OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

piątek, 22 lutego 2013

R.32

ROZDZIAŁ 32

Jechaliśmy samochodem do jakiejś wypasionej restauracji na drugim końcu miasta.. świetnie, a ja nie wziąłem kasy. Mary ciągle gadała o tym jaki to ja jestem przystojny, mądry (pff! Taa.. ja mądry) a kiedy zaczynałem dopytywać o jej córkę, zbywała mnie zmianą tematu.
- Kompletnie nie mam pojęcia, do jakiej restauracji chciałeś mnie zaprosić, więc tak jakoś wybrałam tą.. to moja ulubiona. Myślę, że Ci się spodoba.
- Mary, ale - chciałem powiedzieć, że nie mam kasy
- Ale jakie ale? Wiem.. ja rozumiem, że Ty pewnie wybrałeś jakieś lepsze miejsce, ale pozwól, że dzisiaj zjemy tutaj.. mam pewne plany co do tego lokalu.. – kobieta wysiadła z samochodu, zrobiłem to samo i podążyłem za nią do budynku. Niby nigdy wcześniej tu nie byłem, a jednak to miejsce wydawało mi się jakieś znajome

- Steven, tamten stolik jest nasz, pójdź do niego i poczekaj na mnie chwilkę, ja muszę coś załatwić – moja towarzyszka poszła w stronę recepcji, usiadłem przy zarezerwowanym stoliku i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.. kurde, nie było żadnego wyjścia, którym można byłoby sprawnie uciec.. została mi tylko łazienka, no ale teraz przecież nigdzie nie pójdę. – Już jestem
- Ee.. Mary? Ale co to ma być? – ruchem głowy wskazałem na orkiestrę stojącą za jej plecami
- A to.. to tak, żeby było miło
- Miło? Czuję się jakbym był na Titanicu.. już po zderzeniu z górą.. – powiedziałem cicho
- Słucham?
- Nie.. nic – zamówiliśmy jedzenie, siedzieliśmy w milczeniu, kobieta patrzyła na mnie z uśmiechem – Mary.. ja..
- Tak!
- Co tak?
- Tak, wyjdę za Ciebie. Zostanę Twoją żoną. Tak bardzo Cię kocham Stevenku – orkiestra zaczęła grać jakiś ckliwy kawałek, Mary ze łzami w oczach wpatrywała się we mnie, mówiąc, że bardzo się cieszy złapała moją dłoń. Ale się wkopałem.. chociaż nie, właściwie nie sam się wkopałem. To Izzy i Duff mnie w to wciągnęli. Jak tylko wrócę do Hellhouse to ich zabiję, no nogi z dupy powyrywam! – Mówiłam, że mam pewne plany, co do tego lokalu.. więc, pomyślałam.. jeśli chciałbyś oczywiście, że moglibyśmy tu urządzić nasze wesele, co o tym myślisz kochanie?
- Ja..
- Widzę, że Ci się tu podoba.. musimy tylko ustalić datę ślubu. Steven, a może już stąd pójdziemy, co? Nie będziemy szli dzisiaj do tego teatru, pojedziemy do mnie, albo do Ciebie, gdzie chcesz?
- Wolałbym..
- Do mnie. Dobry pomysł
- Wolałbym jednak do mnie
- Do Ciebie.. no też może być. Pod warunkiem, że ci Twoi przyjaciele nie będą nam przeszkadzać
- Mary, ja nie mam przy sobie pieniędzy..
- Żaden kłopot, ja zapłacę, niedługo przecież będziemy małżeństwem, więc to, kto zapłaci nie robi większej różnicy skoro pieniądze i tak będą wspólne.. – kobieta zostawiła pieniądze na stole i wyszliśmy z restauracji.


