Strony .

sobota, 29 grudnia 2012

R.20

ROZDZIAŁ 20

- Dash! Dash, gdzie Ty do cholery jasnej jesteś? – Axl zerwał się z kanapy z krzykiem
- Boże, człowieku ciszej – powiedziałem nalewając sobie soku – łeb mnie napierdala
- Oj przepraszam, ale.. widziałeś ją może? – chłopak wrzasnął mi to centralnie przy uchu
- Kurwa, ja Cię Rudy zabiję! Widziałem ją..
- Super! Kiedy?
- Wczoraj.. jak z nią piłem
- Jezu, Slash – chłopak złapał się za głowę – po co mi ta informacja?
- No pytałeś, to Ci odpowiedziałem.
- Ale nie obchodzi mnie, gdzie była wczoraj. Obchodzi mnie, gdzie jest teraz!
- A to jej nie widziałem, nie ma jej gdzieś na górze? Może trzeźwieje u siebie w pokoju
- No właśnie jej tam nie ma. Gdzie ją wczoraj ostatni raz widziałeś?
- Axl, nie pamiętam
- To sobie kurwa przypomnij, jeszcze nam tego brakowało, żeby się Dash zgubiła – wokalista  złapał moje ramiona i mną potrząsnął
- O Axl nie, proszę nie potrząsaj mną tak, bo się porzygam
- Przestanę, jak ją znajdziesz
- Ale ja nie wiem gdzie Ona jest, może się wróciła do baru, nie wiem kurde Axl nie trzęś tak mną naprawdę.. się porzygam
- No ale przypomnij sobie.. gdzie Ty ją wczoraj widziałeś?
- No chyba w domu, chyba nawet na kanapie..
- Chyba?
- No Axl nie wiem, Duff’a zapytaj, On jej pilnuje i za nią łazi..
- A to Duff był wczoraj z Wami?
- Nie, ale pewnie wie, gdzie Ona jest
- Dobra, aa gdzie jest Duff?
- Axl – rzuciłem złowieszcze spojrzenie przyjacielowi – a gdzie jest Izzy?
- Nie wiem
- No widzisz, a ja nie wiem, gdzie jest Duff – ktoś otworzył drzwi
- I już nie musisz.- wokalista puścił mnie, przez co wylądowałem na kanapie - Duff, gdzie jest.. ooo tu jest
- Ale.. co ?
- Nie co, tylko kto. Dash tu jest. Gdzie Ty łazisz, jak potrzebna jesteś ?!
- Właśnie, gdzieś Ty była, jak Cię nie było?!
- No w Rainbow. Slash, nie pamiętasz? Piliśmy tam wczoraj
- Slash mówił, że wróciliście do domu
- Może Slash wrócił, ja tam spałam..
- Ale go spytałem, gdzie Cię ostatni raz widział, to powiedział, że w domu.. na kanapie
- No ja tam nie wiem, kogo On widział na tej kanapie, ale na pewno to nie byłam ja. Ja spałam w barze – Axl spojrzał na mnie wzrokiem szaleńca, uśmiechnąłem się mówiąc – Powiedziałem przecież „chyba”..
- A do czego jestem potrzebna?
- Właśnie – powiedziałem
- Bo rodzice Brack dzwonili, pytali o nią, to powiedziałem co się stało.. no i ojciec Brack zaczął krzyczeć, nie lubię jak ktoś na mnie krzyczy więc powiedziałem, że im to wszystko wytłumaczysz i się rozłączyłem.. – chłopak zrobił „słodki” uśmieszek i schował się za basistę
- Rodzice Brack dzwonili.. i o to tyle zachodu?! Axl, mówiłem Ci już kiedyś, że Cię zabiję?
- Tak, przecież to ważne – chłopak wzruszył ramionami – Emm mówiłeś.. dzisiaj
- Czemu im powiedziałeś, że ja im to wytłumaczę?
- No a niby kto miałby im to wytłumaczyć, jak nie Ty?
- No, może Ty – Dash poszła na górę
- Duff, a Ty gdzie byłeś?
- Teraz? Czy w nocy?
- I teraz i w nocy
- I teraz i w nocy, to byłem w Rainbow
- Ale przecież Ty z nami nie piłeś
- No nie, bo poszedłem tam jak wróciłeś do domu
- Tak? A po cholerę?
- Jezu, Ty nic nie pamiętasz – basista rzucił się na kanapę i wtulił w poduszkę
- No to może mi przypomnisz, bo rzeczywiście nic nie pamiętam
- Wróciłeś do domu.. sam, więc zapytałem gdzie zgubiłeś Dash, odpowiedziałeś, że w Rainbow, widząc Cię wywnioskowałem, że jest Ona w podobnym stanie i poszedłem sprawdzić co z nią. I wiesz co? Nie myliłem się, była w podobnym do Twojego stanie, tyle, że z nią dało się pogadać, z Tobą jedynie porozumiewać na migi..
- Zaraz, skoro po nią poszedłeś, to czemu wróciliście dopiero teraz, a nie w nocy? Czy wydarzyło się coś, czym chciałbyś się podzielić ze starym kumplem? – McKagan spojrzał na mnie mówiąc -.. w sumie.. tak, chciałbym Ci o czymś powiedzieć, ale nie wiem, czy Twoje serce to wytrzyma
- Coś Ty, aż tak..?! – basista pokiwał głową - Opowiadaj!
- No więc.. kiedy już byłem w barze, siedziała jakiemuś kolesiowi na kolanach i się z nim lizała, kiedy podszedłem bliżej, okazało się, że tym kolesiem jest Stradlin. Zapytała, czy chcę do nich dołączyć, wstała, podeszła do mnie ii.. – basista zamilkł
- iii? No gadaj! Co było dalej? – chłopak widząc moją reakcję zaczął się śmiać - Co?
- Ha.. ale oczy Ci się świecą. Nic nie było dalej. Nic takiego się nawet nie wydarzyło
- Nie? – zapytałem zawiedziony
- No a czego Ty się spodziewałeś?
- No nie wiem.. może, że.. że Wasza trójka..
- Zboczeniec
- Oj tam. Po prostu to co powiedziałeś, wydawało się takie realistyczne, że.. a nieważne. To czemu wróciliście dopiero dzisiaj?
- No bo powiedziała, że nie chce wracać do domu.. właśnie, co Ty jej zrobiłeś?
- Ja? Nic, czemu miałbym jej coś zrobić?
- Bo nie chciała wracać i nie chciała powiedzieć czemu
- Kurde, Duff przysięgam.. nie pamiętam, żebym coś jej zrobił, jedyne co pamiętam, to tylko to, że piliśmy.. i, że w barze była bójka
- A widzisz, nie pamiętasz! Czyli pewny nie jesteś. Ej, ale Ty się nie biłeś, nie ?
- No nie jestem, ale może ją spytaj czy coś się stało. Nie, nie ja.. właściciel bił się z pijanym policjantem..
- Jaja se robisz? Z pijanym policjantem?
- No, siedzimy sobie w barze, jest cicho, spokojnie i w pewnej chwili wbiega jakiś pijany policjant z pistoletem w łapie i grozi, że jak ktoś mu nie postawi kolejki to się zastrzeli.. idiota, nie?
- No.. ale nie wierzę Ci.. Dash nic na ten temat nie mówiła
- No co Ci miała mówić, zresztą sam powiedziałeś, że była nawalona
- Kto był nawalony?
- Ty byłaś. A właśnie Dash, prawda, że wczoraj do baru wpadł najebany policjant? Bo Duff mi nie wierzy
- No tak, powiedział, że się zastrzeli jak ktoś mu kolejki nie postawi. Wariat – dziewczyna usiadła na podłodze obok łóżka
- A widzisz! Prawdę mówiłem! Ja nigdy nie kłamię. A wiesz co Duff powiedział?
- No co?
- Że wczoraj lizałaś się ze Stradlinem i spytałaś go, czy chce do Was dołączyć.. – dziewczyna podejrzliwie spojrzała na McKagana - Naprawdę?    
- Saul, idioto przecież powiedziałem, że żartuję. Ale wiesz jaki On był ciekawy, co się później wydarzyło?  Podniecił się zboczeniec – dziewczyna zakryła twarz dłońmi i zaczęła się śmiać
- Oj, Hudsonku, podnieciłeś się? – Dash pogłaskała mnie po głowie - Chciałbyś posłuchać jeszcze kilka podobnych historyjek?
- Wiesz co, wolałbym w nich uczestniczyć – spojrzałem na nią pożądliwym wzrokiem i razem z Duffem zaczęliśmy ją łaskotać
- O, grupowe molestowanie! Mogę się dołączyć? – Rose wskoczył do nas na kanapę   
- Rose! Złaź ze mnie
- Dobra, ale Ty wejdź na mnie – chłopak złapał Dash za biodra i przyciągnął do siebie
- O matko, orgia. Przyłączymy się, dobrze?
- O nie.. jeszcze Wy?! To niesprawiedliwe! Was jest pięciu
- A Ty jedna, ja w tym nic niesprawiedliwego nie widzę. Fajnie jest – wrzasnął Izzy z trudem wciskając się pomiędzy mnie a Duffa. 

