. Z góry dobiega nas dźwięk gitary Izzy'ego. Z telewizji dowiedzieliśmy się, że pogrzeb Alicii będzie jutro. Mimo wczesnej pory, ja i Dash położyliśmy się spać. Chyba nigdy tak długo nie spałem. Gdy się obudziłem i spojrzałem na zegarek, była 11:17. Teraz jest za 5 trzynasta. Przez prawie 2 godziny myślałem o Dash, o Alicii, o tej imprezie, o poczynaniach Izzy'ego i o biednej Brack. Nasze życie chyba nie ma szans na bycie normalnym. Wstałem, poszedłem do łazienki, ubrałem się i zszedłem na dół. W salonie Axl, Slash, Steven i Brack jedli śniadanie.
- Cześć wszystkim. Dobrze, że nie śpicie. Rozmawiałem wczoraj z Dash. O pogrzebie Alicii. Jest dzisiaj. Dokładnie za 2 godziny i myślę, że...
- Hej... - Stradlin zszedł do salonu, przyciskał dłoń do czoła.
- Cześć. Wracając do tego, co mówiłem. Myślę, że powinniśmy się na ten pogrzeb zabrać. Co o tym myślicie?
- Ja idę. Nie mogłabym postąpić inaczej.
- Ja też. - wykończona Dash zeszła na dół.
- Ja bym poszedł. Przykro mi naprawdę, choć jej nie znałem... Ale nienawidzę Poison. A Alicia była dziewczyną DeVille'a.
- Dobra, Axl, nie lubimy Poison. To fakt. Ale tu nie o nich chodzi. Dziewczyny i Duff znali Alicię, na pogrzeb idziemy dla niej, nie dla Poison.
- Masz rację, Saul. Ja idę, po minie Stevena widzę, że on chyba też. - Izzy zniknął w kuchni.
- Oczywiście. Axl, a ... - Adler nie dokończył. Dash osunęła się na ziemię. Jej ciało upadło bezwładnie przy schodach, gdzie stała. W ułamku sekundy z Brack pojawiliśmy się przy blondynce. Stradlin wychylił głowę z kuchni, reszta Gunsów siedzących na kanapie, odwróciła się do tyłu.
- Dash, co ci?
- Nie wiem. Zakręciło mi się w głowie i ... - westchnęła i zakryła twarz dłońmi.
- To przez to, że od kilku dni prawie nic nie jesz. - słusznie zauważył Slash.
- Nie, to nie przez to, to przez stres, jestem wykończona. Psychicznie.
- Wstaniesz sama? - zapytałem, gdy zaczęła się podnosić, gotów, by w razie czego ją złapać. Rytmiczny przyniósł szklankę wody i podał blondynce.
- Tak, już mi lepiej. Dzięki.
- W tej sytuacji nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby Dash szła na ten pogrzeb...
- Izzy, co ty wygadujesz?! Nie ma mowy, idę - powiedziała stanowczo - Muszę...
- Mała, nie denerwuj się, idziesz, wszyscy idziemy. Ale nie pozwolę ci się ruszyć z domu, do póki nic nie zjesz, rozumiesz?
- Nie jestem głodna.
- Nie dyskutuj. Kochanie, musisz coś zjeść.
- Nie ma na to czasu, Duff, jest po 13, pogrzeb jest o 15. Na drugim końcu Los Angeles. Jak będą korki, nie zdążymy. Nawet jak nie będzie, pewnie się spóźnimy!
- No to się spóźnimy, ale zjeść musisz. - Dopilnowałem, by Dash zjadła śniadanie (choć godzina wskazywała raczej porę obiadową) i poszliśmy się ubierać. Jak zwykle trzeba było czekać na dziewczyny. Zeszły 15 minut po nas. Dash miała na sobie ciemne okulary oraz czarną, przylegającą do ciała sukienkę z koronki, odsłaniającą jej opalone kolana. Wzięła też ze sobą luźniejsze ubrania, by przebrać się od razu po pogrzebie. Brack była w czarnych spodniach i ciemnej bluzce.

     Dzięki skrótom, na cmentarz dojechaliśmy kilka minut przed 15. Jak się później okazało, pogrzeb zaczął się dużo wcześniej. Weszliśmy w głąb cmentarza; wokół wykopanego 2-metrowego dołu otoczonego jasno-zieloną trawą zebrani byli ludzie, właściwie niewielu, w tym Poison. Najbliższa rodzina dziewczyny siedziała na krzesłach, pogrążona w smutku. Ksiądz zaczął już ostatnie pożegnanie. Stanęliśmy w grupie za ludźmi. Brack, Dash i wspierający (głównie blondynkę) Duff stanęli obok siedzącej matki dziewczyny. Czterech mężczyzn opuszczało powoli trumnę. Podchodziliśmy do dołu, by na zawsze pożegnać dziewczynę garstką ziemi i różami, rzucanymi na jej trumnę. Krople deszczu zaczęły spadać z nieba, ludzie zaczęli odchodzić, zostaliśmy tylko my, C.C. DeVille i matka Highrisk. Chłopak nawet nie spojrzał w naszą stronę, kobieta poznała jednak dziewczyny i Duffa. Rozmawiali chwilę, usłyszałem kawałek rozmowy:
- Nigdy nie chciałam puszczać Alicii do Los Angeles, wiedziałam, że to się źle skończy. Ale ona się uparła, była taka... - kobieta zakryła twarz i zaczęła płakać, McRivery położyła dłoń na jej ramieniu.
- Była cudowna. Proszę się uspokoić, Alicia na pewno nie chciałaby widzieć Pani w takim stanie.
- Helen, możemy już iść? - gitarzysta Poison podszedł do matki Alicii. - Nie musieliście tu przychodzić.
- C.C., Alicia była naszą koleżanką.
- To już nie jest ważne. - odszedł z Helen. Steven i Slash wracali osobnymi samochodami. Przedtem jednak Dash przebrała się w swoim aucie. Deszcz stale kropił z ciemnego nieba, nie przeszkadzało to jednak Izzy'emu i Brack wracać piechotą. Chcieli porozmawiać, coś sobie wyjaśnić. Ja natomiast wracałem z Dasshy i Duffem. Szliśmy chodnikiem, nie odzywając się, ani nie zwracając na nic uwagi. Czułem jednak, że blondynka już się uspokoiła. A to co działo się na rogu teraz prawie wymarłej ulicy, nie przeszło obok nas niezauważone. Wygląda na to, że zderzyły się ze sobą dwa samochody osobowe. Jeden z nich ma totalnie wgnieciony przód, drugi wylądował na drzewie, a spod jego maski wydobywały się chmury gęstego, szarego dymu. Kilku przechodniów stało bezczynnie, po części ich rozumiałem, bo sam nie miałem pojęcia, co robić. Ktoś najwyraźniej wiedział, bo zadzwonił po karetkę i krzyknął, że przyjedzie za 15 minut. 15 minut to kupa czasu, zamurowało mnie, ale Dash wbiegła na ulicę i od razu podbiegła do małej dziewczynki, którą siła uderzenia wyrzuciła przez przednią szybę.

