Strony .

środa, 29 maja 2013

...Slash, Axl, Duff...

  Z uwagi na wcześniejszą prośbę (bo chyba tak to mogę nazwać) pewnej czytelniczki-Olki, no i też trochę dlatego, że od dawna niczego nie wstawiłam, postanowiłam w końcu wstawić, to co obiecałam a mianowicie moje rysunki. Są skanowane, więc nie wiem czy będzie ok, no ale skoro mówiłam, że wstawię, to wstawiam :] A i co do Axla narysowanego na brystolu, to będziecie musieli jeszcze trochę poczekać (trudno zrobić telefonem satysfakcjonujące zdjęcie).

Slash



Duff



Axl





Nie mam pojęcia, czy Was ta notka chociaż trochę usatysfakcjonuje.. 
Dash.

niedziela, 19 maja 2013

R.44

ROZDZIAŁ 44

  Mam go serdecznie dość! W ogóle się mną nie interesuje, za to w Dash wpatrzony jest jak w obrazek. Przecież je ze mną.. czy On mnie jeszcze kocha? Nieważne. Nie mam zamiaru się teraz tym przejmować, jak On ma mnie gdzieś, to ja go też.. ale do domu nie wrócę, muszę się gdzieś zatrzymać.. na jakiś czas.
- Bracket? - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu, przeszedł mnie dreszcz - Co tutaj robisz sama w środku nocy? - pogodne oblicze perkusisty Metalliki natychmiast mnie uspokoiło
- Lars, wystraszyłeś mnie. Pokłóciłam się z Izzym
- O co poszło?
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać.. wiesz, mam prośbę. Mogłabym u Was pomieszkać? Tak przez kilka dni?
- Wiesz.. - zawahał się. Byliśmy w parku, więc usiadłam na ławce, tej samej, na której zazwyczaj przesiaduję z Gunsami i Dash.
- Jasne, rozumiem. Nie chcę się narzucać, macie swoje życie, nie będę Wam dupy zawracać. Najwyżej pójdę gdzieś indziej, albo ostatecznie wrócę do domu..
- Nie, Brack jak dla mnie, to możesz zostać nawet na stałe, nie wiem jak James i Kirk, ale Oni też nie powinni mieć nic przeciwko.
- Serio? - przeniosłam wzrok na chłopaka, uśmiechnął się i wyciągnął dłoń w moją stronę
- Jak najbardziej. Chodź, pogadamy z chłopakami.. może jeszcze nie są zbyt pijani..

  - Żądam adwokata! - krzyknąłem zdenerwowany ciągłymi pytaniami gliniarzy
- Masz prawo do jednego telefonu - warknął starszy z policjantów, szarpiąc i pomiatając mną, wyprowadził moją skromną osobę na korytarz
- Ale nie znam żadnych adwokatów
- Ale czy ja Ci powiedziałem, żebyś po adwokatach dzwonił?
- No nie..
- No nie - powtórzył - Dzwoń gdzie chcesz, ale pamiętaj, że masz prawo tylko do jednego telefonu. Jak skończysz, to powiedz - podszedł do jakiegoś kolesia stojącego kilka metrów od telefonu, zostawiając mnie przy nim z szansą na rozmowę, która być może wyciągnie mnie z tego miejsca.

  - Dash, ej.. nie martw się - podałem zmartwionej przyjaciółce Jack'a Danielsa, o którego przed chwilą się domagała - Brack sama wróci, a Saul.. jego też pewnie wypuszczą
- Duff, ale.. skąd wiesz?
- Po prostu wiem - usiadłem na podłodze przy blondynce, oparła się o mnie.