R.19

ROZDZIAŁ 19

- Slash, gdzie idziesz?
- Do Rainbow.. muszę się zrelaksować
- Mogę iść z Tobą?
- Dash, mam zamiar się nachlać tak, że nie będę kontaktować, nie wiem, czy jest sens, żebyś ze mną szła
- Proooszę  - dziewczyna podeszła do mnie, chwyciła moje dłonie i patrząc mi centralnie w oczy zrobiła słodko-smutną minkę. Trudno było mi odmówić, mimo tego powiedziałem – Nie
- No Slash!
- Nie, powiedziałem nie, to nie
- A co się będę Ciebie pytać, mam ochotę się najebać do nieprzytomności i Ty mi w tym nie przeszkodzisz. Idę z Tobą, czy Ci się to podoba, czy nie! – przeszła koło mnie wychodząc z domu, spojrzałem na nią uśmiechając się – Taa..
- Hudson! Idziesz?
- No już idę.. narka chłopaki – wychodząc pomachałem chłopakom, podbiegłem do przyjaciółki i objąłem ją ramieniem – No nie złość się
- Pff
- No co pff?
- Czemu nie chciałeś, żebym z Tobą poszła?
- Już Ci powiedziałem, że chcę się nachlać
- No ale co to ma do rzeczy? Też chcę się nachlać  
- Tak, ale kto Cię obroni jak jakiś koleś będzie się do Ciebie przystawiał, a ja będę leżał pod stołem?
- Sama się obronie
- Tak, sama się obronisz
- Oj no Saul, nic się przecież nie stanie, siądziemy gdzieś razem i będziemy się wzajemnie pilnować..
- No nie wiem.. naprawdę czułbym się lepiej, gdybyś siedziała bezpieczna w domu
- Przestań. I rusz się, bo wleczesz się jak dziadek Brack do łazienki – dziewczyna uśmiechnęła się i skacząc zaczęła śpiewać coś bliżej nieokreślonego, brzmiało trochę jak „Anything goes” ale pewny nie jestem. Podbiegłem do niej, aby jej nie zgubić.. z nią wszystko jest możliwe.

- O mój Boże
- Co się stało?
- To.. to chłopaki z Metalliki?!
- Tak.. i co z tego?
- I co z tego? Slash, Ty ich znasz osobiście, poznasz mnie z nimi? – stanąłem ze znudzeniem pytając – A muszę?
– Tak, tak Slash proszę
- Jak Ty ostatnio często mnie o coś prosisz..
- Czyli tak?
- Ehh no dobra
- Kurde, Slash jestem Twoją dłużniczką! Naprawdę, zrobię dla Ciebie wszystko, co tylko będziesz chciał! –mówiąc (mam na myśli krzycząc) to rzuciła mi się na szyję
- Wszystko?
- Tak
- A pójdziesz do domu?
- Nie
- Mówiłaś, że wszystko
- Ale nie to. Ty już mnie nie lubisz..
- Dlaczego tak mówisz?
- Bo nawet nachlać się ze mną nie chcesz
- Chcę, ale wolałbym w domu, bezpieczniej by było. A co do tego Twojego długu wdzięczności.. naprawdę zrobisz, wszystko, co tylko będę chciał?
- Tak – spojrzałem na nią z szatańskim uśmieszkiem – Ale Slash.. tylko żeby to było coś normalnego
- Tak, normalnego.. jasne