Obudziłam się, spojrzałam na zegarek – była równo szesnasta. Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół, prawie potykając się o Stradlina leżącego na schodach
- Izzy, co Ty tu do cholery robisz?!
- Leżę
- A możesz mi powiedzieć, czemu na schodach?
- Bo są wygodne – zeszłam do salonu dziwnie gapiąc się na przyjaciela – Bracket, musimy porozmawiać..
- O czym?
- Wiesz.. długo o tym myślałem, jak byłaś w szpitalu.. – chłopak wyglądał, jakby nie mógł wydobyć z siebie słowa
- Myślałeś.. ale o czym, Izzy?
- O tym, co do Ciebie czuję.. Brack, ja..
- Cześć wszystkim! – Dash i McKagan weszli do domu z butelkami wódki w rękach
- Kurwa! Czy Wy naprawdę wszystko musicie zawsze zniszczyć?
- Izzy, spokojnie. Wyluzuj.. co my Ci znowu zniszczyliśmy? – dziewczyna usiadła na podłodze
 - Moją wypowiedź!
- Zacznij od początku – basista powiedział obojętnie – Jaki problem? – dodał wzruszając ramionami. Zajął miejsce obok Dash
- Ale tak przy Was?  
- Czemu nie? Pomyśl, że nas tu nie ma
- Ale jesteście
- Ale będziemy zachowywać się jakby nas nie było – odpowiedział lekko podirytowany gitarzysta. Oboje wpatrywali się w nas jak w obrazek i czekali tylko na to, co powie rytmiczny – No mów 
- No mówię – Stradlin nerwowo rozglądał się po pokoju
- Izzy, nie zwracaj na nich uwagi. Co chciałeś mi powiedzieć?
- Dobra, jak Stradlin tak się denerwuje, to nie będziemy Wam przeszkadzać, chodź Duff – Dash pociągnęła basistę za sobą
-  Ja chciałem.. ja.. Brack, bo ja Cię chyba kocham – to chyba najlepsze, co mogłam i chciałam usłyszeć, no może z wyjątkiem tego „chyba” – Brack? Kurde, wiedziałem, że lepiej Ci tego nie mówić, wszystko popsułem, w ogóle to miało wyglądać inaczej. Przepraszam – byłam tak szczęśliwa, że nie wiedziałam co powiedzieć, więc gdy się otrząsnęłam pocałowałam go, miał strasznie słodkie usta. Podejrzanie słodkie.. były jak sok malinowy. Do domu weszli Adler i Mary
- Brack? Izzy? Co Wy tu kurde robicie?!
- Nic, a Wy?
- Bierzemy ślub! – wykrzyknęła Mary
- Co?! – wrzasnęliśmy patrząc na przestraszonego Stevena – Dash! Duff! Chodźcie tu szybko!
- Co jest?
- Bierzemy ślub - ponownie oznajmiła kobieta
- Słucham? – Dash śmiejąc się zapytała z niedowierzaniem
- Bierzemy ślub. Stevenek mi się oświadczył
- Ja..
- Tak Steven, ja Cię też – kobieta nie dała dokończyć perkusiście. Chłopak zakrył twarz dłońmi, Dash położyła głowę na ramieniu basisty i z uśmiechem a jednocześnie zdziwieniem wpatrywała się w „parę młodą”, przytuliłam się do Izziego, który bawił się moimi włosami
- Ale Steven.. Ty naprawdę JEJ się oświadczyłeś? – zapytała Dash, Adler stojący za Mary pokręcił głową
- No może nie do końca było tak, że mi się oświadczył.. ale chciał. Nie zdążył jednak, bo wyprzedziłam go mówiąc „Tak!” . Jestem taka szczęśliwa, a Ty Stevenku? – chłopak westchnął głośno i oparł łokcie o parapet
- No Stevenku, szczęśliwy jesteś? – zapytał Izzy – Steeeveen. Steven!
- Co? – warknął zdenerwowany
- Pytałem, czy jesteś szczęśliwy
- Bardzo. Bardzo kurwa szczęśliwy..    
- Steven, powiesz mi może gdzie jest łazienka?
- Jasne.. – perkusista zaprowadził kobietę na górę, wskazał jej łazienkę i wrócił na dół – Co ja mam teraz zrobić? Ona chce, żebym wziął z nią ślub! To wszystko przez Was! Wy jej powiedzieliście, że się chcę niby z nią umówić – chłopak w niekontrolowany sposób zaczął machać rękami chcąc uderzyć McKagana i Stradlina, którzy mieli niezły ubaw patrząc na perkusistę, który ze złości zrobił się cały czerwony
- Ale Adler zobacz, nie znasz jej dobrze.. chyba, więc nie wiesz, jak między Wami będzie.. może akurat lepiej się poznacie i świata poza sobą widzieć nie będziecie
- Stradlin, jak ja Cię zaraz jebnę, to Ty świata poza szpitalem widział nie będziesz!
- Ale Izzy ma rację, może naprawdę między Wami coś będzie.. po ślubie
- Duff, Ty też chcesz nawiązać bliższą znajomość ze szpitalnym łóżkiem?!
- Nie, dlaczego?
- Bo mnie wkurwiasz! Żadnego ślubu nie będzie! Zrozumiano?
- Stevenku, ale dlaczego? Przecież.. – Mary weszła do salonu, stanęła przed Adlerem, a po jej policzku spłynęła łza – Już mnie nie kochasz – stwierdziła i wybiegła z Hellhouse z płaczem
- Mary, to nie tak. Poczekaj, ja Ci muszę coś powiedzieć – spojrzał na nas, pokręcił głową i wybiegł za kobietą
- Ale go wkopaliście
- Sam się wkopał
- Wy go umówiliście z Mary
- Chcieliśmy mu pomóc, co nie Duff?
- No dokładnie  
- Ta.. pomóc, nie wiem jak Ty Dash, ale ja w te dobre intencje chłopaków nie wierzę
- Wiesz, ja też jakoś nie bardzo.. A co z Wami? Wyglądacie, jakbyście byli ze sobą .. czy ja o czymś nie wiem?
- W sumie.. – Izzy spojrzał mi w oczy -.. Brack, jesteśmy razem? – wzruszyłam ramionami i spojrzałam na przyjaciółkę
- To jesteście, czy nie?
- Jeśli tylko Bracket chce być moją dziewczyną..
- Chcę – pocałowałam Izziego
- Steven, już wró.. o Mary. Wyjaśniłeś jej już wszystko?
- Wyjaśnił mi wszyściuteńko. Ślub za miesiąc
- Nie uważasz, że to za szybko? Powinniście się jeszcze zastanowić
- Dash, a nad czym się tu zastanawiać? Kochamy się, chcemy być ze sobą!
- Gdyby Izzy i Brack chcieliby wziąć ślub, nie miałbym nic przeciwko, znają się długo, nawet ze sobą mieszkają, ale Wy.. – Duff poszedł do kuchni
- Ale co my? My się kochamy, zresztą.. co Ty możesz wiedzieć o prawdziwej miłości? Ty pewnie nigdy nikogo nie kochałeś. Sypiasz tylko z fankami, które są na tyle głupie, że idą z Tobą do łóżka od razu jak się tylko do nich uśmiechniesz !
- A Ty myślisz, że Steven to taki święty jest? Powiem Ci coś.. On też sypia z fankami.. nawet na dziwki chodzi – Duff powiedział to kobiecie prosto w twarz – i wiesz co? On nie chce brać z Tobą ślubu, On Cię nawet nie kocha
- Kłamiesz! To nie prawda
- Prawda
- Dobrze, Duff daj już spokój – Dash odsunęła basistę od Mary
- Ale taka prawda
- Dobra, przestań
- Steven, o czym On mówił?
- Ja..
- Steven!!
- Tak Steven, kłam dalej, ja Cię później ratować nie będę
- Zamknij się Duff – syknął Steven – Mary, chodźmy stąd  - poszli do pokoju Adlera, nie wiem, co Steven kombinuje, ale niech lepiej uważa.. chyba nie chce wziąć z nią ślubu!?!
- A tak dla Twojej wiadomości Mary, wiem jak to jest kogoś kochać! - wrzasnął, po czym powiedział ciszej i spokojniej - I niestety wiem, jak jest, kiedy ta osoba nie odwzajemnia tego uczucia.. 