* w tym samym czasie*

  - Będziesz spała u Larsa, On u Hammetta, wszystkim wszystko pasuje? - zapytał Hetfield, kończąc chyba kolejne piwo
- Pewnie - Kirk pokiwał głową - Ej, co?! Jak u mnie? A ja gdzie? - zamachał rękoma
- No z Larsem
- Co? - przerażenie widniało w oczach gitarzysty
- Spoko stary, nie chrapię - Urlich poklepał Hammetta po plecach - A jak nie będziesz mógł zasnąć, to Ci kołysankę zaśpiewam
- Chyba zawyjesz - zaśmiał się wokalista
- No chyba Ty! - oburzył się bębniarz
- Dobra, chodź Ty mój śpiewaku spać, bo zmęczony jestem, a nie mam zamiaru słuchać, jak mi się po pokoju pałętasz - chłopcy poszli do pokoju Kirka. Zostałam z Jamesem
- Brack, położylibyśmy Cię w salonie, chociaż.. może byłoby to trochę niekutturalne.. ale nam się kanapa ostatnio rozjebała.
- Spoko, szczrzeże mówiąc, mogłabym spać nawet na fotelu
- Nie pozwoliłbym na to, zresztą chłopaki pewnie też 
- Dzięki. Wiesz, jest jeszcze jedna sprawa..
- Jaka?
- Mogłabym wziąć prysznic? Muszę ochłonąć..
- Jasne, ale.. Ty nie masz ze sobą żadnych ubrań, nie? - przytaknęłam - Zaraz coś na to poradzimy. Poczekaj - podszedł do drzwi "pokoju nowożeńców".. znaczy.. sypialnię Hammetta miałam na myśli - Lars! Są gdzieś u nas jeszcze jakieś ciuchy tej Twojej byłej?
- Nie, zabrała wszystko - krzyknął - .. nawet to, co nie było jej - dodał ciszej po chwili
- Ok, to.. chodź - zaprowadził mnie do pokoju perkusisty, otworzył szafkę i zaczął szperać. Wyjął jakieś bokserki i koszulkę.. z logiem Metalliki oczywiście - trzymaj, idź do łazienki, zaraz przyniosę Ci jakiś ręcznik. Swoją drogą.. Dash nie chciałaby u nas pomieszkać?
- Nie wiem, czemu pytasz?
- Tak tylko..

  Siedziałam z przysypiającym McKaganem w salonie, Axl, Steven i pijany Izzy spali na górze. Raptem dźwięk telefonu przerwał wszechobecną ciszę. Podniosłam słuchawkę
- Słucham?
- Dash, śpisz? - usłyszałam niespokojny głos Hudsona
- Nie, Saul, powiedz mi, co się stało! Czemu jeszcze nie wróciłeś?
- Przesłuchiwali mnie. Jest Axl? Chyba potrzebny mi adwokat..
- Slash, co Ty zrobiłeś? - mój podniesiony ton wybudził basistę. Slash nie odpowiadał, więc pytałam dalej, za każdym razem, coraz bardziej nerwowo
- Dash, daj mi słuchawkę, ja z nim porozmawiam - powiedział blondyn
- Nie, chcę wiedzieć, co zrobił!
- Dowiem się i powiem Ci, co zrobił - Duff zabrał mi słuchawkę, poszłam do kuchni, zostawiając chłopaka, próbującego wyjaśnić sprawę Saula.

  Wyszłam spod prysznica, założyłam ciuchy Larsa i związałam włosy gumką. Później poczłapałam do pokoju Ulricha, rzuciłam się na łóżko i szybko trafiłam do krainy Morfeusza. Rano obudził mnie perkusista, mówiąc, że Dash przyszła i że mnie szuka.