     Nie wiem, co spowodowało, że zdecydowałam się przybiec do dziecka leżącego na ulicy. Nie wiedziałam też, co zrobić, ani jak duże są obrażenia dziewczynki, chciałam tylko, żeby nie umarła. Dyszała szybko, w jej skórę na czole, policzkach oraz brodzie wbiły się drobne elementy asfaltu. Drżącymi dłońmi oparłam jej głowę na swoich kolanach. Stale nie wiedziałam, co robić. Strasznie się bałam. Rozglądając się nerwowo mignął mi obraz Duffa, kucającego przy pobladłym Axlu, siedzącym na krawężniku.
- Dziecko, mała, nie zamykaj oczu, proszę cię. Jak masz na imię? - próbowałam złapać z nią kontakt.
- Ju... Juliette. - wyszeptała z trudem. Duże niebieskie oczy dziewczynki powoli się zamykały, z ust zaczęła wyciekach stróżka krwi, kontrastującej z kolorem jej blond loczków.
- Juliette. Julie, nie mów już nic więcej. I nie zamykaj oczu, proszę. Karetka zaraz przyjedzie - gładziłam delikatnie jej włosy. Zaczęła kaszleć, jakby się dławiła - Julie, nie, proszę... - usta dziewczynki napełniły się krwią, oczy otworzyły nienaturalnie i zostały w tej postaci; Julie chrząknęła ostatni raz, co przypominało charczenie i przestała oddychać - Co..? Nie.. Nie. Nie! Julie, oddychaj, karetka zaraz przyjedzie. Mała... - pochyliłam się, trzymając jej bezwładne ciało w ramionach i zaczęłam płakać. Przeraźliwie. Nie słyszałam już żadnych krzyków, które przedtem docierały do moich uszu, nic, poza własnym płaczem. Poczułam ciepłą dłoń na ramieniu, a później usłyszałam głos McKagana. Klęknął przy mnie, mówił coś, ale nic do mnie nie dochodziło, kompletnie wypierałam słowa docierające do mojej głowy. Przyjechała karetka i to jej dźwięk wyrwał mnie z letargu. Musiałam wypuścić Julie z rąk, sanitariusze przejęli jej maleńkie ciało, ułożyli na noszach prawie 2 razy dłuższych od dziewczynki; po stwierdzeniu zgonu jeden z nich przyłożył dłoń do wciąż otwartych niebieskich oczu Julie, by ostatni raz je zamknąć. Zaczęłam wrzeszczeć, że to niesprawiedliwe, że Julie powinna żyć, że pewnie zaraz się ocknie... Duff objął mnie mocno i próbował uciszyć, z trudem łapałam oddech.
- Dash, uspokój się. Ona nie żyje, nie wrócisz jej życia płaczem i krzykami, kochanie.
- Dlaczego? Dlaczego giną ludzie, którzy dopiero zaczęli życie, Duff! Dlaczego Julie? - uderzyłam otwartą dłonią w klatkę piersiową basisty - Dlaczego... - zakryłam twarz i płakałam dalej.

     Bracket ponownie mi wybaczyła i wszystko między nami w porządku. Teraz tylko muszę dopilnować, by nie dowiedziała się o narkotykach. - Kocham cię - pocałowałem ją w czoło, wtuliła się we mnie mocniej. Do Hellhouse wrócili Rudy, McKagan i Dash, zanosząca się prawie histerycznym płaczem. Myślałem, że to z powodu Alicii, ale na policzkach Rose'a dostrzegłem łzy, a nie znał jej przecież.
- Skarbie, połóż się na górze, zaraz do ciebie przyjdę - blondynka bez słowa udała się na górę, Axl snuł się za nią. Duff opadł na fotel, pochylił się, opierając łokcie na kolanach i skrył twarz w dłoniach.

     Improwizowałem na gitarze i nagle usłyszałem szuranie, ciągnące się wgłąb korytarza, wychyliłem się, by zobaczyć, kto jest jego sprawcą - Axl - szuranie zawróciło i rudy chłopak pojawił się w drzwiach mojego pokoju - Coś się stało? - spuścił głowę, pociągnął nosem i znowu szurając poszedł do swojego pokoju. Odłożyłem gitarę i poszedłem sprawdzić, co się dzieje. Leżał na łóżku, z głowę wtuloną w wielką poduszkę - Axl... Axelku, co się dzieje? - zapytałem. Uniósł głowę i zwrócił twarz w moją stronę, odkryłem zielone, przepełnione łzami oczy chłopaka, skrywane pod rudą grzywką.
- Zginęli... wszyscy zginęli.
- Nie rozumiem... kto zginął? O kim ty mówisz, Axl?
- Ludzie... w wypadku... oni... zginęli... ja...
- Spokojnie, przestań płakać - Rose usiadł podkulając nogi, wytarł policzki i położył głowę na moim ramieniu - jacy ludzie? Znałeś ich?
- Nie, ale widziałem... mała dziewczynka zmarła w ramionach Dash, a kobieta... przez jej skroń przebijała się gałąź i... - znów zaczął szlochać.
- Spokojnie, nie musisz o tym mówić, spróbuj teraz o tym nie myśleć.

