OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

środa, 30 stycznia 2013

R.28

ROZDZIAŁ 28

Z popołudniowej drzemki obudził mnie telefon, ktoś dzwonił i dzwonił i nie było słychać, żeby ktoś był chętny i raczył w końcu odebrać.
- Ej, telefon dzwoni! Nie słyszycie? Ogłuchliście, czy jaki chuj?! Ruszyłby się ktoś! – niechętnie zlazłem z łóżka i podreptałem do salonu – Kurwa, jakie lenie, czy ja się ZAWSZE muszę przez Was denerwować?

- Izzy? Nie słyszysz, że telefon dzwoni? Czemu nie odbierasz?
- Słyszę.. od godziny słyszę, że dzwoni i od godziny przez ten jebany telefon nie śpię – chłopak otworzył puszkę z colą i wgapiał się w wyłączony telewizor
- To czemu do jasnej cholery go nie odbierzesz?! Może ktoś ma jakąś ważną sprawę, nie pomyślałeś o tym?
- No najwyraźniej nie jest to takie ważne, bo nikt się nie odzywa   
- No jak to się nikt nie odzywa?
- Normalnie, ktoś sobie żarty robi
- Kurwa, ja pierdolę, nie możecie odebrać? To takie trudne?! – Saul z Dash zeszli na dół
- Hudson, Ty się tak nie denerwuj, bo Ci się loki rozprostują
- Jezzzu.. zamknij pysk Izzy!
- Ja pierdolę.. Słucham? – Dash podniosła słuchawkę
- Młoda, i tak się nikt nie odzywa..
- Teraz mi to mówisz? – dziewczyna poszła do kuchni
- Dash, przynieś mi picie
- Weź sobie
- No przynieś
- Nie jestem Twoją służącą
- No Dash
- No już niosę leniu
- Dziękuję bardzo – Slash odstawił szklankę i bardzo mocno przytulił dziewczynę
- Slash.. puść mnie – powiedziała ledwo łapiąc oddech
- Nie
- Puść bo mnie połamiesz
- Ale ja Ci tak okazuję moją wdzięczność skarbie
- Dobrze, bardzo się cieszę.. ale możesz mnie tak mocno nie przytulać? Naprawdę mnie połamiesz, Saul ja ledwo oddycham
- No kurwa, chuje jebane! Telefon dzwoni! – Duff zbiegł z góry i przymierzył się do odebrania
- Nawet się nie wysilaj
- Dlaczego?
- Bo nikt się nie odzywa
- Pierdolisz. Odbieraliście w ogóle ? – chłopak podniósł słuchawkę – Czego?! No kurwa, to są jakieś żarty? Mnie nie śmieszą!
- Mówiłam..
- Długo już dzwoni?
- Od godziny!
- Chłopaki, możecie mi powiedzieć, co się działo w hotelu?
- Nic, a co się miało dziać?
- No nie wiem, ale tam poszliście i..
- I zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić
- No nie do końca, ja muszę coś jeszcze załatwić..
- Racja, Slash  nie zdążył czegoś zrobić
- A możecie mi dokładniej powiedzieć, co zrobiliście?
- Mówiłem, że go zabiję..
- Co?! Duff, Ty..
- Spokojnie. Żartuję, tylko go pobiliśmy
- Tylko.. A powiedział, co się stało? Znaczy.. czy On mnie..
- Słuchaj Dash..
- No ja nie mogę.. czemu nie odbieracie? – Steven zszedł do salonu i szurając nogami poszedł do kurewsko głośnego telefonu – Słucham?
- Co Stevenku, nikt się nie odzywa, co? – powiedziałem kładąc się na podłodze
- Skąd wiesz? I czemu leżysz na podłodze?
- Wróżką jestem
- Wróżbitą chyba
- No chyba Ty. Ja wróżką jestem, nie widać?
- Nie
- No to Ty chyba ślepy jesteś
- Nie jestem! No więc WRÓŻKO, czemu leżysz na podłodze?
- No gdzieś muszę, a skoro kanapę ktoś ZAJĄŁ, to została mi tylko podłoga..
- Jezu, nie macie innych tematów? Duff, to On..
- Niestety tak.. – dziewczyna wstała z łóżka, podszedłem do niej, chciałem ją przytulić. Odepchnęła mnie, znowu zadzwonił telefon, przyłożyłem słuchawkę do ucha
- Czego kurwa?! Taa.. znowu jebana cisza! Czego ja się spodziewałem? – rzuciłem telefonem o podłogę i usiadłem na kanapie
- Dash, posłuchaj..
- Zaraz, zaraz.. o czym Wy rozmawiacie? Kto i co zrobił Dash?
- Steven, On mnie..
- Zgwałcił ją, rozumiesz?!
- Ale kto?
- Sabo
- Żartujesz?
- Tak, żartuję! Popierdoliło Cię idioto? Jak mógłbym żartować na taki temat?!
- Ale kiedy to się stało?
- Wczoraj
- Ale.. no jak..?
- Możemy już o tym nie rozmawiać? Proszę.. – Dash usiadła pod ścianą i zakryła twarz dłońmi
- Dash, a może potrzebujesz psychologa?
- Nie, nie potrzebuję żadnego pierdolonego psychologa! Ja po prostu chcę.. – dziewczyna mówiła coraz ciszej i spokojniej - ..chcę, żeby się to wszystko już skończyło
- Spokojnie, nie płacz – Duff usiadł obok niej, obejmując ją, tylko jemu dała się wtedy dotknąć. Siedzieliśmy w milczeniu, nie wiedząc, co zrobić, otwierałem usta kilka razy, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Zadzwonił dzwonek do drzwi
- Kurwa, co znowu?! Otworzy ktoś? – Dash uniosła rękę i pociągnęła za klamkę    
- Jest tu kto.. o dzień dobry. Polecony do Państwa
- Polecony? Od kogo?
- Nie jest napisane. To jak, pokwituje ktoś? – listonosz wyciągnął długopis
- Dobra, chyba ja muszę, bo się nikt nie ruszy – Izzy podszedł do mężczyzny, pokwitował i wziął list
- Dziękuję bardzo, do widzenia
- Do widzenia..
- No otwieraj szybciej
- Przecież otwieram
- Czytaj Izzy, czytaj! – krzyknąłem zniecierpliwiony
- „Byliście w hotelu, tak jak Wam kazałem, znaczy to, że nie jesteście aż tak głupi, jak mi się wydawało. Co z Waszą przyjaciółką? Wszystko z nią w porządku? Przyjdźcie jutro o 22 do klubu ze striptizem, tego przy hotelu. Nie zapomnijcie o swojej pięknej przyjaciółce, chcę ją zobaczyć..”
- Ej no kurwa, to ten skurwiel wie, że zostałaś zgwałcona, czy jak?
- Nie wiem, ale skąd miałby to wiedzieć?
- Właśnie, skąd? Zastanawia mnie, dlaczego On nas widział, a my go nie..
- A może go tam nie było, może.. pamiętacie tych kolesi, którzy pobili mnie i Stevena? Może Oni rzeczywiście współpracują – Slash wyrwał list Izziemu, ktoś zadzwonił do drzwi.
- Otwarte! – nikt z nas nie miał ochoty wstać
- Cześć wszystkim
- Martin? Co Ty tu robisz? – Dash ocierając łzy rzuciła się bratu na szyję
- Przyjechałem, bo mam do Ciebie.. do Was sprawę.. ej mała płakałaś?
- Nie..
- No jak nie, przecież widzę, co się stało skarbie?
- Naprawdę.. nic takiego. Jaką masz do nas sprawę? To coś ważnego?
- Mógłbym Wam podrzucić na kilka dni mojego syna? Tak za dwa-trzy tygodnie..
- Wiesz Martin – zaczęła dziewczyna – my tu ostatnio mamy..
- Jasne, że możesz stary!
- Izzy, ale..
- Co? Przecież mały jest grzeczny, nie będzie nam przeszkadzał – gitarzysta rzucił porozumiewawcze spojrzenie przyjaciółce
- Izzy, możemy porozmawiać? – dziewczyna pociągnęła przyjaciela do kuchni – Co Ty robisz? Chcesz tu sprowadzić dziecko?
- W przeciwnym razie Twój brat się o wszystkim dowie. Małemu nic nie będzie, zaufaj mi.
- Ale to jest.. Izzy, ja nie chcę ryzykować
- Ale obiecuję Ci, że nic się młodemu nie stanie. Naprawdę, zaufaj mi. Chodź, bo mam wrażenie, że Oni zaraz się wygadają

- Dash, to jak, mogę go tu zostawić?
- Tak.. – odpowiedziała niepewnie
- W takim razie, jak się już zgodziłaś, to chyba mogę Ci powiedzieć, że mały jest w samochodzie
- Żartujesz? Czemu wcześniej nie powiedziałeś? Beth też jest?
- Tak
- Przyjechaliście we trójkę i Ty nic nie mówisz?!- dziewczyna wybiegła przywitać się z bratankiem i dziewczyną brata

- Chłopaki, a teraz może mi powiecie, co się dzieje. Czemu Dash płakała?
- Nic się nie dzieje, Ona wcale nie płakała
- Taki kit to Wy możecie mojej matce wciskać, nie mnie. Ja znam swoją siostrę i jestem pewien, że coś tu nie gra
- Wszystko jest w porządku

- Beth mówiła, żebyś się pospieszył bo jest późno, a przed Wami długa droga. – Dash weszła do domu trzymając dziecko na rękach - Gdzie Wy właściwie jedziecie?
- Do rodziców
- Jason, przywitaj się z wujkiem Axlem – podbiegłem do nich i próbowałem jakoś zabawić dzieciaka, który na mój widok się rozpłakał.. to pewnie ze szczęścia
- Chyba się wystraszył Axelku
- Bo pewnie coś mu nagadałaś !
- Ja? Nie, po prostu się wystraszył rudzielcu
- Jasne, jasne..
- No zobacz, Duffa się nie boi – faktycznie, mały bawił się włosami basisty
- No co to ma być? Nie boi się takiego ćpuna, a wujcia Axla się boi? – usiadłem zrezygnowany w fotelu
- Dobra, dawaj małego i spadamy
- Musicie już?
- Tak.. jak Ci nas brakuje, to przyjedź do rodziców.
- Obawiam się, że teraz nie mogę – Dash odprowadziła Martina i Jasona, chwilę pogadała z bratem przy samochodzie i wróciła do domu.
____________________________________
W najbliższym czasie zamierzam "przywrócić Bracket do gry" . Ktoś ją jeszcze pamięta? xd

Dash.  

