ROZDZIAŁ 58
- Że co? Jagger powiedział, że Mary jest piękna?
- Powiedział, że mam piękną matkę - sprostował Steven.
- I powiedział, że ty i Duff macie szczęście, bo tak śliczne i mądre kobiety, jak ja i Dash, są waszymi dziewczynami.
- No i miał rację, skarbie - Izzy, który opanował właśnie śmiech wywołany wiadomością, iż Mary jest piękna, objął mnie i pocałował - W ogóle ślicznie wyglądacie, kurwa, naprawdę ślicznie!
- Dziękujemy.
- No akurat nie mówiłem o tobie, Mary... - oznajmił i wszyscy prócz kioskarki wybuchliśmy śmiechem.
- Wypiłbym coś jeszcze.
- Slash, przecież idziemy do Rainbow.
- Co ty gadasz, Duffy?
- No.
- Zapomniałem, myślałem, że już wracamy do... - zamilkł - do... - ponownie zamilkł, pstryknął palcami i podjął kolejną próbę - do, no... Axl, jak się nazywa to, gdzie, a już wiem! Hellhouse!
- No, i ty chyba już wracasz do Hellhouse, Saul...
- Dlaczegooo? - Slash bezradnie rozłożył ręce.
- Bo - zaczął Rudy - średnio kontaktujesz, nawet nie wiesz, gdzie mieszkamy...
- Przypomniałem sobie, że w Hellhouse! I ja, kuźwa, idę się napić! - wchodząc do Rainbow, zahaczył nogą o stopień przy wejściu - Kurwa! Kto to tu postawił?
- Chodź Slash, chodź. I nie krzycz - wokalista zaprowadził gitarzystę do naszego, już stałego stolika, poszliśmy za nimi, McKagan poszedł po wódkę, Danielsa i o wyproszonego przez Adlera Nightraina.
- Slash nie chce tu. Slash chce pod bar - Hudson zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie, Rose westchnął.
- Dobra, chodź.
- Jestem - basista postawił trzy butelki na stole - szklanki mam zaraz doniosą. A oni gdzie? - wskazał na Rudego i Mulata i usiadł przy blondynce, palącej papierosa. Poszli do baru, bo Slash chciał, a Rose chyba boi się go samego zostawić powiedziałam. Duff zabrał dziewczynie papierosa, spoglądając karcąco - Nie pal, kochanie.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żebyś psuła sobie zdrowie.
- Oj, Mike - uśmiechnęła się i musnęła jego usta.
- Co? Przecież masz być matką moich dzieci.
- Dash, jesteś w ciąży?! - aż wstałam. Kurde, mój głos jakoś dziwnie zapiszczał, cholera. Blondynka zaczęła się śmiać i szturchnęła blondyna, który natychmiast odpowiedział:
- Jeszcze nie jest, ale kiedyś... prawda, mała?
- Prawda - uśmiechnęła się i przytuliła do basisty - Ale wypić i tak muszę!
- Axl, wiesz co? Masz, kurde, fajne nogi, skubańcu.
- Dzięki, Saul - uśmiechnąłem się delikatnie, Slash zamówił kolejną setkę, a później Danielsa z lodem. Odwrócił twarz w moją stronę i szeroko się uśmiechnął - Co? - zapytałem zmieszany.
- Nic, rudzielcu, nic. Przypomniało mi się coś.
- Co?
- Ty - uśmiech nie schodził mu z twarzy i gdyby nie kolczyk, połyskujący w nosie Mulata, byłoby widać tylko jego zęby, bo loki zakrywały pół twarzy, w tym oczy. Odgarnął niesforne włosy do tyłu, ale nie zostały tam długo - Przypomniało mi się, jak słodko spałeś, jak aniołek, kurczę - mogę przysiąc, że przez ciemne loki chłopaka, widziałem jak świecą mu się oczy. Poczułem motyle w brzuchu i ciepło, przepływające przez moje ciało.
- Kochanie, ja idę - Mary pocałowała Popcorna w policzek i aż dziwne, że perkusista nie warknął czegoś pod jej adresem, spojrzał tylko na chłopaków, uśmiechając się.
- Do jutra, Mary.
- Co?
- No mówiłaś, że przyprowadzisz przyjaciółki, miałem je poznać.
- Ah, tak. Cieszę się, że jednak chcesz to zrobić, pa, skarbie. Cześć, dzieciaki.
- Cześć - odpowiedzieliśmy, szepnęłam do Duffa - O co chodzi?
- Ale z czym?
- No, Steve nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, był miły.. W stosunku do MARY.
- Nie wiem, o czym mówisz, kochanie. Zachowywał się normalnie.
- Co wy knujecie?
- Nic - odpowiedział i upił kilka łyków Danielsa.
Wyszłam z Rainbow, czy jak tam nazywa się to miejsce. Ta noc jest idealna, by pójść do domu spacerkiem.
- Mary - usłyszałam za sobą.
- Lennon?
- Gdzie?! - mężczyzna nerwowo rozejrzał się wokoło - Widziałaś ducha Johna Lennona?
- Słucham?
- No, powiedziałaś Lennon, a przecież John nie żyje od 8 lat.
- A bo mi się pomyliło, jesteś ze Stonesów, a nie z Beatlesów...
- Ja nawet nie jestem podobny do świętej pamięci Lennona, ale nieważne - machnął ręką, uśmiechając się - Czekałem pod Rainbow, aż wyjdziesz. Już miałem odpuścić, ale się pojawiłaś..!
- Możesz mi przypomnieć swe imię, złotko?
- Mick - odpowiedział z lekką irytacją zmieszaną z niedowierzaniem.
- A! Jagger! - jak dobrze, że ostatnio w radiu przedstawiali sylwetki Stonesów.
- Tak! Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu, piękna kobieto...
- Jeśli musisz - wzruszyłam ramionami.
- Slash - szarpnąłem ramię przyjaciela.
- Ciii, Axelku, cichutko, Slashuś zasypia - znowu mówił o sobie w trzeciej osobie, tym razem strasznie bełkotał. Wstałem od baru i podszedłem do stolika, przy którym siedziała reszta.
- Co jest, Rose? - Izzy oderwał się od ust brunetki.
- Wracajmy już do domu.
- Jestem za. Dash mi tutaj chyba zaraz zaśnie... co, mała? - McKagan przejechał kciukiem po policzku przysypiającej blondynki.
- Uhmm - mruknęła, zatrzęsła się lekko i wtuliła mocniej w ramię chłopaka. Przykrył ją swoją ramoneską.
- Axl, to ogarnij Hudsona i idziemy.
- Adler, żeby to było takie łatwe...
- Użyj całego swojego uroku, rudzielcu.
- Spróbuję - odszedłem od stolika, zostawiając przyjaciół z resztkami Danielsa i wódki. Gdy podszedłem do baru, Slash już pochrapywał. Jedna ręka zwisała swobodnie tuż przy kolanie chłopaka, a na drugiej, leżącej na blacie, spoczywała głowa Mulata - Saul. Kurde, Saul, wracamy do domu - szarpnąłem nim. Odpowiedziało mi głośne chrapnięcie. Bezradny odwróciłem się i spojrzałem na przyjaciół - Chodź tu ktoś!
- Już idę, sieroto - Izzy podszedł do mnie i Slasha - Co? Nie możesz go obudzić?
- Dlaczego? Niee, po prostu chciałem kogoś upić i zaciągnąć do kibla. Myślałem, że przyjdzie któraś z dziewczyn, ale przylazłeś ty i nici z bzykania...
- Heh, zabawne.
- Po co się głupio pytasz? - burknąłem.
- Spokojnie. Ej, Axl, zaraz go obudzę. Jerry - zwrócił się do podstarzałego barmana - szklankę wody, poproszę. Dzięki - uniósł głowę gitarzysty, pociągając go za włosy - Śpisz, Hudson? - zapytał nad uchem Mulata. Nie usłyszał odpowiedzi. Pociągnął loki mocniej i chlusnął wodą w twarz chłopaka.