     - Czyli był wypadek, tak?
- Tak Izzy, czego nie zrozumiałeś w opowieści Duffa, że jeszcze pytasz?
- Kochanie, zrozumiałem wszystko, chcę się tylko upewnić.
- Masz wątpliwości?
- Dash chciała uratować tę dziewczynkę. Boże, dlaczego ona musi być świadkiem takich rzeczy? - basista zapytał drżącym z emocji głosem.
- Nie ma dziewczyna szczęścia, pogrzeb koleżanki, chwilę później taka sytuacja i...
- Izzy, weź się już nie odzywaj - spojrzałam na Stradlina, zamilkł natychmiast. McKagan wstał, przetarł twarz i przeczesał włosy.
- Idę do Dash, nie chcę, żeby była sama.

     - Axl, lepiej się już czujesz?
- Nie wiem - odpowiedział cicho.
- Spróbuj zasnąć - stojąc w drzwiach zgasiłem światło, zamierzałem wyjść i zamknąć za sobą drzwi, ale usłyszałem cichutkie Slash i odwróciłem się przez ramię - Tak?
- Zostaniesz ze mną na noc? - pomyślałem, że to trochę dziwne, gdy takie pytanie pada w moim kierunku z ust dorosłego mężczyzny, ale widząc przestraszone, niespokojne oczy Axla, i biorąc pod uwagę, co go dzisiaj spotkało, uznałem, że to może całkiem normalne - Boję się zostać sam...
- Jasne - odpowiedziałem po chwili ciszy i podszedłem do łóżka. Axl przesunął się i odsunął kołdrę, położyłem się na boku podparłem głowę ręką. Rudy leżał na plecach, przyglądałem się mu i dopiero po chwili, gdy oczy przyzwyczaiły się do mroku, zobaczyłem, że jego powieki drżą. Przysunąłem go do siebie, położyłem rękę, na której przed chwilą spoczywała moja głowa, pod głowę przyjaciela, a druga opadła nad jego biodrem. Nad ranem obudziły mnie dziwne wibracje, jak się okazało, drgawki Axla. Próbowałem go obudzić - Axl, Rudy, co jest?- drgawki po chwili ustały, odetchnąłem z ulgą, bo przed sekundą naprawdę zacząłem się bać. Nie chciałem zostawiać Axla samego, dopóki się nie obudzi.

     - No to ładnie... - powiedziałem do siebie, wchodząc do domu. Na okładce lokalnej gazety, kupionej w kiosku u Mary, widniało zdjęcie Dash płaczącej w ramionach basisty, oraz odnośnik do strony, na której miałem się dowiedzieć, co jest przyczyną owej sytuacji. Usiadłem w fotelu, zapaliłem papierosa, otworzyłem na stronie 12.
Dwa samochody osobowe zderzyły się na rogu ulicy - brzmiał nagłówek. Już na początku tekstu widniała informacja, że nie przeżył nikt, a na miejscu wypadku znalazło się dwóch członków Guns n' Roses, oraz ich przyjaciółka. W dalszej części artykułu przeczytałem informację o pogrzebie Alicii i o tym, że na nim byliśmy, a także, że to ogromny cios, bo kilka dni temu straciliśmy koleżankę, a tuż po jej pogrzebie w wypadku zginęli bliscy jednego z nas. Fakt jest taki, że nie znaliśmy tych ludzi.
- Cześć, Izzy. Co tam masz?
- Co? - oderwałem się od lektury.
- Cześć, Izzy. Co tam masz?
- Gazetę, Adler, nie widzisz?
- Widzę! Ale co w gazecie?
- Dash, Axl i Duff.
- Pokaż. ...dwóch członków Guns n' Roses (Axl Rose i Duff McKagan) oraz ich przyjaciółka, Dash McRivery próbowali pomóc...  Co to jest? I dlaczego pod zdjęciem Dash, trzymającej w ramionach jakąś dziewczynkę pisze, że Steven Adler, czyli ja, stracił ukochaną siostrę, skoro ja nawet tego dziecka na oczy nie widziałem?!
- Po pierwsze: jest napisane. Po drugie: świętej pamięci dziecka. A po trzecie: ...eh, nie mam pojęcia. Ale wiesz, jak to jest, zawsze muszą coś podkoloryzować, zrobić wielki szum, założę się, że gdyby tej trójki tam nie było, nie poświęciliby na tę sprawę całych dwóch stron.  I nie wspomnieliby o pogrzebie Alicii.
- Wspomnieliby. Nawet już to zrobili. Stronę dalej - Popcorn podał mi gazetę. Artykuł skupiał raczej informacje o Poison, ich karierze, a nie o pogrzebie, samej Alicii, czy jej związku z DeVillem. Zawierał nasze zdjęcie z cmentarza, to samo, które umieścili na stronie 12, tylko powiększone.