niedziela, 27 stycznia 2013

R.27

ROZDZIAŁ 27

Siedziałem sobie w salonie popijając Danielsa i oglądając jakiś zacny program rozrywkowy. Usłyszałem stukanie, pomyślałem, że może mi się przesłyszało, bo telewizor był głośno, ale kiedy usłyszałem pukanie do drzwi ponownie, ruszyłem swój zgrabny tyłek z kanapy  i mozolnie udałem się w stronę drzwi pytając niebiosa -Kogo do diabła niesie o tej porze? – Otworzyłem i co widzę? Dash, pijaną albo naćpaną, sam nie wiem. Ledwo stała na nogach, mamrotała coś niezrozumiałego, wyglądała jakby zaraz miała upaść
- Dash, Boże co Ci? Gdzieś Ty była?  - oparła się o ścianę, zaniosłem ją na kanapę bezskutecznie dopytując, co się stało. Dziewczyna po chwili zasnęła, spojrzałem na nią, mimo wszystko wyglądała tak słodko, niewinnie i bezbronnie, zastanawiałem się co mogło się stać, tysiące myśli chodziło mi po głowie, w tym te najgorsze. Czekając, aż się obudzi zasnąłem na fotelu. O 5 nad ranem do domu wrócili pijani, jakże roześmiani i zadowoleni z życia KRZYCZĄCY DEBILE (czyli Slash, Rose, Stradlin i Adler) ten ostatni przyciągnął ze sobą jakąś dziwkę
- Witaj Duff, o Dash, a co Ona tutaj robi? – Axl pochylił się nad dziewczyną – Ty, Ona się nie rusza, co Ty jej zrobiłeś morderco?! - chłopak zaczął mną potrząsać, Steven zaczął histeryzować i wysłał swoją dziwkę na górę.. żeby nas tylko suka przypadkiem nie okradła
- Rose, zostaw mnie kretynie! Steven, idź się zajmij tą kurwą i pilnuj, żeby nam nic nie zginęło, Slash i Izzy, wy.. – Hudson zasnął w kuchni, a Stradlin przy wejściu do niej, no rozłożył się jak dywan - .. wy se śpijcie, jak śpicie. Rudy, odpowiadając na Twoje pytanie, Ona żyje, nie wiem, co jej jest, albo jest pijana albo się naćpała albo nie wiem. Właśnie czekam, aż się obudzi, wtedy ją zapytam
- A to w czym problem? – Axl szturchnął Dash
- Rose, idioto nie budź jej, słyszysz?
- Czemu?
- Bo nie, daj jej spokój. Idź do siebie i śpij
- O Jezu Duff, ja chcę Ci pomóc, a Ty się kurwa czepiasz? Będziesz coś chciał kurwa, zobaczysz, że Axl.. znaczy ja Ci nie pomogę! – mówiąc to ostentacyjnie obrócił się na pięcie i z nieprawdopodobną gracją ( nie, no zaraz.. Boże, gracją? Wazon ręką stłukła sierota jedna) postawił nogę na schodku – Upss..
- Upss? Axl!
- Ale ja posprzątam
- Nie Axl, Ty lepiej nie sprzątaj
- Ale
- Ale spierdalaj na górę mendo!

- Eee.. co jest? – Dash usiadła na kanapie przecierając oczy
- Co jest? To ja powinienem zapytać „Co jest?” ! Możesz mi powiedzieć, co się stało? Czemu wróciłaś w takim stanie? – Slash z zamkniętymi oczami ostrożnie przemieszczał się z kuchni na górę. Potknął się na schodach mówiąc „O kurwa . Nic mi nie jest! Nie martwcie się, żyję i nawet nic sobie nie połamałem!”
- Duff, ale ja nie pamiętam
- Jak to nie pamiętasz ? Dash, nic nie pamiętasz? – usiadłem obok niej
- Pamiętam, że James odprowadził mnie do windy, Sebastian zaprosił mnie do pokoju, później przyszli Dave i Rachel. Bach stwierdził, że nie mają wódki i z Bolanem wyszli na miasto.. – dziewczyna tłumaczyła mi co się stało, nie do końca wszystko zrozumiałem
- Czekaj, czekaj, co? Gdzie leżała Twoja bluzka?
- No na podłodze
- I miałaś rozpięte spodnie?
- Tak.. o Jezu.. myślisz, że On mnie.. - dziewczyna zakryła dłonią usta
- Rose !
- Co jest?
- Idziemy zabić Dave’a!
- No coś Ty, Sabo?
- Tak
- Ale za co?
- Dowiesz się na miejscu
- Dobra, to poczekaj chwilę, idę po Slash’a
- Dobry pomysł, im nas więcej tym lepiej    
- Tak, tak.. chuj rozłożył się na moim łóżku, po prostu nie chcę, żeby leżał tam pod moją nieobecność
- A co, wolałbyś, żeby w nim leżał, kiedy Ty też leżysz?
- Tak. Nie! Zwariowałeś?!? Ty tylko o jednym! Ze zboczeńcem mieszkam.. – Axl wrócił na górę mamrocząc coś do siebie, chwilę później schodził już ciągnąć Saula po schodach
- Ale Duff, co Ty chcesz zrobić?
- Już powiedziałem, chcę go zabić
- Ale..
- Żadne ale, chłopaki ruszać dupy!
- Ale nie wiem czy wiesz McKaganku, ja niedawno wróciłem.. pijany.. i chcę SPAĆ!
- Taa.. spać w moim łóżku. Nie ma tak dobrze chuju! Idziesz z nami.

Weszliśmy do hotelu, wbiegliśmy na 5 piętro ( dobra, ja wbiegłem, ci cwaniacy pojechali windą) stanąłem pod drzwiami pokoju Skid Row
- Nie no, nie wierzę jestem szybszy od windy! – krzyknąłem widząc przyjaciół wynurzających się z korytarza
- Nie jesteś, po prostu w windzie siedziały jakieś stare baby, wiesz jak One się wlekły wychodząc? A jakie miały tematy do rozmów..
- Nieważne.. Slash później mu opowiemy. Co teraz i co my tu w ogóle robimy?
- Snake prawdopodobnie zgwałcił Dash..
- Pierdolisz!
- Serio mówię..
- Jak już mówimy o pierdoleniu.. chętnie bym teraz kogoś przeleciał  – Hudson spojrzał na nas uśmiechając się niepewnie
- Na mnie nie licz! Wystarczy, że leżysz w moim łóżku
- Saul, zaraz będziesz mógł Dave’a wypierdolić.. jeśli tak bardzo chcesz
- Wiesz co, ja się jeszcze zastanowię
- Dobra, będziemy tak stać i gadać o pierdoleniu Dave’a, czy tam wejdziemy i zrobimy z nim porządek?! – Axl wrzeszcząc otworzył (kopnął) drzwi

- Axl? Chłopaki? Co Wy tu do cholery jasnej robicie?! –Snake ściągnął z siebie jakąś kurwę - Mogliście chociaż zapukać
- Ty nam nie mów, co mogliśmy zrobić. Możesz nam wytłumaczyć, co zrobiłeś Dash?
- Ale ja nie rozumiem o czym Ty mówisz
- O tym, jak wróciła do domu i o tym, co jej zrobiłeś!
- Ale ja nic nie zrobiłem
- Nie kłam, mów! – Slash popchnął go na ścianę
- Diana, masz tu kasę, idź się gdzieś przejść, czy coś i wróć za godzinę, dokończymy to co zaczęliśmy – mówiąc to, uśmiechnął się wciskając półnagiej kobiecie pieniądze i wystawił ją za drzwi, wyrzucając za nią jej ubrania - Dobrze, o co chodzi?
- O co chodzi?! Właśnie przyszliśmy to ustalić
- Spokojnie, co Ona Wam powiedziała?
- Pytamy, co jej zrobiłeś, więc odpowiadaj, a nie zadajesz jakieś głupie pytania - Rose spojrzał na chłopaka złowrogo, widać, że zdążył się już wkurzyć i chyba nawet wytrzeźwiał
- Nic, piłem z nią
- Tylko?
- No nie tylko
- Możesz jaśniej?
- Po co, i tak już pewnie wiecie, co zrobiłem
- Chcemy mieć pewność..
- Powiedziała, że jej gorąco, kazałem jej się położyć..
- Mów dalej!       
- Lubicie takie historie? Ja na Waszym miejscu nie chciałbym tego wiedzieć..
- Mów, bo zrobimy z Tobą, to co Ty zrobiłeś z nią! – Slash przycisnął Dave’a do ściany, lekko go dusząc
- Ciekawe.. nie odważylibyście się - powiedział z wyczuwalną pewnością w głosie, uśmiechając się jak głupek
- No nie był bym tego taki pewien, prawda Slash?
- Oczywiście, więc mów skurwielu!
- Co mam Wam powiedzieć? Jak ją pieprzyłem? Jak rozkosznie jęczała nie wiedząc nawet co się dzieje? Mogłem z nią robić co tylko chciałem, była nieprzytomna, a po wszystkim zupełnie nieświadoma tego, co się stało. A wiecie, co jest najlepsze? To, że nie macie żadnych dowodów i to, że nie musiałem zamawiać dziwki. Szczerze Wam powiem, że macie szczęście mając tą małą kurwę w domu, pewnie wiecie o czym mówię, co? Zapewne każdej nocy zabawia się w innym łóżku
- Nie mów tak o niej! – Slash uderzył nim o ścianę
- Bo co? Jest kurwą i tego nie zmienisz
- Człowieku, rozum Ci odjęło? Nawet jej nie znasz
- Znam wystarczająco dobrze, gdyby nie była kurwą, nie pozwoliłaby, na to, co jej zrobiłem
- Sam mówisz, że była nieprzytomna
- To nic nie zmienia
- Ty sobie żartujesz?! Tak się składa, że Ona dobrze wie, co zrobiłeś, sam się do tego przyznałeś i nie myśl sobie, że my to tak zostawimy – rzuciliśmy się na niego i zaczęliśmy go bić
- Co tu się dzieje, czemu Wy się tak drzecie? – Lars i Kirk wbiegli do pokoju – Gunsi? Co Wy tu.. ej zostawcie go – chłopacy próbowali nas odciągnąć od Snake’a – Możecie powiedzieć, o co chodzi?
- Ten skurwiel zgwałcił Dash! – Axl wytarł krew z rozciętej wargi
- Co?!
- Zgwałciłem Dash! Coś Wam nie pasuje? A może chcecie szczegółów? 
- Dlaczego to zrobiłeś? – Hammett rzucił się na gitarzystę, Lars próbował go odciągnąć
- Kirk, złaź z niego!
- Słyszałeś co On zrobił? Zgwałcił Dash, rozumiesz?
- Tak, ale to nic nie da
- Właśnie, że da – Rose pieprznął Sabo krzesłem
- Aa.. Lars, dlaczego mnie trzymasz, jak to Rose się nad nim znęca?!
- Bo jak Cię puszczę, to Ty też zaczniesz się znęcać
- No i masz rację, puść
- Nie
- Ulrich, puść mnie, słyszysz? – chłopak wyrwał się z uścisku (jeśli tak to można nazwać) Larsa i zaczął kopać Dave’a
- A co mi tam.. Kirk, ja Ci pomogę! Przecież nie wolno tak traktować Dash..
- Jak dobrze, że to zauważyłeś – dołączyliśmy do chłopaków z Metalliki. Do pokoju wbiegła ochrona, ciekawe jaki kapuś ją tu wezwał..
- Co tu się dzieje? Panowie tu chyba nie wynajmują pokoi, prawda? – trzech umięśnionych, głupich kolesi zdjęło nas z gitarzysty Skid Row, dwóch kolejnych złapało członków Metalliki, mówiąc- A panowie chyba mieszkają wyżej, nieprawdaż? Macie szczęście, że ktoś nie wezwał policji, no już, spadać stąd.
- My się jeszcze policzymy! – powiedziałem wskazując palcem na Dave’a
- Pamiętaj, że zrobimy z Tobą to, co Ty zrobiłeś z Dash, wiec lepiej chowaj swój tyłek i się nam nie pokazuj – Slash wytarł krew cieknącą mu z nosa. Zostawiliśmy poobijanego chłopaka leżącego na podłodze i śmiejącego się głośno.
– Następnym razem opowiem Wam szczegóły!