- Cześć wszystkim – Slash wszedł do domu trzaskając drzwiami
- Cześć, widziałeś dzisiaj Axla?
- No przecież przyszedł ze mną
- Co?
- No.. – Saul otworzył drzwi i wciągnął smutnego rudzielca do domu
- Hej..
- Rudy, co się stało?
- Nic..
- Axl – Dash podeszła do wokalisty i odgarnęła włosy zakrywające mu oczy – Axl, co Ci się stało?
- Pamiętacie jak Stevena i Slasha napadli jacyś debile?
- No..
- No właśnie. To ja wtedy mówiłem o takiej jednej lasce..
- Ona jest dziwką, ta? – zapytał Duff
- Ona ma męża  
- No dobrze, ale co to ma do Twojego wyglądu? – Rose miał podbite oko, rozciętaą wargę, guza na czole i trochę brudne ubrania
- Bo.. spotkałem ją na mieście.. zagadałem do niej, zapytałem kiedy jest wolna i może się ze mną spotkać.. no i wtedy przyszedł jej mąż, wiecie, On nawet nie wie, że Ona się kurwi
- No dobra Axl, ale nadal nie rozumiem co to ma wspólnego z Twoim okiem.. i tą całą resztą  
- Oj Dash.. powiedziałem mu, żeby poczekał na swoją kolej, no i On mi wtedy przyjebał, ja nie wiedziałem, że Ona ma męża. Zaczął wrzeszczeć, że to jego żona, żebym się odwalił, że jak jeszcze raz mnie przy niej zobaczy, to coś mi zrobi.. Jezu, jaki samolub.. żoną się podzielić nie może.. pff – Rose rzucił się na fotel 
- Axl idioto, Ty myślisz, że normalny człowiek pozwala innemu mężczyźnie na takie zachowanie wobec swojej kobiety? – Izzy polazł do kuchni
- Jakie zachowanie?
- No przypomnij sobie, co nam powiedziałeś
- No dobra, ale musiał mnie tak od razu napierdalać? – rytmiczny gestykulując tylko, odpowiedział na pytanie wkurzonego wokalisty i podał mu coś do picia
- Ej Rudy, a bardzo Cię boli? – Dash usiadła Axlowi na kolanach i lekko dotknęła jego czoła
- Nie.. już nie
- To dobrze. Wiesz, że Steven się żeni?
- Co? – Rose zakrztusił się trunkiem
- No dzięki, prawie mnie wódką oplułeś
- Przepraszam . – chłopak w geście przeprosin pocałował dziewczynę w policzek- Steven się żeni? Z kim?
- Z Mary
- To ta z kiosku..?
- Właśnie ta
- Ale ta starsza.. nie ta jej córka?
- Ta starsza
- Boże, co mu się stało? Zakład jakiś przegrał, czy może.. Ona w ciąży jest..?
- Niestety, nic z tych rzeczy
- Czyli?
- Długa historia.. – wszyscy zaczęliśmy opowiadać Rudemu jak to było, znacznie poprawiając mu przy tym humor.    

środa, 20 lutego 2013

...

W NASTĘPNYM ROZDZIALE..

 - Steven, tamten stolik jest nasz, pójdź do niego i poczekaj na mnie chwilkę, ja muszę coś załatwić – moja towarzyszka poszła w stronę recepcji, usiadłem przy zarezerwowanym stoliku i zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu.. kurde, nie było żadnego wyjścia, którym można byłoby sprawnie uciec.. została mi tylko łazienka, no ale teraz przecież nigdzie nie pójdę. – Już jestem
- Ee.. Mary? Ale co to ma być? – ruchem głowy wskazałem na orkiestrę stojącą za jej plecami
- A to.. to tak, żeby było miło
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ale się wkopałem.. chociaż nie, właściwie nie sam się wkopałem. To Izzy i Duff mnie w to wciągnęli. Jak tylko wrócę do Hellhouse to ich zabiję, no nogi z dupy powyrywam! – Mówiłam, że mam pewne plany, co do tego lokalu.. więc, pomyślałam.. jeśli chciałbyś oczywiście, że moglibyśmy tu urządzić nasze wesele, co o tym myślisz kochanie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
– Bracket, musimy porozmawiać..
- O czym?
- Wiesz.. długo o tym myślałem, jak byłaś w szpitalu..
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Brack? Izzy? Co Wy tu kurde robicie?!
- Nic, a Wy?
- Bierzemy ślub!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Wy go umówiliście z Mary
- Chcieliśmy mu pomóc, co nie Duff?
- No dokładnie  
- Ta.. pomóc, nie wiem jak Ty Dash, ale ja w te dobre intencje chłopaków nie wierzę
- Wiesz, ja też jakoś nie bardzo.. A co z Wami? Wyglądacie, jakbyście byli ze sobą .. czy ja o czymś nie wiem?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Ale co my? My się kochamy, zresztą.. co Ty możesz wiedzieć o prawdziwej miłości? Ty pewnie nigdy nikogo nie kochałeś. Sypiasz tylko z fankami, które są na tyle głupie, że idą z Tobą do łóżka od razu jak się tylko do nich uśmiechniesz !
- A Ty myślisz, że Steven to taki święty jest? Powiem Ci coś.. On też sypia z fankami.. nawet na dziwki chodzi – Duff powiedział to kobiecie prosto w twarz – i wiesz co? On nie chce brać z Tobą ślubu, On Cię nawet nie kocha
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- No.. – Saul otworzył drzwi i wciągnął smutnego rudzielca do domu
- Hej..
- Rudy, co się stało?
- Nic..
- Axl – Dash podeszła do wokalisty i odgarnęła włosy zakrywające mu oczy – Axl, co Ci się stało?
- Pamiętacie jak Stevena i Slasha napadli jacyś debile?
- No..

A nowy rozdział już w tym tygodniu 
Dash.

piątek, 15 lutego 2013

R.31

Sorry, że tak długo czekaliście na nowy rozdział ( wydaje mi się, że to długo.. chociaż może mam tylko takie wrażenie) ale nie miałam ostatnio zbytnio czasu, żeby wejść na kompa, a jak już miałam czas, to brat siedział i nie chciał mnie wpuścić ;// Dobra, nieważne. Mam nadzieję, że Wam się spodoba... Wiem, że krótkie.. w Wordzie tylko 2,5 strony..
Dash. 

ROZDZIAŁ 31

- Możesz mi powiedzieć, co ja tak właściwie mam zrobić?
- Poczekaj, dowiesz się na miejscu

Doszliśmy w wyznaczony cel z lekkim opóźnieniem (jakieś 15 minut) bylibyśmy szybciej, gdyby Hammett nie zatrzymał się pod budką z piwem. Mamy ważną misję do wykonania, a On myśli tylko o tym, żeby się nachlać!
- Dobra, On musi gdzieś tu być, Kirk, chodź Ty tu kurde – pociągnąłem kolegę, który wyraźnie zainteresowany był pokazem pewnych dam.
- No, co jest? – chłopak dalej spoglądał na powabne kobiety, złapałem go za podbródek odwracając jego twarz w swoją stronę  
- To jest. Widzisz tamtego kolesia w czarnej skórzanej kurtce?
- Tego szatyna gadającego z barmanem?
- Właśnie tego. Podejdziesz teraz do niego i dasz mu tą kartkę, powiesz mu, że to od Guns n’ Roses, zrozumiałeś? – gitarzysta pokiwał głową – No to idź
- No to idę – przeszedł przez tłum i zatrzymał się przy jakichś laskach bajerując je
- Kirk! Kirk kurwa! – ruchem ręki dałem mu do zrozumienia, że ma zostawić dziewczyny i iść dalej. Tak też zrobił, podszedł do mężczyzny mówiąc coś, przekazał mu naszą kartkę, Tajemniczy Kapelusznik skinął głową, wstał i bez słowa zniknął gdzieś w tłumie. Chłopak wrócił do mnie z butelką Danielsa (Bóg wie, skąd On ją wytrzasnął!) i wyszliśmy z budynku. Wstąpiliśmy do Rainbow i całkowicie oddaliśmy się całonocnej libacji alkoholowej.. pod Rainbow, właściciel po kilku godzinach wyjebał nas z lokalu, bo niby się „awanturowaliśmy”. Ale to Hammett, cham jeden darł japę na szafkę, która rzekomo chciała się z nim bić. Ja nie wiem, On pod tymi loczkami nie ma chyba mózgu.. jak Slash, wszyscy kudłaci gitarzyści nie mają mózgów!