- Przepraszam, mogę prosić o autograf? – spytałem podchodząc do James’a
- Jasne.. – Hetfield odwrócił się i wrzasnął - Slash! Stary żartujesz? Po cholerę Ci mój autograf? – mężczyzna podał mi rękę, po czym mnie uściskał, przywitałem się z Kirkiem i odpowiedziałem – A to nie dla mnie.. dla tej młodej damy
- A kimże jest ta młoda dama? – James ucałował jej dłoń
- To jest Dash – powiedziałem łapiąc ją za rękę i odciągając od wokalisty Metalliki
- Ach Dash! Wiele o Tobie słyszeliśmy. Naprawdę, chłopaki dużo o Tobie mówili
- Serio? O Was prawie nic.. – dziewczyna uśmiechnęła się poprawiając włosy. Klasnąłem, w ręce – Wiecie co, my niestety musimy już iść, zgadamy się później, co?
- A co z autografem?
- Dasz jej innym razem.. jakoś to przeżyje
- Co? Ej, dlaczego? Slash, przecież dwie minutki nas nie zbawią. James, nie mam kartki, mógłbyś mi się podpisać na ręce? Kirk, Ty też.
- Z przyjemnością
- Dzięki, kurde nie mogę uwierzyć, że Was poznałam, Slash teraz już możemy iść.. aczkolwiek nie musimy, fajnie byłoby jeszcze pogadać..
- Dobra, dobra pogadasz sobie z chłopakami innym razem.. idziemy – pożegnaliśmy się (głownie Dash) z chłopakami i poszliśmy do baru.

- Saul, czemu się tak dziwnie przy nich zachowywałeś?
- Normalnie, chodźmy się napić

Na miejscu założyliśmy się, kto więcej wypije, problem w tym, że nie liczyliśmy po ile wypiliśmy. Gadaliśmy o jakichś dziwnych i głównie zboczonych rzeczach. Nagle do budynku wbiegł pijany policjant z bronią w dłoni – Zastrzelę się jak ktoś nie postawi mi kolejki! Słyszeliście? Zastrzelę się! A najpierw zajebię Was wszystkich.. po kolei.. każdego! No może, z wyjątkiem tego cuda.. z nią mógłbym się jeszcze pobawić – mężczyzna wskazał pistoletem na Dash pijącą wódkę – Tak, o Tobie mówię maleńka. - Odruchowo wstałem, chwiejąc się zapaliłem papierosa i zacząłem kłócić się z policjantem – Ej, koleś kurde, spoko chcesz się napić, to pij ale nie terroryzuj klientów i odczep się od mojej przyjaciółki
- O przepraszam – mężczyzna uniósł ręce – obrońca i wybawca ludu.. daj mi się zabawić z koleżanką to sobie pójdę
- A tylko ją dotkniesz chuju
- Co mi zrobisz? Jestem policjantem, zamkną Cię debilu
- Chuj z tym. Nie dotkniesz jej !
- Co tu się dzieje? – wrzasnął właściciel
- Koleś się awanturuje
- Zastrzelę się! No chyba, że ktoś postawi mi kolejkę – awanturnik przystawił lufę do skroni i oparł się o ścianę
- Człowieku, popierdoliło Cię? Chcesz się zabić dla jakiejś wódki?!
- Przeszkadza Ci to? – policjant podszedł do baru, chwycił butelkę wódki i upił łyk, złapał kolejną butelkę i rozbił ją na głowie jakiegoś człowieka siedzącego przy stole.
- Dość tego! – właściciel złapał policjanta, próbując wywalić go z budynku, mężczyzna szarpiąc się nacisnął spust i wystrzelił w sufit, później w okno a na koniec lekko drasnął rękę kelnera. Mężczyźni zaczęli się poważnie napierdalać, ktoś zadzwonił na policję, która owszem, przyjechała.. dwie i pół godziny później. Nie zepsuło to jednak planów moich i Dash odnośnie najebania się do nieprzytomności. Ok. 3 nad ranem stwierdziłem, że czas opóścić to jakże przytulne miejsce i wracać do domu
- Dash, wracajmy do domu
- Nie idę
- Co?
- No nie idę
- Chodź – złapałem ją za rękę, ale nie miałem siły pociągnąć jej do siebie, ledwo stałem na nogach
- Dobra idź, zaraz przyjdę
- Nie, nie zostawię Cię tutaj samej
- Nie jestem sama.. zobacz ilu tu ludzi – dziewczyna upiła ostatni łyk z którejś już butelki
- Dobra, wrócę po Ciebie.. kiedyś.. więc czekaj na mnie
- Taa.. będę czekać – wyszedłem z Rainbow i skierowałem się w stronę Hellhouse.. przynajmniej tak mi się wydawało. Ponad godzinę błądziłem po mieście, bo własnej chaty znaleźć nie mogłem! Już miałem położyć się spać pod sklepem, na szczęście zobaczyłem DOM! Droga była już prosta, wiedziałem więc, że przeżyję i nikt mnie samochodem nie jebnie.

- Yeah ! Wróciłem! Sweet home Alabama. Lord, I'm coming home to you ! - wbiegłem (dobra, wczołgałem się) do domu i rzuciłem się na kanapę
- Stary, a gdzie zgubiłeś Dash?
- W Rainbow – powiedziałem pewne mało zrozumiale, język mi się plątał
- Zostawiłeś ją samą w Rainbow? Zwariowałeś? – wrzasnął basista zakładając kurtkę
- Nie chciała iść, to co miałem zrobić?
- No jakoś ją tu przyciągnąć. Dawno stamtąd wyszedłeś? – wzruszyłem ramionami i zacząłem liczyć na palcach – Dobra, mniejsza z tym.Weź idź spać, czy coś – chłopak wybiegł z domu.

środa, 26 grudnia 2012

R.18

ROZDZIAŁ 18

Dosyć szybko dotarliśmy do szpitala.. natomiast dotarcie do sali, w której leżała Bracket było trochę trudniejsze. A to wszystko przez Stevena i Axla.. zobaczyli baniak z wodą i zaczęli się bawić. No dzieci.
- Axl, nie mamy czasu
- To ja tu postoję, baniaka popilnuję a Wy.. a Wy idźcie. Pozdrówcie Brack ode mnie.
- Nie wiemy nawet, czy jeszcze żyje, a Ty chcesz tu baniaka pilnować?! Axl rusz się!
- No ale dlaczego mówisz to tylko do mnie, a do Stevena nie?  - Rose zrobił naburmuszoną minę
- Bo.. nie wiem, czy zauważyłeś, ale Steven już dawno poleciał do kibla. Ja nie wiem.. przecież wypiliście po tyle samo.. gdzie Ty to chłopaku mieścisz?!
- A tutaj – wokalista położył rękę na brzuchu i zrobił słodką minkę.
- Rose, zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko – zaśmiał się Duff
- No już idę
- Ale czy ja coś mówię?
- No a nie?
- Nie
- To zostaję
- Axl, nie wygłupiaj się, idź po Adlera i idziemy szukać Brack.
- Dobra, już idę.- wokalista stanął na środku korytarza i zaczął wrzeszczeć - STE-VEN! STEE-VEEN! AAA-DLEEER!
- Ktoś mnie wołał?
- Tak. Ja. Chodź już. Idziemy szukać Brack.