  Nie mogę uwierzyć, że Saul zgwałcił tą dziewczynę, jak On mógł to zrobić? Przecież to jest straszne. Zawitałam z Adlerem do drzwi Metalliki, bo Izzy poprosił nas, żebyśmy poszukali Brack, a że nie było jej ani u Skid Row, ani w Rainbow, ani w Roxy, ani w żadnym innym miejscu, do których chodzimy, pomyślałam, że pewnie jest tutaj. No i się nie myliłam. Otworzył nam James
- Hej James, jest u Was może.. - zobaczyłam Brack wychodzącą z pokoju Larsa w jego koszulce i bokserkach (nie wiem, czy były jego, ale domyślam się, że tak) i oczywiście w jego towarzystwie
- Jest - odpowiedział wokalista
- Brack, martwiliśmy się
- Cześć, przepraszam. - odpowiedziała
- Izzy się martwił - oznajmiłam
- Jasne. Mam go w dupie!
- To pewnie się cieszy - rzucił Steven z szerokim uśmiechem
- Co?
- No przecież masz go w dupie, to się chłopak pewnie cieszy
- O Jezu, nie w tym sensie go mam! Steven, Ty po prostu głupi jesteś - walnęła blond perkusistę po głowie
- Czego Ty mnie bijesz? Ja się o Ciebie martwię, szukam Cię po całym L.A. a Ty tak mi się odwdzięczasz? Będziesz coś chciała.. zobaczysz, w niczym Ci już nie pomogę! - urażony perkusista odwrócił się tyłem do Bracket, która zażenowana zachowaniem Popcorna przejechała dłonią po twarzy. Spojrzałam na chłopaków, którzy nieco złośliwie się uśmiechali i przeniosłam wzrok na przyjaciółkę
- Brack, wracasz do domu?
- Nie będę tu mieszkać w nieskończoność.. - zaczęła. "Nie mamy nic przeciwko Twojemu mieszkaniu tutaj" jednogłośnie oznajmili chłopcy. "Ja też nie mam nic przeciwko.." przyciszonym, jakby przygaszonym głosem dodał nadal obrażony perkusista. - Ale.. jeśli Izzy naprawdę się martwił, to niech sam tu po mnie przyjdzie i mi to powie
- Jak chcesz, przekażemy mu to, prawda Steven? - zapytałam szturchając Adlera, który wgapiał się w coś z wielkim zainteresowaniem
- Co.. yy tak. Jasne. Ty przekażesz, Dash. Musimy iść - złapał moją dłoń i pociągnął za sobą, nawet nie zdążyłam powiedzieć Brack o tym, co zrobił Saul.
- Steven, o co Ci chodzi?
- Jedźmy do domu
- Coś się stało? - zapytałam otwierając drzwi samochodu
- Wydawało mi się, że widzę Jeremy'ego
- Co? - puściłam klamkę, drzwiczki trzasnęły nieprzyjemnie
- Chyba widziałem Jeremy'ego - powtórzył powoli
- Nie, na pewno nie, musiało Ci się przewidzieć. Nie teraz, myślałam, że już o nas zapomniał.. Musiało Ci się przewidzieć - mówiłam tak przekonująco, jak tylko mogłam, jakbym chciała wyprzeć ze świadomości jego istnienie, wymazać go z pamięci. Fakt jest taki, że chciałam i pewnie nie tylko ja.
_____________________________________

Kurde, no i znowu jakiś taki krótki wyszedł -.- Dzięki za wszystkie wejścia i komentarze (a tych jest już PONAD 300!) ;D Fajnie, że jesteście wyrozumiali i czekacie aż coś dodam :] <3
Sorry za błędy jak są, ale sprawdzałam tylko raz.. więc mogą się jakieś pojawić.

Dash.