Siedziałam z Adlerem w kuchni. Gadaliśmy o naszej wiadomości do Kapelusznika i o koncercie chłopaków, który miał się odbyć za jakiś czas. Ktoś wszedł do domu, usłyszeliśmy „Sweet home Alabama”.. ja nie wiem, co im wszystkim odpierdala, za każdym razem, kiedy ktoś tu wraca wydobywa z siebie właśnie ten kawałek.
- Brack? Ale przecież mieli Cię wypuścić dopiero za dwa dni – podbiegłam do przyjaciółki i rzuciłam jej się na szyję (dosłownie się rzuciłam)
- Mieli, ale stwierdzili, że nie ma co mnie trzymać, skoro wszystko jest już w porządku. Sorry, idę się przespać.. w końcu we własnym łóżku! – dziewczyna podskoczyła klaszcząc i powlokła się na górę
- Nie kapuję, skoro wszystko jest w porządku, to po cholerę mieliby ją trzymać jeszcze dwa dni?
- Raany.. Steven, ależ Ty niepojętny. Chodzi o to, że mieli ją wypuścić za dwa dni, ale zobaczyli, że wszystko jest już dobrze, więc ją wypuścili.. teraz, już kapujesz?
- No jasne..
- Cześć wszystkim. Siemka Steven. Steven? A co Ty tu robisz?!
- Duff, a co Twoim zdaniem można robić w domu?
- Wiele rzeczy. Ale Ciebie tu nie powinno być!
- Dlaczego?! – Adler gorączkowo wstał (raczej zeskoczył) z łóżka
- Przechodziliśmy koło kiosku i zgadnij co nam powiedziała ta przemiła Pani.. znaczy Twoja przyszła żona – Izzy wrócił z kuchni z butelką mleka w ręku    
- Co?
- Zgadnij
- Nie będę zgadywał. Co powiedziała?
- Że mieliście iść dzisiaj razem do teatru.. a wcześniej, czyli mniej więcej teraz na obiad
- Słucham?! Ona jest jakaś PSYCHICZNA! – perkusista złapał się za głowę, zamknął oczy i mamrotał coś do siebie
- Nie jest . Przyjęła po prostu zaproszenie od Ciebie kochany
- Co? Jakie zaproszenie? Przecie ja nic nie..
- Aa bo my Ci wszystkiego nie powiedzieliśmy.. przechodziliśmy koło kiosku, zagadała nas, pytała co u Ciebie, to powiedzieliśmy, że zamierzasz ją dzisiaj zaprosić na obiad, później do teatru.. no i zrobiliśmy to za Ciebie, bardzo się ucieszyła, powiedziała, że przyjedzie po Ciebie po drugiej
- Co? Jak mogliście?! Teraz to się naprawdę wyprowadzę.. z kraju! – Steven poszedł do swojego pokoju wrzeszcząc coś i obrażając chłopaków
- Co mówisz? Nie słyszymy, mógłbyś powtórzyć? – Izzy śmiejąc się oparł się o McKagana stojącego pod schodami, patrzącego jak małe dziecko na perkusistę, który znowu latając po całej górze z pokoju do pokoju pakował swoje rzeczy
- Mówię, że jesteście okropni i pojebani..!
- Ale Ty jesteś niewdzięczny, wiesz? My Ci tu pomagamy, załatwiamy Ci randki z wybranką Twego serca, a Ty jak się odwdzięczasz? Ale wiesz co, wybaczamy Ci.. rozumiemy, że jesteś tak szczęśliwy i podniecony tą całą sytuacją, że nie potrafisz panować nad swoimi słowami
- Szczęśliwy? Duff, On jest wniebowzięty po prostu
- Racja Izzy, racja..
- Wniebowzięty? A nie pomyśleliście może, że ja nie chcę się z nią spotykać?! Idioci!
- Ej, mamy gości? – Izzy siadając w fotelu wskazał palcem na buty stojące pod ścianą
- Gości? Nie.. Brack wróciła
- Serio? Kiedy?
- Kilka minut przed Wami..
- Gdzie Ona teraz jest?
- Poszła się przespać
- Pójdę do niej.. muszę z nią pogadać
- Nie Izzy, nie idź. Nie ma sensu, przecież Ona śpi
- Sama dopiero powiedziałaś, że niedawno wróciła.. pewnie jeszcze nie śpi a ja mam do niej ważną sprawę – chłopak skierował się w stronę schodów
- Stradlin, nie idź, jest zmęczona
- A tam, chuj z tym, sprawę mam
- Ta sprawa nie może poczekać?
- Nie bo nie wytrzymam – rytmiczny pobiegł na górę, za chwilę jednak znowu był na dole – Śpi..
- Mówiłam
- Mogłeś ją obudzić, jak to takie ważne
- Chciałem, ale tak jakoś słodko wyglądała, że nie mogłem
- Wiedziałam.. a co chciałeś jej powiedzieć?
- Nieważne..
- Dobra, nie chcesz, to nie mów. Spotkaliście go wczoraj?
- Tak
- Kirk dał mu kartkę?
- Tak
- Iii..?
- Iii.. koleś wstał i sobie poszedł
- Serio? A później?
- A później to poszedłem z Kirkiem się nachlać
- Taa.. ciekawe.. ej, przyjechał ktoś? – wyjrzałam przez okno słysząc warkot silnika
- Pewnie panna Stevena
- Skąd wiedziałeś?
- To Ona?
- No – Duff i Izzy zaczęli się śmiać
- Ty Duff, Ona serio po niego przyjechała!
- No to co? Wołamy go? Steven! Stevenku kochanie! Twoja wybranka czeka pod domem
- Spieprzaj cioto!
- Ale naprawdę tu jest
- Dash! On mówi prawdę?
- Tak, właśnie przyjechała
- No rzesz kurwa mać – chłopak niechętnie zszedł na dół
- No Stevenku, pokaż się
- Po co?
- No musisz jakoś wyglądać.. nie możemy Cię wypuścić takiego nieogarniętego z domu, uczesz się chociaż
- Izzy! Weź te łapy z moich włosów skurwielu!
- No dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się tak. O której wrócisz?
- Nie wiem.. późno
- Ty zwierzaku.. tylko tam nie szalej za bardzo
- Pierdol się – perkusista ze skwaszoną miną wyszedł z domu, podbiegliśmy wszyscy do okna, zobaczyć jego przywitanie z Panną Mary (bo tak miała na imię). Kobieta chciała pocałować go w policzek, a ten idiota pochylił się i szybko wsiadł do samochodu, przez co Mary prawie wyglebała się na trawnik. Zdezorientowana wsiadła do auta, przekręciła kluczyk i po chwili samochód znikł z naszego pola widzenia.