- O kurwa, patrzcie ! Przecież to mój kapelusz – Saul podbiegł do krzesła - No mój, kurwa mój cylinder ! Co on tutaj robi?
- Czekaj, tam jest jakaś kartka.. – Dash zaczęła czytać – „Przyjemnie się w nim chodziło Panie Hudson. Proszę życzyć przyjaciółce szybkiego powrotu do zdrowia.”
- Co? Przyjemnie się w nim chodziło Panie Hudson?! Ktoś miał go na głowie? Ale jak? W ogóle skąd on się tu wziął? Kto śmiał zajebać mi kapelusz i paradować w nim po mieście?
- Myślisz, że ktoś odpowie Ci na te wszystkie pytania? A w ogóle skąd wiesz, że ktoś paradował w nim po mieście? Może ktoś nosił go w domu?
- Tak, kurwa myślę, że KTOŚ odpowie mi na te pytania. No nie wiem, ale na pewno musiał w nim łazić po mieście.
- Dziwne..
- Co takiego?
- Ostatnio zginęła mi bandana
- To na pewno ten psychol, który paradował w moim kapeluszu zajebał Ci bandanę.
- Slash, daj spokój.  Nie możesz wszystkiego tak łączyć.. Axl, a bandana na pewno się znajdzie.
- Dash ma rację, Slash odzyskał swoje nakrycie głowy, a Ty odzyskasz swoje. – powiedziałem próbując pocieszyć przyjaciela.
- No mam nadzieję
- Na pewno się znajdzie
- Ja Wam nie chcę głowy zawracać, ale jak na razie, to musimy znaleźć Brack..
- Steven ma rację. Siedzimy w tym szpitalu już 3 godziny, a Brack jeszcze nie widzieliśmy.

Kiedy w końcu ją znaleźliśmy, okazało się, że jest w śpiączce.
- No pięknie. I co ja teraz  powiem jej rodzicom? – Dash schowała twarz w dłoniach
- Nic im nie mów. Jak Brack wróci do siebie, to sama wszystko im powie.
- Zwariowałeś? A jak się nie wybudzi? Albo jak o nią spytają? Mam kłamać?
- Czasami kłamstwo nie jest złe – powiedziałem siadając obok dziewczyny
- W tej sytuacji nieważne co powiem lub zrobię i tak dobrze nie będzie.
- Nie ma co się martwić. Lekarz powiedział, że nie jest źle. Żyje, a to chyba najważniejsze, prawda? Wracajmy do domu. Nie wiem jak Wy, ale ja już jestem zmęczony tym wszystkim, stanowczo za dużo się ostatnio wydarzyło.
- Tak, stanowczo.. za dużo..
- Chłopaki, gdzie Slash? Idziemy już! – wyszliśmy ze szpitala, po drodze zwinęliśmy Slash’a  ale zgubiliśmy Adlera i Rose’a.

- Axl. Pssst.. Axl!
- Co ?
- Chodź, weźmiemy ten baniak do domu
- Ej, no dobry pomysł. Tylko jak go stąd wyniesiemy?
- Hmm.. zdejmuj kurtkę. Mam świetny pomysł
- Po co?
- No zdejmuj
- Trzymaj
- Zakryjemy go kurtkami i wyniesiemy
- I to ma być ten Twój świetny pomysł?
- Tak. A co, zły? – wokalista stał chwilę w milczeniu, zmrużył oczy i chyba nawet o czymś myślał
- Zły?! Stary, nigdy nie wymyśliłbym lepszego! – poklepał przyjaciela po ramieniu

Po kilku godzinach spędzonych w szpitalu, oraz rozmowach na temat Brack wróciliśmy do domu.
- A co Wy tu niesiecie?
- My? Niee nic – chłopcy postawili swoją zdobycz za sobą, myśląc, że nikt jej nie zobaczy
- No jak to nic. Pokażcie co tam macie
- Ale nic nie mamy.. – Adler usiadł na baniaku
- Jasne. Złaź. – zepchnąłem perkusistę – O kurwa . Zajebali baniak ze szpitala . Haha po co Wam to?
- Serio zajeba.. o kurwa . Mam nadzieję, że nas za to nie zamkną .
- No co, a może kiedyś się przyda.. a jak nie to.. postawię sobie koło łóżka – oznajmił Axl
- Jesteście pojebani.
- Uznamy to za komplement - powiedział perkusista zatapiając swoją dłoń w moich włosach. 

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Święta, święta..

Dzisiaj Wigilia, chciałam więc życzyć wszystkim czytelnikom bloga wesołych świąt, wspaniałych prezentów pod choinką, wielu uśmiechów.. ogólnie radości i szczęścia oraz, żeby spełniły się wszystkie Wasze marzenia. Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT! 

Dash. 

sobota, 22 grudnia 2012

R.17

ROZDZIAŁ 17

Bracket wcześnie wyszła z domu, kupiła aktualną gazetę i przeczytała pewną informację, która spowodowała, że zaczęła iść przed siebie, nie zważając na samochody jeżdżące po ulicy. Szła jak zahipnotyzowana, jak w jakimś transie, nie obchodził ją fakt, że coś może w nią pieprznąć, szła dalej patrząc przed siebie. Przeszła przed samochodem, który w ostatniej chwili zatrzymał się kilka centymetrów od jej ciała
- Gdzie leziesz?! – wrzasnął właściciel auta, ale Ona nie odpowiedziała, nawet nie usłyszała pytania mężczyzny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałem rano w salonie i oglądałem jakiś głupi film, Slash i Adler grali w karty, Duff coś nucił a Axl urzędował w kuchni.
-Dobra chłopaki. Kto skoczy do kiosku po gazetę? – zapytała Dash
- Nie ja
- Ja też nie
- Ja byłem w tamtym tygodniu
- Izzy.. – dziewczyna spojrzała na mnie uśmiechając się
- Nawet na mnie nie patrz, film oglądam
- Czyli co, mam rozumieć, że idziemy wszyscy razem, tak?
- Tak – powiedział (a raczej krzyknął) Rose wynurzając się z kuchni z patelnią w ręku
- No to już, zbierać się ludzie. – chłopaki posłusznie ubrali się i podeszli do drzwi
- Izzy, a Ty?
- Mówiłem, że nie idę.
- Idziesz, idziesz. Axl pomóż mi –  co za ludzie, z domu mnie wyciągają. Skandal! I Oni nazywają siebie moimi przyjaciółmi?
- No jak możecie?
- No normalnie.
- Chodź, nie marudź.   

