OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

wtorek, 14 stycznia 2014

R.52

ROZDZIAŁ 52

   Kiedy Dash, Mary i Popcorn byli na zakupach, Duff i Izzy gadali między sobą o tym, że trzeba jakoś zorganizować dzisiejszy dzień, bo lipa przesiedzieć go od świtu do nocy w domu. Tak, czy owak deszcz pokrzyżował każde możliwe plany i ugrzęźliśmy w chacie. Biedny Steven odzyskiwał już siły, nawet zaczął powoli żartować. Kiedy go opatrywałyśmy, rozmawiałam z kioskarką, opowiedziała mi, co się dokładnie stało, ten jej mąż to jakiś wredny, niedorozwinięty chuj! Nawet nie zna Adlera, a i tak nie przeszkodziło mu to w pobiciu niewinnego perkusisty.. szkoda gadać. Kurwa, że też nie pojechał z nimi żaden z Gunsów, może wtedy ten typek nie pobiłby Steve’a ? Ale dobrze, że chociaż Dash tam była, gdyby nie ona to ten skurwysyn mógłby go zabić, bo nie wydaje mi się, żeby Mary mogła coś zdziałać. A propos  Dash – coś za bardzo się z Duffem chyba lubią. Tak dokładnie, to leżą razem na kanapie (znaczy McKagan leży na kanapie, Dash leży na nim), przez co reszta musi się gnieździć na fotelach, krzesłach i ewentualnie podłodze.. znaczy, żeby nie było, ja się bardzo cieszę, że między nimi jest tak, jak jest, ale no naprawdę, kanapę to mogliby udostępnić!
- To co robimy? – zapytał znudzony wokalista. Siedział na parapecie, patrząc na deszcz padający za oknem.
- Może coś obejrzymy? – zaproponowała Mary.
- Świetny pomysł! Ktoś wziął jakiś horror?
- Brack, ty? Taka strachliwa i pytasz o horror? Axl coś pakował. – cicho oznajmił Popcorn.
- Ja? Nie, nic nie wziąłem. – Rudy przejechał palcem, podążając za kroplą deszczu, spływającą po drugiej stronie szyby.
- Ja mam. – odezwał się wcześniej jakby wycofany Hudson. Siedział pod ścianą, a spod jego kłaków widać było jedynie pełne, czerwone usta, przytrzymujące papierosa oraz nos z kolczykiem lekko odbijającym światło lampy, stojącej obok gitarzysty.
- Nie mam ochoty na film. – McRivery usiadła na oparciu kanapy.
- Trudno, Dash. Większość ma, więc będziesz musiała się dostosować. A ty Izzy? Co myślisz? – zapytałam swojego chłopaka. Zrobiłam to całkiem spokojnie i trochę mnie to zdziwiło, ale to teraz nieistotne. Stradlin siedzi zamyślony, ręką podpierając głowę. Stanęłam przed nim, jego oczy wydawały się być nieobecne, w ogóle On cały wydawał się być nieobecny. – Stradlin!
- Yy, co? – zapytał wybudzony „z transu”. Uśmiechnęłam się przechylając głowę w lewo.
- Co myślisz o obejrzeniu filmu?
- Taa.. no może być.
- Świetnie! - klasnęłam w dłonie i wstałam, by poszukać jakiejś kasety w torbie Slasha.
- Ale musimy?
- Izzy, przecież przed chwilą powiedziałeś, że może być, to o co chodzi?
- No tak, jak Dash nie mam ochoty na film.
- Ale przed chwilą miałeś!
- Ale Brack, już nie mam! Kurwa, nie mam ochoty na żaden jebany film, rozumiesz?!
- Izzy. - wyszeptała zdziwiona Dash, reszta siedziała z otwartymi ustami. Gdyby taka nagła zmiana nastroju pojawiła się u Axla, to nikt by się jakoś specjalnie nie zdziwił, ale Izzy? (Prawie zawsze) oaza spokoju?
- Co?!
- Co ci odwala? - zapytała nadal ściszonym głosem blondynka.
- Nic kurwa, nic.
- Czemu Ty się na nas wyżywasz, Stradlin? - Rose spuścił nogę z parapetu, pytając głosem pełnym wyrzutów.
- Ja się nie wyżywam, ja..
- To jak to nazwiesz? - przerwał wokalista, nie zmieniając ani o połowę tonu swego głosu. - Przecież jeszcze chwilę temu było dobrze.
- Axl, czy ja nie mogę raz w życiu się wkurwić albo obrazić? Wy wszyscy możecie, a ja nie!
- Izzy, raz w życiu? - zapytałam zdenerwowanego chłopaka, patrzącego na nas pytającym głosem. - Chyba kilka razy. Przynajmniej ostatnio.
- Dobra, skończmy tą do niczego nieprowadzącą rozmowę. To nie ma sensu. Udajmy, że nic się nie stało, cofam wszystko, co powiedziałem i co mogło WAS w jakikolwiek sposób urazić, ok? - wszyscy (chociaż niektórzy niepewnie) pokiwaliśmy głowami.
- Nie, nie ok. - Mulat zgłosił sprzeciw. Wstał z podłogi i zwracając się do nas mówił głosem zdenerwowanym, pełnym obłędu, urazy ale także troski. - Od jakiegoś czasu nic nie jest ok. Nie zauważyliście tego? Wszystko się pieprzy i tylko pozornie jest dobrze. Kurwa! Od kiedy ten jebany Jeremy się do nas przypieprzył tyle się wydarzyło - ściszył głos i sięgnął do kieszeni koszuli, by wyjąć z niej fajki i zapalniczkę - napadli mnie i Steve'a, Brack była w szpitalu, Dash zgwałcona, ja zgwałciłem kobietę Sabo, siedziałem w areszcie, Stradlin, ty uderzyłeś Bracket, własną kobietę, która niby cię zdradziła, Dash była więziona przez tego psychopatę, teraz Steven znowu jest poszkodowany i między nami się wszytko pierdoli..! - nerwowo próbował odpalić papierosa, ale kończący się gaz na to nie pozwolił - Kurwa! Pieprzone kurewstwo! - ciężko oddychając rzucił zapalniczką o ścianę.
- Saul, spokojnie, chyba.. trochę przesadzasz - próbowałam jakoś załagodzić całą sytuację, pozbyć  Hudsona tych złych emocji. - między nami nie jest aż tak źle.. przecież.. dogadujemy się, no nie jest źle.
- Tak? To po co tu przyjechaliśmy? Żeby pogodzić Ciebie i Stradlina, a on się jeszcze na wszystkich drze!
- Dobra, Slash, przepraszam, nie chciałem, po prostu jestem przemęczony i trochę zdenerwowany.. przepraszam. - rytmiczny spuścił wzrok i przygryzł dolną wargę, reszta się nie odzywała, Hudson westchnął tylko i usiadł na podłodze w kącie pokoju. Axl dalej obserwował krople deszczu, uderzające o szybę, Duff i Dash siedzieli na kanapie, patrząc na każdego po kolei, Popcorn i Mary zastygli na fotelach z grobowymi minami, a ja nie wiedząc, co zrobić poszłam do kuchni i próbowałam nie myśleć o tym, co powiedział gitarzysta. Tylko, że on raczej miał rację.