- C-co-co do diabła?! - Hudson łapał powietrze, jakby dopiero się wynurzył. Przetarł twarz i z przerażeniem spojrzał na mnie i Stradlina. Po chwili w bezruchu, odsunąłem się od rytmicznego i wskazałem go palcem, Saul wymamrotał:
- Nie żyjesz, Izzy.
- Tutaj mieszkam.
- Nie zaprosisz mnie na herbatę? - Mick szepnął, obejmując mnie w pasie, udałam, że się zastanawiam.
- Yhm, nie, nie sądzę.
- Dlaczego? - wymruczał i przejechał językiem po moim policzku. Odepchnęłam go, zachwiał się lekko.
- Biorę ślub! Co ty myślisz? Że jak biegasz po scenie, bo jesteś jakimś tam Stonesem, to możesz mi się wpychać do łóżka?!
- Chciałem tylko pogadać przy herbacie...
- Tak się zaczyna. A ja Stevena nie zdradzę.
- Z tego, co mówił, to nie jesteście razem - zdenerwował mnie. Jak może tak mówić? Uderzyłam go w twarz. - Za co? - dotknął policzka, a na twarzy pojawił się grymas bólu.
- Idź już.
- Dlaczego?
- Idź!
- Dobrze, jeśli... tego chcesz. Dobranoc, Mary.
Wyszliśmy z Rainbow prawie ostatni, za nami szedł już tylko Izzy. Slash ledwo wytoczył się z baru, schodząc po schodach, wleciał na moje plecy.
- Oj, przepraszam, Axl.
- Nic się nie stało.
- Wiecie co? - Stradlin wpatrywał się w coś za budynkiem - Poczekajcie chwilę na mnie - ruszył na tyły Rainbow. Kiedy chciałem podejść do reszty, Slash złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Odwrócił mnie, zacisnął palce na mojej rozpiętej kurtce...
- Axl... - ...wyszeptał i wpił się w moje usta. Zatrząsłem się, kolana się ugięły, przed oczami zawitały czarne punkciki, a po całym ciele przebiegł dreszcz. Slash odkleił się od moich ust, a ja dopiero po chwili odważyłem się otworzyć oczy. Cały nasz pocałunek trwał zapewne niedługo, ale dla mnie trwał prawie wieczność. Ujrzałem twarz Mulata, jego ciemne loki słodko opadały na czoło i oczy, kolczyk w nosie połyskiwał w świetle księżyca. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, przelotnie musnął moje usta i odszedł.
- Joshua, co ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Mama przyjmuje dzisiaj trzech klientów naraz, nie chcieliśmy na to patrzeć, a jeden z nich, nie wiem, z pięćdziesiąt lat chyba ma, zaczął się dowalać do Kelly. Zamknął się z nią w pokoju, ledwo udało mi się tam wejść i młodą zabrać... - pociągnął nosem i spojrzał w lewo.
- Jesteś tu z siostrą?
- Tak. Przysypia tam - wskazał palcem na dziewczynkę, leżącą przy ścianie - Kelly, chodź tu, poznam cię z kimś - zawołał. Mała szatynka z dużymi oczami podeszła nieśmiało i spojrzała na mnie nieufnie.
- Cześć, jestem Izzy - przykucnąłem i z uśmiechem wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczynki, powoli podała mi rękę i kątem oka spojrzała na brata.
- Josh, a ten pan nie jest zły? - szepnęła, Joshua się zaśmiał.
- Nie, mała. On jest dobry. I pomocny.
- Wracacie dzisiaj do domu?
- Nie wiem, matka pewnie śpi z klientami, pijana. Kiedy się obudzą, będzie kłótnia, znowu będzie ich wyganiać, a oni będą się sprzeciwiać. Z tą trójką zawsze tak jest. Nie pierwszy raz są u nas w domu i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek czegoś nie odjebali.
- Josh, zimno mi - Kelly skrzyżowała ręce. Nastolatek zdjął kurtkę i założył ją siostrze, która chwilę później przytuliła się do brata, opierając głowę na jego brzuchu.
- Wiecie co, mam małą propozycję.
- Gdzie ten Izzy? Musimy jeszcze pójść po Jasona do Metalliki - Dash odsunęła się od McKagana.
- Nie będziemy na niego czekać, idziemy po małego, a wy tu zostaniecie i wrócicie do domu z Izzym.
- Ej, a jak oni już śpią?
- Niemożliwe. Lars pewnie ogląda TV. Chodź, kochanie - Duff splótł dłoń z dłonią blondynki i odeszli.
- Myślisz, że się zgodzą? - zapytał Josh.
- Tak. Słuchaj, to świetni ludzie. I lubią dzieci. Brat naszej przyjaciółki, Dash, zostawił u nas czteroletniego synka. Dwójka kolejnych dzieci nie będzie im przeszkadzać.
- Siema, Lars - drzwi otworzył nie kto inny, jak perkusista - widzisz, Dash, mówiłem, że Lars pewnie ogląda TV - zmierzwiłem włosy kolegi.
- Cześć, dopiero wróciliście z tej kolacji?
- Nie, siedzieliśmy jeszcze w Rainbow, żeby to uczcić.
- Siema - za plecami Ulricha z dłonią w kieszeni i puszką coli przy ustach mignął nowy członek zespołu, Jason Newsted.
- Hej - Dash pomachała chłopakowi, który usiadł na kanapie.
- Lars, zaraz będzie powtórka tego horroru o zombiakach.
- Spoko.
- Lars, kochanie, bo my w sumie przyszliśmy po Jasona...
- Po mnie? - Newsted wyszczerzył zęby, blondynka odwzajemniła uśmiech.
- Noo, nie koniecznie. Po małego Jasona. Grzeczny był?
- Jak zawsze, anioł nie dzieciak. Po cioci zresztą.
- Po cioci? Lars, przecież Dash, to diabeł wcielony - zaśmiałem się, Dasshy spojrzała na mnie, odwracając powoli głowę...
- Sssss - ...i syknęła groźnie, pokazując przy tym białe ząbki i zabawnie marszcząc nosek.
- Ojej, jaka groźna, niebezpieczna..! - chwyciłem twarz dziewczyny w dłonie i nachyliłem się, by ją pocałować.
- Ugryzę cię!
- Hm - przymknąłem oko i udałem, że coś kalkuluję - trudno! - pocałowałem blondynkę - Ha! Nie ugryzłaś!
- Nie zdąrzyłam. Poczekaj tylko, aż wrócimy do domu.
- Uu, groźba.
- Ostrzeżenie, skarbie - musnęła moje usta - Jason śpi, nie?
- Nie śpię!
- Nie ty, debilu - Lars przejechał dłońmi po twarzy i zachichotał - Śpi. Myślę, że nie powinniśmy go budzić. Wracajcie do Hellhouse, wyśpijcie się, a my go jutro podrzucimy.
- Na pewno? To nie kłopot?
- Dash, jaki kłopot? Sama przyjemność, James jest wprost zapatrzony w małego, cały wieczór się z nim bawił.
- Świetnie, dzięki, Lars - Dash pocałowała perkusistę w policzek, odciągnąłem ją delikatnie do tyłu.
- No, już, kochanie, starczy, dzięki, Lars - poklepałem go po ramieniu - zbieramy się, cześć.
- Ludzie, chcę wam kogoś przedstawić - orzekł Izzy, wszyscy unieśliśmy głowy i z zaciekawieniem spojrzeliśmy na rytmicznego - Dzieciaki, chodźcie - zachęcił i zza budynku ostrożnie wyłonili się nastoletni chłopiec i mała dziewczynka, Steven natychmiast się z nimi przywitał, uraczając niepewne istoty swoim sławnym, uroczym zacieszem, szybko znaleźli kontakt, szczególnie małej dziewczynce Popcorn przypadł do gustu. I vice-versa - Będą dzisiaj u nas spać.