- Kto kupuje?
- Nie ja
- Ja tu tylko przyszedłem dla towarzystwa
- A mnie tu KTOŚ przyciągnął
- Dobra, ja kupię – zgłosił się Steven – macie chociaż kasę? – Axl wskoczył na ławkę i krzyknął  - Ludzie, robimy zrzutę! Wyciągać kasę. Dash, Hudson już, już dawać, dawać nie ociągać mi się tu.
- Czy tyle starczy? – spytał wokalista zeskakując z ławki
- W zupełności – oznajmił perkusista

- Tylko Steven, zachowuj się w miarę normalnie
- Ok.. Ejj, a czy ja kiedykolwiek zachowałem się nienormalnie? – Adler podszedł do okienka i zaczął swoją gadkę na podryw, a później podyktował numer naszego telefonu.
- Na pewno zadzwonię
- Cieszę się.. – Steven oparł się o ladę bawiąc się swoimi włosami - .. o kurwa!
- Czy coś się stało?
- A gdzie ta dziewczyna, która sprzedawała tu ostatnio.. ta młoda.. gdzie Ona jest?!
- Moja córka? Wyjechała..
- To Pani córka? Nie podobna, jest jakaś taka ład.. – Dash kopnęła Stevena w kostkę – Znaczy inny kolor włosów ma.
- Kupuj tą gazetę człowieku! – krzyknąłem z Duff’em.
- No już, już.. pogadać nie dacie. Dzisiejszą gazetę poproszę. Mogłaby Pani może przekazać swojej córce mój numer?
- Adler idziemy.
- No idę przecież. 

- Nasz Adlerek się zakochał – melodyjnym głosem powiedział Slash
- Jest cudowna..
- No widzieliśmy..
- Noo.. Co?! Nie Ona!
- To czemu podałeś jej numer? – zaśmiał się Axl
- Oh, niech ja Cię tylko dopadnę. – chłopacy ganiali się przez całą drogę do domu.

Weszliśmy do Hellhouse, Dash zbladła i usiadła w fotelu
- Dash, dobrze się czujesz?- dziewczyna podała mi gazetę
- No i co to ma kurwa być?! – chłopacy mnie otoczyli, Axl próbował się przez nich przebić, żeby zobaczyć, co się stało.
- Ej, no ale o co chodzi? Też chcę zobaczyć!
- „Tragedia Guns n’ Roses”
- Co? Ale przecież u nas wszystko w porządku, prawda? – niepewnie zapytał Rose
- W porządku? Axl żartujesz?! Od kilku pieprzonych dni nic nie jest w porządku! – Saul wyrwał mi gazetę.
- Dobrze, Slash czytaj dalej – powiedział Adler
- „Wczoraj w godzinach wieczornych znaleziono zwłoki przyjaciółki członków zespołu Guns n’ Roses – Dash McRivery. Dziewczynę najprawdopodobniej ktoś zastrzelił, niewykluczone, iż był to członek zespołu. Pogrzeb – ze względu na sekcję zwłok - odbędzie się w środę, o godzinie 17:00.
- Bzdury, Dash, przecież Ty żyjesz – powiedział Steven
- No co Ty nie powiesz
- Co za pieprzone gnojki! Jak ktoś mógł tak napisać..- Dash się rozpłakała. Wszyscy do niej podeszliśmy
- Nie płacz
- Jak mam nie płakać? Wy nie wiecie jak to jest przeczytać o własnej śmierci, o własnym pogrzebie.
- Kto mógł zamieścić ten nekrolog? – zapytał Rose
- W środę pójdziemy na cmentarz, może się czegoś dowiemy.
- Dobry pomysł Izzy, ale co, jeśli się nikt nie zjawi?
- Jakoś ich dopadniemy
- Ich? Skąd Wisz, że ich, a nie go?
- Slash pomyśl trochę, ten koleś w płaszczu i idioci, którzy Was napadli.. na pewno ze sobą współpracują. 
– W tej chwili zadzwonił telefon – Tak, tak mieszka z nami, czy coś się stało?- dziewczyna po usłyszeniu odpowiedzi wypuściła telefon z ręki i wyszła z domu, Duff wyszedł za nią. Doskoczyłem do telefonu – Proszę mi powiedzieć, czy coś się stało?
- Tak, panna Bracket miała wypadek.

- Axl, jak teraz mi powiesz, że u nas wszystko w porządku, to Cię chyba uduszę.
- A co się stało?
- Brack miała wypadek.
- Slash, a gdzie Ty idziesz?
- No jak to? Jedziemy do szpitala, do Brack przecież..
- Najpierw musimy się zastanowić, co zrobimy.
- W drodze do szpitala  się będziemy zastanawiać. – Slash wyszedł z domu, podążyliśmy za nim.
- Dash, jedziesz z nami?
- No a jak myślisz..?
- Myślę, że jedziesz
- Prawdziwy geniusz z Ciebie
- No pewnie. Bo ja przecież jestem Saul Slash Geniusz (!) Hudson – gitarzysta uniósł palec ku górze i zrobił „inteligentną” minę.

sobota, 15 grudnia 2012

R.16

ROZDZIAŁ 16

- Więc… od dzisiaj  śpisz u siebie?
- No tak, w końcu będziesz mógł się wyspać.
- No tak.. – weszliśmy na teren starej opuszczonej posiadłości. Opuszczona jest od dawna i raczej nikt się tam nie kręci.. tak nam się przynajmniej wydawało. Graliśmy w karty, rozmawialiśmy i piliśmy piwo.
- Słyszałeś to? – Dash usiadła bliżej mnie
- Co takiego? Nic nie słyszałem.
- Ktoś tu chyba jest.
- No jest.. my jesteśmy. – dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem
- Może już nie pij.
- Dlaczego?
- Mówię Ci, że ktoś jeszcze tu jest.
- Przesłyszało Ci się. Rozdawaj karty – Dash rzuciła mi karty, po czym wstała i rozejrzała się dookoła.
- Dash, no mówię Ci, nikogo oprócz nas tu NIE MA.
- Ciiicho bądź.  Jestem pewna, że nie jesteśmy tu sami.
- Jesteś chyba przewrażliwiona. Chodź grać. – dziewczyna wróciła na miejsce, nadal nerwowo się rozglądając.
  
