ROZDZIAŁ 35
- Ej chłopaki, słyszeliście to? Znaleźli jakąś dziwkę z
poderżniętym gardłem
- No coś Ty? Kiedy?
- I gdzie? – wtrącił Steven
- Nie wiem, nie doczytałem do tego momentu jeszcze. Kupiłem
gazetę i przybiegłem do domu, żeby Wam to pokazać – zdyszany Axl rzucając
gazetą w Duffa opadł na fotel
- Jasne, powiedz od razu, że masz problemy z czytaniem, a
nie zmyślasz, że się tak do nas spieszyłeś
- Bardzo śmieszne. Mówię jak było
- Wierzymy – Adler usiadł na oparciu fotela i zmierzwił
włosy wokaliście, ten walnął go po łapach przesadnie wymachując przy tym rękoma
i klnąc bezgłośnie
- Jest zdjęcie
- Serio? Pokaż – Stradlin wybiegł z kuchni i przechwycił
prasę – O kurwa
- Co?
- Maryse
- Kto?
- Maryse. To jej numer przez przypadek daliśmy..
- Czyli jednak ją znałeś! Mówiłeś, że ta kartka nie jest
Twoja – wkurzona wstałam z łóżka i nie słuchając tłumaczeń mojego chłopaka
udałam się w stronę drzwi
- Brack, to nie tak. Kurde, po co Ci miałem mówić, że jest
moja? – wychodząc pokazałam środkowy palec mówiąc Pierdol się Stradlin i
trzasnęłam drzwiami. Niby nic takiego się nie stało, potrzebowałam jednak
spokoju. Wiele rzeczy się ostatnio wydarzyło, mój wypadek, widok Izziego i
najlepszej przyjaciółki całujących się, zgwałcona Dash, w końcu Izzy, który
powiedział, że mnie kocha, no i teraz to morderstwo a do tego kłamstwo
Stradlina.. musiałam ochłonąć i pomyśleć.
* W tym samym czasie *
Dzięki Bogu
dojechaliśmy do tego pieprzonego sklepu. Ale..
- Co? Kolejka? – Hudson złapał się za głowę – Dobra, mam
plan : wbiegamy i krzyczymy „Napad!
Wszyscy na ziemię!” o, albo lepiej „Wszyscy
wypierdalać ze sklepu!”, dobry pomysł, nie?
- Nie – oznajmiłam i weszłam, niechętnie popychając drzwi,
Slash postanowił wcielić swój plan w życie i wbiegł do budynku z krzykiem
- Na glebę, to napad! – widząc, że nikt nie reaguje,
powtórzył – Napad! No kurwa, ja pierdolę nie słuchają mnie.. NAPAD KURWA! –
zmieszani klienci spojrzeli na gitarzystę, niektórzy wrócili do zakupów, inni
po chwili ciszy gadali, a jeszcze inni złośliwie się uśmiechali. Mieli powód.
Saul krzyczał tak głośno, że nie zauważył, iż wszyscy są już cicho – Yy..
żartowałem, to nie napad.. taki mały żarcik – speszony gitarzysta złapał mnie
za rękę i pociągnął za sobą.
- Dobrze, Dash idź, weź to co masz wziąć, a ja idę umówić
Stevena na randkę
- Co?
- Mary. Mary tam jest – chłopak wskazał palcem na kobietę, która owszem,
wyglądała (przynajmniej tyłem) jak Mary, ale to nie była Ona
- To nie Mary
- No jak nie?
- To nie Mary.. – powtórzyłam cicho, Hudson podszedł do
kobiety, ja poszłam po coś do picia.
- Rozbawiliście mnie
ostatnio
- Słucham? - odwróciłam się czując czyjąś rękę na ramieniu
- Wszystkiego się spodziewałem, ale tego, że dostanę od Was
numer jakiejś panny do towarzystwa - nie. Zaskoczyliście mnie, naprawdę..
całkiem niezła była, ale myślę, że Ty jesteś o wiele lepsza
- Czego chcesz?
- Pieniędzy. Nie pamiętasz już, jak Twój przyjaciel przegrał
ze mną w karty?
- Pamiętam. Powiedział, że odda, a to znaczy, że odda.
Jeżeli to wszystko, to przepraszam, ale muszę już iść
- Czekaj – powiedział wyjątkowo łagodnie i złapał mnie za
ramię – Wiesz czego jeszcze chcę? Ciebie. – mężczyzna dotykając moich włosów
zaczął szeptać do ucha - Niech Twoi znajomi przyjdą dzień przed koncertem do
parku. Najlepiej rano. W to miejsce, gdzie zawsze siedzicie. Lepiej szybko to
komuś przekaż, bo później możesz nie zdążyć – odszedł. Zniknął tak szybko, jak
się pojawił. A może nawet szybciej? Byłam spanikowana i jednocześnie nieźle
wkurwiona tym, że ten typek tak nami manipuluje. Przemieszczałam się między regałami
a ludźmi szukając Hudsona. Jak zwykle.. stał przy alkoholu
- Ta, od razu mogłam się domyśleć.. Saul!