sobota, 9 lutego 2013

R.30

ROZDZIAŁ 30

Siedziałem w kuchni i przeglądałem list od tajemniczego Kapelusznika. Wszyscy już spali (nie mam pojęcia czemu, przecież za godzinę mieliśmy iść do tego klubu) a James i Kirk dopiero godzinę temu wyszli. Ktoś wszedł do domu, zapalił światło i wszedł do kuchni. To Duff.. no, tylko jego w domu brakowało. Zapytałem, gdzie się szwendał, skoro Axl już dawno w domu. Był kompletnie zalany.. zajrzał do lodówki namiętnie czegoś szukając, po czym tak po prostu, zwyczajnie ją zamknął.. nie wiem, może chciał się chłopak ochłodzić
- E, Duff, do Ciebie mówię
- Coo? – zapytał zdezorientowany
- Ile wypiłeś?
- Trochę..
- Ta trochę to może wypić moja babcia, Ty jesteś kompletnie pijany
- A tam pierdolisz.. pijany. Tylko trochę nietrzeźwy – basista wszedł do salonu, szukał czegoś na kanapie, przyznam, że wyglądało to trochę komicznie. Kiwał się na wszystkie strony przekopując kanapę i wszystko co na niej ( i pod nią) leżało
- Duff, czego Ty szukasz?
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą
- Ale czego szukasz?
- No przecież Ci mówię, że wszystko w porządku!
- Ale ja pytam, czego szukasz.. – zrezygnowany basista usiadł na podłodze i dłonią podparł podbródek – Duff, zgubiłeś coś? – nie odpowiedział, gapił się na kanapę jakby to miało sprawić, że pojawi się na niej to, czego szukał. Nawiasem mówiąc, trudno było się z nim porozumieć – Duff
- Duff.. tylko Duff i Duff. Czego chcesz?
- Spokojnie.. pytałem, czy coś zgubiłeś..
- Zgubiłem
- Co?
- Fajki. Były tu gdzieś
- Kiedy?
-  Jakoś w tamtym tygodniu – oparłem się o drzwi i zakryłem dłonią oczy. Kurwa, ten chuj jak się napije to chyba w ogóle nie myśli   
- Gdzie Ty idziesz? – gitarzysta podniósł się z podłogi
- Do Dash
- Po co? Ona nie ma fajek
- Powiedzieć jej, że ją kocham
- Nie w takim stanie.. na pewno nie. Jeżeli już masz jej to powiedzieć, to bądź trzeźwy
- Czemu?
- Bo.. bo Ona Ci przecież nie uwierzy. Mało tego, Ona Cię nie będzie słuchać
- Jasne..
- Siadaj
- Spierdalaj
- Siedź tu! – posadziłem pijanego przyjaciela na fotelu – Słuchaj Duff, musimy pogadać – powiedziałem tonem jak najbardziej poważnym
- Teraz? Spieszę się..
- Tak, teraz. Siedź! Kurwa, nie rozumiesz, co do Ciebie mówię?!
- Dobra już, streszczaj się.. i nie krzycz tak, bo wszystkich pobudzisz – McKagan pokręcił głową a z ruchu jego ust wyczytać można było „Jaki debil, ja nie mogę..” albo coś w tym właśnie stylu – No mów już kurwa
- Lepiej nie mów jej, co do niej czujesz
- Dlaczego?
- Bo, no wiesz, James.. James się koło niej kręci
- To znaczy?
- Dzisiaj na przykład.. jak Dash wróciła, to zamknęli się w pokoju.. na klucz
- Na długo?
- Noo.. na kilka godzin
- Myślisz, że Oni..?
- Nie wiem stary, nie wiem.. ale obawiam się, że tu jest coś na rzeczy.. wiesz bardzo się lubią i w ogóle, ostatnio dużo czasu ze sobą spędzają.. trochę mam poczucie winy, bo to ja ich ze sobą poznałem..
- Zajebię go – McKagan wstał z fotela i chwiejąc się podszedł do drzwi
- No gdzie Ty leziesz debilu? Siedź w domu
- Idę sobie z nim coś wyjaśnić
- Wytrzeźwiej najpierw, później sobie z nim pogadasz – basista machnął tylko ręką i wyszedł bez słowa. Wybiegłem za nim, chciałem go zaprowadzić do domu, żeby nie zrobił nic głupiego, ale chuj się stawiał to zacząłem go szarpać i ciągnąć do domu
- Puść mnie popierdolony pudlu!
- Sam jesteś pudel. Do domu, już!
- Jak chcesz do domu to idź. Ja idę do Hetfielda, a do domu wrócę kiedy sobie będę chciał, więc mi z łaski swojej nie rozkazuj!
- Duff, nie bądź śmieszny. Wracaj do chaty kurwo!
- Kurwo? Miły jesteś.. – chłopak uśmiechnął się i usiadł na schodach
- Wiem, że jestem – usiadłem obok przyjaciela – nie wiem, czy pamiętasz ale mamy pewną sprawę do załatwienia.. musimy gdzieś iść, pamiętasz o co chodzi?
- Yy.. tak! Miałeś zgwałcić Sabo
- Też.. ale to nie ta sprawa
- Eee.. t-to..hm – zamyślił się na chwilę – już wiem! – spojrzałem na niego dopytującym wzrokiem – Nie pamiętam..
- Oj Duff, Duff – westchnąłem obejmując go ramieniem – List.. pamiętasz? Dostaliśmy list
- Dobra, no już prawie wiem o co chodzi. Mów dalej..
- Mamy iść do klubu obok hotelu
- No, no już prawie wszystko wiem.. ale mów dalej
- Dalej.. dalej to idziesz się jakoś ogarnąć i wyłazimy
- Naprawdę? Ciekawa historia.. sam to wymyśliłeś?
- Spierdalaj do chaty!
- No już idę, idę – na czworaka wszedł przez otwarte drzwi
- McKagan, nie wstaniesz?
- Wolę nie