   Dwie godziny później deszcz dalej padał jak pierdolnięty, a żadne z nas nie miało ochoty się odezwać. Czasami słychać było tylko pojedyncze westchnięcia, chrząknięcia, no i Mulat bawił się opakowaniem Marlboro, otwierając je i zamykając co chwilę, ale tak poza tym, to nic.
- A może zagramy w karty? - zapytałem niepewnie, poprzedzając pytanie serią mocniejszych chrząknięć. Po uderzeniach od męża kioskarki jeszcze trochę bolała mnie głowa, więc bałem się, że niezadowolony Saul albo Izzy z wyjątkowo zmiennym humorem mi przyjebie, ale na szczęście tak się nie stało. Gitarzyści podnieśli tylko jednocześnie głowy i zwrócili je w moim kierunku. Nieco zdenerwowany uśmiechnąłem się, szczerząc zęby i przymykając oczy w obawie, że jednak któryś z nich zmieni zdanie i mi przywali.    
- W karty powiadasz? - zapytał z udawanym zainteresowaniem Stradlin - Nie mam ochoty! - odwrócił głowę w drugą stronę i podparł ją ręką, spoczywającą na kolanie. Gadał coś jeszcze do siebie, akcentując niektóre słowa głośniejszym ich wypowiedzeniem.
- Kurwa, znowu będziecie się kłócić?! To nie ma sensu.. i jak nasz pobyt tutaj ma tak wyglądać, to ja wracam do Hellhouse. - McRivery wstała z kanapy i w pośpiechu zbierała swoje rzeczy, na co natychmiast zareagował McKagan.
- Dash, nie wygłupiaj się, deszcz pada.
- Pierdoli mnie to. - odpowiedziała wychodząc z domku.
- No brawo, mądrzy jesteście. Brawo kurwa, brawo. - basista wybiegł za dziewczyną.