     Gdy się obudziłem i spojrzałem w lewo, ujrzałem twarz Slasha, okrytą czarnymi lokami. Spał z lekkim uśmiechem. Nie wierzę, został ze mną przez całą noc. Chciałem go pocałować. Nieważne, w usta, policzek, czoło, czy ten jego słodki nosek, ale bałem się, że go obudzę. Zszedłem więc na dół, z kuchni dobiegła mnie rozmowa rytmicznego i perkusisty. Na stoliku leżała gazeta z Dash i McKaganem na okładce. Strona 12. Wypadek. Zdjęcie, na którym Duff klęczy obok mnie, gdy siedzę na krawężniku. Później Dash z tą małą. Karetka. Dash z Duffem. Mimowolnie poleciały mi łzy. Ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.
- Dzień dobry, gdzie mój przyszły mąż? - Mary. Boże. Ostatnia osoba, którą chciałem teraz zobaczyć.
- Nie ma mnie... I nie będę twoim mężem, wiedźmo! - Adler wybiegł z kuchni.
- Stevenku... chłopaki, czemu tu jest taki syf?
- Impreza była - odpowiedziałem.
- Ale chyba jak wróciliście, czyli pół tygodnia temu! Czy może się mylę?
- Przeciągnęło się.
- O czym ty mówisz? Nieważne. Moglibyście posprzątać.
- Daj spokój, kobieto! Mamy ważniejsze sprawy. Jeśli coś ci tu przeszkadza, to sama posprzątaj. Albo wypierdalaj. Whatever. - warknąłem i poszedłem na górę. Stradlin również uraczył Mary "miłymi" słowami i wyszedł z domu. Chyba podziałało, bo gdy zszedłem kilka godzin później był porządek i nie było Mary. Złota z niej kobieta. Posprząta, później siebie sprzątnie z Hellhouse. No anioł. Po prostu anioł.

     -Dash, kochanie - nie chciałem jej budzić, bo sen był jej potrzebny, ale miałem pewną wiadomość. Spytała zaspanym, lekko zachrypniętym głosem.
- Coś się stało?
- Twój brat przyjedzie.
- Co? - zerwała się - Kiedy?
- Spokojnie, za jakieś 2-3 godziny. Mówię tylko, żebyś była tego świadoma, ale prześpij się jeszcze, obudzę cię, jak przyjedzie - nachyliłem się, musnąłem ustami policzek i przykryłem blondynkę kołdrą.

     Czekałem w parku, przy fontannie, gdzie umówiłem się z klientem. Na dobrą sprawę wiedziałem tylko, że to gwiazda rocka (zadzwonił do mnie jego manager, nie wiem nawet skąd miał mój numer, ani skąd wiedział o towarze). Nic więcej. Spaliłem już trzeciego papierosa. Spóźnia się. Niebo robiło się ciemne od chmur. Myślałem, że mnie wystawił. Wyjąłem z kieszeni paczkę Marlboro i już miałem znowu zapalić, gdy ujrzałem przed sobą Keitha Richardsa. Nie spodziewałem się, że do mnie podejdzie (a zbliżał się coraz bardziej), kurwa, jestem jego fanem! Axl nie uwierzy, gdy powiem, że go widziałem. Gitarzysta Stonesów, gdy już podszedł, wyciągnął do mnie dłoń i wycedził przez zęby, zaciskające papierosa:
- Izzy, tak? To z tobą umówił mnie manager?
- Prawdopodobnie - ze szczęścia i dumy trząsł mi się głos - Wiesz, nie spodziewałem się, że akurat ty... Uwielbiam The Rolling Stones.
- Grasz w Guns n' Roses, nie? - mój idol wie, gdzie gram. Że w ogóle gram! - Nie? - powtórzył - Ej, dzieciaku?
- Yh, tak! Tak, gram w Guns n' Roses.
- Mam pewną propozycję - uniósł prawy kącik ust w uśmiechu.

     Siedziałem w kuchni, paląc papierosa. Wyciągałem wysoko głowę, by móc patrzeć przez okno. Pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza. Co chwilę pada. Ale przynajmniej pasuje do nastroju, w jakim jesteśmy.
- Hej... - Dash cichutko weszła do kuchni, tak samo się też przywitała.
- Skarbie, co tu robisz? Miałem cię obudzić, dopiero jak przyjedzie Martin.
- Wiem, ale nie mogłam zasnąć - usiadła mi na kolanie i oparła głowę  na moim ramieniu, uniosłem jej twarz, chwytając za podbródek, spojrzałem w smutne oczy i pocałowałem w czoło.
- Ty nie masz gorączki?
- Nie.
- Na pewno?
- Nie wiem.
- Wiesz co? - uśmiechnąłem się i odwróciłem twarz, by nie chuchnąć dymem z papierosa w Dash, gdy wypuszczałem go z ust - Może idź się jeszcze połóż - musnąłem usta dziewczyny i ułożyłem jej głowę z powrotem na swoim ramieniu. W tej chwili po domu rozbiegł się zadziwiająco głośny dzwonek do drzwi.
- Chyba już nie muszę. Otworzę. To pewnie Martin z Jasonem - uśmiechnięta wybiegła z kuchni - Duff? Możesz tu przyjść?
- Co się stało, kochanie? - wszedłem do salonu - Sabo, co ty tu robisz, gnojku? Wypierdalaj.
- Poczekaj. Moja dziewczyna zaginęła. Pół tygodnia jej nie widziałem, nie ma jej w domu, u rodziców, nigdzie!
- I co? - zapytałem obojętnie.
- No, myślałem, że może coś wiecie...
- A niby skąd?
- Przecież Slash ją... - zamilkł, po czym dokończył ściszonym, nieco chrypliwym głosem - ... zgwałcił.
- A ty zgwałciłeś Dash, skurwielu!
- Ale ona tu jest! A Anastasia nie! Nigdzie jej nie ma.
- Słuchaj, Dave, przykro mi, ale...
- Dash! - przerwałem blondynce.
- Cicho bądź - skarciła - Dave, my naprawdę nic nie wiemy.
- Ok - miał wychodzić, ale nagle się odwrócił - Dash - złapał ją za rękę. Byłem gotowy, by mu wpierdolić i chyba to zauważył - Duff, spokojnie, nic jej nie zrobię. Dash, proszę cię, odezwij się, jeśli będziesz coś wiedziała.
- Jasne.
- Dzięki. Cześć - odszedł, trzasnąłem drzwiami.
- Po co w ogóle z nim rozmawiałaś?! Trzeba było go stąd wyjebać, od razu jak przyszedł! Albo zostawić to mnie.
- Kochanie, tu nie chodzi o niego, tylko o Anastasię.
- Dash, Sabo już raz cię zgwałcił. A co gdyby mnie nie było?
- Ale byłeś!
- Nie wiesz, co mógłby zrobić. Nie rozmawiaj z nim więcej!
- McKagan, powtarzam ci, że tu nie chodzi o Sabo, ale o Anastasię.
- Nie obchodzi mnie to. Dash, boję się o ciebie, rozumiesz?
- Nie.
 - Dash! - ponownie dzwonek do drzwi. Otworzyłem je.
- Cześć. Mogę wejść? - Martin, nie czekając na odpowiedź wszedł i przytulił młodszą siostrę - Cześć, mała.