sobota, 11 maja 2013

R.43

ROZDZIAŁ 43

- Izzy, Izzy! Budź się, jeszcze kilka metrów i będziemy w domu - poklepałem przysypiającego przyjaciela po twarzy
- Ty, Axl, ja nie wiem, jak można zasnąć idąc..? - perkusista, korzystając z okazji, że próbując ocucić Stradlina wziąłem na siebie (jakkolwiek to brzmi) cały jego ciężar, otarł koszulką pot ze skroni
- Nie wiem Steven, nie wiem. Kurde, trzeba było zadzwonić po Duff'a, zabrałby samochodem tego cholernego chlora. Jakiś ciężki jest, nie?
- No raczej - potwierdził Adler, Stradlin, który najwyraźniej oprzytomniał, oznajmił niewyraźnie
- Ci-cii-ciężcy to chyba... Wy jesssteście - oburzył się - Dalej idę SAM. Nie-nie będziesz mnie zrudziała małpo dotykać, a ten krewny.. krewny tego - podrapał się po głowie- a chuj z tym! Ten PUDEL to w ogóle ma się do mnie nie zbliżać, bo o mo-molestowanie oskarżę!
- Sam pójdziesz? Dobra, jak taki "MIŁY" jesteś, to idź, my Cię nie trzymamy - fuknąłem zirytowany i wypuściłem rytmicznego, obserwując z zainteresowaniem jak sam stawia "pierwsze kroki". Chłopak przeszedł może z dwa metry zataczając się i upadł na kolana. Podbiegliśmy do niego, podpierał się rękoma
- Izzy, żyjesz? - perkusista odgarnął włosy z czoła gitarzysty, odsłaniając przy tym jego półprzymknięte oczy
- Ta. Kurwa, będę rzygał
- Jezu Izzy, ale nie tutaj, chodź w krzaki - tak, wiem, dziwnie to mogło zabrzmieć, ale przecież nie będzie wymiotować na środku chodnika - Wytrzymasz?
- Jak się pospieszysz.. - odpowiedział zakrywając usta dłonią. Podnieśliśmy go i dosłownie w ostatniej chwili doszliśmy do najbliższych krzaków. Zmęczony opadłem na ławkę, Steven stał przy rytmicznym, pilnując, by nie upadł.

  - Suń się stara - weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku obok Dash. Blondynka leżała w bezruchu wpatrując się w sufit.
- Ponad dwie godziny temu go zabrali i jeszcze nie wrócił. Boję się o tego dupka.. jak myślisz, co On zrobił? - spojrzała na mnie smutnymi oczami
- Saul?
- A to jest ktoś jeszcze, kogo zabrała policja?!
- Nie.. no racja, nie ma. Nie wiem Dash, naprawdę nie wiem, co On mógł zrobić. Wiesz, zastanawiam się, kiedy ten mój Izzy wróci do chaty.. i w jakim stanie - leżałyśmy w milczeniu, nagle McRivery odezwała się cicho odrywając mnie od przemyśleń.
- Brack, czuję się jak dziwka - oznajmiła siadając po turecku
- Czemu?
- Udawałam dziewczynę Stevena i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że się całowaliśmy i w jakimś tam stopniu też obściskiwaliśmy. Kochałam się jednocześnie z Axlem i Adlerem, śpię w jednym łóżku z najlepszą przyjaciółką i jednocześnie dziewczyną przyjaciela, Duff powiedział, że zachowuję się jak dziwka, a później siedziałam mu na kolanach i prawie się całowaliśmy! I to wszystko w ciągu chyba jednego dnia..

  Siedzę na tym komisariacie prawie trzy godziny a Oni nawet nie raczą mnie przesłuchać?! Ja pierdzielę, to po cholerę mnie tu przywieźli? Nie jestem przestępcą! Przecież nic takiego nie zrobiłem, ja tylko.. wyrównałem rachunki.
- Saul Hudson - zza drzwi wychylił się jakiś młody gliniarz - Proszę do nas - ruszyłem swój zacny, ale też zestresowany i lekko pijany (z nerwów zdążyłem w domu trochę wypić) tyłek z krzesła i podreptałem w wyznaczone miejsce. Usiadłem na kolejnym, niewygodnym krześle.
- Jak wiesz, jesteś oskarżony o gwałt i pobicie Anastasii Hole. Musimy Cię przesłuchać
- Pobicie? Raz, powtarzam RAZ ją uderzyłem! - rozwścieczony wstałem i zepchnąłem z biurka stertę jakichś papierów.
- Grzeczniej proszę, teraz ktoś to będzie musiał pozbierać - oznajmił z pretensją starszy z policjantów - Proszę usiąść
- Przepraszam - warknąłem i wyjąłem z kieszeni fajki.
- Tu się nie pali - młodszy glina wyrwał mi papierosy z ręki
- Eeeeejjj. Możesz mi je oddać? - zapytałem rozkładając ręce
- Nie Ty tu zadajesz pytania. Gdzie byłeś w godzinach od piętnastej trzydzieści do dwudziestej pierwszej?
- No ciekawe gdzie - rzuciłem z przekąsem - Kurwa, siedzę tu od trzech godzin, to gdzie miałem być?!
- Już Ci mówiłem, my zadajemy pytania. Ty tylko odpowiadasz, czego w tym nie rozumiesz?! Jeśli tak ma wyglądać to przesłuchanie, to ja nie wiem, kiedy i czy w ogóle Cię stąd wypuścimy! - krzyknął starszy mężczyzna a jego policzki powoli nabierały już nie czerwonej, ale wręcz bordowej barwy
- Głupie pytania zadajecie. Tego nie rozumiem. Dobra, róbcie to, co musicie zrobić i mnie wypuśćcie
- Mów. Gdzie byłeś i co się wydarzyło - rozkazał mundurowy
- Tylko nie kręć - młodszy z mężczyzn usiadł na biurku.