   Wyszedłem z domu za Dash. Dziewczyna siedziała w swoim samochodzie z dłońmi na kierownicy i głową spuszczoną lekko w dół. Otworzyłem drzwiczki.
- Dash, co jest?
- Nic.
- Jakby nic nie było, to byś tu nie siedziała.
- Najwyraźniej każdy z nas ma dzisiaj gorszy dzień. Nie zauważyłeś tego?
- Wiesz co, rano było dobrze, więc nie wiem, skąd się tak nagle wziął u was ten zły nastrój. Wracaj do środka i w końcu zacznijmy się zachowywać normalnie. - powiedziałem w nadziei, że dziewczyna wyjdzie z auta i wrócimy do domu, bo ten deszcz cholernie padał.
- Nie.
- Jeju, Dash.. kurwa - przeszedłem przed samochodem, by usiąść na miejscu pasażera, ten deszcz mnie dobijał - czemu nie? - zamknąłem drzwi.
- Bo nie chcę. Chcę jechać do Hellhouse. - powiedziała niczym mała dziewczynka i wyszła z auta.
- Idę do domu. - powiedziałem, idąc w stronę drzwi. Blondynka stała obojętnie, oparta o samochód.
- To idź.
- Idę.
- To idź.
- To idę - chwyciłem za klamkę, westchnąłem. - będziesz tu tak mokła?
- Tak.
- Dash.
- Co? Idę się przejść. - oznajmiła zrezygnowanym głosem.
- Idę z tobą. - poszliśmy w stronę lasu.

   - Izzy.. - zapukałam do drzwi pokoju, w którym od 15 minut siedział rytmiczny. Słyszałam, jak brzdąkał coś na gitarze, zapukałam jeszcze raz.
- Kto?
- Bracket..
- Wejdź.
- Izzy, co jest?
- Nic. - odpowiedział, nie przerywając gry.
- No jak nic? Co piszesz? - zainteresowała mnie kartka leżąca na łóżku obok chłopaka.
- To jest.. - zawahał się - To piosenka .. - westchnął - piosenka dla Ciebie, Brack. - dokończył zamykając oczy.
- Dla mnie?
- Tak. Zrobisz z nią co zechcesz. Możesz wyrzucić, przeczytać, albo nie, zostawić, spalić.. jest dla ciebie. - odłożył gitarę i wyszedł z pokoju. Wzięłam kartkę z tekstem, podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Wczytałam się w słowa:

I say baby you've been lookin' real good
You know that I remember when we met
It's funny how I never felt so good
It's a feeling that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared - 
is lovin' that'll last forever

There wasn't much in this heart of mine
There was a little left and babe you found it
It's funny how I never felt so high
It's a feelin' that I know
I know I'll never forget
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared -
is lovin' that'll last forever

I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you

I think about you - You know that I do
I think about you - All with love - only you
I think about you - Ooh, it's true
I think about you - Ooh, yes I do