- Izzy, o co chodzi? Co to za dzieci? - szepnęłam.
- Spokojnie, kochanie, to Josh i jego siostra, Kelly. W domu wam wszystko wytłumaczę. Jutro, bo chcę, żeby wszyscy byli przy tej rozmowie.
- Mam tylko nadzieję, że to nie twoje dzieci - zaśmiałam się, Izzy splótł nasze dłonie.
- Kochanie, na pewno nie moje. Za młody jestem, żeby mieć tak duże dzieci, młody ma piętnaście lat, a piętnaście lat temu nie było mnie jeszcze w LA. No i jak dzieci, to tylko z tobą, skarbie - pocałował mnie - To co ekipo, wracamy do Hellhouse!
Wracając, postanowiliśmy połazić jeszcze po mieście. Koło 2 byliśmy już w domu, wszyscy spali, więc my też się położyliśmy.
Jezu, to był chyba najbardziej nietrzeźwy pocałunek w moim życiu. I jeden z ulubionych, choć poczułem wódkę zmieszaną z Danielsem, gdy tylko nasze usta się spotkały i pewnie przeszło na mnie kilka procentów z ciała Saula. I tak chciałbym to powtórzyć. Ale teraz Slash śpi u siebie, a jutro pewnie nawet nie będzie pamiętał o tym, co się stało. I będzie się ze mną kłócił, że to nie prawda, że zmyślam, albo mi się przyśniło...
Cholera, nie mogę zasnąć, coś mnie niepokoi, nie wiem co. Siedziałem na dole z 15 minut i piłem. Wodę. Tylko. Kiedy wracałem z kuchni, idąc po schodach, usłyszałem, że Dash z kimś rozmawia. Trochę zdziwiony, bo w końcu jest 2 w nocy, pospiesznie wszedłem do pokoju i spojrzałem na dziewczynę. Leżała na plecach i jakby wpatrywała się w sufit. Miała jednak zamknięte oczy. Pomyślałem, że gada przez sen. Wróciłem do łóżka i siedząc, przysłuchiwałem się dziewczynie, wpatrując się w nią. Dopiero po czasie zorientowałem się, że to co mówi, to jakby odpowiedzi. Odpowiadała komuś. Tylko komu?
- Nikt nie chciał tego zrobić. To był wypadek. Ale to nie twoja wina. To był wypadek – mówiła półgłosem, ciężko przy tym dysząc. Przestraszyło mnie to trochę.
- Dash, mała, co ty gadasz? – zapytałem, kładąc dłoń na jej ramieniu – Z kim rozmawiasz?
- Duff..! – powiedziała głośniej – Ona tu jest – dokończyła szeptem.
- Co? Ale o czym ty mówisz, kochanie?
- Ona tu jest – powtórzyła, zwracając twarz w moją stronę, jakby nie chcąc, by to coś, a może raczej ten ktoś, ją usłyszał.
- Kto?
- Julie.
- Skarbie, to niemożliwe, to dziecko zginęło. Nie możesz z nią rozmawiać.
- Nie Duff... to możliwe. Ona żyje. Jest tu.
- Gdzie? – no dobra, zaczynam się naprawdę bać. Moja dziewczyna wariuje. To co mówi, nie jest normalne. Zacząłem nerwowo rozglądać się po pokoju, ale niczego, a już na pewno nikogo nie widziałem.
- Stoi nade mną.
- Co... Dash, tu nikogo nie ma.
- Jest. Julie. Stoi tu, patrzy na mnie. Mówi, że ten wypadek to jej wina, Duff.
- Dash, tu nikogo nie ma – powtórzyłem nieco zdenerwowany.
- Boi się, że spotka ją za to kara. Duff, powiedz jej, że to nie jest jej wina.
- Dash, tu nikogo NIE MA. Rozumiesz?
- Ona tu jest. Czuję jej obecność. Powiedz, że ty też to czujesz. Stoi obok ciebie.
- Co?! – odwróciłem się wystraszony. Znowu nikogo nie było – Dash, to nie jest śmieszne, przestań. Jesteśmy tu sami. Nie ma Julie. Pochowali ją. Dash, jej NIE MA! – podniosłem głos. Blondynka wstała z łóżka i idąc powoli w stronę drzwi, znowu rozmawiała z dziewczynką.
- Chodź, tutaj nie możemy rozmawiać. Duff mówi, że cię nie ma. Nie słuchaj go… Ale nie denerwuj się i nie płacz, ja mu wszystko wytłumaczę, uwierzy – mówiła.
- Dash, wracaj do łóżka. Słyszysz? – McRivery nie zwracała na mnie uwagi. Wstałem i podszedłem do niej – Kochanie, chodź – złapałem ją w pasie - Tu naprawdę nikogo nie ma, kładź się spać.
- Nie. Dlaczego kłamiesz? Próbujesz mi wmówić, że Julie nie żyje. Ale Ona tu jest, no, nie słyszysz jej?
- Nie – spojrzałem jej w oczy - Dash, wracaj do łóżka.
- Stoi obok ciebie. Chce złapać cię za rękę – oznajmiła chłodnym głosem. Przeszedł mnie dreszcz.
- Dash, to naprawdę nie jest śmieszne, rozumiesz? Przestań.
- Ale ona tu jest.
- Przestań!
- Ale...
- Przestań – znowu zaczęła nerwowo oddychać, chwyciłem ją mocno w ramiona – Przestań... uspokój się. Dash, spokojnie – ucałowałem jej czoło – Chodźmy spać – wróciliśmy do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, w przeciwieństwie do Dasshy, która usnęła prawie natychmiast. Myślałem o tym, co miało miejsce. Przecież w pokoju, oprócz nas nikogo nie było, a dziewczyna gotowa była wyjść za kimś z pokoju. Nie wierzę w duchy, ale teraz naprawdę się boję. Boję się o Dash.
Wstałam rano z bólem głowy i zmęczona, jakbym nie spała w ogóle i to z dwie doby. Było mi strasznie zimno, założyłam bluzę McKagana i zeszłam na dół. W salonie ktoś siedział na kanapie. Ale nie był to ani Izzy, ani Slash, a już na pewno nie Axl czy Steven. Podeszłam powoli do przodu, chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie. To był dzieciak! Tylko skąd?
- Co ty robisz w Hellhouse?
- Izzy mnie tu przyprowadził... i moją młodszą siostrę, mamy problemy w domu - spuścił głowę, usiadłam obok niego.
- Jakie problemy? - zapytałam. Uniósł głowę i spojrzał na mnie oczami, przepełnionymi już łzami, położyłam dłoń na jego ramieniu i wysłuchałam historii.
Schodząc na dół, usłyszałem za sobą cichutki głosik. Odwróciłem się i ujrzałem Kelly.
- Jestem głodna.
- Głodna? Hm, to może pójdziemy z twoim bratem na pizzę, co ty na to?
- Tak! Pizza! - dziewczynka zaklaskała w dłonie, uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę w stronę dziewczynki.
- No to chodź - na dole Dash rozmawiała z Joshuą.
- A więc to twoja siostra. Cześć, jestem Dash - blondynka pochyliła się przy dziewczynce i wyciągnęła dłoń - A ty pewnie jesteś Kelly... - mała z uśmiechem pokiwała głową.
- Idziemy na pizzę, ktoś chętny?
- Ja!
- Ciebie Josh, i tak byśmy wzięli - zmierzwiłem włosy chłopaka.
- Ja bym się przeszła, ale muszę poczekać, aż - McRivery przerwał dzwonek do drzwi, otworzyła je - O, właśnie na nich. Cześć James, dzięki że go przyprowadziłeś - wzięła bratanka na ręce.
- Nie ma sprawy, to super dzieciak!
- To prawda. Jason, a skąd ty masz taką fajną bluzę, hm? - zapytała, widząc siwą bluzę z logiem Metalliki.
- Dostałem od wujków.
- Ah, dostałeś od wujków - spojrzała na Hetfielda i uśmiechnęła się.