Wszedłem do domu, wlazłem do pokoju Stevena, zasiadłem przy jego perkusji i zacząłem jak najgłośniej walić w talerze. Adler gorączkowo zerwał się z łóżka i zakrył uszy
- Kurwa, co Ty robisz? Czemu Ty w ogóle dotykasz moją perkusję?!
- Budzę Was – krzyknąłem z szerokim uśmiechem
- Co? Weź mów głośniej, bo nie słyszę!
- To weź te poduszki z uszu
- Co?
- Weź .. o właśnie o tym mówiłem. Budzę Was
- Po cholerę?
- Boże, czy tylko ja w tym domu myślę?
- Adler, co tu się dzieje? Popieprzyło Cię? – Dash i Axl zaspani weszli do pokoju
- Ale to nie ja. To ten głupek maca moją perkusję!
- Bo chciałem Was obudzić!
- Obudziłeś! Skończ już walić w to cholerstwo, łeb mi pęka! – Rose podszedł bliżej i walnął mnie po łbie  
- Ale fajnie się gra! Częściej muszę Was tak budzić
- A tylko spróbujesz – Dash wskazała na mnie palcem, odwróciła się i poczłapała na dół – Rose, idziesz?
- Idę, idę – wokalista popatrzył na mnie, pokręcił głową i wyszedł z pokoju
- No już Adlerku, wstawaj z tego łóżka, ubierz się i wyłazimy. Swoją drogą, to mógłbyś ogarnąć jakoś ten burdel bo tu miejsca nie ma, żeby nogę postawić – perkusista spojrzał na mnie wzrokiem zabójcy i palcem wskazał drzwi – Dobra już wychodzę

- No kochani, co tam? – Wskoczyłem na kanapę między Dash a Pana Rose’a
- Nic – Dash uwolniła się spod mojego ramienia – Nie idźmy tam
- Co? Dlaczego?
- To bezsensu, co to da? Koleś się nami bawi, więc my zabawmy się nim i nie idźmy tam dzisiaj
- Dash, co Ty pieprzysz, kazał nam przyjść, to pójdziemy
- Nie, ale Dash ma rację. Teraz to my zabawimy się nim. Zagrajmy na naszych zasadach, niech On robi to, czego my chcemy
- Czyli? – Adler zszedł na dół i wszedł do salonu, zaraz za nim w samym ręczniku podążał Duff  
- Czyli.. potrzebna kartka i długopis
- Po co?
- Nie pytaj tylko podaj
- Ej zaraz, a gdzie Izzy? – Steven podał dziewczynie kartkę i długopis
- Chcecie powiedzieć, że moja gra na perkusji go nie obudziła? Jak to się stało? Muszę to naprawić! – wstałem, ale Axl i Dash pociągnęli mnie na dół
- Nigdzie nie idziesz, mój rudy łeb tego nie wytrzyma
- Ale trzeba go jakoś obudzić – spoglądaliśmy wszyscy na siebie i zaczęliśmy krzyczeć „Izzy! Chodź tu! Stradlin!” a kto krzyczał najgłośniej? Axl oczywiście i go głowa nie bolała
- Czego się drzecie? Nie śpię przecież
- Czyli jednak moja relaksacyjna gra Cię obudziła!
- Nie, nie spałem w ogóle. Relaksacyjna?!? Co robicie?
- Dash i Axl chcą zabawić się Tajemniczym Kapelusznikiem
- To znaczy?
- To znaczy, że napiszemy do niego wiadomość.. tylko, że ktoś musi mu ją dostarczyć – Dash zamyśliła się na chwilę – Może zadzwonimy do Hetfielda?
- Nie! Do Hetfielda lepiej nie..
- Dlaczego?
- Po co go tak późno fatygować, noc jest, niech śpi w spokoju.. – spojrzałem na McKagana, który już był wkurwiony, że pierwszą osobą, która przyszła Dash na myśl, jest James
- Nie, ale dlaczego? To bardzo dobry pomysł, zadzwońmy po niego. Albo nie, wiecie co, ja sam po niego pójdę
- Nie, nie słuchajcie go.. pijany jest, nie wie co mówi
- Bardzo dobrze wiem co mówię! Nie jestem pijany
- Dobra, nie.. wiecie co, James to zły pomysł, zadzwonimy po kogoś innego – dziewczyna podeszła do telefonu – Do kogo mam dzwonić?
- Do.. Jezu, nie wiem. Dzwoń to Metalliki, Kirka się wyśle
- A co jak nie będzie mu się chciało iść?
- Daj, ja zadzwonię – Axl podszedł do dziewczyny, zabrał jej słuchawkę, usiadł na oparciu kanapy i wbił numer do Metalliki – James? Jest Hammett? Mam do niego sprawę.. Powiedz mu, żeby do nas wpadł jak najszybciej – rozłączył się nie mówiąc nic więcej do Hetfielda – Załatwione
- Przyjdzie?
- Nie wiem, James nie zdążył powiedzieć nic innego, niż to, że Kirk jest w chacie
- Axl. Mamy dwadzieścia minut, jak nie przyjdzie to nici z naszych planów
- Przyjdzie na pewno. Napisałaś już coś?  
- Tak.. brakuje mi tylko miejsca, w które miałby przyjść
- Rainbow!
- Rainbow? Duff to jest.. po głębszym namyśle myślę, że to dobry pomysł

- Zostało nam dziesięć minut, jak nie przyjdzie to będziemy musieli tam iść – rozległo się pukanie do drzwi, Stradlin poszedł je otworzyć
- Cześć! Słyszałem, że Axl ma do mnie sprawę
- Wszyscy mamy
- Co jest?
- Miałbyś ochotę pójść do klubu ze striptizem.. tego obok nowego hotelu?
- Do klubu ze striptizem? Zawsze! To kiedy idziemy?
- Ty idziesz. Teraz, masz tu kartkę. Daj ją kolesiowi.. no właśnie, jakiemu kolesiowi? Przecież kapelusza już nie ma..
- Ja z nim pójdę, pokażę mu który to, Kirk przekaże mu wiadomość i wrócimy do domu – rytmiczny pociągnął za sobą gitarzystę i wyszli z domu.
___________________________________
Pierwszy koncert Slasha w Polsce już w tą środę, a mnie oczywiście nie będzie ;c A co, jeśli On już do nas nie wróci?  