Somethin' changed in this heart of mine
And you know that I'm so glad that ya showed me
Honey now you're my best friend
I wanna stay together till the very end
Ooh, it was the best time I can remember
Ooh, and the love we shared
is lovin' that'll last forever

I think about you
Honey all the time my heart says yes
I think about you
Deep inside I love you best
I think about you
You know you're the one I want
I think about you
Darlin' you're the only one
I think about you


   Chodziliśmy po tym lesie z dobre 25 minut, zrobiło się zimniej, deszcz stale padał, ale dzięki drzewom i innym roślinom, nie był jakoś specjalnie uciążliwy. Nagle, w krzakach coś się poruszyło, albo mi się tylko wydawało, sama nie wiem, bo chwilę później zobaczyłam tam jakby twarz, maskę, nie mam pojęcia, co to było, możliwe, że jedynie moja wyobraźnia. Podbiegłam i przytuliłam się do McKagana.
- A co ty się tak do mnie tulisz? - zapytał lekko zdziwiony. W sumie miał do tego prawo, jeszcze chwilę temu szłam kilka metrów za nim.
- A to źle, że się do ciebie tulę?
- Dobrze. Ale tak nagle ci się na czułości zebrało..?
- Niee.. tylko.. zimno mi. - objął mnie mocniej, uniosłam głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. - Wracajmy.

   No nieźle, Izzy napisał dla mnie piosenkę. To swoiste wyznanie miłości. No.. albo jej potwierdzenie. Jedno jest pewne: po takim prezencie nie mogę się już na niego w żaden sposób gniewać i muszę się z nim ostatecznie pogodzić. Po tych przemyśleniach zeszłam do przyjaciół siedzących w salonie, Duff i blondynka już wrócili, trochę mokrzy od deszczu. Stradlin siedział w fotelu, jak wcześniej: z głową podpartą na łokciach, spoczywających na kolanach.
- Izzy, możesz tu przyjść? - zapytałam gniewnym (aby od razu nie zorientował się, o co może chodzić) tonem, stojąc na schodach. Chłopak wstał i westchnął, podchodząc do mnie z miną, jak na ścięcie.
- O co cho.. - nie dokończył, bo bez zbędnego gadania wpiłam się w jego usta. - Czym sobie zasłużyłem..? - uśmiechnął się i spojrzał podejrzliwie. Złapałam jego dłoń.
- Ta piosenka.. Izzy, jejku, dziękuję, jest IDEALNA!
- Naprawdę? Cieszę się, że ci się podoba.  
- I.. jest jeszcze jedna rzecz.. - wbiłam wzrok w podłogę. Gitarzysta ścisnął mocniej moją dłoń.
- No.. jaka?
- Chciałabym, żeby między nami było.. - ściszyłam głos, chłopak delikatnie uniósł moją twarz, zmuszając mnie tym, do spojrzenia w jego oczy i dokończył za mnie.
- Żeby było dobrze, Brack? Też tego chcę. - patrzyliśmy na siebie przez chwilę, następnie rytmiczny przytulił mnie i dodał. - Cholernie.

    Skoro teraz już wszyscy są w miarę szczęśliwi i w miarę opanowani, a pogoda nadal jest taka, jaka jest, mam propozycję. Tylko czy ktoś poza Mary będzie mnie słuchać? Dobra, to się zaraz okaże.
- Ej, mam pomysł i musicie się zgodzić, nie macie innegokurwawyjścia.
- Czekaj Steve, najpierw idź po alkohol i fajki, później pogadamy - syknął Axl - są w aucie Dash. I nie Steve, nie burz się, nie masz innegokurwawyjścia. - zawtórował mi, śmiejąc się.
- Ale dlaczego ja..?
- Ja chciałam iść, ale Duff mi nie pozwala, no nie chce mnie puścić.
- Bo jednak nadal się boję Dash, że będziesz chciała tak po prostu wrócić do Hellhouse.
- Oj daj spokój, na razie mi przeszło.
- Widzisz Duff, przeszło jej!? Nie wróci do Hellhouse! Może iść do samochodu.
- A ty jeszcze tutaj? Popcorn, zapierdalaj po wódkę!
- No pierdolę, zawsze ja, kurwa wasza mać, nikomu się nie chce tyłka ruszyć, to Popcorn zapierdala, jeszcze w taką pogodę..! Noż kurwa.. - wyszedłem z chatki, klnąc i trzaskając drzwiami, ale musiałem się wrócić, bo samochód był zamknięty - Dash, klucze! - blondynka rzuciła mi kluczyki, ponownie wyszedłem na dwór, deszcz, co ja mówię: deszcz? Ulewa, kurwa! .. zdążyła sprawić ze mnie mokrego pudla w nie dłużej niż 20 sekund, ale i tak będę bohaterem, bo przyniosę im alkohol i papierosy. Będą mnie kochać. Oh yeah, oh yeah, Steven-bohater, Steven-bohater! Chyba uczynię z tego mój hymn.