- Taki mały prezent - wokalista odwzajemnił uśmiech.
- Jas, a podziękowałeś?
- Podziękował, przecież to grzeczny chłopak.
- Chcesz iść do Stevena? - zapytała, widząc, jam młody patrzy w stronę moją i rodzeństwa. Jason pokiwał głową - To zmykaj.
- Dzięki, James.
- Daj spokój, nie masz za co.
- Mam. Pilnowaliście Jasona, no i dostał od was bluzę, na marginesie - świetną! Też taką chcę.
- Załatwię, obiecuję - uśmiechnął się.
- Dzięki.
- A wy się chyba gdzieś zbieracie...
- Tak, na pizzę... Może chcesz się z nami zabrać?
- Z chęcią, ale muszę wracać do domu, robimy próbę. Pierwszą z Newstedem.
- Jasne. Dzięki jeszcze raz - pocałowałam go w policzek - wpadajcie częściej, ostatnio rzadko do nas przychodzicie.
- Dobra, będziemy wpadać. Cześć wszystkim - krzyknął - Pa, Dash - dodał i wyszedł.
- Jason, kochanie, jesteś głodny? Idziemy na pizzę.
- Cześć, Saul - uśmiechnąłem się na widok Slasha, wynurzającego się z pokoju.
- Hej, rudzielcu - odpowiedział, przecierając oczy i cmoknął mnie w policzek, czyniąc mnie jeszcze bardziej szczęśliwym - Ale mnie łeb napieprza...
- Dziwisz się? Byłeś tak pijany, że w Rainbow, zasnąłeś z głową na blacie.
- Serio? - zrobił wielkie oczy, po czym zasyczał z bólu i złapał się za głowę - Nie pamiętam. Zjadłbym coś.
- Zjesz jajecznicę?
- Z chęcią.
- Ja też. To weź zrób!
- Zabawne, kurwa, zabawne - pokazałem mu język - Dlaczego ja? - zapytał.
- Bo tobie to lepiej wychodzi, maleńki.
- Wcale nie maleńki! - oburzył się, cmoknąłem w jego stronę - dobra, zrobię jajecznicę - poczłapał do kuchni. Usiadłem na kanapie, tuż przy Duffie, pijącym colę z puszki.
- Co tam, stary?
- Nie wiem, Dash gdzieś wyszła, zabrała Jasona, Steven poszedł z nimi. W TV nic nie ma, nudzę się.
- Ty to masz problemy...
- No widzisz? - wymusił uśmiech - Wiesz co, zgadnij, co mi się śniło.
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia, powiedz.
- Śniło mi się, że pod Rainbow całowałeś się ze Slashem - zaśmiał się.
- McKagan, to nie był sen - spojrzałem na przyjaciela, wypluł całą zawartość napoju, jaką miał w ustach. Otarł brodę wierzchem dłoni, okrytej materiałem flanelowej koszuli.
- Co?! To wy..? Ej, wy jesteście..? No, kurwa, serio, pedały? Axl...
- Co? I jakie pedały, cholera? Jeśli już, to homoseksualiści, jasne?
- Dobra, Rose. Ale wy jesteście razem? - zapytał. Zamilkłem, by po chwili odpowiedzieć cicho i z żalem w głosie.
- Nie.
- Wasza sprawa. Wiesz? Boję się o Dash.
- Czemu? Co jest?
- W nocy gadała z... duchem.
- Co? Z czyim... duchem?
- Julie.
- Tej małej, która... - przed oczami miałem wypadek. To znowu wróciło. Próbowałem wyprzeć ten obraz ze świadomości, mówiąc - Przestań, pewnie się schlała, przecież piła i w Rainbow i wcześniej ze Stonesami.
- Nie wiem. Ale była gotowa wyjść za kimś z pokoju.
- Axl, śniadanie - zawołał Hudson.
- Przyniesiesz?
- Może mam też za ciebie zjeść?
- Nie, wystarczy, że przyniesiesz, no iii... możesz mnie pokarmić, jeśli chcesz.
- Spadaj. Proszę - postawił kubek z herbatą oraz talerz z jajecznicą na stoliku przede mną - Smacznego.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się, Slash puścił mi oczko, usiadł na fotelu i zabrał się za swoją porcję jajecznicy. Duff włączył telewizor i wtedy na dół zeszli Brack i Izzy.
- Dobrze, że jesteście, muszę z wami porozmawiać - zaczął rytmiczny.
- Czyli chcesz pomóc tym dzieciakom?
- Tak, Duff. I chciałbym, żebyście mi pomogli.
- Jesteś kochany - Brack ujęła w dłonie moją twarz i pocałowała w usta.
- Chyba jest kolejna ofiara - Rose podgłośnił telewizor.
- Dzieciaki, chyba niedługo musimy powtórzyć ten wypad, co? - przepuściłem w drzwiach Dash z Jasonem na rękach, Kelly i Joshuę. Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili na jego twarzy zawitał smutek i przygnębienie.
- My chyba musimy wracać do domu, mama nie wie, co się z nami dzieje...
- Na razie nic nie musicie, porozmawiamy o tym, jak wrócimy do domu, hm? - Dash powiedziała ciepło i zmierzwiła włosy nastolatka. Podszedł do nas jakiś koleś, zaraz po nim podeszli mężczyzna z kamerą i koleś od dźwięku.
- Dzień dobry, Dash McRivery, prawda? Jestem Nick Loggan, mam do pani kilka pytań.
- Jakich pytań? O co chodzi? - zapytała zdezorientowana, dziennikarz przybliżył mikrofon, w drugiej ręce miał jeszcze dyktafon.
- Kobiety muzyków rockowych i metalowych giną z rąk jakiegoś szaleńca; ich cechy wspólne, na przykład kolor włosów, świadczą o tym, że nie jest to przypadek...
- I co w związku z tym? - przerwała podirytowana.
- No, nie boisz się, że możesz być następna?
- Następna? A niby czemu?
- Cechy wspólne...
- Cechy wspólne? Ale jakie? Kolor włosów to za mało. Czy się boję? Nie. Nie, kurwa, nie mam czego.
- Alice Highrisk była twoją koleżanką, tak jak ty pochodziła ze Seattle, tak jak ty, była blondynką i tak jak ty, była w związku z rockmanem. Duff McKagan nie boi się o ciebie? Nie boi się o życie swojej dziewczyny?
- Zapytaj go o to.
- Dziewczyny, poza Maryse, giną regularnie, dzisiaj dowiedzieliśmy się o kolejnej ofierze, Madelaine Willton, przyjaciółce zespołu W.A.S.P. Naprawdę jesteś spokojna?
- Dasz mi spokój? Mam cię dość, wkurzasz mnie.
- Więc zadam ci pytanie na temat twojej przeszłości. Jako nastolatka brałaś udział w wielu sesjach zdjęciowych do magazynów młodzieżowych. Rozważasz powrót do modelingu? Podobno jedna z poważnych agencji zaproponowała ci kontrakt na kilka sesji, jaka jest twoja decyzja? Zostawiasz ten zawód, czy wracasz po 3-letniej przerwie?
- Kurczę, o co ci chodzi? A co do jakiegokolwiek kontraktu, czy czegokolwiek, do mnie taka wiadomość nie dotarła, nie wiem skąd to wiecie.
- To dziecko, to twój syn? - zapytał, wskazując Jasona, stale trzymanego na rękach przez Dash - Ojcem jest McKagan?
- To mój bratanek. Daj mi już spokój - przebiła się między mężczyznami, przepuściłem przed sobą Kelly i Josha. Podąrzyliśmy za Dash. Prezenter mówił coś do kamery.
___________________________________________
Koniec rozdziału. Chciałam go wstawić kilka dni temu, ale stwierdziłam, że jest za krótki, a później nie miałam czasu na pisanie. Więc przepraszam, że tyle to trwało :< .
Teraz jak zwykle :) jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić :).