- Dzień dobry, czy też dobry wieczór – Z ciemności wyłoniła się sylwetka oraz niski, męski głos. – Odruchowo wstałem i spojrzałem w stronę drzwi.
- Kogo to moje piękne oczy widzą, my się chyba znamy –tajemniczy mężczyzna podszedł do Dash i pocałował jej dłoń.
- Nie wydaje mi się – Dash gwałtownie cofnęła rękę i schowała się za mnie
- Nie pamiętasz mnie? – mężczyzna podszedł do okna i zaczął gadać coś sam do siebie.
- Duff.. to ten koleś – szepnęła dziewczyna
- Ale.. jaki koleś?
- No ten z parku
- Żartujesz
- No nie
- Czym zawdzięczam sobie Waszą wizytę?
- Wizytę? Myśleliśmy, że to miejsce jest opuszczone..
- Było.. było opuszczone. Teraz ja w nim urzęduję – powiedział mężczyzna zbliżając się do nas - Więc co tu robicie?
- Gramy w karty – powiedziałem z udawanym znudzeniem
- Świetnie, może mógłbym zagrać z Wami.. o pieniądze, co? – spojrzałem na przyjaciółkę, która nie wyglądała na zadowoloną i pokręciła głową,  cicho mówiąc „Nie”
- Dobry pomysł. Dash chodź tutaj
- Ja nie gram
- Dobra, jak chcesz. – mężczyzna rozdał karty

- Duff, chodźmy już
- Nie, jeszcze nie – powiedziałem kończąc kolejne piwo i przegrywając kolejne pieniądze.
- Duff chodź!
- No już idę.
- Zaraz, zaraz.. a pieniądze?
- Jakie pieniądze?
- Graliśmy o pieniądze – nerwowo odpowiedział mężczyzna
- Ah.. tak, pieniądze.. to jakoś się zgadamy i ja wszystko Panu oddam – powiedziałem pospiesznie zmierzając w stronę wyjścia.
- Nie tak szybko chłopcze.  – mężczyzna podszedł do nas i dotknął policzka, a później ust Dash – Kiedy zamierzasz mi je oddać?
- Jutro.. pojutrze.. no najpóźniej za miesiąc
- Nie chcę tyle czekać. Możesz zapłacić mi inaczej – mężczyzna spojrzał na Dash – Chyba wiesz, o czym mówię..
- Pojebało Cię człowieku? Dash idziemy – złapałem ją za rękę
- Ty idziesz, ale Ona nigdzie się stąd nie rusza
- Pewny jesteś? – chwyciłem ją mocniej i wybiegliśmy z budynku

- Dash, szybciej
- To może najpierw mi powiedz gdzie mam biec, bo nie za bardzo się w tym gąszczu orientuję !
-  Gdybym wiedział, gdzie to pewnie bym Ci powiedział. Ale nie wiem! W dzień jest tu jakoś inaczej.. jakoś tak przytulniej.
- Cicho,  chodź tu. – dziewczyna popchnęła mnie w krzaki.
- Dash, wiesz, ja Cię bardzo lubię, ale chcesz to robić w krzakach i to jeszcze w takim momencie? – Dash walnęła mnie po głowie . – Bądź cicho, przecież On tu gdzieś jest.
- Kto tu jest kochanie? – zza drzewa wyszedł nasz prześladowca
- Ja pierdolę, jaki psychol – pobiegliśmy w stronę bramy
- Kurwa! Zamknięta!
- Co? – Dash zapytała prawie płacząc
- Słuchaj, zaraz stąd wyjdziemy.. przejdziesz przez ten płot? – dziewczyna spojrzała przed siebie
- Nie dam rady, jest za wysoki.
- Dobra, poszukamy innego wyjścia – przebiegliśmy za drzewami

- Dash, skup się.. widzisz go gdzieś?
- Nie
- To dobrze, chodź. Tylko szybko. Tam jest niższe ogrodzenie.
- Ok. – podbiegliśmy do płotu
- Przejdziesz sama?
- Tak, raczej tak.
- Dobra, no to przełaź. Tylko proszę Cię, uważaj. – dziewczyna  wdrapała się na płot, ale kiedy z niego zeskakiwała usłyszeliśmy krzyk i zahaczyła ręką o coś ostrego. Jęknęła cicho.
- Coś się stało?
- Tak
- Poczekaj, już idę. – Miała rozciętą dłoń, łzy w oczach i szybko pobladła. Zdjąłem bandanę z jej głowy i zawiązałem jej dłoń.

- No kurwa nie!
- Co jest?
- Kolejny płot.. wyższy od tego
- Duff, idź ja tu zostanę
- Nie ma mowy! Albo idziemy razem, albo tu zostajemy.. może Cię podsadzę, co? Albo wejdziesz po tamtym drzewie – Dash weszła na drzewo, ja zaraz po niej. Wybiegliśmy prosto na drogę, prawie wpadliśmy pod samochód. Mężczyzna biegł za nami, a najlepsze jest to, że nie wiedzieliśmy, skąd On się tam wziął.
- Dzieciaki! Coś się stało? – kierowca ruchem ręki pokazał, żebyśmy wsiedli do samochodu.
- Proszę, niech Pani jedzie szybciej. – Dash odwróciła się do tyłu, mężczyzna biegł za samochodem.
- Dobrze. Ale możecie powiedzieć mi, co się stało?
- Byliśmy w tamtej melinie.. a później.. nieważne. – przez resztę drogi siedzieliśmy praktycznie w milczeniu, czasami tylko odpowiadaliśmy na pytania naszej – poniekąd - wybawicielki. Po niecałej godzinie kobieta zawiozła nas pod wskazany adres – do domu.

- Dziękujemy Pani, naprawdę. Uratowała nam Pani życie.
- Nie ma sprawy. Nie wiem co się stało, ale myślę, że powinniście pójść na policję. Trzymajcie się dzieciaki. – kobieta odjechała, a my weszliśmy do domu.