   Kiedy Adler męczył się przy samochodzie, zaczęło się błyskać. Pojedyncze wiązki światła niespodziewanie wpadały do nas przez okno, a zacieszający Hudson stwierdził, co zresztą później wielokrotnie powtarzał, że "robią nam zdjęcia!".  Z lekka wystraszony perkusista wleciał do domu, krzycząc:
- Aaa! Wojna! Albo obcy! Atakuuują! - odłożył butelki, rzucił w Slasha trzema paczkami czerwonego Marlboro, zamknął drzwi na klucz i schował się po stołem, zakrywając rękami głowę.
- Adler, ale my ci kazaliśmy tylko te butelki przynieść, a nie opróżniać ich zawartość.. - powiedział zszokowany Izzy.
- Ale.. ale ja - położył jedną rękę na podłodze, otworzył prawe oko, ostrożnie spojrzał w lewo, w prawo, odetchnął i wychylił głowę z mokrą czupryną spod stołu. - ja nie piłem, nie zdążyłem nawet, przysięgam.
- To co ci odpierdala..?
- Nic. - wyszedł spod stołu jak gdyby przed chwilą nic dziwnego się nie stało, ostentacyjnie otrzepał koszulkę i spodnie i gwiżdżąc powędrował na piętro do łazienki. - Idę się wysuszyć. Wiem, że będziecie tęsknić. - spojrzeliśmy po sobie, wzruszając ramionami.
- Mary, a on mocno dostał od twojego męża..? - McKagan zapalił papierosa.
- Nie jestem pewna, ale najwyraźniej tak. - kobieta z lekkim niedowierzaniem w głosie kiwnęła głową - Myślicie, że powinnam się martwić?- Perkusista wrócił po 20 minutach (bez koszulki, zapewne by prezentować swój "dywan"), usiadł na kanapie obok drugiego blondyna, spojrzał na niego i zaczął się szczerzyć jak niedorozwój.
- No i co się cieszysz?
- NIIIC. - wzruszył ramionami i zaczął nasłuchiwać, co dzieje się na podwórku - Słyszeliście to? Chyba będzie burza.. to kto gra w karty? - zapytał ponownie zacieszając.
- Ja.. idę się położyć, źle się czuję. - Mary ucałowała Adlera, życzyła nam dobrej nocy i poczłapała na górę. Chyba nie jest taka najgorsza. Slash zgasił kolejnego papierosa i wypuszczając dym z ust, zostawił go w popielniczce. Zataczając się nieco wstał z podłogi i mamrocząc coś niezrozumiale pod nosem ruszył w stronę drzwi, widząc to Axl zeskoczył z parapetu i powoli podążył za gitarzystą.
- Hudson, co ty tam mówisz? - zapytał Izzy.
- Idę spać. Czy ja niewyraźnie mówię? - warknął zbulwersowany. Rose poklepał go po ramieniu i uśmiechając się, przecząco pokręcił głową.
- Ja zrozumiałem.
- Ej, też wam się wydaje, że Rudy coś czuje do Saula..? - Brack przytuliła rytmicznego, stojącego przy schodach i nasłuchującego, co dzieje (a raczej, co może się dziać) na górze.
- Myślisz, że Axl jest.. gejem? - zapytałam trochę rozbawiona pytaniem przyjaciółki.
- No nie wiem, ale wydaje mi się, że ostatnio dziwnie się zachowuje w stosunku do niego.. wiesz, łazi za nim, siedzi z nim, no nie opuszcza go prawie na krok.. i jeszcze to, jak czasami na niego patrzy. I to jego zamyślenie..
- Coś w tym jest.. Dash, pamiętasz, jak miał pretensje, że nie wzięliśmy go wtedy ze sobą.. wtedy, jak byliśmy u Slasha w areszcie.
- No pamiętam.. Ale serio? Myślicie, że coś..? Nie, niemożliwe. Pewnie się boi.. wiecie przecież, że Axl jest uczuciowy, może boi się, że Slash znowu trafi za kratki, po prostu nie chce stracić przyjaciela..
- Nie wiem, może. To kto gra? - wtrącił Steven.
- Ja.
- Ja też. - usiadłam z Adlerem i basistą na podłodze, przy stoliku stojącym między fotelami.
- A ja nie. - Stradlin położył się na kanapie, brunetka również nie wyraziła zainteresowania grą, wyraziła je za to rytmicznym; położyła się obok niego, kładąc głowę na ramieniu chłopaka. Perkusista potasował i rozdał karty. Graliśmy w różne gry, zmieniając je średnio co 5-7 minut, bo szybko zaczynały nam się nudzić; nagle błysnęło się i zgasło światło. Chwyciłam Duffa za rękę. I kolejny błysk. A ja jakbym zauważyła za oknem człowieka. Blondyn szepnął mi do ucha:
- Nie bój się, pewnie wywaliło korki. - kiwnęłam głową i mocniej ścisnęłam jego dłoń.