To już wszystko na dziś.
- Powiedział, że mam piękną matkę - sprostował Steven.
- I powiedział, że ty i Duff macie szczęście, bo tak śliczne i mądre kobiety, jak ja i Dash, są waszymi dziewczynami.
- No i miał rację, skarbie - Izzy, który opanował właśnie śmiech wywołany wiadomością, iż Mary jest piękna, objął mnie i pocałował - W ogóle ślicznie wyglądacie, kurwa, naprawdę ślicznie!
- Dziękujemy.
- No akurat nie mówiłem o tobie, Mary... - oznajmił i wszyscy prócz kioskarki wybuchliśmy śmiechem.
- Wypiłbym coś jeszcze.
- Slash, przecież idziemy do Rainbow.
- Co ty gadasz, Duffy?
- No.
- Zapomniałem, myślałem, że już wracamy do... - zamilkł - do... - ponownie zamilkł, pstryknął palcami i podjął kolejną próbę - do, no... Axl, jak się nazywa to, gdzie, a już wiem! Hellhouse!
- No, i ty chyba już wracasz do Hellhouse, Saul...
- Dlaczegooo? - Slash bezradnie rozłożył ręce.
- Bo - zaczął Rudy - średnio kontaktujesz, nawet nie wiesz, gdzie mieszkamy...
- Przypomniałem sobie, że w Hellhouse! I ja, kuźwa, idę się napić! - wchodząc do Rainbow, zahaczył nogą o stopień przy wejściu - Kurwa! Kto to tu postawił?
- Chodź Slash, chodź. I nie krzycz - wokalista zaprowadził gitarzystę do naszego, już stałego stolika, poszliśmy za nimi, McKagan poszedł po wódkę, Danielsa i o wyproszonego przez Adlera Nightraina.
- Slash nie chce tu. Slash chce pod bar - Hudson zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie, Rose westchnął.
- Dobra, chodź.
- Jestem - basista postawił trzy butelki na stole - szklanki mam zaraz doniosą. A oni gdzie? - wskazał na Rudego i Mulata i usiadł przy blondynce, palącej papierosa. Poszli do baru, bo Slash chciał, a Rose chyba boi się go samego zostawić powiedziałam. Duff zabrał dziewczynie papierosa, spoglądając karcąco - Nie pal, kochanie.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żebyś psuła sobie zdrowie.
- Oj, Mike - uśmiechnęła się i musnęła jego usta.
- Co? Przecież masz być matką moich dzieci.
- Dash, jesteś w ciąży?! - aż wstałam. Kurde, mój głos jakoś dziwnie zapiszczał, cholera. Blondynka zaczęła się śmiać i szturchnęła blondyna, który natychmiast odpowiedział:
- Jeszcze nie jest, ale kiedyś... prawda, mała?
- Prawda - uśmiechnęła się i przytuliła do basisty - Ale wypić i tak muszę!
- Axl, wiesz co? Masz, kurde, fajne nogi, skubańcu.
- Dzięki, Saul - uśmiechnąłem się delikatnie, Slash zamówił kolejną setkę, a później Danielsa z lodem. Odwrócił twarz w moją stronę i szeroko się uśmiechnął - Co? - zapytałem zmieszany.
- Nic, rudzielcu, nic. Przypomniało mi się coś.
- Co?
- Ty - uśmiech nie schodził mu z twarzy i gdyby nie kolczyk, połyskujący w nosie Mulata, byłoby widać tylko jego zęby, bo loki zakrywały pół twarzy, w tym oczy. Odgarnął niesforne włosy do tyłu, ale nie zostały tam długo - Przypomniało mi się, jak słodko spałeś, jak aniołek, kurczę - mogę przysiąc, że przez ciemne loki chłopaka, widziałem jak świecą mu się oczy. Poczułem motyle w brzuchu i ciepło, przepływające przez moje ciało.
- Kochanie, ja idę - Mary pocałowała Popcorna w policzek i aż dziwne, że perkusista nie warknął czegoś pod jej adresem, spojrzał tylko na chłopaków, uśmiechając się.
- Do jutra, Mary.
- Co?
- No mówiłaś, że przyprowadzisz przyjaciółki, miałem je poznać.
- Ah, tak. Cieszę się, że jednak chcesz to zrobić, pa, skarbie. Cześć, dzieciaki.
- Cześć - odpowiedzieliśmy, szepnęłam do Duffa - O co chodzi?
- Ale z czym?
- No, Steve nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, był miły.. W stosunku do MARY.
- Nie wiem, o czym mówisz, kochanie. Zachowywał się normalnie.
- Co wy knujecie?
- Nic - odpowiedział i upił kilka łyków Danielsa.
Wyszłam z Rainbow, czy jak tam nazywa się to miejsce. Ta noc jest idealna, by pójść do domu spacerkiem.
- Mary - usłyszałam za sobą.
- Lennon?
- Gdzie?! - mężczyzna nerwowo rozejrzał się wokoło - Widziałaś ducha Johna Lennona?
- Słucham?
- No, powiedziałaś Lennon, a przecież John nie żyje od 8 lat.
- A bo mi się pomyliło, jesteś ze Stonesów, a nie z Beatlesów...
- Ja nawet nie jestem podobny do świętej pamięci Lennona, ale nieważne - machnął ręką, uśmiechając się - Czekałem pod Rainbow, aż wyjdziesz. Już miałem odpuścić, ale się pojawiłaś..!
- Możesz mi przypomnieć swe imię, złotko?
- Mick - odpowiedział z lekką irytacją zmieszaną z niedowierzaniem.
- A! Jagger! - jak dobrze, że ostatnio w radiu przedstawiali sylwetki Stonesów.
- Tak! Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu, piękna kobieto...
- Jeśli musisz - wzruszyłam ramionami.
- Slash - szarpnąłem ramię przyjaciela.
- Ciii, Axelku, cichutko, Slashuś zasypia - znowu mówił o sobie w trzeciej osobie, tym razem strasznie bełkotał. Wstałem od baru i podszedłem do stolika, przy którym siedziała reszta.
- Co jest, Rose? - Izzy oderwał się od ust brunetki.
- Wracajmy już do domu.
- Jestem za. Dash mi tutaj chyba zaraz zaśnie... co, mała? - McKagan przejechał kciukiem po policzku przysypiającej blondynki.
- Uhmm - mruknęła, zatrzęsła się lekko i wtuliła mocniej w ramię chłopaka. Przykrył ją swoją ramoneską.
- Axl, to ogarnij Hudsona i idziemy.
- Adler, żeby to było takie łatwe...
- Użyj całego swojego uroku, rudzielcu.
- Spróbuję - odszedłem od stolika, zostawiając przyjaciół z resztkami Danielsa i wódki. Gdy podszedłem do baru, Slash już pochrapywał. Jedna ręka zwisała swobodnie tuż przy kolanie chłopaka, a na drugiej, leżącej na blacie, spoczywała głowa Mulata - Saul. Kurde, Saul, wracamy do domu - szarpnąłem nim. Odpowiedziało mi głośne chrapnięcie. Bezradny odwróciłem się i spojrzałem na przyjaciół - Chodź tu ktoś!
- Już idę, sieroto - Izzy podszedł do mnie i Slasha - Co? Nie możesz go obudzić?
- Dlaczego? Niee, po prostu chciałem kogoś upić i zaciągnąć do kibla. Myślałem, że przyjdzie któraś z dziewczyn, ale przylazłeś ty i nici z bzykania...
- Heh, zabawne.
- Po co się głupio pytasz? - burknąłem.
- Spokojnie. Ej, Axl, zaraz go obudzę. Jerry - zwrócił się do podstarzałego barmana - szklankę wody, poproszę. Dzięki - uniósł głowę gitarzysty, pociągając go za włosy - Śpisz, Hudson? - zapytał nad uchem Mulata. Nie usłyszał odpowiedzi. Pociągnął loki mocniej i chlusnął wodą w twarz chłopaka.