  Grałem w pokoju na gitarze. Chłopcy chyba już wrócili, bo z salonu słychać było jakieś krzyki i konwersacje. Najwyraźniej Izzy próbował wdrapać się na górę.. właśnie. Dobrze powiedziane. Próbował. Wypierdolił się gdzieś w połowie drogi i z wielkim hukiem chyba zjechał z tych schodów.
- Duff, mógłbyś tu na chwilę przyjść? - zawołała Brack, która chwilę temu zainteresowana hałasem wybiegła z pokoju. Niechętnie wstałem z łóżka i wyszedłem z sypialni. Tak jak myślałem, Izzy zjebał się ze schodów.
- Sierota - zaśmiałem się i poszedłem do Brack - Co mam zrobić?
- No pomóż mu - wskazała na Stradlina. Zszedłem na dół, pomogłem wstać przyjacielowi i dokładnie mu się przyjrzałem - No, zaprowadź go na górę - ponaglała
- Po chuj prowadzić go na górę? Przecież może spać na kanapie - rytmiczny z jękiem osunął się na podłogę, rzuciłem na niego okiem - albo o, na podłodze
- Gdyby mógł spać w salonie, to nie pchałby się na górę. No przyprowadź go tu
- Co, może mam go wnieść? A jak coś mu się przyśni i spierdoli się ze schodów? Jeszcze się połamie
- Nic mu nie będzie. No Duff, wnieś go tu jakoś, proszę
- Dobra. Boże, zawsze ja. Izzy, wstawaj idziemy spać
- Pomóż - rytmiczny wyciągnął ręce w moim kierunku 
- Chodź, chodź.. - z trudem dźwignąłem gitarzystę i podtrzymując go wspiąłem się po schodach. Boże, jak od niego jebie wódą! On się w niej kąpał?!
- Wiesz Duff.. - zaczął Izzy, przerwałem mu
- Ta..
- Ale nie wiesz co
- I nie chcę. - doszliśmy do sypialni dziewczyn. Nie chciało mi się go ciągnąć do jego pokoju, bo jest za daleko a, że dziewczyny mają pokój najbliżej schodów, to tam się zatrzymaliśmy. Stradlin od razu zaczął kombinować, jak dobrać się do Bracket, ta zaczęła go od siebie odpychać i wyzywać, pomyślałem, że nie będę im przeszkadzać, jak mają się pozabijać to ja nie chcę w tym uczestniczyć
- Dash, idziesz? - zapytałem. McRivery pokręciła przecząco głową. Wyszedłem i skierowałem się do siebie. Ponownie usiadłem na łóżku i zacząłem grać, nie mogłem się skupić, w pokoju obok zaczęła się jatka, para wzajemnie się obwiniała i obrzucała różnymi wyzwiskami, a kiedy Dash wyszła z pokoju, Izzy krzyknął "Dash, wróć. Chodź się pieprzyć". Blondynka weszła do mojego pokoju i usiadła na podłodze. Bracket wrzasnęła do Stradlina, że go nienawidzi i wybiegła z Hellhouse.
- Nie uważasz, że trochę przesadzają? Nie powinni się tak kłócić, przecież.. Izzy tylko się nachlał.
- Tak - odparłem krótko, potem siedzieliśmy w milczeniu, wpatrywałem się w zatroskaną przyjaciółkę, która z kolei wpatrywała się w okno.
- Duff, zagrasz mi coś? - zapytała niepewnie
- Jasne. Chodź tu - wskoczyła na łóżko, zacząłem improwizować. Uśmiechnęła się i położyła głowę na moim ramieniu - Teraz Ty coś zagraj - rzuciłem spoglądając na dziewczynę
- No.. nie Duff, nie.. dawno nie grałam, chyba niepamiętam już jak to się robi
- Przypomnisz sobie - podałem jej gitarę, wahała się przez chwilę, ale zdecydowała się coś zagrać. Nie wiem co to było, chyba improwizacja, bardzo dobra improwizacja. A mówiła, że nie pamięta jak się gra
- Cześć Dash - Izzy chwiejąc się wszedł do mojego pokoju i zaczął zbliżać się do dziewczyny
- Izzy, wypierdalaj stąd - powiedziałem
- Nie do Ciebie przyszedłem, to się nie odzywaj. Do Dash mam sprawę.. więc nie przeszkadzaj
- Jaką Ty możesz mieć do mnie sprawę, co Izzy? - zapytała odkładając gitarę
- Dobrze wiesz - oznajmił nawijając kosmyk włosów na palec. Wyglądał komicznie
- Wiesz co Izzy, zająłbyś się Brack. Wiesz w ogóle, gdzie Ona teraz jest? - zapytała
- Nie
- No to wypierdalaj - oznajmiłem
- Nie będę jej teraz szukał
- No domyślam się. Spać wypierdalaj - powiedziałem dosłownie wyrzucając go z pokoju. Izzy, jak to sierota (powinien tak mieć na drugie imię) wylatując z mojego pokoju, wleciał na wazon z kwiatami, który oczywiście rozbił - Rano posprząta - oznajmiłem
- Jak dożyje.. - dodała Dash - Co robimy z Brack?
- Nie wiem.. pewnie rano wróci.
_______________________________________
Rozdział dodany z małym (a w sumie wielkim) opóźnieniem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie :) Planowałam wstawić go we wtorek/środę ale nie mogłam dokończyć. Zanik jakiejkolwiek weny -.-
Btw. chciałam poinformować, iż od wczoraj jestem dumną posiadaczką biografii Gunsów ("Patrząc jak krwawisz") oraz Slasha ("SLASH") ;D
I chciałam podziękować za komentarze i wejścia. Gdyby nie Wy, chyba nie miałabym ochoty na pisanie czegokolwiek, nie miałabym żadnej motywacji.. więc dziękuję :]
Dash. 