- On naprawdę to zrobił?
- Tak
- Ale kiedy?
- W nocy, jak Dash od Was wyszła..
- Ja nawet nie zauważyłem kiedy wychodziła..
- Bo byłeś pijany, James ją odprowadził do windy..
- To nie mógł jej odprowadzić pod sam dom?
- Nie mógł, musiał pilnować Was, bo podobno dziwne rzeczy robiliście
- No wiesz, teraz czuję się, jakby to była moja wina. Gdzie to się stało?
- U chłopaków w pokoju, Sebastian ją zaprosił, później wyszedł z Bolanem i zostawił Dash samą z tym idiotą
- Kurde, to wszystko wydarzyło się piętro niżej.. czemu my nic nie wiedzieliśmy.. nic nie słyszeliśmy..
- Dave powiedział, że Dash była nieprzytomna, a i Ona sama też nie wiele pamięta..
- To co teraz?
- Nie wiem
- Ej, poczekaj On ją zgwałcił, a jeśli Ona jest przez to..
- Ciążę masz na myśli? – Lars pokiwał głową
- Nawet tak nie mów

Wracaliśmy w ciszy do domu, nagle odezwał się Axl, po którym od dłuższego czasu było widać, że chce coś powiedzieć – A jeśli Lars miał rację, jeżeli Ona jest..
- Nie jest. Nie gadajmy już o tym – nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że Dash może być w ciąży, nie z Davem i nie przez gwałt.. Ona sobie na to nie zasłużyła.              

_________________________________________ 
Wiem, że poprzedni rozdział kompletnie mi nie wyszedł, mam nadzieję, że ten jest chociaż trochę lepszy. Wiem, że jest może trochę za krótki.. ale mam nadzieję, że i tak Wam się spodoba. Miłego czytania :)

Dash.  

piątek, 25 stycznia 2013

R.26


Wiem, ten rozdział mi trochę nie wyszedł. W ogóle miał być dłuższy. Jakoś nie mogłam się zabrać do pisania, niby wena była, głowa pełna pomysłów, ale leń w dupie xd Przez trzy dni przepisywałam rozdział z zeszytu na kompa, ale tak mozolnie mi to szło, że myślałam, że nigdy nie skończę. Wczoraj w nocy powiedziałam sobie, że nie wyłączę komputera, dopóki nie przepiszę rozdziału.. i podziałało ! ;p Podziałało tak, że wzięłam się za pisanie kolejnego.. o 1 w nocy xd Mam nadzieję, że ten rozdział nie jest wcale taki najgorszy i chociaż trochę Wam się spodoba, a i dzięki za komentarze :) Miłego czytania :*

Dash.

ROZDZIAŁ 26

Tak jak mieliśmy, przyszliśmy wszyscy na koncert do hotelu, ciekawe dlaczego my dzisiaj nie występujemy.. Od razu poszliśmy do baru, zamówiliśmy wódkę i Jacka Danielsa , rozglądaliśmy się szukając mężczyzny od kapelusza.
- Nigdzie go nie ma. Kurwa, zrobił nas w chuja kretyn!
- Izzy, spokojnie pewnie gdzieś jest, tylko go nie widzimy
- Ale pewnie On widzi nas..
- O Dash, słyszysz? Skid Row grają „18 and life” ! – Rose zeskoczył ze stołka jak poparzony, złapał Dash za rękę i pobiegli pod scenę. Poszliśmy za nimi, przecież tych wariatów trzeba pilnować. Niby głośno śpiewali całą piosenkę, ale na refrenach tak im odwalało, że cudem jest, że nie stracili głosu.. i zębów. Axl objął Dash ramieniem i machając butelkami zaczęli śpiewać  “18 and life you got it, 18 and life you know. Your crime is time and it’s 18 and life to go”!
- I teraz 2 zwrotka Dash Tequila in his heartbeat, his veins burned.. Dash co tam było?
- His veins burned gasoline Axelku
- Od razu wiedziałem.. nieważne – śpiewali dalej „He married trouble and had a courtship with a gun. Bang -Bang, shoot'em up, the party never ends. You can't think of dying when the bottle's your best friend and now it's. 18 and life you got it, 18 and life you know. Your crime is time, and it’s..
- Koniec..  szkoda – Dash oderwała się od Rose’a, do którego nie docierało, że zespół przestał grać, On śpiewał dalej 
-18 and life you got it, 18 and life you know, your crime is.. time and.. it’s.. koniec już? – Axl zrobił speszoną minę i uśmiechając się nerwowo wycofał się w stronę ściany.

Ze względu na urodziny właściciela rozmawialiśmy o tym, do jakiego wieku dożyjemy
- Nie wiem, jak Wy, ale ja dożyję
- Czego?
- No mojej stówki
- Znalezienia Twojej krówki?
- Stówki
- Przecież Ty nie masz krówki
- Stówki! Slash, patrz i czytaj z moich ust. Stów- ki – Rose narysował w powietrzu liczbę „100”
- Aaa stówki. Usłyszałem krówki i się zdziwiłem, bo przecież Ty nie masz krówki. A przecież mógłbyś mieć. Co by to komu przeszkadzało? Małe krówki są urocze. I wiesz co, chyba sobie jedną kupię, albo nie.. Wy mi kupicie.. na urodziny. Tak, na urodziny chcę dostać krówkę
- Slash!
- No sorry.. prawie ogłuchłem i stąd ta krówka. Ale moglibyście mi jedną sprezentować. Krówką bym nie pogardził.. naprawdę.
- Slash!
- No co? Wyobraź sobie.. codziennie świeże mleko
- Saul!
- Oj no dobra. Ale kupicie mi jedną?
- A zamkniesz się wreszcie?
- Tak. Znaczy wiesz, od czasu do czasu sobie z tą moją krówką pogadam, no ale nie jakoś dużo.. tylko trochę. Chyba mi nie zabronicie, prawda? – Rudy spojrzał na Hudsona zabójczym wzrokiem – Dobra. Już skończyłem. Tylko proszę Cię, nie bij. Oszczędź.
- Och. Zamknij się w końcu! Sebastian idzie. Ile można gadać?!
- I jak? Podobało się? Dobrze było? – zapytał Bach klepiąc Saula po plecach
- Tak! Świetnie było. Axl i Dash tak darli się przy „18 and life”, że prawie ogłuchłem! Ale dzięki temu będę miał własną krówkę  - Slash podskoczył i zaklaskał w dłonie
- Krówkę? Ale jaką krówkę..? O co chodzi?
- A długa historia.. – powiedziałem
- Jak chcesz, to będziesz mógł być chrzestnym
- No pewnie. Chętnie. W końcu nie wiadomo, kiedy taka okazja znowu się nadarzy
- Na pewno nie w najbliższym czasie. Krówki nie będzie
- Czemuu?
- No gdzie Ty ją będziesz trzymać?
- W pokoju..
- Taa już to widzę.. cylindry Ci pozjada
- Ale nie dałeś mi dokończyć.. nie w moim pokoju, tylko w Twoim.
- A dlaczego w moim?
- No bo w czyimś musi. Jestem pewien, że Twój pokój jej się najbardziej spodoba..
- Nie będę wychowywał Twojej krowy!
- No nie.. Ona będzie wychowywać Ciebie – Slash zaśmiał się i wyrwał mi piwo z ręki
- Ejj kup sobie
- A po co ? Przecież mogę wziąć od Ciebie
- No nie możesz. Zobaczysz, pójdę na policję
- Piwa i tak Ci nie oddam!

- Dash! Słyszałem, że śpiewałaś na moim występie – wokalista Skid Row uśmiechnął się obejmując dziewczynę
- To prawda.. szkoda, że graliście tylko dwie piosenki
- No szkoda, ale wiesz.. – chłopak pochylił się nad jej uchem i zaczął bawić się jej włosami - .. jeżeli chcesz, możemy spotkać się po imprezie i.. pośpiewać.
- Pośpiewać.. kuszące, ale.. tym razem nie skorzystam. Hetfield! Hej, James .. pamiętasz mnie? – dziewczyna podbiegła do wokalisty Metalliki .
- No jasne. Jak mógłbym zapomnieć. Może się gdzieś przejdziemy? Trochę tu głośno.
- Pewnie – Dash i Hetfield wyszli z budynku
- A więc James..
- Co James?
- A nic. – Sebastian uśmiechnął się sztucznie i podreptał w stronę wyjścia
- Ciekawe.. bardzo – powiedziałem do siebie i podąrzyłem za kolegą mijając policję
- No coś Ty, Duff naprawdę? Zgłosiłeś to na policję? Ja Ci odkupię to piwo – krzyknął Slash
- Żartujesz? Niczego nie zgłaszałem.. pewnie sami się domyślili.. albo w gazetach już pisali, że mi piwo zajebałeś złodzieju jebany – krzyknąłem i wyszedłem na dwór. Niestety straciłem ich z oczu, nie miałem wyjścia, musiałem wrócić do hotelu.  

                                                                                                                         
Chodziłam z Jamesem po parku obok budynku, rozmawialiśmy o karierze Metalliki i Gunsów, powiedział, że chciałby zagrać koncert z chłopakami, poszliśmy do pokoju, który wynajmował zespół.
- James, znalazłeś się wreszcie.. o i Dash przyprowadziłeś, jakiś Ty kochany – Lars podszedł do gitarzysty i go uściskał
- Dash, napijesz się z nami? – Kirk otworzył butelkę
- A jak myślisz?
- Myślę, że chyba tak
- Boże, Kirk Ty geniuszu
- Lars, rusz tyłek po coś do żarcia, przecież nie będziemy tylko pić.
- Ale dlaczego ja? Ty nie możesz?
- Nie, geniusze nie chodzą po żarcie
- To niech James idzie
- Ulrich ja nie mam czasu..
- No tak jest zawsze, Lars to, Lars tamto, zawsze wszystko Lars
- Dash, nie zwracaj na niego uwagi, pogada, pomarudzi, pójdzie po jedzenie i znów będzie się cieszył.