- C-co-co do diabła?! - Hudson łapał powietrze, jakby dopiero się wynurzył. Przetarł twarz i z przerażeniem spojrzał na mnie i Stradlina. Po chwili w bezruchu, odsunąłem się od rytmicznego i wskazałem go palcem, Saul wymamrotał:
- Nie żyjesz, Izzy.
- Tutaj mieszkam.
- Nie zaprosisz mnie na herbatę? - Mick szepnął, obejmując mnie w pasie, udałam, że się zastanawiam.
- Yhm, nie, nie sądzę.
- Dlaczego? - wymruczał i przejechał językiem po moim policzku. Odepchnęłam go, zachwiał się lekko.
- Biorę ślub! Co ty myślisz? Że jak biegasz po scenie, bo jesteś jakimś tam Stonesem, to możesz mi się wpychać do łóżka?!
- Chciałem tylko pogadać przy herbacie...
- Tak się zaczyna. A ja Stevena nie zdradzę.
- Z tego, co mówił, to nie jesteście razem - zdenerwował mnie. Jak może tak mówić? Uderzyłam go w twarz. - Za co? - dotknął policzka, a na twarzy pojawił się grymas bólu.
- Idź już.
- Dlaczego?
- Idź!
- Dobrze, jeśli... tego chcesz. Dobranoc, Mary.
Wyszliśmy z Rainbow prawie ostatni, za nami szedł już tylko Izzy. Slash ledwo wytoczył się z baru, schodząc po schodach, wleciał na moje plecy.
- Oj, przepraszam, Axl.
- Nic się nie stało.
- Wiecie co? - Stradlin wpatrywał się w coś za budynkiem - Poczekajcie chwilę na mnie - ruszył na tyły Rainbow. Kiedy chciałem podejść do reszty, Slash złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Odwrócił mnie, zacisnął palce na mojej rozpiętej kurtce...
- Axl... - ...wyszeptał i wpił się w moje usta. Zatrząsłem się, kolana się ugięły, przed oczami zawitały czarne punkciki, a po całym ciele przebiegł dreszcz. Slash odkleił się od moich ust, a ja dopiero po chwili odważyłem się otworzyć oczy. Cały nasz pocałunek trwał zapewne niedługo, ale dla mnie trwał prawie wieczność. Ujrzałem twarz Mulata, jego ciemne loki słodko opadały na czoło i oczy, kolczyk w nosie połyskiwał w świetle księżyca. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, przelotnie musnął moje usta i odszedł.
- Joshua, co ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Mama przyjmuje dzisiaj trzech klientów naraz, nie chcieliśmy na to patrzeć, a jeden z nich, nie wiem, z pięćdziesiąt lat chyba ma, zaczął się dowalać do Kelly. Zamknął się z nią w pokoju, ledwo udało mi się tam wejść i młodą zabrać... - pociągnął nosem i spojrzał w lewo.
- Jesteś tu z siostrą?
- Tak. Przysypia tam - wskazał palcem na dziewczynkę, leżącą przy ścianie - Kelly, chodź tu, poznam cię z kimś - zawołał. Mała szatynka z dużymi oczami podeszła nieśmiało i spojrzała na mnie nieufnie.
- Cześć, jestem Izzy - przykucnąłem i z uśmiechem wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczynki, powoli podała mi rękę i kątem oka spojrzała na brata.
- Josh, a ten pan nie jest zły? - szepnęła, Joshua się zaśmiał.
- Nie, mała. On jest dobry. I pomocny.
- Wracacie dzisiaj do domu?
- Nie wiem, matka pewnie śpi z klientami, pijana. Kiedy się obudzą, będzie kłótnia, znowu będzie ich wyganiać, a oni będą się sprzeciwiać. Z tą trójką zawsze tak jest. Nie pierwszy raz są u nas w domu i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek czegoś nie odjebali.
- Josh, zimno mi - Kelly skrzyżowała ręce. Nastolatek zdjął kurtkę i założył ją siostrze, która chwilę później przytuliła się do brata, opierając głowę na jego brzuchu.
- Wiecie co, mam małą propozycję.
- Gdzie ten Izzy? Musimy jeszcze pójść po Jasona do Metalliki - Dash odsunęła się od McKagana.
- Nie będziemy na niego czekać, idziemy po małego, a wy tu zostaniecie i wrócicie do domu z Izzym.
- Ej, a jak oni już śpią?
- Niemożliwe. Lars pewnie ogląda TV. Chodź, kochanie - Duff splótł dłoń z dłonią blondynki i odeszli.
- Myślisz, że się zgodzą? - zapytał Josh.
- Tak. Słuchaj, to świetni ludzie. I lubią dzieci. Brat naszej przyjaciółki, Dash, zostawił u nas czteroletniego synka. Dwójka kolejnych dzieci nie będzie im przeszkadzać.
- Siema, Lars - drzwi otworzył nie kto inny, jak perkusista - widzisz, Dash, mówiłem, że Lars pewnie ogląda TV - zmierzwiłem włosy kolegi.
- Cześć, dopiero wróciliście z tej kolacji?
- Nie, siedzieliśmy jeszcze w Rainbow, żeby to uczcić.
- Siema - za plecami Ulricha z dłonią w kieszeni i puszką coli przy ustach mignął nowy członek zespołu, Jason Newsted.
- Hej - Dash pomachała chłopakowi, który usiadł na kanapie.
- Lars, zaraz będzie powtórka tego horroru o zombiakach.
- Spoko.
- Lars, kochanie, bo my w sumie przyszliśmy po Jasona...
- Po mnie? - Newsted wyszczerzył zęby, blondynka odwzajemniła uśmiech.
- Noo, nie koniecznie. Po małego Jasona. Grzeczny był?
- Jak zawsze, anioł nie dzieciak. Po cioci zresztą.
- Po cioci? Lars, przecież Dash, to diabeł wcielony - zaśmiałem się, Dasshy spojrzała na mnie, odwracając powoli głowę...
- Sssss - ...i syknęła groźnie, pokazując przy tym białe ząbki i zabawnie marszcząc nosek.
- Ojej, jaka groźna, niebezpieczna..! - chwyciłem twarz dziewczyny w dłonie i nachyliłem się, by ją pocałować.
- Ugryzę cię!
- Hm - przymknąłem oko i udałem, że coś kalkuluję - trudno! - pocałowałem blondynkę - Ha! Nie ugryzłaś!
- Nie zdąrzyłam. Poczekaj tylko, aż wrócimy do domu.
- Uu, groźba.
- Ostrzeżenie, skarbie - musnęła moje usta - Jason śpi, nie?
- Nie śpię!
- Nie ty, debilu - Lars przejechał dłońmi po twarzy i zachichotał - Śpi. Myślę, że nie powinniśmy go budzić. Wracajcie do Hellhouse, wyśpijcie się, a my go jutro podrzucimy.
- Na pewno? To nie kłopot?
- Dash, jaki kłopot? Sama przyjemność, James jest wprost zapatrzony w małego, cały wieczór się z nim bawił.
- Świetnie, dzięki, Lars - Dash pocałowała perkusistę w policzek, odciągnąłem ją delikatnie do tyłu.
- No, już, kochanie, starczy, dzięki, Lars - poklepałem go po ramieniu - zbieramy się, cześć.
- Ludzie, chcę wam kogoś przedstawić - orzekł Izzy, wszyscy unieśliśmy głowy i z zaciekawieniem spojrzeliśmy na rytmicznego - Dzieciaki, chodźcie - zachęcił i zza budynku ostrożnie wyłonili się nastoletni chłopiec i mała dziewczynka, Steven natychmiast się z nimi przywitał, uraczając niepewne istoty swoim sławnym, uroczym zacieszem, szybko znaleźli kontakt, szczególnie małej dziewczynce Popcorn przypadł do gustu. I vice-versa - Będą dzisiaj u nas spać.
- Izzy, o co chodzi? Co to za dzieci? - szepnęłam.