     Nie wierzę, właśnie piłem wódkę z Keithem Richardsem i Ronem Woodem. Przysiedliśmy się do niego w Rainbow, by dogadać szczegóły. Ale jestem podekscytowany, już nie mogę się doczekać, kiedy opowiem o tej rozmowie chłopakom!

     - Czyli chcesz zostawić tu młodego na kilka dni, tak?
- Bardzo - odparł brat blondynki - Beth wyjeżdża, ja mam w chuj dużo pracy, seryjny morderca uciekł z więzienia... dlatego chcę, żeby Jason tu został, myślę, że będzie bezpieczniejszy w LA, niż w Indianie. Dash, a ty jak myślisz?
- Co? - zapytała wyrwana ze szpon myśli - Nie wiem, Martin. Los Angeles też ostatnio nie jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Nie mówię, że kiedykolwiek było, ale...Pamiętasz Alicię?
- Mniej więcej. Chodziłyście razem do szkoły.
- I przez jakiś czas pracowałyśmy razem.
- Pamiętam. Nigdy nie byłem za tym, żeby mojej nieletniej siostrze jacyś starzy kolesie robili zdjęcia do gazet, które później kupowali napaleni nastoletni gówniarze.
- Ej! Ja kupiłem kilka numerów, w których były zdjęcia Dash! - oburzyłem się. Wcale nie byłem napalonym nastolatkiem. No, może trochę byłem. Oboje spojrzeli na mnie - Dobra, nie kilka. Wszystkie. Nawet gdzieś jej jeszcze mam! - zacieszałem. Dash spojrzała na mnie z niedowierzaniem a po chwili machnęła ręką i zwróciła się do brata.
- No i wiesz, co się stało z Alice?
- Nie.
- Nie żyje. Wczoraj byliśmy na jej pogrzebie.
- Mała, co ty gadasz?
- Martin, naprawdę. Zobacz - podała policjantowi gazetę z artykułem o Poison i śmierci Alicii Highrisk, a także o wypadku. Mężczyzna przeczytał uważnie tekst. Zdziwił się, że tak wiele w nim jest o karierze Poison, a tak mało o zamordowanej dziewczynie, jakichkolwiek spekulacjach: kto ją zabił, dlaczego? Było natomiast o powiązaniu jej zabójstwa z zabójstwem Maryse. - No właśnie, to trochę dziwne, że opisali karierę Poison, a Alicię zepchnęli na odległy, drugi plan.
- Martin, przewróć stronę wcześniej.
- Ok - brat blondynki zrobił tak, jak powiedziałem. - Mieliście wypadek? - uniósł głowę i spojrzał na siostrę.
- Nie. Nie sugeruj się nagłówkiem - uspokoiła. Martin dokładnie przestudiował tekst. Zajęło mu to kilkanaście minut, ponieważ w przeciwieństwie do artykułu o Alicii, wypadek i to, co działo się po, zostało opisane bardzo szczegółowo. Szczególnie zaciekawiły go zdjęcia i dopisek, pod jednym z nich.
- Nie rozumiem. To była rodzina tego waszego pudla?
- No właśnie nie. Steven nikogo z nich nie zna. Nie wiem, może napisali tak, bo widzieli Duffa, Axla i mnie. Nie mam pojęcia. Wiesz? Był tu u nas dzisiaj Dave Sabo, dosłownie chwilę przed tobą.
- Ten gnojek, który cię zgwałcił? Czego on do chuja chciał?
- Jego dziewczyna zaginęła, myślał, że coś wiemy. Wiesz, tonący brzytwy się chwyta. Prosił, żebym się odezwała, jeśli będziemy coś wiedzieć.
- Trzeba było z nim nie rozmawiać! Powinnaś go od razu wyrzucić, zamknąć mu drzwi przed nosem.  
- To samo jej mówiłem, ale ona twierdzi, że nie chodzi o Snake'a, tylko o Anastasię. Matka Teresa, cholera jasna!
- Duff!
- No co? Nie powinnaś z nim rozmawiać.
- Duff ma rację. - Martin odłożył gazetę. Dash usiadła na kanapie i skrzyżowała ręce na piersi.
- Jesteście pojebani. Oboje. Od kiedy wy w ogóle macie takie samo zdanie, co?
- Dash, mała, my nie jesteśmy przeciwko tobie, zrozum - usiadłem obok swojej dziewczyny.
- Chcemy tylko, żebyś była bezpieczna.
- Jestem!
- Mała... - Martinowi przerwał klakson samochodu - To pewnie Beth z małym. Byli u jakiejś koleżanki Beth. Sprawdzę, czy to oni - wyszedł z Hellhouse, nie zamykając drzwi. Dash wstała z kanapy.
- Słuchaj, kochanie - stanąłem naprzeciwko niej i oparłem dłonie o jej biodra, spojrzała mi w oczy i splotła palce na moim karku, przeszedł mnie miły dreszcz - ja i Martin się o ciebie martwimy.
- Wiem. Ale... boję się trochę, szkoda mi Anastasii, przeżyła to samo, co ja, może miała nawet gorzej, bo ona to pamięta, ja nie.
- Kochanie... nie myśl teraz o tym. Wiesz co? Jesteś zbyt dobrym człowiekiem, przejmujesz się losem zbyt wielu ludzi - nachyliłem się, by ją pocałować, skrzypnęły drzwi i przed nami pojawił się Martin z synem na jednej ręce i torbą w drugiej.
- Jason! - Dash się uśmiechnęła i natychmiast przejęła bratanka w swoje ręce.
- Martin, jesteś pewien, że chcesz nam zostawić Jasona tylko na kilka dni? - zapytałem, patrząc na torbę. Mężczyzna odłożył ją na fotel.
- Tak. Chodzi ci o torbę, nie? Spokojnie, po prostu ma tam kilka zabawek. Dobra, zbieram się, pa - pocałował Dash w policzek - siostrzyczko. Jason, przyjadę po ciebie niedługo, kochanie - pocałował syna w nosek. - Duff, pozwól na chwilę - wyszliśmy z Hellhouse i dopiero przy samochodzie Martin się do mnie odezwał.
- Jesteście razem?
- Tak.
- Dlaczego mi nic nie powiedziała?
- Zrozum, ostatni czas jest dla nas wszystkich bardzo ciężki.
- Jasne... Rodzice wiedzą?
- Nie. Jeszcze nie.
- Dash zamierza im w ogóle o was powiedzieć? - warknął.
- Tak, przy najbliższej okazji. Słuchaj, Martin, nie traktuj mnie tak. Kocham twoją siostrę od zawsze. I ty dobrze o tym wiesz.
- Jasne, ale ostrzegam, jeśli ją skrzywdzisz...
- Nie skrzywdzę.
- Ale jeśli, to...
- Kurwa, Martin, kocham ją.
- Mam nadzieję.
- Jedź już.
- Uważaj na nich, są dla mnie najważniejsi.
- Wiem. Cześć.
- Cześć - policjant wsiadł do auta, zamknął drzwiczki i odjechał ze swoją narzeczoną.