 Żartowaliśmy, piliśmy, zadawaliśmy sobie dziwne pytania, śpiewaliśmy, oglądaliśmy telewizję i znowu piliśmy. Po dwóch godzinach tej bajecznej błogości, postanowiłam, że wrócę do domu, żeby chłopaki się nie martwili
- Dobra chłopaki, miło było ale wracam do Hellhouse - Wyszłam z pokoju chłopaków, James odprowadził mnie do windy, przyznam, że ciężko było nam się rozstać, bo przecież miło spędziliśmy czas
- No więc..
- Więc?
- Szkoda, że musisz już iść, a może.. zadzwonię do chłopaków i powiem, że zostaniesz u nas na noc, wiesz.. późno jest i nie chciałbym, żebyś wracała sama, odprowadziłbym Cię pod sam dom, ale nie zostawię chłopaków samych, są zbyt pijani, rozumiesz?
- No jasne, skądś to znam – uśmiechnęłam się
- To zostajesz, czy nie?
- Nie, wiesz, lepiej wrócę do domu
- Jak chcesz – Hetfield pocałował mnie w policzek, weszłam do windy. W ostatniej chwili wbiegła do niej jakaś kobieta, pewnie dziwka, przynajmniej tak wyglądała, przycisnęła przycisk i zjechałyśmy piętro niżej. Kobieta wysiadła i weszła do jakiegoś pokoju, obok windy przechodził Bach, machał sobie butelką z wodą i coś nucił
- O cześć Dash!
- Hej
- Może wejdziesz do nas? Porozmawiamy, co?
- Właśnie miałam iść do domu..
- No Dash, nie daj się prosić – chłopak uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę – Z Metalliką piłaś, a ze Skid Row się nie napijesz?
- No dobrze, wejdę ale tylko na chwilę
- Oczywiście – poszliśmy do pokoju

- Rozgość się
- A gdzie chłopaki?
- Łażą gdzieś albo.. hm pewnie pierdolą jakieś dziwki, wiesz jak to rockmani
- Jasne, w końcu z pięcioma mieszkam. Chociaż ci moi nie są tacy najgorsi, rzadko chodzą na dziwki
- Jasne, mają Ciebie, więc nawet nie muszą
- Sugerujesz coś?
- A nie, nic. Chcesz coś do picia?
- Pewnie, strasznie tu gorąco...
- Zaraz coś Ci przyniosę
- Ok
- Em.. Dash, mogłabyś tu przyjść, bo nie wiem co Ci dać – poszłam do Sebastiana
- Seba, macie tylko wódkę, a Ty nie wiesz co mi dać?
- Aa.. - chłopak się uśmiechnął - .. nie no pewnie coś innego się jeszcze znajdzie, więc będziesz mogła sobie coś sama wybrać, ja Ci niczego nie będę narzucał 

- Seba, wróciliśmy kochanie! – krzyknął Snake strasznie się z czegoś śmiejąc
- Daj mi pić – wrzasnął Rachel prawie że czołgając się do pokoju. Był w samych bokserkach, no prawie.. miał jeszcze buty –Bachu jebany słyszysz, daj mi pić! – chłopak wbiegł do nas a kiedy zorientował się, że go widzę i, że w ogóle tu jestem zrobił się czerwony i spierdolił z kuchni wrzeszcząc „Gdzie moje spodnie?!” . Mieliśmy z niego niezły ubaw, a przynajmniej ja i Dave, Sebastian natomiast wytrzeszczył oczy i otworzył usta, zapewne na początku nie wiedział, co się dzieje, znaczy to można było wyczytać z jego reakcji, jednak po chwili zdumienia zaczął się śmiać, no najpierw to było coś przypominające krztuszenie się a dopiero później śmiech. – No gdzie są moje pierdolone spodnie?!
- Tutaj, ale jak są pierdolone to ja bym ich nie zakładał – Sabo podał mu poszukiwaną część garderoby
- Chuj tam, mnie przecież nie wypierdolą
- Dobry jesteś. Ja bym nie ryzykował
- Nie no pierdolę!
- Co znowu?
- Alkohol nam się chyba skończył!
- Jak, przecież dużo go ze sobą przywieźliśmy – Bolan pobiegł zobaczyć, czy Sebastian aby nie histeryzuje
- No mówię Ci, cały zapas. Kurwa, cholerstwo ciężkie było to chyba nikt nie zajebał! Gdzie to wszystko jest?! Któryś Was przypadkiem nie zachomikował..?
- A po chuj chomikować?
- Nie wiem, ale po Was wszystkiego się można spodziewać. Idę na miasto uzupełnić zapasy, przecież do domu z pustymi rękoma nie wrócimy
- Idę z Tobą - Rachel wyszedł z pokoju za Bachem  

- No to zostaliśmy sami
- To ja może już pójdę
- Siedź, chyba mnie samego nie zostawisz, ja tu zdechnę z nudów. Poczekaj chwilkę, usiądź sobie gdzieś, a ja pójdę po Twoje picie .

- Już jestem. Zostało pół butelki wódki, napijemy się później?
- Dave, nie powinnam
- Oj przestań, w ciąży chyba nie jesteś, więc pić możesz, hm?
- No dobrze..
- No widzisz, wiedziałem, że z Tobą można się dogadać – wypiłam resztę napoju, chłopak nalał mi i sobie po kieliszku wódki, później jeszcze po jednym i kolejnym, kolejnym i jeszcze jednym
- Dave ja już chyba pójdę.. naprawdę
- Niee, no zobacz, jeszcze jedna butelka – chłopak pomachał mi butelką przed nosem
- Ale Sebastian mówił..
- A tam Sebastian mówił, schowałem jedną na specjalną okazję – Snake otworzył butelkę, nalał tym razem do szklanek – Zobaczymy, kto więcej wypije, co?
- Ze mną chcesz rywalizować? Człowieku, ze mną nie wygrasz
- A zakład?
- No dawaj
- Dobra, no to liczymy
- Co Ty chcesz liczyć? Szklanki? Pijmy z kieliszków, będą większe liczby
- A no racja. No to pijemy z kieliszków !

Po jakiejś godzinie chlania jak się okazało 3 butelek ( wiem, szybko poszło) wódki, bo znalazły się jeszcze dwie, co prawda niepełne, (no ale to zawsze coś) nie było dobrze. Wypiłam dużo, ale czułam się gorzej niż zwykle po takiej ilości. Strasznie kręciło mi się w głowie i było mi duszno
- Co jest,  wymiękasz?
- Kręci mi się w głowie. Mógłbyś otworzyć okno? Strasznie tu gorąco
- Jasne, zaraz otworzę. Połóż się na łóżku – położyłam się, On położył się obok mnie, zaczął mnie całować, zdjął ze mnie bluzkę, złapał mnie za ręce, ścisnął mocno nadgarstki i nadal całował. Ciągle kręciło mi się w głowie, robiło mi się ciemno przed oczami, nie wiedziałam, co się dokładnie dzieje, powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. W pewnym momencie film mi się urwał, ale tylko na chwilę

- Dave, czemu moja bluzka tam leży? – zapytałam zdezorientowana i trochę przestraszona
- Powiedziałaś, że Ci gorąco i ją zdjęłaś
- Naprawdę?
- Tak
- Mógłbyś mi zamówić taksówkę? Chcę już wrócić do domu
- Pewnie – chłopak nie spuszczając ze mnie wzroku, podszedł do telefonu – Zaraz będzie
- Mhmm, dzięki – usiadłam na brzegu łóżka, założyłam bluzkę i próbowałam wstać i nie wiem czemu, ale miałam rozpięte spodnie. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, znowu zrobiło mi się ciemno i zakręciło mi się w głowie
- Może Ci pomogę? Odprowadzę Cię do taksówki – chłopak objął mnie w pasie, w sumie mnie podtrzymywał, gdyby nie to, pewnie wywaliłabym się po wyjściu z pokoju, a o dojściu do taksówki nie byłoby mowy.

- Ej, Dash a może ja pojadę z Tobą, dobrze by było, żebyś wróciła do Waszego domu, a nie do sąsiadów..
- Racja.. jeżeli to nie jest dla Ciebie problem
- Nie jest, poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę – mężczyzna powiedział coś do taksówkarza i pobiegł do hotelu, po chwili zbiegł z butelką wódki , wsiadł do samochodu
- Teraz nie będziemy się nudzić
- Ja już nie piję
- Ej mała, żartujesz? Pijesz, pijesz.. tylko, że nie mamy żadnej szklanki, czy czegokolwiek, żeby pić
- A chuj tam ze szklanką – wyrwałam mu butelkę i zaczęłam pić, nie odzywałam się przez całą drogę, patrzyłam przez okno i piłam

- Jesteśmy.. Dash – chłopak mnie szturchnął, ocknęłam się, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu z wielkim trudem, Boże jak ja mogłam się tak nawalić? Dave podprowadził mnie pod drzwi i zostawił mówiąc, że musi już wracać, bo chłopaki nie mają klucza. Oparłam się o ścianę, nie miałam siły nawet otworzyć drzwi, ani zapukać, no nic kompletnie. Później jednak podjęłam próbę zastukania do drzwi.  

poniedziałek, 21 stycznia 2013

R.25

ROZDZIAŁ 25

- Widzieliście moją czerwoną bandanę? – Dash wbiegła do domu
- Ja nie widziałem – powiedziałem rzucając butelką po piwie w stronę Duff’a. Skubaniec jest szybszy, niż myślałem.. całkiem sprytnie uniknął spotkania z moją maszyną do zabijania
- Pytam, kto widział. Axl, podpieprzyłeś mi bandanę!?
- Ja? Nie, no skąd, przecież mam swoją
- To gdzie ona jest?
- Nie wiem, pewnie wala się w pokoju u któregoś z chłopaków
- A niby dlaczego miałaby być u któregoś z chłopaków?
- No ja tam nie wiem.. ale Ty różne rzeczy z nimi robisz.. możliwe więc, że zostawiłaś ją u któregoś.. – dziewczyna usiadła obok Axla uderzając go
- Duff, widziałeś gdzieś może.. Duff, ej żyjesz?
- Tak – basista po dłuższej chwili odpowiedział obojętnie
- Boże, to Ty jeszcze obrażony jesteś ? – zapytałem idąc do kuchni
- Nie Twoja sprawa
- Spoko, o nic nie pytam, ale Duff nie zachowuj się jak dziecko
- Że niby ja zachowuję się jak dziecko, tak?!
- No a nie?
- Nie
- Duff, skarbie, ale nie denerwuj się tak
- Zamknij się Rose!
- Matko, czy Wy się musicie od rana kłócić?
- Ale czy ja się kłócę?
- Oczywiście, że nie
- Dzięki Slash
- A nie ma za co
- No więc, wracając do tematu kłótni, ja się nie kłócę, to Pan Obrażalski się ciągle obraża
- Rose, jak Cię pierdolnę to Ci się ta Twoja ruda morda w końcu zamknie!
- No Duff, kochanie mówiłem, żebyś się nie denerwował
- Axl przestań już, daj mu spokój. W ogóle wyjdźcie stąd
- Po co?
- Chcę z nim pogadać
- Dobrze, idę do chłopaków z Metalliki.. Oni się NIE OBRAŻAJĄ za  byle gówno
- No to idź, jednego oszołoma w domu mniej
- Może i jednego oszołoma mniej, ale został Ci jeszcze idiota – wokalista uśmiechnął się i poczochrał fryzurę McKagana
- Kurwa Axl, weź wypierdalaj stąd!
- No już idę, idę..
- Slash.. – dziewczyna wskazała palcem drzwi
- Idę... – poczłapałem za wokalistą z głową spuszczoną w dół