_______________________________________
Przepraszam, że tak długo, mam nadzieję, że się podoba. :) Nie wiem, co jeszcze napisać, możecie mnie ukrzyżować, ukamienować, podpalić, albo załaskotać na śmierć za to, że dopiero wstawiłam rozdział. No cóż, miałam wstawić wczoraj, ale brat prosił o neta, bo miał niby jakąś sprawę do przyjaciela i nijak inaczej nie mógł się z nim skontaktować. A mnie nie chciało się siedzieć na lapku do 11 w nocy, a później przez kolejne pół godziny sprawdzać i wstawiać post (co w sumie zajęłoby mi pewnie więcej czasu, bo znając mnie weszłabym na fb i gg a to zawsze wiąże się z tym, że ktoś może napisać..). Chyba powinnam (znowu) podziękować Wam za wytrwałość, za to że piszecie, ciągle czytacie, obserwujecie mojego bloga, więc : dziękuję. :]  
btw. chciałam wstawić jeszcze jedno świąteczne opowiadanie i również jedno sylwestrowe, ale wyszło jak wyszło i chuj. Doesn't matter. Love you all! <3

Dash.

P.S. Nie wydaje wam się, że ten rozdział jest jakiś taki.. krótki? 

9 komentarzy:

  1. ale fajne napięcie się robi z tym człowiekiem za oknem :D rozdział krótki, ale bardzo mi się podoba :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się. :) A z tym człowiekiem za oknem, to szczerze nie wiem, co mam dalej robić, znaczy mam jeden pomysł, ale.. no na razie nieważne. Prawda, że krótki? A mój kolega stwierdził, że dłuugi. xD

      Usuń
    2. Krótki, ale wspaniały, ważna jest jakość, nie ilość :D hmm, zrób coś z tym człowiekiem... Ja ostatnio czytam za dużo fantastyki, ale może on będzie ich nachodził, straszył... albo to on wywołał tę burzę, żeby brak prądu odwrócił uwagę domowników od tego, co on chce zrobić?

      Usuń
    3. Jej, Julia jakie pomysły. :D Ja ostatnio przeczytałam "Dreszcz" Ćwieka, to w sumie też fantastyka - związana z piorunem, więc blisko tego, co sugerujesz. XD Mam pewne plany, ale nic nie obiecuję, ani sobie, ani wam, bo nwm co z tego wyjdzie. :3

      Usuń
  2. Dobra, tym razem nie urwę Ci głowy...