- Spokojnie, kochanie, to Josh i jego siostra, Kelly. W domu wam wszystko wytłumaczę. Jutro, bo chcę, żeby wszyscy byli przy tej rozmowie.
- Mam tylko nadzieję, że to nie twoje dzieci - zaśmiałam się, Izzy splótł nasze dłonie.
- Kochanie, na pewno nie moje. Za młody jestem, żeby mieć tak duże dzieci, młody ma piętnaście lat, a piętnaście lat temu nie było mnie jeszcze w LA. No i jak dzieci, to tylko z tobą, skarbie - pocałował mnie - To co ekipo, wracamy do Hellhouse!
Wracając, postanowiliśmy połazić jeszcze po mieście. Koło 2 byliśmy już w domu, wszyscy spali, więc my też się położyliśmy.
Jezu, to był chyba najbardziej nietrzeźwy pocałunek w moim życiu. I jeden z ulubionych, choć poczułem wódkę zmieszaną z Danielsem, gdy tylko nasze usta się spotkały i pewnie przeszło na mnie kilka procentów z ciała Saula. I tak chciałbym to powtórzyć. Ale teraz Slash śpi u siebie, a jutro pewnie nawet nie będzie pamiętał o tym, co się stało. I będzie się ze mną kłócił, że to nie prawda, że zmyślam, albo mi się przyśniło...
Cholera, nie mogę zasnąć, coś mnie niepokoi, nie wiem co. Siedziałem na dole z 15 minut i piłem. Wodę. Tylko. Kiedy wracałem z kuchni, idąc po schodach, usłyszałem, że Dash z kimś rozmawia. Trochę zdziwiony, bo w końcu jest 2 w nocy, pospiesznie wszedłem do pokoju i spojrzałem na dziewczynę. Leżała na plecach i jakby wpatrywała się w sufit. Miała jednak zamknięte oczy. Pomyślałem, że gada przez sen. Wróciłem do łóżka i siedząc, przysłuchiwałem się dziewczynie, wpatrując się w nią. Dopiero po czasie zorientowałem się, że to co mówi, to jakby odpowiedzi. Odpowiadała komuś. Tylko komu?
- Nikt nie chciał tego zrobić. To był wypadek. Ale to nie twoja wina. To był wypadek – mówiła półgłosem, ciężko przy tym dysząc. Przestraszyło mnie to trochę.
- Dash, mała, co ty gadasz? – zapytałem, kładąc dłoń na jej ramieniu – Z kim rozmawiasz?
- Duff..! – powiedziała głośniej – Ona tu jest – dokończyła szeptem.
- Co? Ale o czym ty mówisz, kochanie?
- Ona tu jest – powtórzyła, zwracając twarz w moją stronę, jakby nie chcąc, by to coś, a może raczej ten ktoś, ją usłyszał.
- Kto?
- Julie.
- Skarbie, to niemożliwe, to dziecko zginęło. Nie możesz z nią rozmawiać.
- Nie Duff... to możliwe. Ona żyje. Jest tu.
- Gdzie? – no dobra, zaczynam się naprawdę bać. Moja dziewczyna wariuje. To co mówi, nie jest normalne. Zacząłem nerwowo rozglądać się po pokoju, ale niczego, a już na pewno nikogo nie widziałem.
- Stoi nade mną.
- Co... Dash, tu nikogo nie ma.
- Jest. Julie. Stoi tu, patrzy na mnie. Mówi, że ten wypadek to jej wina, Duff.
- Dash, tu nikogo nie ma – powtórzyłem nieco zdenerwowany.
- Boi się, że spotka ją za to kara. Duff, powiedz jej, że to nie jest jej wina.
- Dash, tu nikogo NIE MA. Rozumiesz?
- Ona tu jest. Czuję jej obecność. Powiedz, że ty też to czujesz. Stoi obok ciebie.
- Co?! – odwróciłem się wystraszony. Znowu nikogo nie było – Dash, to nie jest śmieszne, przestań. Jesteśmy tu sami. Nie ma Julie. Pochowali ją. Dash, jej NIE MA! – podniosłem głos. Blondynka wstała z łóżka i idąc powoli w stronę drzwi, znowu rozmawiała z dziewczynką.
- Chodź, tutaj nie możemy rozmawiać. Duff mówi, że cię nie ma. Nie słuchaj go… Ale nie denerwuj się i nie płacz, ja mu wszystko wytłumaczę, uwierzy – mówiła.
- Dash, wracaj do łóżka. Słyszysz? – McRivery nie zwracała na mnie uwagi. Wstałem i podszedłem do niej – Kochanie, chodź – złapałem ją w pasie - Tu naprawdę nikogo nie ma, kładź się spać.
- Nie. Dlaczego kłamiesz? Próbujesz mi wmówić, że Julie nie żyje. Ale Ona tu jest, no, nie słyszysz jej?
- Nie – spojrzałem jej w oczy - Dash, wracaj do łóżka.
- Stoi obok ciebie. Chce złapać cię za rękę – oznajmiła chłodnym głosem. Przeszedł mnie dreszcz.
- Dash, to naprawdę nie jest śmieszne, rozumiesz? Przestań.
- Ale ona tu jest.
- Przestań!
- Ale...
- Przestań – znowu zaczęła nerwowo oddychać, chwyciłem ją mocno w ramiona – Przestań... uspokój się. Dash, spokojnie – ucałowałem jej czoło – Chodźmy spać – wróciliśmy do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, w przeciwieństwie do Dasshy, która usnęła prawie natychmiast. Myślałem o tym, co miało miejsce. Przecież w pokoju, oprócz nas nikogo nie było, a dziewczyna gotowa była wyjść za kimś z pokoju. Nie wierzę w duchy, ale teraz naprawdę się boję. Boję się o Dash.
Wstałam rano z bólem głowy i zmęczona, jakbym nie spała w ogóle i to z dwie doby. Było mi strasznie zimno, założyłam bluzę McKagana i zeszłam na dół. W salonie ktoś siedział na kanapie. Ale nie był to ani Izzy, ani Slash, a już na pewno nie Axl czy Steven. Podeszłam powoli do przodu, chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie. To był dzieciak! Tylko skąd?
- Co ty robisz w Hellhouse?
- Izzy mnie tu przyprowadził... i moją młodszą siostrę, mamy problemy w domu - spuścił głowę, usiadłam obok niego.
- Jakie problemy? - zapytałam. Uniósł głowę i spojrzał na mnie oczami, przepełnionymi już łzami, położyłam dłoń na jego ramieniu i wysłuchałam historii.
Schodząc na dół, usłyszałem za sobą cichutki głosik. Odwróciłem się i ujrzałem Kelly.
- Jestem głodna.
- Głodna? Hm, to może pójdziemy z twoim bratem na pizzę, co ty na to?
- Tak! Pizza! - dziewczynka zaklaskała w dłonie, uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę w stronę dziewczynki.
- No to chodź - na dole Dash rozmawiała z Joshuą.
- A więc to twoja siostra. Cześć, jestem Dash - blondynka pochyliła się przy dziewczynce i wyciągnęła dłoń - A ty pewnie jesteś Kelly... - mała z uśmiechem pokiwała głową.
- Idziemy na pizzę, ktoś chętny?
- Ja!
- Ciebie Josh, i tak byśmy wzięli - zmierzwiłem włosy chłopaka.
- Ja bym się przeszła, ale muszę poczekać, aż - McRivery przerwał dzwonek do drzwi, otworzyła je - O, właśnie na nich. Cześć James, dzięki że go przyprowadziłeś - wzięła bratanka na ręce.
- Nie ma sprawy, to super dzieciak!
- To prawda. Jason, a skąd ty masz taką fajną bluzę, hm? - zapytała, widząc siwą bluzę z logiem Metalliki.
- Dostałem od wujków.
- Ah, dostałeś od wujków - spojrzała na Hetfielda i uśmiechnęła się.