- Duff, co jest?
- Nic
- No jak nic, przecież widzę.. powiedz
- No wkurwia mnie, że ci idioci ciągle mówią, że Cię przelecą – podszedłem do okna
- Ale Ty też tak mówisz
- No wieem, mówię. Ale nie chcę słyszeć jak Oni to mówią
- To nie słuchaj. Zresztą, co z tego, że sobie mówią.. przecież to nie znaczy, że ja od razu pójdę z każdym z nich do łóżka – Dash podeszła do mnie, otworzyły się drzwi, a naszym oczom ukazał się zdyszany perkusista
- Jezuu! Schowajcie mnie! – Adler zamknął drzwi na klucz i zaczął znosić różne graty (między innymi krzesło, fotel, poduszki, butelkę po wódce a nawet chciał przyciągnąć lodówkę) którymi zabarykadował wejście do domu
- Steven, co się stało?
- Ciiicho. Bo nas usłyszy
- Ale kto?
- Ta baba z kiosku. Znowu się pomyliłem, myślałem, że to jej córka i zaprosiłem ją do nas – usłyszeliśmy jak ktoś szarpie klamkę, a chwilę później już tylko głośne pukanie do drzwi i nerwowe śmiechy
- Otwórzcie! Jaja se robicie? – Dash skierowała się w stronę drzwi, Steven siedzący na podłodze złapał ją za rękę i nie chciał puścić
- Nie, nie otwieraj
- Daj spokój
- No otwierać ! Jezu.. idioci
- Chłopaki, pomożecie mi z tym?
- Ja Ci z chęcią pomogę – pomogłem jej poodsuwać wszystko, co przeszkadzało w otwarciu drzwi
- No i został już tylko klucz..
- Nie! No Dash, proszę wiesz, że Cię lubię
- Ależ ja Cię też Stevenku, bardzo..
- No otwórzcie
- Slash?
- No a kogo się spodziewałeś? Eltona Johna?
- Nie ma jej tam?
- Kogo? Steven, nikogo tu nie ma, otwórz – perkusista powoli przekręcił klucz i ostrożnie otworzył drzwi
- Niespodzianka – wrzasnął Saul wchodząc do domu z członkami Metalliki i kobietą z kiosku
- Oszukałeś mnie chuju!
- Nie, ja Ci po prostu nie powiedziałem całej prawdy – Hudson wyszczerzył zęby, perkusista złapał go za kurtkę i zaczął szarpać – Steven, ale ostrożnie bo porwiesz
- Chuj z Twoją jebaną kurtką! Ona tu jest, rozumiesz pudlu, rozumiesz?! Ja chcę przeżyć ten dzień, moje życie nie jest wcale takie najgorsze, chcę żyć!
- Ale czy ktoś Ci zabrania?
- Tak! Ty i ta baba! Co ja Wam złego zrobiłem? Przecież byłem grzeczny, nie pyskowałem, nie biłem, nie gryzłem no nic, więc czemu mi to zrobiłeś?
- Ale co?
- No wpuściłeś ją tu
- Steven, Ona wszystko słyszy
- Nie słyszy
- Skąd wiesz? – wtrąciłem podchodząc do przyjaciół
- Spójrz tylko na nią – fakt, kobieta była zajęta rozmową z Dash i Izzym, który chyba wyrósł spod ziemi, bo wcześniej go nie było
- Może Pani się czegoś napije? Steven bardzo się cieszy, że Pani nas odwiedziła
- Co? Slash co Ty pierdolisz? – perkusista zapytał cicho szturchając łokciem gitarzystę
- No Stevenku, przynieś Pani coś do picia
- Nam też.. jakbyś mógł to coś zimnego, bo kurwa gorąco – Kirk rozsiadł się na fotelu i włączył telewizor
- Steven mówił, że jest Pani bardzo miła
- Naprawdę? Przecudny chłopak.. szkoda, że nie jestem młodsza
- Nic nie szkodzi.. Steven lubi dojrzałe kobiety
- Tak?
- Gdyby tak nie było, nie zaprosiłby Pani tutaj.. A wie Pani co najbardziej mu się podoba w takich kobietach? - Dash usiadła na oparciu fotela, który nadal dzielnie okupował Hammett. Izzy wiedząc, że dziewczyna nie powie nic, bo wybuchnie śmiechem, zaczął 
- Odpowiedzialność, seksapil.. ta drapieżność i to zdecydowanie. On to po prostu kocha
- Naprawdę?
- Jesteśmy tego pewni. Już sam widok go nakręca.. a jak już może porozmawiać, czy dotknąć.. Boże, chłopak jest w niebie – Slash mówiąc to, usiadł na podłodze i zakrył usta dłonią, biedak.. zrobił się cały czerwony, ledwo łapał oddech, a o wydaniu jakiegokolwiek innego dźwięku niż śmiech nie było nawet co marzyć.. mimo to próbował się powstrzymać  – Przepraszam, ja.. ja muszę wyjść – na czworaka udał się do kuchni
- On już chyba nawet ślub z Panią planuje
- No Izzy, nie przesadzaj.. dopiero myśli o zaręczynach
- Ale od zaręczyn to do ślubu nie daleko
- Steven! Gdzie to picie? – wrzasnął Ulrich
- Zaraz kurde! Chcieliście coś zimnego, to szukam
- Widzi Pani jaki troskliwy.. dba o nas jak nikt  
- No dokładnie i marzy o założeniu rodziny.. wie Pani.. żona, dzieci, pies, ogród  i te sprawy
- Steven !
- No czeeekaj. Dopiero wstawiłem butelkę do lodówki, trzeba trochę poczekać, żeby było zimne
- Już wróciłem – Slash wyszedł z kuchni unosząc prawą dłoń lekko nad głowę – Proszę, to dla Pani.. od naszego kochanego Stevena – chłopak wręczył kobiecie różę – Powiedział, że jest tak czerwona, jak Pani... yy Pani piękne usta oczywiście! 
- Oh, dziękuję. Pięknie pachnie
- A Steven wręcz przeciwnie..
- Słucham..?
- Powiedziałem, że Steven też tak myśli.. widzi Pani, coś Was łączy
- Mam nadzieję.. jest taki męski
- Taa.. Steven męski – Kirk szepnął przewracając oczami
- Co.. zazdrosny jesteś? O Tobie nikt nie mówi, że jesteś męski – Dash uśmiechając się powiedziała cicho do gitarzysty, On obrócił się, złapał dziewczynę i przyciągnął do siebie tak, że wylądowała na jego kolanach, zaczął ją łaskotać i się z nią drażnić, że też on musi ją dotykać
- Mam picie – Adler wszedł do pokoju trzymając srebrną tacę z napojami, rozdał szklanki każdemu a podając Hudsonowi Danielsa „niechcący” rozlał go na jego spodnie
- Adler, sieroto!
- Przepraszam, ja Ci to wytrę
- Sam sobie wytrę
- Ale ja Ci pomogę – chłopak podążył za gitarzystą, poszedłem za nimi – Kurde, stary przepraszam
- Za co? Za to, że specjalnie mnie oblałeś?
- Wcale nie specjalnie
- No nie, wcale.. Steven, mnie nie oszukasz – Saul uśmiechnął się i poklepał perkusistę po ramieniu – Daj mi chociaż jakąś ścierkę czy coś
- Czekaj, zaraz przyniosę
- Ej, Duff.. Ty dalej się gniewasz? – postanowiłem, że nie odpowiem na to pytanie, Slash spuścił wzrok na podłogę – Ale na mnie się gniewasz? Przecież ja nic nie zrobiłem.. jeżeli przeszkadza Ci to, że to ja poszedłem wtedy z Dash, to.. – chłopak zamilkł
- To..?
- To.. przepraszam – powiedział najciszej jak tylko się dało, ale nie oznacza to, że nie usłyszałem co powiedział, chciałem być pewny, że mi się nie przesłyszało no i mieć tą pieprzoną satysfakcję, że mnie przeprosił
- Mógłbyś powtórzyć ?
- No kurde przepraszam!
- Spoko – wzruszyłem ramionami
- Spoko? Ja Cię tu przepraszam, a Ty mi tylko „spoko”?!
- No a co mam powiedzieć?
- No nie wiem.. chociażby „wybaczam Ci cholerny kapeluszniku” !
- Dobra, wybaczam Ci cholerny POPIERDOLONY kapeluszniku
- Ejj, o popierdolonym nie było mowy
- A wiesz, to taki przyjacielski bonus
- Dobra, mam tą ścierkę. Łap – Adler rzucił ścierką prosto w twarz Saula – Sorki
- Jezu, Adler ja Cię zajebię
- Serio? Dobra, zabijaj.. dzisiaj się nie pogniewam
- Albo nie.. poczekaj, przecież nie mógłbym Ci tego zrobić, o co to, to nie, nie mógłbym Cię pozbawić Twojej cudownej przyszłości z przemiłą Panią z kiosku.. Wy tak bardzo do siebie pasujecie, dobrze Wam będzie razem
- A przestań, pomóżcie mi ją stąd jakoś spławić – chłopak poszedł do pokoju, my szliśmy zaraz za nim
- Steven, jesteś wreszcie. Zajmij się Panią
- Ale..
- Stevenku, dziękuję za tą piękną różę
- Co? Ale jaką.. – Dash uniosła kwiat pokazując go perkusiście- aha, no nie ma za co 
- Ależ jest za co, jest piękna – kobieta ucałowała chłopaka w policzek, kiedy się odwróciła On skrzywił się i próbował zetrzeć szminkę z policzka, Hudson znowu dostał napadu śmiechu i pobiegło kuchni
- No Steven, to może weźmiesz Panią na spacer, co? Piękna pogoda jest dzisiaj
- Ta, rzeczywiście piękna..
- No idźcie, nie marnujcie tak pięknego dnia. Miło było Panią bliżej poznać – Izzy wypchnął „zakochaną parę” z domu machając im przed zamknięciem drzwi
- Mnie również było miło Was lepiej poznać dzieciaki – krzyknęła kobieta znikając za drzwiami    
- Hah nie no Adler ma przejebane, Ona chyba serio myśli, że On coś do niej czuje
- Biedna, pewnie się zawiedzie jak zobaczy go z pierwszą lepszą dziwką
- Racja.. no albo widząc ich, się do nich przyłączy
- Tak, to też jest możliwe..
- Nie gadajmy już o Adlerze i jego wybrance – powiedział Lars – pogadajmy o naszym jutrzejszym występie!
- A właśnie Lars, nie powinniście mieć teraz próby?
- Próby? Dziewczyyyno.. a no właśnie chyba powinniśmy. A chuj z tym, w nocy pogramy
- Lars, ale po co? Wczoraj graliśmy i przedwczoraj i tydzień temu też..
- Racja, ale jak się James uprze to i dzisiaj zagramy
- Właśnie dlatego nie wrócimy dzisiaj do domu
- Pff i niby gdzie będziecie spać?
- No jak to gdzie? U Ciebie w pokoju Slash
- A dlaczego u mnie?
- A bo tak nam się podoba
- No nie ma! Jak ja chciałem, żebyście mnie przenocowali to co było?!
- No spałeś u nas przecież
- Ta, jak mnie wpuściliście do chaty, po tym jak spałem pół cholernie zimnej nocy na wycieraczce pod Waszymi pierdolonymi drzwiami!
- Oj tam marudzisz, ważne, że Cię przygarnęliśmy
- No ale nie nakarmiliście!
- A co my Caritas?
- Kirk, bo Was zaraz stąd uprzejmie wyproszę ! 
- Ej, no Bóg kazał się miłować, więc nas nie wygonisz
- Ty mi w to Boga nie mieszaj    
- Slash.. ej Hudson!
- Co?
- Picie Ci się wylało
- Nie, no kurwa znowu?! – chłopak poszedł do kuchni po coś do wytarcia a my znowu mieliśmy powód do śmiechu
- Ej słuchajcie, a gdzie jest Axl?
- Dobra pytanie Izzy.. gdzie jest Axl? Slaaaaash! Gdzie ta ruda menda?
- nie wiem, pałęta się gdzieś z Hetfieldem
- To szybko nie wróci..
- Chuj z nim, drogę do domu zna. Idę do sklepu, chce ktoś coś?
- Tak, ja chcę gumy, czekoladę, jakiegoś batonika, lizaka, groszki, chusteczki bo jakiś katar mam ostatnio, ser, pizzę i jedną mandarynkę – Lars rzucił się na łóżko
- Mhm, a mógłbyś mi to zapisać?
- Jasne.. dawaj kartkę i długopis – Izzy wręczył mu jakąś wygniecioną kartkę, jeżeli w ogóle tak to można nazwać i długopis, perkusista naskrobał na kartce listę zakupów i podał rytmicznemu
- Dobra dzięki, i tak kupię tylko wódkę
- Co? To po co ja to pisałem? – zapytał zrezygnowany
- Izzy, pójdę z Tobą.. daj mi tą nieszczęsną listę – Hammett i Stradlin wyszli z domu, my zajęliśmy się oglądaniem jakiegoś głupiego filmu i rozmową o przyszłości Adlera z tą uroczą Panią.