czwartek, 2 maja 2013

R.42

ROZDZIAŁ 42

 No tak, Dash wyszła z łazienki. Zostawiła mnie samego. Świetnie, zresztą, czego ja się spodziewałem? Ja to zawsze muszę coś jebnąć w nieodpowiednim momencie.

  Suszyłam włosy w pokoju, Duff snuł się nerwowo po pomieszczeniach. Wszedł do burdelu Stevena i zaczął grać na perkusji. Brack, Izzy, Axl i Adler wynieśli się do Rainbow, Slash wcześniej się gdzieś ulotnił i jeszcze nie wrócił, więc zostałam z McKaganem sama. Ogarnęłam się jakoś i do niego poszłam. Walił w te bębny jak opętany, mimo to na jego twarzy panował niczym niezmącony spokój (tak mi się przynajmniej wydawało). Usiadłam na łóżku, spojrzał na mnie kątem oka, nieprzerywając gry. Siedzieliśmy w milczeniu z dwadzieścia minut, nagle basista przestał grać i rzucił pałeczkami o ścianę
- Dash, gniewasz się? - zapytał skruszony
- A jak myślisz? - udawałam obrażoną. Gitarzysta wyraźnie posmutniał
- Przepraszam..
- Duff - uśmiechnęłam się lekko - ale ja Ci już głuptasie wybaczyłam. W sumie.. chyba miałeś rację, nie powinnam się wtrącać, to Twoje życie i możesz robić, co chcesz, nic mi do tego. Chociaż - podeszłam do chłopaka - strasznie wkurwia mnie to Twoje ćpanie
- Chodź - ruchem głowy dał znać, żebym usiadła na jego kolanie - Wiem, że tego nie lubisz, dlatego obiecuję, że już nie będę brał
- Obiecujesz? - położyłam głowę na jego ramieniu
- Tak. Wierzysz? - przeniosłam wzrok z podłogi na jego twarz. Uśmiechnął się
- Nie wiem, bardzo bym chciała, ale.. nie wiem - Duff, patrząc na mnie, powoli zbliżał się do moich ust, zamknęłam oczy. Ktoś wszedł do Hellhouse, odeszłam od chyba zawiedzionego McKagana, stanęłam na schodach i zobaczyłam rozkojarzonego Slasha, był cały mokry - Się rozpadało - rzucił i z głową spuszczoną w dół poczłapał do łazienki. Usiadłam na schodach, a chwilę później poszłam do salonu.

  No ten Saul, chuj jebany to ma świetne wyczucie czasu! Nie mógł przyjść z dwie minuty później? Przynajmniej bym ją pocałował.. tak mało brakowało, ale nie, ten idiota musiał właśnie teraz wparować do domu.

  Oglądałam w salonie jakiś "inteligentny" program rozrywkowy i próbowałam myśleć, sama nie wiem o czym, chyba o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło między mną a Axlem, Stevenem no i oczywiście Duffem. Deszcz walił o szyby strasznie mnie dekoncentrując. Kolejną dekoncentrującą rzeczą był telefon, który swym głośnym dźwiękiem przyprawił mnie prawie o zawał serca
- Taa..?
- Cześć Dash, Saul w domu? - usłyszałam rozdygotany głos wokalisty Skid Row
- No jest, a co?
- A nic, pytam bo.. w sumie już nieważne. Cześć