- Taki mały prezent - wokalista odwzajemnił uśmiech.
- Jas, a podziękowałeś?
- Podziękował, przecież to grzeczny chłopak.
- Chcesz iść do Stevena? - zapytała, widząc, jam młody patrzy w stronę moją i rodzeństwa. Jason pokiwał głową - To zmykaj.
- Dzięki, James.
- Daj spokój, nie masz za co.
- Mam. Pilnowaliście Jasona, no i dostał od was bluzę, na marginesie - świetną! Też taką chcę.
- Załatwię, obiecuję - uśmiechnął się.
- Dzięki.
- A wy się chyba gdzieś zbieracie...
- Tak, na pizzę... Może chcesz się z nami zabrać?
- Z chęcią, ale muszę wracać do domu, robimy próbę. Pierwszą z Newstedem.
- Jasne. Dzięki jeszcze raz - pocałowałam go w policzek - wpadajcie częściej, ostatnio rzadko do nas przychodzicie.
- Dobra, będziemy wpadać. Cześć wszystkim - krzyknął - Pa, Dash - dodał i wyszedł.
- Jason, kochanie, jesteś głodny? Idziemy na pizzę.
- Cześć, Saul - uśmiechnąłem się na widok Slasha, wynurzającego się z pokoju.
- Hej, rudzielcu - odpowiedział, przecierając oczy i cmoknął mnie w policzek, czyniąc mnie jeszcze bardziej szczęśliwym - Ale mnie łeb napieprza...
- Dziwisz się? Byłeś tak pijany, że w Rainbow, zasnąłeś z głową na blacie.
- Serio? - zrobił wielkie oczy, po czym zasyczał z bólu i złapał się za głowę - Nie pamiętam. Zjadłbym coś.
- Zjesz jajecznicę?
- Z chęcią.
- Ja też. To weź zrób!
- Zabawne, kurwa, zabawne - pokazałem mu język - Dlaczego ja? - zapytał.
- Bo tobie to lepiej wychodzi, maleńki.
- Wcale nie maleńki! - oburzył się, cmoknąłem w jego stronę - dobra, zrobię jajecznicę - poczłapał do kuchni. Usiadłem na kanapie, tuż przy Duffie, pijącym colę z puszki.
- Co tam, stary?
- Nie wiem, Dash gdzieś wyszła, zabrała Jasona, Steven poszedł z nimi. W TV nic nie ma, nudzę się.
- Ty to masz problemy...
- No widzisz? - wymusił uśmiech - Wiesz co, zgadnij, co mi się śniło.
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia, powiedz.
- Śniło mi się, że pod Rainbow całowałeś się ze Slashem - zaśmiał się.
- McKagan, to nie był sen - spojrzałem na przyjaciela, wypluł całą zawartość napoju, jaką miał w ustach. Otarł brodę wierzchem dłoni, okrytej materiałem flanelowej koszuli.
- Co?! To wy..? Ej, wy jesteście..? No, kurwa, serio, pedały? Axl...
- Co? I jakie pedały, cholera? Jeśli już, to homoseksualiści, jasne?
- Dobra, Rose. Ale wy jesteście razem? - zapytał. Zamilkłem, by po chwili odpowiedzieć cicho i z żalem w głosie.
- Nie.
- Wasza sprawa. Wiesz? Boję się o Dash.
- Czemu? Co jest?
- W nocy gadała z... duchem.
- Co? Z czyim... duchem?
- Julie.
- Tej małej, która... - przed oczami miałem wypadek. To znowu wróciło. Próbowałem wyprzeć ten obraz ze świadomości, mówiąc - Przestań, pewnie się schlała, przecież piła i w Rainbow i wcześniej ze Stonesami.
- Nie wiem. Ale była gotowa wyjść za kimś z pokoju.
- Axl, śniadanie - zawołał Hudson.
- Przyniesiesz?
- Może mam też za ciebie zjeść?
- Nie, wystarczy, że przyniesiesz, no iii... możesz mnie pokarmić, jeśli chcesz.
- Spadaj. Proszę - postawił kubek z herbatą oraz talerz z jajecznicą na stoliku przede mną - Smacznego.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się, Slash puścił mi oczko, usiadł na fotelu i zabrał się za swoją porcję jajecznicy. Duff włączył telewizor i wtedy na dół zeszli Brack i Izzy.
- Dobrze, że jesteście, muszę z wami porozmawiać - zaczął rytmiczny.
- Czyli chcesz pomóc tym dzieciakom?
- Tak, Duff. I chciałbym, żebyście mi pomogli.
- Jesteś kochany - Brack ujęła w dłonie moją twarz i pocałowała w usta.
- Chyba jest kolejna ofiara - Rose podgłośnił telewizor.
- Dzieciaki, chyba niedługo musimy powtórzyć ten wypad, co? - przepuściłem w drzwiach Dash z Jasonem na rękach, Kelly i Joshuę. Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili na jego twarzy zawitał smutek i przygnębienie.
- My chyba musimy wracać do domu, mama nie wie, co się z nami dzieje...
- Na razie nic nie musicie, porozmawiamy o tym, jak wrócimy do domu, hm? - Dash powiedziała ciepło i zmierzwiła włosy nastolatka. Podszedł do nas jakiś koleś, zaraz po nim podeszli mężczyzna z kamerą i koleś od dźwięku.
- Dzień dobry, Dash McRivery, prawda? Jestem Nick Loggan, mam do pani kilka pytań.
- Jakich pytań? O co chodzi? - zapytała zdezorientowana, dziennikarz przybliżył mikrofon, w drugiej ręce miał jeszcze dyktafon.
- Kobiety muzyków rockowych i metalowych giną z rąk jakiegoś szaleńca; ich cechy wspólne, na przykład kolor włosów, świadczą o tym, że nie jest to przypadek...
- I co w związku z tym? - przerwała podirytowana.
- No, nie boisz się, że możesz być następna?
- Następna? A niby czemu?
- Cechy wspólne...
- Cechy wspólne? Ale jakie? Kolor włosów to za mało. Czy się boję? Nie. Nie, kurwa, nie mam czego.
- Alice Highrisk była twoją koleżanką, tak jak ty pochodziła ze Seattle, tak jak ty, była blondynką i tak jak ty, była w związku z rockmanem. Duff McKagan nie boi się o ciebie? Nie boi się o życie swojej dziewczyny?
- Zapytaj go o to.
- Dziewczyny, poza Maryse, giną regularnie, dzisiaj dowiedzieliśmy się o kolejnej ofierze, Madelaine Willton, przyjaciółce zespołu W.A.S.P. Naprawdę jesteś spokojna?
- Dasz mi spokój? Mam cię dość, wkurzasz mnie.
- Więc zadam ci pytanie na temat twojej przeszłości. Jako nastolatka brałaś udział w wielu sesjach zdjęciowych do magazynów młodzieżowych. Rozważasz powrót do modelingu? Podobno jedna z poważnych agencji zaproponowała ci kontrakt na kilka sesji, jaka jest twoja decyzja? Zostawiasz ten zawód, czy wracasz po 3-letniej przerwie?
- Kurczę, o co ci chodzi? A co do jakiegokolwiek kontraktu, czy czegokolwiek, do mnie taka wiadomość nie dotarła, nie wiem skąd to wiecie.
- To dziecko, to twój syn? - zapytał, wskazując Jasona, stale trzymanego na rękach przez Dash - Ojcem jest McKagan?
- To mój bratanek. Daj mi już spokój - przebiła się między mężczyznami, przepuściłem przed sobą Kelly i Josha. Podąrzyliśmy za Dash. Prezenter mówił coś do kamery.
___________________________________________
Koniec rozdziału. Chciałam go wstawić kilka dni temu, ale stwierdziłam, że jest za krótki, a później nie miałam czasu na pisanie. Więc przepraszam, że tyle to trwało :< .
Teraz jak zwykle :) jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić :).
To już wszystko na dziś.
Peace,
Dash