- Jesteśmy! Tęskniliście? – Kirk i Izzy wlecieli do domu
- Macie zakupy?
- No Lars, a masz jakieś wątpliwości? – chłopacy postawili reklamówki na stole, Ulrich z uśmiechem dorwał się do zakupów
- Chyba o czymś zapomnieliście..
- A tak, pizzy nie było
- Widzę, że reszty chyba też..
- Nie no jak? Gumy mamy – Kirk wyciągnął gumy z kieszeni i podał opakowanie przyjacielowi, który spojrzał na niego podejrzliwe – yy znaczy.. gumy mieliśmy, ale wiesz droga była nawet długa iii.. no sam rozumiesz
- Was to tylko o coś poprosić, aa nie odzywajcie się do mnie w ogóle – Lars zbył ich ruchem ręki, kiedy otworzyli usta by coś powiedzieć. 

_______________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak mnie one motywują! Kocham Was ;D ;*
Dash.

piątek, 18 stycznia 2013

R.24

ROZDZIAŁ 24

Doszliśmy na wskazane miejsce, chłopaki stali pod bramą. Znaczy.. kto stał, ten stał.. Slash leżał pod płotem. Nie jestem pewien nawet, czy tak tylko sobie leży, czy jest tak nachlany, że aż nieprzytomny, przez te jego loki to nic nie widać! Ja go kiedyś tych loczków pozbawię.

- No jesteście, gdzie Wyście byli tak długo?! – Stradlin podszedł do nas i zaczął mi się dziwnie przyglądać – Rose, piłeś coś?
- Nie kurwa, poszedłem do Rainbow żeby sobie na ludzi popatrzeć!
- Chłopaki, przestańcie. Działo się coś, jak nas nie było?
- Nic ciekawego, grabarz wywiesił tylko jakąś klepsydrę, a poza tym.. nic się nie działo.
- To co robimy? – Dash podeszła do Duff’a i wyrwała mu z ręki papierosa, na co On odpowiedział ironicznie „Jasne, bierz.. dla mnie przecież starczy ”
- Ej, ale Dash.. przecież Ty nie palisz
- Oj Steven, to Ty mnie chyba nie znasz
- Zna i ma rację, Ty nie palisz
- Od czasu do czasu chyba mogę..
- Dobra, mniejsza z tym. Co robimy? – Izzy stanął obok basisty opierając się o bramę
- Nie wiem. Myślałem, że Ty masz jakiś plan! – usiadłem pod murem
- Czy ja zawszę muszę myśleć za Was wszystkich?!
- Za mnie nie musisz. Mam swój rozum. Jest nas szóstka, może się jakoś podzielimy i po prostu połazimy po cmentarzu?
- Dash, nie mówiłem akurat o Tobie, mówiłem o tych debilach. No spójrz na nich.. banda idiotów – Izzy po kolei wskazał palcem na każdego z nas, żeby pokazać że nie jestem kompletnym idiotą i jednak coś tam umiem uniosłem dwa palce w górze krzycząc „Pokój”
- Dash dobrze myśli – Duff odszedł od bramy i wgapiając się w jakiś jeden punkt mało obecnym (a może po prostu obrażonym) głosem dodał - powinniśmy się rozejść i ewentualnie przeszukać cmentarz
- A wiesz czego masz szukać?
- Czegokolwiek, jakiejś wskazówki, kartki.. obojętnie, czegoś, co mogłoby być od tego kolesia 
- To jak się dzielimy? – odezwał się Adler
- Ja z Dash!
- Ej! Ale dzisiaj ja ją zamawiam! Mam co do niej pewne plany.. – uśmiechnąłem się szatańsko
- Nie Rose, nie obchodzą mnie Twoje plany. Ona idzie ze mną! – Duff podszedł do mnie i cicho zapytał - A jakie to plany?
- Aa.. w domu Ci powiem, bo się nie zgodzisz, żeby ze mną szła – odpowiedziałem równie cicho
- Pff i tak się nie zgadzam!
- Czy ja tu mam w ogóle jeszcze coś do powiedzenia?!
- Nie – odpowiedzieliśmy ze śmiechem
- Aha, fajnie.. to ja może pójdę sama, a Wy się jakoś podzielcie. Proponuję, żeby Rudy i Duff szli razem
- Protestuję!
- Ja też!
- Ja byłem pierwszy
- Ja wcześniej byłem pierwszy
- No idioci, idioci totalni – Izzy śmiejąc się schował twarz w dłoniach – Mam pomysł! Może Wy.. ej słuchacie mnie? Duff, zostaw rudzielca! Axl oddychaj. No wdech i wydech, wdech i wy..
- Wiem jak się oddycha głupku! – po rytmicznym machaniu ręką wrzasnąłem i walnąłem Stradlina po głowie
- Dobrze, dobrze chciałem pomóc tylko.. 
- Pomożesz jak powiesz jaki masz pomysł
- A no tak, więc myślę, że powinniście iść we trójkę
- I to jest ten Twój tajemniczy „plan”? – ironicznie zapytał basista
- A nie podoba Ci się coś?
- Tak
- Co?
- Axl
- Mi też nie podoba się to, że McKagan ma z nami iść. No On nam będzie tylko przeszkadzał.. a szczególnie mi w zrealizowaniu moich planów
- A gdzieś mam te Twoje plany debilu! Dash nie jest Twoja i nie możesz jej ciągle wykorzystywać, czy mieć w stosunku do niej jakichkolwiek planów!
- W stosunku.. Duff skąd wiedziałeś?
- Ale co?
- No, że o stosunek chodzi
- Axl.. chcesz mi powiedzieć, że masz zamiar się z nią pierdolić na środku cmentarza?!
- No może nie na środku.. może w jakimś bardziej ustronnym miejscu jak na przykład.. ee no nie wiem może.. może kostnica ?
- Pierdolnięty jesteś? Ty powinieneś się leczyć! W kostnicy to Ty sobie możesz trupy jebać.. zresztą, pewnie tylko one nie będą miały nic przeciwko..
- Coś sugerujesz?
- Tak, to, że jesteś pierdolnięty
- Pierdolnięty? A Ty chyba niedorozwinięty. Co Ci przeszkadza, z kim Dash będzie się jebać, co?
- Ej, ja tu jestem. Moglibyście używać trochę innych słów jak o mnie mówicie? Wnioskuję, że nie możecie. A wiecie co? Róbcie sobie co chcecie. Ja idę ze Slash’em. – mówiąc to, dziewczyna kopnęła lekko Saula nadal drzemiącego pod płotem
- Jeezu. Coś się stało? Gdzie ja jestem ?! Czy ja jeszcze żyje? Jeżeli tak, to koniec picia.. a jak nie to.. impreza 24 na dobę! – Hudson zerwał się wrzeszcząc i machając rękoma przez co wywrócił jakąś butelkę, podejrzewam, że z jakimś alkoholem.. cham niczego nie szanuje! – A to Ty Dash.. Dash?! – gitarzysta zerwał się na nogi - A co Ty robisz na cmentarzu? O niee no znooowuuu.. rozlało się. – zrobił smutną minkę, próbując wlać ponownie zawartość do butelki.. no jak On to chciał zrobić, to ja nie wiem. Jak można w ogóle próbować wlać cokolwiek co się rozlało na ziemię do butelki?! No trzeba być Saulem Hudsonem, żeby takie rzeczy w ogóle próbować.
- Dobra, to Dash ze Slashem, reszta jak?
- Ale dlaczego Ona ma iść z tym pijakiem? – Duff kopnął Slasha w kostkę
- No za co ćpunie pierdolony?!
- Za to, że idziesz z Dash!
- Masz z tym jakiś problem chuju?
- Nie z tym. Z Tobą pudlu nieogarnięty.
- No trudno. Najwyraźniej Dash też ma z Tobą jakiś problem, bo nawet nie chce z Tobą iść
- Nie chce ze mną iść przez Axla
- No jasne. Zawsze wszystko przeze mnie. Co ja Wam robię?! Najlepiej wyrzućcie mnie z domu, zgwałćcie i pobijcie!
- Z chęcią zrobię to ostatnie – McKagan podszedł w moją stronę. Chciałem go walnąć butelką Slasha.. tak dla własnego bezpieczeństwa.
- Axl, zwariowałeś? – Izzy wyrwał mi butelkę z ręki kręcąc głową
- Stradlin nie wtrącaj się!
- Bo co?
- Bo Ci znowu nos połamię debilu
- Ostatnio mi nie złamałeś
- Ale prawie.. i tym razem obiecuję, że coś Ci połamię, więc się z łaski swojej odsuń.
- Nie – Stradlin odsunął Duffa ode mnie
- Izzy, proszę, bo niechcący dostaniesz – basista spojrzał na niego błagalnie
- Trudno, przeżyję
- No Izzy, kurwa odsuń się ! – McKagan wyglądał na niepoczytalnego, albo co najmniej nieźle wkurwionego.. niby nie był pijany i w ogóle, więc nie wiem co mu się dzieje.. może coś brał.. a może właśnie nie brał i to dlatego tak się zachowuje. Popchnął rytmicznego, który poleciał na mnie. Kopnąłem Duffa (tak wiem, trochę to babskie, ale jakoś bronić się trzeba) On uderzył mnie w twarz, Izzy próbując nas rozdzielić też kilka razy dostał. Basista miał rację, Stradlin powinien się odsunąć.
- No już chłopaki przestańcie. No dajcie już spokój – Dash, Steven i Hudson próbowali nas rozdzielić. Pewnie było trudno, bo leżeliśmy na ziemi. Kurwa, jaki ten pudel silny, myślałem, że mnie udusi przyciskając do tej ziemi. No ale cmentarz to najlepsze miejsce na zgon.
- Duff złaź z Axla!
- To niech puści moje włosy!
- Axl!
- No to niech ten debil weźmie łapy z mojej szyi!
- Chciałbyś – chłopak docisnął mnie jeszcze mocniej
- Dobra, Duff starczy już – Steven zdjął ze mnie gitarzystę – dzielimy się i idziemy. Dash ze Slashem. Tak Duff, Dash ze Slashem.. ja z Tobą i Axl z Izzym. – rozeszliśmy się, a ja korzystając z okazji kiedy przechodziliśmy obok Duffa i Adlera, walnąłem gitarzystę w łeb
- Ja Ci tego chuju nie daruję! Lepiej nie wracaj do domu – fuknął Duff wskazując na mnie palcem

- Rose, co Ty chciałeś od Dash?
- A nie ważne. Ale jeżeli Cię to interesuje, to sam się domyśl..
- Jezu, znowu mam myśleć? Nie możesz mi po prostu powiedzieć?
- No mam co do niej pewne plany..
- No ale jakie?
- Oh no.. chodź tutaj, bo jeszcze ten głupek jakoś usłyszy – powiedziałem rytmicznemu na ucho o moich planach , na co On tylko się uśmiechnął, poklepał mnie po plecach mówiąc „Powodzenia stary.. jak Ci się to uda, to chcę pierwszy o tym wiedzieć”

- Duff, coś Ty taki wkurzony?
- Bo mnie Rudy wkurwia
- Ale czym?
- No a nie słyszałeś co mówił?
- Ale co z tego, że sobie pogadał?
- No to, że mnie wkurwił
- Ale dlaczego?
- Bo nie chcę, żeby tak o niej mówił
- Ale jak? Duff przecież On nic złego nie powiedział
- Może..