środa, 6 lutego 2013

R.29


ROZDZIAŁ 29

Siedziałem z Duffem i Slashem po domem, bo oczywiście nikogo w nim nie było a żaden z nas nie wziął kluczy. Jak wychodziliśmy to wszyscy byli w Hellhouse.. nawet ci, którzy w nim nie mieszkają (Hammett i Ulrich, bo któżby inny?)
- Kurwa mać, gdzie Oni są?
- Nie mam pojęcia, ale jak wrócą to ich osobiście, własnoręcznie zajebię! – Slash wstał i rozejrzał się, czy z którejś strony nie idzie przypadkiem któryś z mieszkańców naszego kurewsko zajebistego domu.
- I co, widzisz ich gdzieś? – zapytałem
- Nie, no zajebię, po prostu zajebię ich jak wrócą!
- Czego się drzesz? Nie widzisz, że właśnie próbuję odpocząć? – po Duffie wyraźnie było widać zmęczenie
- Nie widzę! Pierdolę takich lokatorów, jak się kurwa wychodzi, to się chyba mówi! Albo zostawia się klucze chociaż. Co Oni sobie do chuja myślą? Że sami tu mieszkają?
- Patrzcie, Hetfield idzie

- Cześć chłopaki, jest Dash?
- Nie ma
- Aha, a nie wiecie może gdzie mógłbym ją teraz znaleźć, albo kiedy wróci?
- Chcielibyśmy.. nawet nie wiesz jak bardzo. Nie widziałeś chłopaków?
- Ta, Izzy siedzi u nas z Kirkiem, a Axl był, ale się gdzieś.. zmył
- Dawno?
- Czy ja wiem.. z godzinę temu
- Ciekawe, gdzie ten pojeb poszedł
- A co kluczy nie macie?
- No. Rozumiesz ich w ogóle? Wyszli z chaty i nie zostawili ani jednego jebanego klucza! Mogli chociaż poczekać, aż wrócimy
- Tak, no tragedia po prostu..
- Właściwie, po co przyszedłeś?
- Chyba nie jestem tu mile widziany
- Nie James, nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu mamy tu ostatnio sporo problemów.. – Duff usiadł na parapecie
- Ja właśnie w tej sprawie.. to prawda, że Dave
- Prawda
- Nie mogę uwierzyć, że skurwiel to zrobił.. i to wszystko po tym, jak Dash od nas wyszła, gdybym ją odprowadził.. ale nie, ci idioci musieli się tak najebać
- To nie Twoja wina, przecież nie mogłeś wiedzieć
- Wiem, ale czuję się winny. Całą noc nie spałem.. jak Ona się czuje? – Hetfield oparł się o drzewo
- Nie wiem, właściwie nie rozmawialiśmy z nią o tym jeszcze..
- Zguby idą – Slash zapalił papierosa i z rozpiętymi ramionami poszedł w stronę Stradlina i Hammetta – Izzy, dawaj klucze skarbie
- Ale ja nie mam kluczy
- Nie żartuj. Dawaj klucze padalcu, bo kolacji nie dostaniesz!
- Nie mam tych jebanych kluczy! Myślałem, że Axl już wrócił
- Nie wrócił, w ogóle gdzie On polazł?
- Bo ja wiem
- Ja pierdolę..
- James, a co Ty taki dziwnie spokojny jesteś? – Kirk spuścił głowę w dół
- Czemu dziwnie spokojny? – zapytałem
- Bo od rana podkurwiony chodzi. Wrzeszczy na nas, przeklina.. awanturę nam rano zrobił i to tylko dlatego, że pół nocy nas w chacie nie było
- Nie dlatego.. najwyraźniej mnie nie słuchałeś, albo jesteś tak kurewsko głupi, że nie zrozumiałeś! – James mówił coraz szybciej podnosząc głos
- O widzicie.. i znowu krzyczy
- Bo mnie nie rozumiesz debilu kudłaty!
- No, no, no bez takich tekstów proszę, dobrze? A tak poważnie stary, nie wiem o co Ci chodzi, rano tak wrzeszczałeś, że wolałem Cię nie słuchać, a uwierz.. łatwo nie było
- Chodzi mi o to, że gdyby nie to Wasze picie wódki przez pół nocy, Dash nic by się nie stało! Teraz rozumiesz?
- Tak, teraz tak..- Hammett pokiwał głową - .. znaczy nie.. bo co MY mamy z tym wspólnego? Przecież to nie my ją przelecieliśmy
- Nie Wy ją zgwałciliście, rozumiesz?! Zgwałcić a przelecieć, to chyba jednak nie to samo
- No dobrze, no to przecież nie my ją zgwałciliśmy
- Ale to po części przez Was. Czuję się jakbym to ja ją zgwałcił..
- James, nie przesadzaj
- Nie przesadzam!
- Nie zgwałciłeś jej, wiec jak możesz się tak czuć? – zapytał Saul
- Nie wiem.. cholernie mi na niej zależy, może dlatego.. to poczucie winy
- Ej Duff, gdzie Ty leziesz? – zapytałem
- Poszukać Rose’a – odpowiedział obojętnie
- Mam wrażenie, że nie tylko Hetfieldowi na niej szczególnie zależy.. – szepnąłem do Hudsona
- A ja mam wrażenie, że naszemu uroczemu blondaskowi zawsze na niej zależało i teraz pęka mu serce – odpowiedział mi równie cicho

- Ja nie mogę, siedzimy tu już trzy godziny.. zaraz zdechnę z głodu – stwierdzenie Saula chwilę po nim potwierdził jego brzuch… a raczej dźwięk jaki wydawał
- Łoo stary, nie warcz na mnie, bo czuję się zagrożony – „oburzył się” Kirk, w rzeczywistości zaczął się śmiać
- Sorry, od rana nic w pysku nie miałem
- Chcesz batonika? Niestety mam tylko pół.. – kudłaty gitarzysta wyciągnął batona z kieszeni
- Nie chcę Cię z żarcia okradać..
- Przestań, Tobie burczy w brzuchu.. ja jestem najedzony – Hudson spojrzał w stronę wyciągniętej dłoni Hammetta
- No skoro nalegasz.. nie będę odmawiał. Dzięki
- Proszę bardzo.. liczę, że postawisz mi kolejkę w barze
- Wiedziałem, że coś chcesz. Postawię, ale chyba nie dzisiaj
- Chłopaki, chyba jesteśmy uratowani. Słyszę Rose’a.. a przynajmniej tak mi się wydaje
- Co? Gdzie Ty go kurwa słyszysz?
- No siedź cicho, zajmij się tym swoim batonem to też go usłyszysz
- Ee no faktycznie. Co On tam śpiewa?
- Chyba „Sweet home Alabama” ale pewny nie jestem, bo mi się trochę słowa nie zgadzają
- Swoją drogą, to ciekawe, że każdy, kto wraca do Hellhouse śpiewa „Sweet home Alabama”. Przecież my kurwa nie mieszkamy w Alabamie!
- Ej, jak wszyscy?
- No ja kiedyś.. no teraz Axl i..i..
- i..?
- i.. – Slash uśmiechnął się szeroko – i koniec – dokończył zakłopotany
- Kirk też to śpiewał.. – zaczął James - ..raz.. kiedy wróciliśmy do domu z..
- z..? 
- Z.. wesołego.. z wesołego miasteczka – powiedział trochę się śmiejąc
- Kirk, aż tak strasznie było?
- Co? O co Ci chodzi? – gitarzysta przerwał interesującą rozmowę z.. no właśnie z kim? Nikogo tam nie było, a jednak On ciągle gadał
- O wesołe miasteczko. Jak było?
- Weź mi nawet nie przypominaj. Najadłem się, a Oni wzięli mnie na kolejkę górską. Wiesz, ile tam było zakrętów i jazdy do góry nogami?! Myślałem, że się porzygam. Później zabrali mnie do jakichś zwierciadeł, w których strasznie grubo wyglądałem, a na koniec zażyczyli sobie zdjęcia z Myszką Miki i Goofy’m.. zboczeniec łapał mnie za tyłek, a ta.. to znaczy ten cały Miki szeptał mi jakieś dziwne rzeczy! – wszyscy wybuchliśmy śmiechem widząc zestresowanego i wystraszonego Hammetta
- Gdzie ten Axl? Już dawno powinien tu być
- Chyba idzie, bo znowu go słychać