     - Nie uwierzycie, co się kurwa stało! - wbiegłem do Hellhouse. Zobaczyłem w salonie tylko McKagana i Dash z Jasonem na kolanach - Gdzie reszta? A, nieważne! Później im powiem! Dasshy, Duff, Jasonie, wujek załatwił kilka supportów żyjącej legendy! - ucieszony chwyciłem Jasona i podrzuciłem go lekko w górę, po czym oddałem go Dash.
- Co? O czym ty gadasz?
- Duffie McKaganie kochany, dostałem dzisiaj telefon, że mam przyjść z towarem do parku. Nie wiedziałem o kliencie nic, poza tym, że jest gwiazdą rocka. Stoję. Czekam. Palę. Patrzę: idzie Keith Richards we własnej kurwa osobie! I wiesz co? Keith zapytał, czy gram w Guns n' Roses! A później powiedział, że ma propozycję! Poszliśmy do Rainbow, żeby z Woodem obgadać szczegóły...
- Zaczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że będziemy otwierać koncerty Stonesów?
- Tak!
- Dash, słyszałaś?
- Tak!
- Nie mogę się doczekać, kiedy powiem o tym Axlowi!
- Izzy, jesteś zajebisty!
- Wiem.

     Leżałem z Saulem na łóżku. Gadaliśmy o naszej karierze. 7 miesięcy temu wydaliśmy Appetite for Destruction, niby płyta zebrała dobre recenzje, ale przez to wszystko nie mieliśmy nawet szans, czasu ani chęci na promocję. Od wydania graliśmy mało koncertów, a od kilku miesięcy żadnego.
- Martwi mnie to.
- Spokojnie, Axl, skończy się to wszystko, albo chociaż uspokoi i wrócimy do koncertowania, wznowimy promocję...
- Chyba zaczniemy, bo żeby wznowić, trzeba przecież najpierw zacząć.
- Przestaniesz się czepiać? - Hudson usiadł na brzegu łóżka - Potrzebny nam manager.
- Tylko skąd mamy go wytrzasnąć?
- Przejdziemy się do Geffen Records, może David kogoś będzie dla nas miał.
- Myślisz, że się uda?
- Axl, tyle już przeszliśmy.
- Słyszeliście? - Adler wleciał do mojego pokoju - Kolejna dziewczyna zamordowana. Tym razem jakaś kochanka Vince'a Neila.
- Serio? Najpierw ta Maryse, później cisza, niedawno Alicia, teraz kolejna...! - Slash wyrzucił ręce do góry.
- Ej, Maryse była prostytutką, nie?
- Mhm - przytaknęli oboje.
- I stałą partnerką jakiegoś rockmana. Tak samo jak Alicia, ta druga była kochanką.
- I co?
- No Poison, Mötley Crüe, jakiś inny zespół, kto następny? Guns n' Roses? Metallica? Skid Row?
- Nie wiem, kurwa, Bon Jovi, może?
- To nasze wyliczanie jest gorsze, niż rosyjska ruletka - Slash sięgnął do kieszeni swojej koszuli, którą miałem w tej chwili na sobie, wyjął z niej paczkę Marlboro, otworzył, wystawił w moją stronę, pokręciłem głową, wyciągnął paczkę w stronę Adlera, również odmówił - A ja sobie zapalę - włożył papierosa w usta - tylko, gdzie ta... - poklepał się po kieszeniach spodni, po czym przejechał ręką po łóżku - ... zapalniczka? Rose, widziałeś może?
- W moich spodniach.
- Gdzie są?
- No na krześle przed tobą.
- Czemu ty zawsze chodzisz bez spodni? - westchnął, wyciągnął rękę i chwycił spodnie. Wyjął zapalniczkę, jeansy rzucił w kąt, odpalił papierosa, zaciągnął się i oparł nogę na krześle.
__________________________________________________

Mała zmiana planów. Rozdział dodaję już dzisiaj! :D Zaczynając go, myślałam, że nic dobrego z niego nie wyjdzie, ale chyba nie jest najgorszy. Czy jest? Jak zwykle mała prośba: jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić. :)  

Na komentarze (za które serdecznie dziękuję :* ) pod wcześniejszym rozdziałem naprawdę postaram się odpowiedzieć jak najszybciej. Do tego też potrzeba weny, niestety. xD

Peace,
Dash.