-  Ej, Dash.. o co Oni się właściwie bili, bo wiesz, spałem i nie za bardzo..
- Nie za bardzo wiesz. O to, z kim mam iść
- O ja pierdolę, żartujesz? O takie coś?
- Tak, o takie coś
- Debile. I ja na tym wszystkim skorzystałem – Saul objął mnie ramieniem – idziemy sobie po cmentarzu, jest ciemno i romantycznie
- Saul.. romantycznie na cmentarzu?
- A tak, na cmentarzu
- Dobra, wiedzę, że alkohol zmienia Twoje spojrzenie na świat.. – zaśmiałam się i odsuwając się od Slasha podążyłam przed siebie
- Dash zwolnij dziewczyno, bo nie wyrabiam ! – powiedział zasapany Saul, po minach ludzi, którzy wyszli zza jakiegoś grobowca i szli w naszą stronę można było wnioskować, że trochę dziwnie to brzmiało
- Slash no dalej, ruszaj się
- No idę, biegnę wręcz – chłopak podbiegł do mnie, prawie wywalił się o jakieś coś – no kurwa, mogliby tu posprzątać. Czego szukamy?
- Nie wiem. Czegoś, co jest podejrzane, lub skierowane prosto do nas..
- O Duff i Steven idą.. ich szukaliśmy? 
- Macie coś? – krzyknął Adler
- Nie, a Wy?
- Nie
- Ej czekajcie.. mówiliście coś o tym, że grabarz wywiesił klepsydrę
- No tak i co?
- Chodźmy ją przeczytać!
- Dash dobrze się czujesz? Klepsydry chcesz czytać?!
- Jeny, Wy nic nie rozumiecie.. no chodźcie – poszliśmy pod  bramę gdzie stała tablica z nekrologami


- O, Izzy zobacz. Nasi kochani przyjaciele tam są – powiedziałem ironicznie
- Ha! Wiedziałam!
- Co wiedziałaś kochanie? – zapytałem podchodząc do dziewczyny
- Wiedziałam, że to nie jest zwykły nekrolog. Jakim cudem go nie przeczytaliście?!
- No wiesz Dash.. – zaczął Steven - .. kto by się ruszał, żeby zobaczyć kto umarł?
- Ale Steven, nikt nie umarł. Mogliście się domyśleć, że to wiadomość do nas
- Dobra, co tam jest napisane?
- Że mamy przyjść na koncert do tego nowego hotelu..
- Kiedy?
- W ten piątek
- Czekaj, a tam przypadkiem Metallica i Skid Row nie grają w piątek?
- Nie wiem, możliwe, że grają.. ej, powiedziałeś Metallica? Ale fajnie!  
- No ta, fajnie.. – Slash usiadł na ziemi – jutro mają do nas przyjść
- Kto ? – zapytałem
- No chłopaki z Metalliki
- Serio?! Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś, przygotowałabym się jakoś
- Dla nich? Nie ma sensu
- Dlaczego?
- Jak przyjdą, to zobaczysz

- Chłopaki, który z Was jest chętny mnie ponieść do domu? – dziewczyna spojrzała na nas uśmiechając się. Rzucaliśmy sobie spojrzenia
- Dobra, wskakuj – powiedział Stradlin – oczywiście, jeżeli pan McKagan się na to zgodzi.. – Duff spojrzał wrogo na rytmicznego, ale nic nie powiedział, przyspieszył trochę, żeby iść przed nami, oznaczało to pewnie, że Izzy może sobie robić z Dash co tylko chce, byleby Duff tego nie widział. Pan obrażalski.. a niech sobie idzie sam, my się z tyłu dobrze bez niego bawimy, tylko trochę kręci mi się w głowie, może mnie też któryś poniesie?
- Ej, chłopaki! Który z Was mógłby mnie zanieść do domu? – przyjaciele odwrócili się dziwnie na mnie patrząc, uśmiechnąłem się poprawiając włosy
- Axl, co Ty odpierdalasz?
- No pytam, który mnie do domu zaniesie
- A sam nie dojdziesz?
- No nie.. w głowie mi się kręci, chyba nie chcecie, żeby coś mi się stało, prawda?
- Noo.. może i nie chcemy
- No więc..
- Dobra poświęcę się.. wskakuj – Slash zapalił papierosa i gestem ręki pokazał, żebym do niego podszedł a ja oczywiście nie dam się dwa razy prosić, podbiegłem i wskoczyłem (dosłownie) na przyjaciela

- Axl jaki Ty ciężki! Izzy, zamień się
- Nie
- No weź, On mnie zaraz tym swoim cielskiem połamie
- Ej nie przesadzaj, wcale taki ciężki nie jestem
- Ale lekki też nie
- Weź mi tu nie kłam, powiedz od razu, że wolałbyś, żeby Dash na Tobie siedziała, a nie ja
- Dobra. Wolałbym mieć Dash na plecach, niż Ciebie psycholu
- Ale świnia z Ciebie, ranisz mnie w tej chwili – powiedziałem śmiejąc się
- No przepraszam, nie chciałem. Wybaczysz?
- Pomyślę – zszedłem z gitarzysty – Stradlin, teraz Ty mnie poniesiesz, Dash złaź! – wskoczyłem na rytmicznego, Dash na Hudsona i wróciliśmy do domu. Oczywiście Pan obrażalski nie odzywał się do nas przez całą drogę, nawet nie zwracał uwagi jak go wołaliśmy.

_________________________

 Kurde, zaskoczyliście mnie (pozytywnie oczywiście) 3 komentarze w ciągu dwóch dni.. oby tak dalej, bo naprawdę mnie to cieszy ;D  

Dash.

wtorek, 15 stycznia 2013

R.23

ROZDZIAŁ 23

- Naprawdę chcecie tam iść? – Steven spojrzał za okno
- Tak, muszę wiedzieć o co chodzi, czemu ktoś napisał o mojej rzekomej śmierci.
- No dobra, ale o której tam idziecie?
- Idziemy Steven, idziemy.. właśnie, dobre pytanie.. chłopaki?
- Myślę, jaka godzina byłaby najbardziej odpowiednia.. – Izzy podparł ręką podbródek – pójdziemy po 17, wtedy już będzie robić się ciemno i raczej nikogo już tam nie będzie
- Racja.. ale co my właściwie zrobimy.. jak już tam będziemy?
- Poszukamy mężczyzny w kapeluszu
- Poprawka Duff, bez.. przecież ja już mam swój kapelusz
- No to mężczyzny w płaszczu.
- No chyba, że.. płaszcz też komuś zajebał – Axl wstał z fotela – idę się przejść. Ktoś chętny mi potowarzyszyć? Nie.. to sam sobie potowarzyszę.
- Axl, czekaj. Ja i tak miałam iść do szpitala, więc..
- Więc idziesz ze mną. Świetnie, pójdziemy się nachlać – Rose objął mnie ramieniem i pocałował w policzek
- Ej! – krzyknął basista, wszyscy w pokoju spojrzeliśmy na niego ze zdziwieniem - .. no co? Chciałem zapytać o.. o .. no o.. phh.. o której wrócicie ? – chłopak trochę się zaczerwienił
- Późno. Ale spoko, nie musisz się martwić, nic nam się nie stanie.
- No nie wiem.. – oznajmił Slash, cicho się śmiejąc
- Co?
- Nie, nic takiego. Idźcie już


Chodźmy do Rainbow. Mam ochotę najebać się do nieprzytomności
- Axl, najpierw idziemy do Brack, a później będziesz mógł się nachlać.
- A nie mogę najpierw się nachlać, a później iść do Brack?
- Axl, jak ja Cię kiedyś w łeb jebnę
- No dobra już, bez tej agresji. O, widzisz nawet Ci drzwi otworzę, żebyś weszła.. bo kulturalny jestem. – chłopak pociągnął za klamkę – Co jest kurwa, zamknięte?!? – szarpiąc dalej krzyczał – Ja ich pozwę! Przecież jeszcze godziny odwiedzin są! Kurwa, otwierać! Ja chcę się już nachlać ! Słyszycie? – Rose zrobił się czerwony, co podkreślało jego rude włosy
- Axl.. no Rudy, przestań – próbowałam go odciągnąć i uciszyć. Bezskutecznie
- Co „Rudy przestań” ?! Co Axl?! Drzwi są zamknięte, nie widzisz? – chłopak nadal szarpał klamkę, a ludzie dziwnie się gapili. Nie wiedziałam już, czy mam się śmiać, czy wstydzić za jego zachowanie.
– Axl.. Axl, w drugą stronę..
- Co do cholery w drugą stronę?! – wokalista pociągnął drzwi do siebie i szeroko się uśmiechnął – Widzisz, a widzisz.. a mówiłem Ci.. do siebie, nie do środka.. – nastała chwila ciszy, ludzie przechodzący obok budynku spoglądali na Axla jak na idiotę, ten gapił się raz na nich, raz na mnie, w jego oczach zauważyłam wyraźne zażenowanie - .. chodźmy już – złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

- Czemu mi od razu nie powiedziałaś ?
- Chciałam, ale nie słuchałeś
- Ja nie słuchałem? To Ty nic nie mówiłaś
- Mówiłam, ale może nie słyszałeś bo byłeś zajęty wrzeszczeniem na drzwi i wyrywaniem klamki.
- Naprawdę.. było aż tak źle? – wokalista zaśmiał się i lekko zaczerwienił
- Nie.. nie, tylko wiesz, kilku przechodzących ludzi patrzyło na Ciebie jak na wariata.. no ale tak poza tym, to nie było najgorzej – spojrzałam na przyjaciela powstrzymując śmiech
- Serio, wyglądałem jak wariat?
- No na zdrowego człowieka, to do końca nie wyglądałeś
- A chuj tam.. może mnie nie poznali.. a zresztą, po pijaku robiłem gorsze rzeczy – Axl wypowiedział to zdanie z wyraźną dumą i pomaszerował przed siebie