- Axl, a Ty sam?
- A z kim mam być?
- No z blondynem.. gdzie On?
- A czy ja go pilnuję?! – wrzasnął, po chwili się jednak opanował -  Nie wiem, nie widziałem go..
- Ale poszedł Cię szukać
- To najwyraźniej nie znalazł
- O już jesteś Rose. A blondasa gdzie żeś zgubił rudzielcu? – do Saula dopiero dotarło, że Rose już wrócił
- Co z nim? Niedosłyszy? – Axl zwrócił się w naszą stronę – Hudsonku, nie wiem, nie widziałem go
- Dobra, już chuj z tym McKaganem. Otwieraj chatę, bo głodny jestem
- Nie mam klucza
- Co? – Hudson rzucił się na wokalistę i zaczął szarpać za koszulę – Co kurwa? – zapytał ponownie z niedowierzaniem
- Nie mam żadnych cholernych kluczy – chłopak wyrwał się z rąk gitarzysty i usiadł na ziemi
- To kto je kurwa ma?
- Nie wiem. Może Stradlin?
- Ja nie mam! – krzyknął sam zainteresowany
- Izzy? A gdzie Ty kuźwa jesteś? – zapytał zdziwiony Axl
- Tutaj – odpowiedział. Hetfield uniósł palec w górę wskazując na rytmicznego siedzącego (prawie już leżącego) na drzewie, o które od jakiegoś czasu On sam się opierał
- Jakżeś tam skurwielu wlazł? Że też Ci się chciało.. – chłopak się zamyślił – Ej, no to pewnie Dash ma klucze
- No na pewno. Innej opcji nie ma. A gdzie Ona jest? – zapytałem, chłopacy jedynie wzruszyli ramionami – no to sobie posiedzimy..

- Umieram! Jeść! – resztką sił wrzasnął Saul – Ma ktoś coś do żarcia? Kirk, masz jeszcze jakiegoś batonika, czy coś?
- Nie mam
- Kurna. Wy też naprawdę nic nie macie?
- Nic.. ani jednego głupiego cukierka
- Mam pomysł! – Slash wstał ze schodów energicznie machając przy tym rękami – zagramy w papier, kamień, nożyce.. kto przegra, tego zjemy
- Taa.. ja nie gram
- Dlaczego?!
- Dałem Ci batona
- Dobra, to gramy bez Kirka
- Dobra, spojrzałem na uśmiechających się tajemniczo Jamesa i Axla – To na trzy. Raz, dwa.. trzy!
- Ha! Hudson, sieroto przegrałeś! Zjemy Cię! Ma ktoś sól? – Axl uśmiechnął się szeroko wstając z ziemi
- Ee.. gramy do trzech
- Nie, nie, nie mój drogi. – rudy pokręcił głową i pogroził palcem - Nic takiego nie było mówione. Zjemy Cię
- Aa spierdalaj. Oszukiwaliście ! – obrażony Slash położył się na schodach

- Nie no zdechnę.. zdechnę zaraz. Zobaczycie
- Cześć chłopaki – Dash stanęła pod schodami, na których leżał Saul
- Dash! W końcu jesteś! Gdzieś Ty była tak długo? – gitarzysta zerwał się na równe nogi i z uśmiechem uściskał dziewczynę unosząc ją
- Slash.. też się cieszę, że Cię widzę. Naprawdę. Ale Ty chyba trochę przesadzasz – chłopak puścił Dash
- Powiedz, że masz klucze
- Mam, mam, jasne.. że.. gdzieś.. mam.. – zaczęła gorączkowo przeszukiwać swoje kieszenie
- Dash.. nie mów mi tylko..
- Mam, mam tak tylko żartowałam
- Uff.. prawie zawału dostałem.. i ataku histerii. otwieraj, bo z głodu zdechnę – dziewczyna przekręciła klucz, początkowo nie chciała wpuścić Hudsona – Dash, no przestań
- Ale co?
- Przesuń się, bo Cię przestawię
- Śmiało skarbie – uśmiechnęła się zachęcająco, chłopak wziął ją na ręce, dosłownie rzucił ją w salonie na kanapę, po czym wleciał do kuchni i zaczął okupować lodówkę
- Ej Slash, a Duffa nie ma?
- Jak widać..
- Gdzie jest?
- Nie wiem. Poszedł szukać Axla.. a przynajmniej tak powiedział
- Przecież Axl jest w domu
- Właśnie..
- No, ale wcześniej go nie było przecież – powiedziałem – ale Wy rozgarnięci jesteście - dodałem sarkastycznie.   
___________________________________
Jak są błędy, to przepraszam, ale mało czasu miałam.
A tak w ogóle, to Axl ma dzisiaj urodziny! ( Tak wiem, wiem.. Duff miał wczoraj..;D )
To mój prezent dla pana Rose'a :D ♥


poniedziałek, 4 lutego 2013

...

Koniec ferii, czyli powrót do szkoły.. oznacza to, że pewnie będę miała mniej czasu na wstawianie rozdziałów ;/ Pisać pewnie będę codziennie, ale na kartkach, w zeszytach.. później będzie to trzeba przepisywać na komputer, a tego szczerze nie lubię, bo zazwyczaj zmieniam tekst i dopiero po czasie orientuję się, że piszę nie to, co powinnam, a poza tym ciężko jest mi się zabrać do przepisywania rozdziałów na kompa. Leń ze mnie czasami xd  Wracając do wstawiania rozdziałów.. myślę, że tak jak przed feriami pojawiać się będą niestety raz w tygodniu, choć postaram się wstawiać je częściej :)
Mimo tego mam nadzieję, że nie zapomnicie o mnie i o moim blogu. PAMIĘTAJCIE (!) rozdział może pojawić się w każdej chwili xd  ;p ;*

Dash.