15 komentarzy:

  1. Zmieniłaś wygląd?! Taki ładny teraz jest. Wtedy też był. Przez Ciebie będę się cały dzień wgapiać w Izzy'ego. *__* Kocham go... Ee, dobra dziwnie się zrobiło... To może ja już zacznę gadać o rozdziale...
    Izzy i Bracket - Jezu, czy ten Stradlin może w końcu zrobić coś, co nie jest związane z narkotykami? Najpierw sam brał, a teraz handluje. Bracket wykończy się przez niego psychicznie.
    Dalej... Przez Ciebie poszłam spać po północy! A mogłam nie sprawdzać czy nikt, niczego nie dodał. ;_; No, ale cieszę się z tego! Bo przeczytałam jakże cudny rozdział.
    I była Mary! Ja kocham Mary! Ona jest moją idolką! Dawaj jej więcej! I Stevena! Tak, Mary i Steven... Hmm... Wymyśliłabym jakieś połączenie ich imion, ale jakoś mi to nie wychodzi. XD
    I sprawa tych morderstw... Matko Kochana Boska, teraz zabiją laskę Sabo. A ja go kocham! To znaczy tu był okropnym chujem, ale go kocham. Tak samo jak resztę Skid Row... A potem kogo? Kto następny? Dash...? Bracket...? Nie, Barck ma ciemne włosy.
    I ten wypadek. :c Biedni, ciągle zdarza się coś strasznego na ich oczach.
    A teraz pora na Hudsona i Rose'a. Oni będą razem????????? Mi to w niczym nie przeszkadza, mogą sobie być... A nie jednak przeszkadza, Slash jest mój! XD
    Rozdział cudnie zajebisty!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie tylko ja nie mogę dzisiaj spać. XD Tak, zmieniłam i miło, że zauważyłaś. :3 Tak mi się podoba, że momentami nie mogę oderwać wzroku! Ale nie pytaj ile czasu zajęło mi połączenie tych wszystkich zdjęć.. Hm, Stradlin ostatnio myśli tylko o jednym, niestety. Hahahah, przepraszam! Ale ja poszłam spać po 2, bo przez cały ten czas od wstawienia rozdziału czekałam i łudziłam się, że może ktoś coś napisze xd A najlepsze jest to, że jak weszłam wczoraj na lapka o 12, to zeszłam dopiero o 1 w nocy, czyli cały dzień poświęciłam na bloga (no wiadomo, że w tak zwanym międzyczasie jadłam, oglądałam coś, słuchałam muzyki, siedziałam na telefonie (między innymi po to, żeby wstawić rozdział i zmienić wygląd, bo z obniżoną transmisją neta z modemu, nie udałoby się to za chuja) ale to nie zmienia faktu, że jednak cały dzień!) No nie mogę! Mary ma fankę. Jest idolką. Kto by pomyślał? Nie dogadałabyś się ze Stevenem w kwestii kioskarki. xD Trochę się mylisz (nie powiem, z czym) ale co ja tam będę zdradzać szczegóły! Nie! Slash jest Rose'a (???) ! XDD
      Cieszę się, że rozdział się podoba! :* dziękuję za komentarz <3

      Usuń
  2. Widzę, że zmieniłaś wygląd. :D Piękny jest. *o* Biedna Dash, ogólnie biedni wszyscy, ale ona szczególnie. No bo, co może poczuć się człowiek, na którego rękach umiera dziecko? Slash i Axl są....... Słodcy. xD Serio, odbija mi już. Izzy. Dlaczego robisz to Bracket?! No dlaczego?! Przecież jej tak na tobie zależy! Ogarnij się, Izzy. xD Te zabójstwa. Oby Dash się nic nie stało. I Anstasi! Gunsi będą otwierać koncerty Rolling Stones?! No to zajebiście! :D
    Rozdział świetny, przepraszam, że wczoraj nie skomentowałam, ale o przeczytałam o 3, a już padałam na twarz. ;-;
    Weny i czekam na kolejny, genialny, rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Tak, wiem, że Axl i Slash są słodcy, wiem :D xd
      Dash nie zamierzam narazie jakoś specjalnie narażać..
      Tak czy inaczej, dziękuję za komentarz. <3