    Co do rozdziału to zajebisty *O* Nie uważam żeby był krótki. Nawet jeśli, to mi to odpowiada, gdyż nie mam na nic czasu xD

    Kurde dużo się tutaj dzieje. Zacznę po kolei.

    Najpierw Stradlin. Niepokoiło mnie to jego zachowanie. Cholera, Izzy wkurwiony? No nie może być xD Potem na szczęście już było lepiej. Ta scenka z piosenką mnie wzruszyła. Sama nie wiem czemu. Tez chciałabym aby Stradin coś dla mnie wymyślił, ale nie bo po co! On nawet nie wie, że na tym idiotycznym świecie żyje taka sobie ja ;___:

    Dash i Duff. Kurde, Ci to się dobrali xD Nie no kocham tą parkę. Są pozytywnie pierdolnięci i za to ich wielbię. Mam nadzieję, że ułoży im się, będą mieli te takie potworki, zwane dzieciakami, ślub, blablabla :D

    Slash i Axl O.o Tymi to mnie dopiero zaskoczyłaś! Jeśli to naprawdę geje? Kurde chciałabym tak poczytać o Gunsach- gejach xD
    Mogłoby być to innego, świeżego i interesującego :)

    Steven, Steven, Steven. Biedaczkowi odwala. W sumie to nie dziwię się, bo to przecież Popcorn. Na szczęście w tym rozdziale nie torturowałaś go tą całą Marry. I dobrze, bo nie wiem czy zniosłabym ją. W każdym bądź razie walnęłabym z pięści w ekran, a to nie byłoby nic fajnego ;__:

    Kocham Cię dziewojo, pomimo że zaniedbujesz tego zajebistego bloga. Mam nadzieję, że teraz częściej będziesz coś wstawiać :*

    Pozdrawiam serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff.. :)

      Wiem, co czujesz.. :c xd Gdyby dla mnie któryś z Gunsów coś napisał.. noo, nie obraziłabym się. :D

      To może będę kontynuować wątek Axla i Slasha - gejów? :D

      Też mam taką nadzieję i myślę, że jestem na dobrej drodze, bo już 2 posty w tym miesiącu, a ostatnio to rzadkość .. Też Cię kocham, mała. ;*

      Usuń
  3. Witam :) Zajebisty rozdział, tyle ci powiem. Może faktycznie trochę krótki, ale w końcu nie liczy się ilość tylko jakość, nie?
    Dobrze, że Izzy i Bracket nareszcie się pogodzili, bo już nie mogłam znieść tego napięcie między nimi. A tu proszę jak słodko wyszło :3 I jeszcze piosenka <3
    Niech Dash i Duff będą już w końcu oficjalnie parą! Ja na to czekam od samego początku opowiadania! No przecież oni są po prostu dla siebie stworzeni. Za każdym razem jak czytam akcję z nimi to myślę: Awwww :3 Jakie to urocze <3
    Co do Axl'a geja? Hmmm... A dobra tam, możesz sobie robić z niego geja, byleby McKagan i Dash byli już razem!
    Dobra, kończę ten mój wyjątkowo ambitny komentarz i życzę ci, żebyś jak najszybciej napisała kolejny rozdział :D Możesz też zajrzeć do mnie, jeśli masz ochotę: http://paradise-city-not-sure.blogspot.com/
    Serdecznie pozdrawiam :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam, pisałam, i dłużej nie mogłam. Myślałam, że jest długi, sprawdzam, czy już mogę wstawić i patrzę: Boże, jakie to krótkie.. no ale nic, następnym razem bd dłużej. :)
      Starałam się pogodzić ich jak najromantyczniej, chociaż wiem, że można było bardziej..
      Hehe, czuję, że mogłabym uśmiercić wszystkich, ważne, by tylko Dash i Duff byli razem. XD
      Może jak bd miała czas, to zajrzę (ale nic nie obiecuję..!). Również pozdrawiam. <3 ;**