- Cześć - odpowiedziałam chyba sama do siebie, bo Sebastian już dawno zdążył odłożyć słuchawkę. Do Hellhouse wkroczyła wściekła Bracket, po której deszcz spływał ciurkiem - Cześć - rzuciła rozjuszona i podążyła na piętro.
- No kurwa, czy ten chuj wszędzie musi zostawiać swoje pieprzone rzeczy?! - wrzasnęła potykając się o gitarę Stradlina. Skąd ona się w ogóle tam wzięła?
- Cześć Brack, co Ty taka zdenerwowana? Gdzie Izzy i reszta? - zapytałam ściszając telewizor
- W Rainbow ! - warknęła - Pytasz, czemu jestem taka zdenerwowana? Otóż Stradlin się najebał, a mieliśmy ten wieczór spędzić razem!
- Brack, razem? W Rainbow..? To chyba oczywiste, że jak tam siedzi i to jeszcze z chłopakami, to musi się napić
- Ale mieliśmy spędzić ten czas razem, mieliśmy pójść gdzieś na jakiś romantyczny spacer i co? I nic, Izzy jest tak urżnięty, że chłopcy to go chyba będą musieli do domu nieść!
- I co?
- Ty mnie nie rozumiesz, jak z kimś będziesz, to pogadamy - oburzona poszła do naszej wspólnej sypialni
- Brack, ale ja Cię doskonale rozumiem. Droczę się tylko - krzyknęłam podchodząc pod schody, dziewczyna zamknęła się w pokoju. W domu rozległ się dzwonek do drzwi - Pewnie chłopcy niosą Izziego - zaśmiałam się i poszłam zobaczyć, kto przyszedł. Otworzyłam drzwi i..
- Dobry wieczór. Czy mieszka tu obywatel.. - policjant zajrzał do notesu - obywatel Saul Hudson?
- Nie - zaprzeczyłam, gitarzysta nie zwracając na nic uwagi, powlókł się do kuchni, westchnęłam - ..tak. Slash, chodź tu
- O co chodzi? Dash, coś Ty zrobiła? - uśmiechnął się i potargał mi włosy
- Ja nic, pan przyszedł do Ciebie - w odwecie ironicznie zmierzwiłam jego wilgotne loczki
- Do mnie? C-co się stało, panie władzo? - zapytał udając, że wszystko jest w porządku, ale widziałam, że spanikował
- Musimy pana przesłuchać, panie Hudson. Jest pan oskarżony o..
- Wiem o co! - wtrącił gitarzysta - Chodźmy już, jeśli to konieczne - wziął pospiesznie kurtkę
- Saul, co Ty zrobiłeś?
- To, co już dawno powinienem - skierował się do wyjścia, chwyciłam jego rękę
- O czym Ty mówisz, Saul?!
- Słuchaj Dash, nie martw się. Szybko to załatwię i jeszcze dzisiaj wrócę, obiecuję - przytulił mnie i znikł z funkcjonariuszem za drzwiami. Przez okno widziałam, jak wsiada do radiowozu
- Duff! - zaczęłam wołać, chłopak raptem zjawił się przy mnie
- Co się stało? Widziałem Saula wsiadającego do radiowozu, Dash, o co chodzi?
- Nie wiem, nie chciał mi powiedzieć, powiedział tylko, że zrobił coś, co już dawno powinien i żebym się nie martwiła, bo On wszystko załatwi i jeszcze dzisiaj będzie w domu - mówiłam coraz szybciej, McKagan podszedł bliżej i po chwili wylądowałam w jego ramionach.