- Co jest? Masz już wszystko? Bo ja tak..
- On tu był
- Ale kto? – spojrzałam na przyjaciela – Złodziej Kapeluszy?
– zaśmiał się
- Tak. Slash, to nie jest śmieszne. Kazał Wam przyjść do
parku dzień przed koncertem
- Dash, daj spokój, coś Ci się musiało pomylić, może coś Ci
się przesłyszało, zobaczyłaś kolesia podobnego do Kapelusznika i spanikowałaś
- Slash, nie zmyśliłam sobie tego!
- Dobrze Dash, coś jeszcze mówił? Może przewidział koniec
świata? – zapytał drwiącym głosem
- Naprawdę go widziałam
- Jasne.. chodź do kasy
Znowu kolejka.
Najpierw trzygodzinny korek, a teraz piętnastominutowa kolejka, bo jakaś baba
nie może się zdecydować, jaki ser kupić!
- Bierz Pani ten z dziurami – wrzasnął Slash – Spieszy nam
się, a Pani tu marudzi..
- Saul..
- Co?
- Ja naprawdę go widziałam
- Mhm.. dobrze Dash
- Nie wierzysz mi.. a ja go naprawdę widziałam –
powiedziałam ze łzami w oczach. Gitarzysta położył ręce na moich ramionach
- Dash, wierzę Ci
- Jasne..
- W końcu.. wracamy
do domu, kochanie! – Slash wydał z siebie okrzyk radości – Cześć Sebastian –
Bach zmierzał w naszym kierunku
- Cześć Saul, hej Dash – chłopak podszedł chcąc pocałować
mnie w policzek, odchyliłam głowę unikając jakichś bliższych kontaktów z
wokalistą – Cześć.. – odeszłam
- Dash, poczekaj chwilkę, ja zaraz wrócę – gitarzysta poczłapał
za Bachem do sklepu. Podeszłam do samochodu, pociągnęłam klamkę
- Cholerny dupek! Wziął klucze debil – oparłam się o auto i marznąc
czekałam na przyjaciela, którego po dwudziestu minutach nie było widać! Stałam
sama w krótkich spodenkach i bluzce z krótkim rękawem, właściciele
przejeżdżających pojazdów dziwnie się na mnie gapili. Hudson zjawił się „niespodziewanie” szczerząc
się jak idiota
- Czekasz na mnie?
- Nie. Zabrałeś klucze
- Głuptasku, ale drzwi są otwarte
- Tak? A spróbuj otworzyć - chłopak pociągnął za klamkę
- Zamknięte
- Oh, naprawdę?
- Sorry. Zmarzłaś? – skierowałam wściekłe spojrzenie na
gitarzystę – Zmarzłaś. Przepraaaszam, zaraz Cię ogrzeję
- Obejdzie się, otwieraj ten cholerny samochód!
- Zaraz, poczekaj, gdzie ja mam.. gdzie te klucze?!
- Slash.. – powiedziałam niepewnie
- Dobra mam – krzyknął opanowując sytuację. Zdjął kurtkę –
Bardzo Ci zimno? – kiwnęłam głową, narzucił ją na moje ramiona i przytulił mnie
– Dobra, wskakuj do auta, bo mi się przeziębisz.
Wróciliśmy do domu,
byłam wkurzona na gitarzystę, że zostawił mnie samą w nocy w pewnym sensie na
mrozie. Weszłam do Hellhouse i trzasnęłam drzwiami centralnie przed nosem Hudsona
- No Dash, o co Ci chodzi?
- Zostawiłeś mnie samą i polazłeś gdzieś z Sebą! I nie było
Cię kurwa tak jak mówiłeś chwilkę, tylko ponad dwadzieścia minut!
- Przeprosiłem przecież
- Co z tego? Wiesz, jak ci ludzie się na mnie gapili?
- Jacy ludzie?
- No kierowcy. Zresztą nieważne, Brack, gdzie chłopaki?
- Izzy i Steven w kuchni, a reszta.. nie wiem, chyba poszli
do Rainbow
- Kto poszedł do Rainbow? – zapytał lekko pijany perkusista
- Rose i McKagan
- A no tak, poszli z Het-Het-fie-Hetf-Hetfieldem. Kurwa,
jakie trudne to nazwisko!
- Slash, otworzysz mi piwo?
- A Izzy nie może?
- Nie może. Jest zajęty przejmującą grą w karty –
powiedziała z sarkazmem w głosie i wdzięcząc się, podała butelkę gitarzyście
- Proszę – chłopak oddał otwartą butelkę z trunkiem - Chodź
- Gdzie?
- Do mnie. Mówiłaś, że się zastanowisz i wydaje mi się, że
znam odpowiedź
- Oj chyba nie znasz. Nigdzie z Tobą nie idę
- Idziesz! Bez gadania – chłopak uniósł mnie, przerzucił
przez ramię i zaniósł do swojego pokoju. Położył mnie na łóżku, zdjął (wręcz
zerwał) ze mnie bluzkę i całując moją szyję, zaczął dobierać się do moich
spodni. Zręcznie mnie ich pozbawił i rozpiął swoje. Usłyszeliśmy, że ktoś
wbiega na górę, słysząc perkusję, uznaliśmy, że tym tajemniczym osobnikiem jest
Adler. Pewnie w nią wpadł, przynajmniej o tym świadczył brzdęk talerzy i krzyk Stevena.