Oczywiście wszyscy już spali i nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, co się wydarzyło. Pomyśleliśmy, że skoro już śpią, to nie będziemy ich ( mam tu na myśli głównie Brack, bo Ona dzieli pokój z Dash)  budzić i opowiemy im wszystko jutro. Poszliśmy do mojego pokoju, porozmawialiśmy chwilę o tym zdarzeniu i poszliśmy spać. Znaczy Dash poszła. Ja nie mogłem zasnąć. Dręczyła mnie myśl, że ten psychol mógł nam coś zrobić i, że naraziłem ją na takie niebezpieczeństwo. 

piątek, 14 grudnia 2012

R.15

ROZDZIAŁ 15

Szłyśmy wieczorem po parku rozmawiając o ostatnich wydarzeniach. Było ciemno, zimno i w miarę cicho, totalne spustoszenie. Wiał silny wiatr. Ktoś położył rękę na ramieniu Bracket. Dziewczyna wystraszyła się, odwróciła powoli i zobaczyła mężczyznę, wydawało jej się, że już kiedyś go widziała. Tajemniczy mężczyzna spojrzał na nas  mówiąc –Takie ładne dziewczyny jak Wy, nie powinny chodzić o takiej porze same po parku. Kręcą się tu różni gwałciciele i psychopaci – uśmiechając się poszedł dalej
- Gdyby tym gwałcicielem był Izzy nie miałabym nic przeciwko – powiedziała spoglądając na mnie, zaczęłyśmy się śmiać.
- Brack, o co my się kłócimy?
- W sumie to.. nie wiem
- Więc może..
- Chcesz się pogodzić?
- Myślę, że to dobry pomysł – uśmiechnęłam się przytulając przyjaciółkę.

* w tym samym czasie *

- Chłopaki! Musimy je pogodzić – powiedziałem
- Taa.. a jak chcesz to zrobić? – zapytał Steven
- No nie wiem jeszcze, może wystarczy z nimi porozmawiać..- w pokoju zapadła cisza, wszyscy rzucaliśmy sobie spojrzenia, nagle chłopcy jednocześnie krzyknęli – Ty gadasz! – i rozeszli się do innych pomieszczeń. Ja gadam, dobra. Zawsze, jak jest jakiś problem to Izzy gada, Izzy pomoże.. „taa bo ja przecież jakimś jebanym psychologiem jestem” – powiedziałem do siebie
- Powiedziałbym raczej „jebanym psycholem” ale jak tam sobie chcesz Stradlinku – zaśmiał się Rose.
- Oo Izzy, zobacz, dziewczyny idą
- Dobrze, że jesteście. Musimy porozmawiać
- Nie, nie, nie.. czekaj, my musimy Wam coś powiedzieć.
- Pogodziłyście się? – zapytał wokalista
- Tak, ale my nie o tym chciałyśmy..
- A o czym? – zapytałem rozsiadając się w fotelu
- No jak szłyśmy po parku to zaczepił nas jakiś koleś i powiedział coś, że nie powinnyśmy chodzić same po parku o takiej porze, bo kręcą się tam różni psychopaci..
- No koleś ma racje, od dzisiaj nigdzie same nie wychodzicie. – Dash zaczęła się śmiać
- Hm.. ale w tym parku nie ma żadnych psychopatów, my wszyscy jesteśmy bardziej walnięci niż ludzie, którzy się tam kręcą .
- Tak? Zaraz zapytamy Duffa.. zobaczymy, co On sądzi na ten temat.
- A co Duff ma do tego?
- Więcej niż myślisz. Duff, pozwól do nas – powiedziałem lekko się uśmiechając.
- Co jest? O, pogodziłyście się? – zapytał basista wchodząc do pokoju, dziewczyny pokiwały głowami.
- Drogi przyjacielu, otóż nasza kochana Dash chce łazić po nocach po jakichś parkach.
- Iiiii..? Co w tym takiego złego? – basista wzruszył ramionami
- No dzisiaj jakiś koleś powiedział do nich, że nie powinny chodzić same po parku bo czają się tam psychopaci
- I gwałciciele! – dodała Brack łapiąc oddech
- Ale przecież my jesteśmy bardziej walnięci niż ludzie na ulicach.
- Dash, obawiam się, że Izzy i ten koleś mają rację, nie powinniście w nocy wychodzić z..
- Co?! Rację? Duff nie zachowuj się jak wystraszony dzieciak! Przecież nic nam się nie stanie.
- Same nigdzie wychodzić nie będziecie. O właśnie, Dash, może pójdziemy na spacer? – niepewnie zapytał McKagan
- No przecież późno jest
- Ale ze mną idziesz
- Aa co to za różnica.. z Tobą, czy z Bracket?
- No jakaś chyba jest. – chłopak złapał dziewczynę za rękę i wyszedł (no, właściwie wybiegł) z nią z domu.

piątek, 7 grudnia 2012

R.14

ROZDZIAŁ 14

Wychodząc z łazienki spotkałem Dash wychodzącą z pokoju Duffa.
-  Spałaś u Duffa? Nie wiedziałem, że jesteście razem.
- Bo nie jesteśmy. Nie muszę z nim być, żeby z nim spać – powiedziała opierając się o ścianę,  uśmiechnąłem się zachęcająco.
– To kiedy śpisz u mnie?
- Emm.. muszę zobaczyć kiedy mam jakiś wolny termin
- Mam nadzieję, że niedługo. A tak poważnie, serio z nim spałaś?
- Nie, Duff śpi w salonie, nie widziałeś go?
- Nie, nie przypominam sobie..
- Nie przypominasz sobie?! Kurwa, a kto w nocy zszedł na dół i gadał do lodówki? – McKagan wdrapał się na schody
- Co.. że niby ja?
- Nie, no kurwa ja
- To co się mnie czepiasz? – powiedziałem wzruszając ramionami próbując się nie uśmiechać
- No Axl kurde, ogarnij się człowieku! O Tobie mówię, Ty gadałeś do lodówki, a później usiadłeś na fotelu śpiewając coś pod nosem.. a i jeszcze zjebałeś się ze schodów brzęcząc coś w stylu „Jak leziesz idioto?” . Nie przypominasz sobie tego? – wrzasnął basista
- Niee.. – McKagan machnął ręką i poszedł do swojego pokoju.
- Nie wiedzieliście mojego kapelusza?!? – wrzasnął Slash wybiegając z łazienki
- Nie, a po co Ci teraz kapelusz?
- Na miasto idę geniuszu.
- A BEZ kapelusza.. czy tam cylindra, czy co to kurde jest nie możesz?
- A czy Ty i Dash musicie chodzić w bandanach?!
- Musimy – wtrąciła dziewczyna – jak nie możesz znaleźć to idź bez niego
- Nie mogę
- Bo?
- Czuję się nagi.. – powiedział chowając głowę w swych ciemnych lokach.
- Slash! Znalazłeś? – usłyszeliśmy głos rytmicznego, po chwili ujrzeliśmy jego przesadnie roześmianą twarz.
- Nie
- Trudno, chodź już!
- Nie
- No chodź – Stradlin wszedł na górę i zepchnął Saula ze schodów
- Chcesz mnie połamać idioto?!
- Oj no chodź, chodź.
- Dom wariatów – powiedziała Dash schodząc na dół. W sumie to Ona chyba ma rację.
- Widzieliście Adlera? – wrzasnąłem
- Nie!
- A Ty Dash widziałaś go?
- No przecież mówię, że nie.
- Duff powiedział, że nie.
- No ja też powiedziałam..
- Nie słyszałem!
- A czy to moja wina?
- Tak, bo wyjątkowo cicho to powiedziałaś.
- Zawsze cicho mówię.
- A nie prawda! Czasami tak się drzesz, że ściany pękają!
- Taa.. i kto to mówi.. – dziewczyna pokręciła głową
- No ale co?
- No ale nic Axelku.
- Ciekawe, gdzie ci idioci poszli..
- No tak, interesujące to jest.. rzeczywiście. Do czego jest Ci teraz Adler potrzebny?
- Samotny się czuję - powiedziałem sarkastycznie, na co dziewczyna odpowiedziała śmiechem. 