  Siedziałem z Rosem i Stradlinem w Rainbow, Brack jakąś godzinę temu nas opuściła i wkurzona na ukochanego poszła do domu. Rytmiczny trochę przesadził, najpierw obiecał dziewczynie romantyczny wieczór, a jak tylko dotarliśmy do baru pił jak nawiedzony. Kolejka za kolejką. Kieliszek za kieliszkiem. Później z wódki przeniósł się na Danielsa a mnie wysłał po Nightrain'a. Niechętnie poszedłem po trunek dla przyjaciela, ale jak wróciłem Stradlin prawie spał, dlatego Nightrain należał już tylko do mnie i do Rudego.
- Izzy, kurwa nie pij już, słyszysz? Przecież my Cię do domu niezaciągniemy - powiedziałem
- Sam.. sam dojdę - wybełkotał, tuląc się do zatroskanego Rose'a
- Dojdziesz, dojdziesz.. tylko ja nie jestem pewien, czy do domu. Izzy, daj już spokój - Axl z politowaniem wyjął mu butelkę (którą i tak trzymał z wielkim trudem) z ręki. - Idziemy do domu
- Ni-ja-gdzie nie idę - oznajmił w dziwny sposób łącząc pierwsze wyrazy
- No nie, oczywiście.. że nie, my Cię chyba jakoś zaciągniemy, nie Adler? - kiwnąłem głową, wstałem i podszedłem do chłopaków, podniosłem rytmicznego ratując tym Rose'a, którego Stradlin  chyba pomylił z Brack albo Dash, bo oprócz tego, że się do niego tulił, to jeszcze zaczął się do niego dobierać.
- Nie, nie dotykaj mnie skurwiony pudlu! - Izzy zataczając się próbował mnie odepchnąć, objął ramieniem asekurującego go Axla i przykładając butelkę do ust, z wielkim trudem powiedział - Widzisz jaki zboczeniec? Przystawia się do mnie
- Tak, tak Izzy, chodź - rudy wokalista podtrzymując gitarzystę skierował się w stronę wyjścia. Zapłaciłem, dogoniłem ich i pomogłem prowadzić pijanego przyjaciela.
_____________________________________
Krótki i z wielkim opóźnieniem, za co BARDZO Was przepraszam. Brak weny kurde ; / Dopiero dzisiaj coś mnie tchnęło, ale tylko na tyle mnie było stać. Osobiście nie jestem specjalnie zadowolona z tego rozdziału, ale czekam na Wasze opinie.
Dzięki za komentarze i wejścia ;]
Dash.