      Usuń
  3. Axl. Slash. Axl i Slash. Slash i Axl. TAK, TAK, TAK, KURWA! To będzie (bo będzie, innej możliwości nie ma) najsłodszy związek w historii internetów. Dawaj już te wyznania, bo mnie rozpierdala z ciekawości... xD
    Łiiiiiiii, Keith Richards. Jaram się ze Stradlinem.
    Łiiiiiii, koncerty ze Stonesami. Jaram się razem z resztą.
    "- No Poison, Mötley Crüe, jakiś inny zespół, kto następny? Guns n' Roses? Metallica? Skid Row?
    - Nie wiem, kurwa, Bon Jovi, może?" Gunsom najbardziej pasowałoby Bon Jovi, nie? xD No i tego... Anastasia miała ciemne włosy, prawda? Jeremy chyba trochę zmienił zainteresowania xD. Albo ona się znajdzie, ale wątpię. Szkoda mi Snake'a. I cholera, muszę sprawdzić czy McDonalda zamknęli. xD
    Ciekawe ile Brack jeszcze wytrzyma... Jakoś nie wierzę, że Izzy w końcu nie zaćpa (a ja mam plan! xD). No ale teraz niech się kochają (póki mogą xD)!
    Tak sobie myślę, że mogłyby się pojawić jakieś dzieci oprócz Jasona... Młodsza siostra kuzynki siostry ciotki brata dziadka wujka, czy coś... xD
    MAAAAAAAAAAAARY! <3 Tylko szkoda, że tak mało. Współczuję Steviemu, chociaż Mary uwielbiam. Anioł nie kobieta! <3
    "Slash sięgnął do kieszeni swojej koszuli, którą miałem w tej chwili na sobie" jak oni się już ciuchami wymieniają... xD A w chodzeniu bez spodni jest pewna logika, którą Slash w końcu zauważy. Chyba.
    Lubię Martina, fajny jest. Pan policjant-braciszek, który bardzo się martwi o swoją młodszą siostrzyczkę i najchętniej ochroniłby ją przed wszystkimi żyjącymi istotami, z naciskiem na Snake'a, Jeremiego i Duffa. Uroczo. xD
    Ten wypadek... Axl to chyba przeżył najbardziej, chociaż na rękach Dash umarło dziecko. Ale w sumie gdyby nie wypadek, to nie spałby ze Slashem, więc... xD

    Ten obrazek na górze jest świetny. Oczywiście najbardziej podoba mi się prawy dolny róg <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ma innej możliwości, powiadasz? Otóż jest! Pojawiła się przed chwilą w mojej chorej główce (w tej chwili wyobraź sobie śmiech psychopaty) ! XD
    No niby tak, Gunsom tak, ale ja tam lubię Bon Jovi <3.
    Oh, God, ile pamięci może pomieścić Twój mózg?! Nic się przed Tobą nie da ukryć! Wszystko kuźwa pamiętasz! Tak, Anastasia miała ciemne włosy.
    Jeden mały Jason w tym momencie wystarczy, później się pomyśli. :D
    No popatrz, kolejna fanka Mary. :D
    Logika w chodzeniu bez spodni... hm, interesujące! XD
    Tak. Martin. Mój wymarzony brat. <3 Chciałabym mieć takiego, naprawdę. Niedość, że siostra jest dla niego najważniejsza, to jeszcze jest starszy i ma takiego małego szkrabka, Jasona. <3
    Wiesz, to że bez wypadku nie spałby ze Slashem, nie jest wcale takie oczywiste, przecież Axl mógłby użyć swojego uroku, zatrzepotać rzęsami, pokręcić nóżką... XDD

    Jak miło, że doceniacie moją pracę! <3
    Thank you so much za komentarz xD :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dash, kurwa, bo Cię znajdę. AXL I SLASH. RAZEM. DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Ty lepiej nic nie wymyślaj, poza super-hiper-ultra-zajebiście-słodkimi wyznaniami... xD
      Nie pamiętam czy McDonalda zamknęli i nie chce mi się sprawdzać xD
      To przynajmniej niech ten jeden mały Jason spędza więcej czasu z ciocią... ;___;
      Ja Mary nie lubiłam przez pewien czas na początku, potem mi się zmieniło xD
      Taaak, i zarzucić włoskami i seksownym głosem wymruczeć: "Saul, kochanie, chodź do sypialni... " Tylko pytanie, czy to by się sprawdziło... xD

      Usuń
    2. Dobrze. AXL I SLASH. RAZEM. DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Ale najpierw muszę trochę namieszać. Owszem. Będą wyznania. Czy słodkie, to nie wiem. Ale będą. XD
      Nie, nie zamknęli go, leniu. :p
      Chciałabym więcej Jasona w Hellhouse, ale to nie jest takie proste. I chyba bd musiała zajrzeć do zeszytu od reli sprzed 2 lat, jest tam tekst z Jasonkiem. ;D
      Mary udało się podbić Twoje serce, ale serduszko Adlerka nie bije dla niej... XD
      Kto wie? Trzeba spróbować! Wiem jedno. Gdyby Axl tak do mnie powiedział znalazłabym się w sypialni w niespełna 2 sekundy! <3

      Usuń
  5. Łaa, ale czadowy nagłówek! :D
    Kurde, od czego mam zacząć? Tak bardzo mi szkoda Dash, ta mała dziewczynka umarła na jej rękach... To musiało być straszne. Właściwie, ten rozdział jest bardzo smutny, nie uważasz?
    Slash i Axl... chyba będą moją ulubioną parą, a raczej jedną z ulubionych. No bo nie muszę być zazdrosna o żadną dziewczynę, a kocham ich obydwóch, you know XD Ale w sumie, to oni na razie nie są razem, nie?
    Małe dziecko w Hellhouse, życzę mu powodzenia ;DD
    Super rozdział, jak zawsze! W ogóle Twój blog jest jednym z pierwszych blogów o Gunsach, które odkryłam, więc mam do niego ogromny sentyment ;))
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, może masz rację i rzeczywiście jest smutny, właściwie jak tak teraz przeglądałam, to jest (przynajmniej początek) nieco przygnębiający.
      Absolutnie cię rozumiem XD No nie, nie są razem.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  6. No świetne po prostu. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Po prostu tak mnie to wciągnęło ża ja pierdziele. Mogłabym się dowiedzieć kiedy będzie następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to czytać. :) Jestem w trakcie pisania, więc mam nadzieję, że może już jutro, albo pojutrze.

      Usuń
  7. Ja cem już nowy! Oni nie są gejami, prawda? Nie mogą nimi być! Właśnie, czemu Axl zawsze chodzi bez spodni? Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się jeszcze okaże :D Hm, Axl to ogólnie ciekawe zjawisko :D ale może bez spodni jest mu po prostu wygodniej? Nevermind, ważne, że miał seksowne nogi! ♥ Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam. :*

      Usuń
    2. A! No i wychodzi na to, że Twój komentarz był tysięcznym na moim blogu! :D

      Usuń