niedziela, 2 grudnia 2012

R.13

ROZDZIAŁ 13

Wróciłem do domu, Izzy, Duff i dziewczyny siedzieli w milczeniu w salonie. Pobiegłem na górę, wbiegając do pokoju zauważyłem dziurę w ścianie i kilka rozpierdolonych rzeczy.
- Co tu się stało? Tornado było.. albo tsunami? – zapytałem schodząc na dół.
- Nie tym razem. Chłopacy się pobili..- powiedziała Dash.
- Aha, a.. ale o co?
- Może lepiej będzie, jak sami Ci to wytłumaczą..
- Nie Dash, najlepiej będzie, jak Ty mu powiesz, dlaczego się pobili.
- Ej, ja się biłam, czy Oni? Niech Oni się tłumaczą z tego burdelu na górze.
- To Twoja wina, więc Ty się tłumacz
- Moja? Co ja niby zrobiłam? Ja kazałam im się bić?! Weź się ode mnie odpierdol – Dash poszła do kuchni.
- Dowiem się, czemu się pobiliście, czy nie?
- Może kiedyś.. – odpowiedział McKagan
- Dobra, nieważne, poznałem zajebistą dziewczynę! Ładna, miła.. no cud chodzący!
- Ale..?
- Co ale?
- No co jest z nią nie tak? – powiedział basista
- No..ee tak jakby.. dziwką jest
- Wiedziałem, ideałów nie ma.. chociaż.. – w tym momencie do domu weszli Slash i Steven.
- Co Wam się kurwa stało? – zapytała Brack
- Jacyś idioci nas zaatakowali kurwa, chuje jebane
- Nóż mieli.. – dodał Adler - .. a Wam co?
- Nieważne
- Co, dziewczyny Was pobiły? Dash, a mówiłem Ci, żebyś była grzeczna – zażartował Slash
- Oh, daj mi spokój.. co z tymi kolesiami?
- No wracaliśmy do domu i napadła nas jakaś banda napompowanych gburów…- zaczął perkusista
-.. z 5 ich było, no i ten nóż. Ledwo uszliśmy z życiem. – Slash tym razem chyba nie przesadzał, mieli rozcięte wargi, podbite oczy, rozerwane koszulki i w ogóle nie wyglądali za dobrze - .. ganiali nas po ulicy, Stevena prawie potrącił samochód.
- Powinniśmy pójść z tym na policję – zaproponowała Dash
- Zwariowałaś?
- Nie, dlaczego?
- No kurwa, jak dlaczego?  Policja pewnie powie, że sami zaczęliśmy bójkę, myślisz, że ktoś nam uwierzy?!
- Tak, sami byście zaczęli bójkę z 5 wielkimi kolesiami, jasne. Dobra, róbcie, co chcecie. – dziewczyna poszła na górę.
- Nie rozumiecie, że Ona chciała dobrze? Slash, nie powinieneś tak na nią naskakiwać – Duff poszedł za nią, gitarzysta zamilkł, reszta oglądała tv, a ja poszedłem w końcu coś zjeść.

*kilka minut później*

- Dash, posłuchaj Slash.. On tak tylko to powiedział
- Wiem, ale to nie o to chodzi.
- A o co?
- Ja się chyba muszę wyprowadzić – powiedziała podchodząc do okna
- Żartujesz, tak?
- Obawiam się, że nie – wyszedłem z pokoju, wróciłem jednak po kilkunastu minutach, w czasie których zdążyłem znowu pokłócić się z Brack.

- Yy.. mała, a co Ty robisz?
- Pakuję się.
- No ale dlaczego?
- Nie mogę tu już dłużej mieszkać. Wracam do domu.- powiedziała pakując ubrania
- Tutaj jest Twój dom
- Już nie. Pomożesz mi to znieść?
- Nie
- Dobra.. sama sobie poradzę.
- Nie pomogę Ci, bo nie chcę żebyś się wyprowadzała.
- Muszę. Ja nie mogę tu dłużej zostać. Brack.. no wiesz.
- Chcesz się wyprowadzić przez jakąś głupią akcję z Izzym ? Porozmawiaj z Brack, zobaczysz.. będzie dobrze, tylko się nie wyprowadzaj.. proszę.
- Jak mam z nią porozmawiać? Ona się prawie do mnie nie odzywa.. ja nawet do własnego pokoju nie mam wstępu. Gdzie ja będę spać? Na podwórku?
- U mnie. – dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem
- Spokojnie, ja będę spał w salonie, a Ty u mnie.. chyba, że pozwolisz mi spać na podłodze. – Dash w końcu się uśmiechnęła.
- Pewny jesteś? Na pewno mogę u Ciebie spać?
- Jak najbardziej .
- Dziękuję
- Nie ma sprawy. – pomogłem jej się rozpakować, swoją drogą.. gdzie Ona mieści te wszystkie ciuchy?!