- Ej Dash, Ona żyje!
- Ona cały czas żyła idioto – uderzyłam go w ramię - Brack, kochana jak się czujesz?
- Chyba dobrze, ale podobno długo tu poleżę, mam jakiś lekki uraz głowy i złamaną nogę
- Oj biedactwo
- Dobra, nie jest źle. Co u Was? Wszystko w porządku?
- Tak, w porządku – spojrzałam na Axla, On od czasu pytania Brack wgapiał się we mnie nerwowo
- Ej, co jest? Axl jest jakiś taki.. nerwowy
- Axl nerwowy? Niee, On ma tylko taki wyraz twarzy
- Dash..
- No co? Pamiętasz tego kolesia z parku? No to Duff wisi mu kasę
- To ten koleś w kapeluszu, tak? Dash, ja go już wcześniej widziałam..
- No i co? Ja też wielu ludzi widziałem..
- I wielu widziało Ciebie.. – spojrzałam na przyjaciela uśmiechając się
- Ale ja go widziałam tego dnia kiedy.. kiedy pokłóciłam się z Tobą, Dash.
- Brack, ale nie rozumiem.. co z tego, że widziałaś go wtedy, kiedy się pokłóciłyście?
- Niby nic, ale On mnie chyba śledził, a właściwie to gonił.
- Czemu nic nie powiedziałaś?
- Bo ta kłótnia.. a później jakoś o tym zapomniałam
- Dobrze, że nam o tym powiedziałaś
- Brack, a wiesz, że Dash ma dzisiaj pogrzeb?
- Dash ma po.. co ma?
- No pogrzeb. Wyobraź sobie, że ostatnio w gazecie odkryliśmy informację o tym, że przyjaciółka Guns n’ Roses no a dokładniej ja.. no że ktoś mnie zastrzelił i w środę odbędzie się mój pogrzeb. Fajnie, nie?
- No bardzo. To o której ten pogrzeb?
-  Idziemy o 17..
- No właśnie Dash, o 17 a już jest 14. Mieliśmy się nachlać, a Ty tu sobie pogawędki urządzasz! A przecież obiecałaś
- Niczego Ci nie obiecywałam Rose
- Ale i tak idziesz się ze mną najebać
- No idę
- No to ruszaj dupę, bo nam bar zamkną!
- No to zamkną. Boooże Axl, najwyżej się nie nachlejesz
- Najwyżej się nie nachleję? Ale ja muszę! Ja muszę pić, żeby żyć
- To w domu napijesz się mleka i będzie to samo.. i zdrowszy będziesz
- Nie gadaj tyle, tylko chodź – Rudy złapał mnie za rękaw i dosłownie wyciągnął z sali
- Axl, myślałam już, że przypadkiem powiesz, że Dash się pójdzie z Tobą jebać - krzyknęła dziewczyna . Rose wrócił się i stanął przy drzwiach uśmiechając się szatańsko
- Bo Ona będzie się ze mną jebać.. ale później
- Rudy, idziesz?
- Idę, nawet biegnę – wokalista podbiegł do mnie i przyciągnął do siebie
- Nawet na to nie licz
- Ale na co?
- Na to, że będę się z Tobą jebać
- Oj, Dash.. ale przecież będziesz .. dzisiaj na cmentarzu, zobaczysz..
- Na cmentarzu? Axl, jakie Ty masz chore fantazje
- To nie fantazja, to marzenie
- No to marzenia też masz chore  
- Normalne.. Ty nie wiesz jakie marzenia ma reszta zespołu
- Jeżeli chociaż w połowie tak chore jak Twoje, to chyba nawet nie chcę wiedzieć
- To ja Ci może powiem.. Steven na przykład marzy o seksie grupowym.. i to nie o takim, że On i same dziewczyny.. Ty, Brack, On ja i reszta.. plus ta laska z kiosku, ale nie ta jej matka tylko ta młoda  
- A.. Axl
- A Izzy natomiast chce jednocześnie Ciebie i Brack.. ale już bez nas.. i najlepiej w samochodzie
- Ale Axl
- Poczekaj, jeszcze nie skończyłem. Duff jest dziwny.. On chce tylko Ciebie.. i chyba nawet nie ma jakichś specjalnych wymagań co do miejsca i całej reszty – Axl zatrzymał się i zamilkł na chwilę, po czym dodał - chociaż nie wiadomo o czym On tam sobie myśli..
- Dobrze, Axl ale
- No poczekaj, Slash chciałby pod prysznicem.. no ale nie może się na którąś z Was zdecydować biedak.. chyba chciałby z Wami obiema na raz.. tak byłoby dla niego najlepiej, nie musiałby się zastanawiać chłopak.. wiesz jak to jest u niego z myśleniem
- Axl
- No ja Ci mogę opowiedzieć jeszcze kilka takich marzeń, albo fantazji, bo widzę, że Cię interesują, nawet bardzo. Ale wiesz co, nie dziwię Ci się, bo mnie też zazwyczaj bardzo ciekawią.. na ogół też podniecają, szczególnie kiedy opowiada Slash, albo Izzy.. Oni przedstawiają to tak jakoś realistycznie, w sumie to Duff też jest w tym dobry, naprawdę. Musisz ich kiedyś posłuchać. Ale mogłabyś też opowiedzieć nam swoje, ja z chęcią posłucham, chłopaki zresztą też. Powinniśmy urządzić sobie kiedyś taki „wieczorek fantazji” nawet nie kiedyś, tylko dzisiaj albo jutro. Wiesz będziemy sobie opowiadać, a później może.. no coś na pewno da się z tego zrobić. Mówię Ci, fajnie będzie, takie zabawy bardzo kształcą i na pewno polepszą nasze kontakty.. wiesz takie przyjacielskie, nie mówię tu wyłącznie o seksie, myślę też przecież o innych rzeczach. Jestem w zupełności normalny. Przecież każdy ma jakieś fantazje, tylko nie każdy o nich mówi, a każdy powinien, żyłoby się łatwiej wiedząc, czego pragnie drugi człowiek i ten drugi wiedziałby jak nas zadowolić. No ale niestety nie każdy chce o tym mówić, ludzie się wstydzą, wiesz Dash.. tylko nie wiem czego, bo naprawdę nie ma czego. Więc co myślisz o tym wieczorku? Moim zdaniem to naprawdę świetny pomysł, tylko, że nie ma Brack, no ale trudno, będziemy sobie organizować takie wieczorki raz w miesiącu. Nie, no co ja powiedziałem.. raz w miesiącu? Raz na tydzień.. takie cało nocne.. może będą przeciągać się do południa.. nigdy nic niewiadomo. Jestem pewien, że spodoba się chłopakom mój pomysł, mnie podoba się bardzo i Tobie pewnie też, ale się do tego nie przyznasz.. ja Cię znam
- Axl – szarpnęłam go za koszulkę – minęliśmy Rainbow
- Co?! Czemu dopiero teraz mi to mówisz?
- Bo nie dałeś mi dojść do słowa. Próbowałam, ale jak rozwinąłeś ten swój monolog, to pomyślałam, że nie ma sensu się starać, bo i tak nie posłuchasz
- No i teraz będziemy musieli się wracać – Rose zamachał rękoma i pociągnął mnie za sobą. Szedł tak szybko, jakby bał się, że mu cały alkohol wypiją i jeszcze mnie poganiał, bo niby mało czasu mamy a On przecież musi się napić. Dziwne, doszliśmy do baru w niecałe 15 minut.. to jakiś nowy rekord, Axl chyba naprawdę jest spragniony. Kiedy jakiś maluch poprosił go o autograf postawił mu na ręce jakiś krzyżyk i powiedział, że na więcej nie ma czasu, bo bardzo się spieszy i dalej zapierdalał przed siebie ciągnąc mnie za sobą.
- Jesteśmy! W końcu
- Tylko pamiętaj, że nie możesz wypić za dużo, bo mamy pewną sprawę do załatwienia
- Tak, tak pamiętam – zbył mnie machnięciem ręki i w podskokach doszedł do baru, oparł się łokciami o ladę i jak mały dzieciak widzący czekoladę wyszczerzył zęby prosząc o szklankę wódki. Wiedziałam już, że szybko stąd nie wyjdziemy.
- Axl, Ty tak poważnie o tym wieczorku? – siadłam obok i napiłam się z jego szklanki
- Ej oddawaj! Tak, poważnie, a co.. zainteresowana? – chłopak uśmiechnął się unosząc brew
- Nie.. no wiesz, tak tylko pytam. Przecież nie będę Wam gadać, o czym fantazjuję, znaczy.. gdybym fantazjowała – chłopak się zaśmiał
- Dash, ale ja Cię zaspokoję naprawdę
- Ale naprawdę nie musisz
- Ale naprawdę chcę, więc może mi powiesz..
- Nie – oparłam się o ladę i zakryłam twarz dłonią – Pij to szybciej i wracamy
- A co już chcesz spełnić swoje fantazje? Poczekaj, aż będziemy na cmentarzu
- Nie ! – walnęłam go i zamówiłam sobie Danielsa
- Ale dlaczego nie? Wiesz, ja Ci naprawdę chcę pomóc – chłopak złapał moją szklankę i wziął z niej kilka łyków
- Ej to moje!
- Ty piłaś moją wódkę
- Ale nie aż tak dużo
- No to masz – podał mi swoją szklankę
- Axl, Ty umiesz się dzielić!
- No ba, z Tobą zawsze
- No taa.. zawsze, ostatnio jak Ci zjadłam cukierka to mnie po całej chacie przez pół godziny ganiałeś, krzycząc żebym go wypluła
- Bo to był ostatni!
- Dobra, ostatni czy nie, nieważne.. idziemy już. Ty płacisz! – wstałam i odeszłam od baru
- Co, ale dlaczego..? – barman podał mu rachunek – Kobiety..
- Rozumiem. To Twoja dziewczyna? Ładnie razem wyglądacie
- Właściwie to ja nie jestem.. – Rose objął mnie ramieniem, zakrywając mi usta
- Tak, to moja wybranka – pocałował mnie namiętnie, czym przywołał na siebie spojrzenia wszystkich mężczyzn siedzących w barze

- Axl, co Ty robisz?
- Wracam do domu
- Dobrze wiesz, że ja nie o tym
- A o czym?
- No co to miało być?
- Nic, to był tylko przyjacielski pocałunek, więc się nie czepiaj
- No dobrze, skoro to tylko przyjacielski pocałunek..
- Tylko przyjacielski – Rose uśmiechnął się ponownie obejmując mnie ramieniem

- Jesteśmy! – Axl wbił do domu z impetem otwierając drzwi – Ej, gdzie Oni są?
- Nie mam pojęcia. Mówiłam Ci, żeby wracać szybciej do domu
- Dobra, nie denerwuj się.
- Tam jest jakaś kartka, pewnie od chłopaków
- To Oni umieją pisać?!
- Nie, wiesz, obrazki rysują
- No w to jeszcze uwierzę
- Poszli na cmentarz. Będą czekać przy wejściu. Axl, która godzina?
- Wyczytałaś to z obrazków?!
- Tak, z obrazków – powiedziałam ironicznie – To która godzina? A sama sprawdzę, przecież Ty się NIE ZNASZ NA ZEGARKU!
- Bardzo śmieszne. Znam się – Rose zrobił obrażoną minę
- No to która godzina?
- 17:10 i co, znam się!
- 17:10 ?! Axl rusz dupę i idziemy na cmentarz – wypchnęłam przyjaciela z domu.
- Zaraz, zaraz
- Co znowu?
- Przyznaj, że znam się na zegarku
- Axl nie wygłupiaj się
- No przyznaj
- Dobra, znasz się na zegarku. Wystarczy?
- Nie.. - Rose uśmiechnął się i spojrzał w niebo
- Co mam jeszcze zrobić?
- Przeprosić..
- Co?! Zwariowałeś?
- Nie, mówię całkiem poważnie
- No Axl kurde. Dobra, przepraszam jeśli uraziłam Twoją dumę. Może być?
- Nie do końca..
- Axl..
- Jeden mały całus w policzek - powiedział pośpiesznie Rose
- No pfff nie!
- No Dash.. - wokalista zrobił słodką minkę i zatrzepotał rzęsami
- W sumie.. a co mi tam - podeszłam do chłopaka i go pocałowałam
- No widzisz, jak chcesz to potrafisz - złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Podążyliśmy na wskazane miejsce.