Chłopak zbiegając na dół zajrzał do pokoju gitarzysty. Slash nie zwracając na
niego uwagi dalej pieścił i całował moje ciało
- Steven, spieprzaj – jęknęłam, chłopak posłusznie, lecz
niechętnie zszedł na dół
- Dash, zawsze Cię lubiłem
- Mhm, wiesz, że właśnie wykorzystujesz moją sympatię do
Ciebie?
- Ja niczego nie wykorzystuję. Przyznaj, że od dawna się
czaisz, żeby się ze mną przespać
- Phff ! – lekko odepchnęłam gitarzystę - Chciałbyś . To Ty
ciągle o tym marzysz – pocałowałam go
- Nie ciągle! Tylko czasami.. w nocy.. zdarza się, że w
dzień też..
- I dzisiaj w samochodzie
- No też.. – Hudson całował moje ciało błądząc po nim rękoma
- Slash! Chodź tu szybko, proszę!
- Kurwa, co znowu? Spokoju człowiekowi nie dadzą! Nie idę –
Slash znowu zajął się całowaniem mego półnagiego ciała
- Idź, może to coś ważnego
- Jezuu.. – westchnął – Czekaj tu na mnie i nawet nie próbuj
się ubierać! – chłopak szybko zapiął spodnie – Zaraz wracam – dodał i zostawił
mnie samą leżącą na łóżku tylko w bieliźnie.
Minęło pięć minut!
Nie wracał. Po dziesięciu minutach nadal byłam sama w pokoju, już drugi raz
usłyszałam jakieś krzyki, więc postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. Wstałam z
łóżka, rozejrzałam się po pokoju szukając jakichś ubrań. Założyłam koszulkę
Slasha wiszącą na krześle i zeszłam do salonu. Trafiłam w sam środek awantury.
Saul kłócił się z Sabo. Izzy wyszedł gdzieś wcześniej z Adlerem, dlatego Brack
zawołała Slasha. Dave był pijany, kiwał się na wszystkie strony, nie wiem, co
go naszło, żeby przychodzić do nas w środku nocy!
- O, Dash.. Cześć mała. Dawno się nie widzieliśmy. Dobrze Ci
było ostatnio? – zapytał drwiącym głosem – Może powinniśmy to powtórzyć..?
- Nawet się do niej nie zbliżaj, słyszysz?
- Slash, daj spokój. Co Ty mi możesz zrobić? – zrobił krok w
moją stronę
- A tylko ją dotkniesz, zajebię Cię chuju, rozumiesz?!
Zajebię!
- Wyluzuj. Trochę się z nią zabawię, a później będzie Twoja
- Odsuń się ode mnie
- Co Ty taka niedostępna jesteś, co? A może tylko udajesz?
Ostatnio nie protestowałaś, jak się do Ciebie dobierałem
- Dosypałeś mi czegoś!
- Jasne, jasne.. wmawiaj to sobie i innym.. jak chcesz żyć w
kłamstwie
- Dosyć tego, rozumiesz? Wypierdalaj stąd dupku! – Saul
wypchnął gitarzystę z Hellhouse. Chłopak upadł na ziemię. Wstał z trudem,
otrzepał ubranie i zataczając się podążył przed siebie
- Slash, On naprawdę mi czegoś dosypał – powiedziałam
zdenerwowana
- Wiem Dash.. wiem – gitarzysta objął mnie mocno próbując
uspokoić.
- Cześć skarbie –
Stradlin nachylił się by pocałować swoją dziewczynę – Co się stało?
- Nic – odparła oschle
- No jak nic? Przecież widzę, ej Slash, co się stało?
- Snake tu był
- I co?
- I co? Nie było Cię w domu, jak przyszedł!
- I co?
- Izzy kurwa, nie było Cię przy mnie, kiedy ten debil się awanturował..
do tego był pijany. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie było Slasha
- Brack, nie histeryzuj. To Dash powinna się bardziej
obawiać. Zresztą nic się nie stało. Skąd miałem wiedzieć, że On tu przyjdzie?
- Nie wiem – Brack obrażona wyszła z domu.
- Nie ma jej już
dwie godziny. Pójdę jej poszukać
- Nie musisz. Sama wróci – Izzy poszedł do swojego pokoju
- Pójdę – wyszłam z domu.
________________________________________
Dziękuję za komentarze :D Niezmiernie mnie one cieszą i motywują xd
Dash.
Zajebiste ;> Kiedy kolejny rozdział ? ;*
OdpowiedzUsuńAhh... uwielbiam to ^^
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak piszesz, kiedy mogę sie spodziewać kolejnego rozdziału ? ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że do jutra powinien się pojawić :) No najpóźniej w sobotę
UsuńOoo to czekam ze zniecierpliwieniem ;)
OdpowiedzUsuń