      Usuń
  4. Mary. Maaaaaaaary! MARY! Jak ja się kurde cieszę, że ona się pojawiła! Ostatnimi czasy bardzo ją polubiłam/pokochałam (nie potrafię się zdecydować... xD). Tylko, czy Ty czasem nie próbujesz jej zmieniać? Jakaś taka dziwnie miła się wydaje... Ciekawe, ciekawe... Ja rozumiem, że spotkanie z mężem - psychopatą może negatywnie (w tym przypadku, w mojej opinii oczywiście) wpłynąć na człowieka, ale ja chcę starą, upierdliwą Mary! Ja ją już zdążyłam pokochać! Jakkolwiek nie wkurwiałoby to Stevena i reszty, ja żądam dawnej wersji mojej nowej Mistrzyni! Mary jest zajebista! Powiem więcej, Mary jest, była i będzie zajebista! xD
    Szkoda mi Adlerka. Adlerek też jest zajebisty. Adlerek powinien w końcu ulec Mary i wziąć z nią ślub. Takie dwie chodzące zajebistości razem... Czujesz tą wszechobecną zajebistość? xD A jakie z tego byłyby zajebiste dzieci! :D Zajebistość aż bije po oczach. Normalnie kurde trzeba się zaopatrzyć w ciemne okulary. Bo jak to kiedyś powiedziała moja koleżanka: "A wiesz dlaczego Slash miał zawsze okulary na koncertach Gunsów? Żeby go zajebistość tryskająca z reszty zespołu nie oślepiła." xD
    Izzy! Kocham Izzy'ego! (znaczy kocham ich wszystkich, więc Stradlina też xD)
    " Dwie godziny później deszcz dalej padał jak pierdolnięty" Pocieszę was ludzie, u mnie słońce świeci jak pierdolnięte... Co wcale nie jest fajne, bo jest luty cholera jasna i jest +15 stopni. Piękną wiosnę mamy tej zimy... Umieram.
    Uuuuuu, soł romantik! Pan Stradlin pisze piosenkę dla Bracket... Kurde! Napiszmy do niego jakiś zbiorowy list, żeby przyjechał do Polski... Chciałabym go zobaczyć zanim umrę. Nie żebym się jakoś w najbliższym czasie wybierała, ale kiedyś umrę, a Izzy jest wieczny przecież. Przynajmniej ja tak sądzę... Ale nie, Izzy musi być nieśmiertelny. Ja się nie zgadzam, żeby było inaczej. I ma przyjechać do Polski. I zagrać najlepszy koncert, jaki kiedykolwiek zagrał/zagra. Piszemy?
    Aż sobie dla klimatu włączyłam "Think About You". I teraz sobie śpiewam z Axlem. xD
    "Duff i blondynka już wrócili, trochę mokrzy od deszczu." A podobno padał jak pierdolnięty... A potem Stevie coś tam jęczał, że ulewa... Kurde, to chyba ta Duffmagia zadziałała. xD
    Kocham Cię! Za Axla - geja. I za całą resztę. Za całokształt. Ale chyba najbardziej za tego Axla - geja... xD
    Axl - gej i Slash - gej... Jakże ciekawa wizja! Kurde, mój mózg odmawia posłuszeństwa. Żąda rozwodu. A teraz podsuwa mi różne dziwne obrazki z Axlem i Slashem w RÓŻNYCH sytuacjach... Także ten, ja czekam na kontynuację tego wątku. Wybitnie ciekawy... xD
    Coś czuję, że Dash w lesie faktycznie kogoś widziała i to ten sam osobnik, który potem łaził pod oknem. Czyżby Jeremy? Jeremy I Zły wraca do gry? Uhuhuhuhu, dawaj jak najszybciej następny rozdział!

    Komentarz jest taki trochę chaotyczny i bez sensu, ale mózg mi się wkurwił i mnie nie słucha. Także ten, idę spróbować się z nim dogadać... xD

    OdpowiedzUsuń