OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

piątek, 25 stycznia 2013

R.26


Wiem, ten rozdział mi trochę nie wyszedł. W ogóle miał być dłuższy. Jakoś nie mogłam się zabrać do pisania, niby wena była, głowa pełna pomysłów, ale leń w dupie xd Przez trzy dni przepisywałam rozdział z zeszytu na kompa, ale tak mozolnie mi to szło, że myślałam, że nigdy nie skończę. Wczoraj w nocy powiedziałam sobie, że nie wyłączę komputera, dopóki nie przepiszę rozdziału.. i podziałało ! ;p Podziałało tak, że wzięłam się za pisanie kolejnego.. o 1 w nocy xd Mam nadzieję, że ten rozdział nie jest wcale taki najgorszy i chociaż trochę Wam się spodoba, a i dzięki za komentarze :) Miłego czytania :*

Dash.

ROZDZIAŁ 26

Tak jak mieliśmy, przyszliśmy wszyscy na koncert do hotelu, ciekawe dlaczego my dzisiaj nie występujemy.. Od razu poszliśmy do baru, zamówiliśmy wódkę i Jacka Danielsa , rozglądaliśmy się szukając mężczyzny od kapelusza.
- Nigdzie go nie ma. Kurwa, zrobił nas w chuja kretyn!
- Izzy, spokojnie pewnie gdzieś jest, tylko go nie widzimy
- Ale pewnie On widzi nas..
- O Dash, słyszysz? Skid Row grają „18 and life” ! – Rose zeskoczył ze stołka jak poparzony, złapał Dash za rękę i pobiegli pod scenę. Poszliśmy za nimi, przecież tych wariatów trzeba pilnować. Niby głośno śpiewali całą piosenkę, ale na refrenach tak im odwalało, że cudem jest, że nie stracili głosu.. i zębów. Axl objął Dash ramieniem i machając butelkami zaczęli śpiewać  “18 and life you got it, 18 and life you know. Your crime is time and it’s 18 and life to go”!
- I teraz 2 zwrotka Dash Tequila in his heartbeat, his veins burned.. Dash co tam było?
- His veins burned gasoline Axelku
- Od razu wiedziałem.. nieważne – śpiewali dalej „He married trouble and had a courtship with a gun. Bang -Bang, shoot'em up, the party never ends. You can't think of dying when the bottle's your best friend and now it's. 18 and life you got it, 18 and life you know. Your crime is time, and it’s..
- Koniec..  szkoda – Dash oderwała się od Rose’a, do którego nie docierało, że zespół przestał grać, On śpiewał dalej 
-18 and life you got it, 18 and life you know, your crime is.. time and.. it’s.. koniec już? – Axl zrobił speszoną minę i uśmiechając się nerwowo wycofał się w stronę ściany.

Ze względu na urodziny właściciela rozmawialiśmy o tym, do jakiego wieku dożyjemy
- Nie wiem, jak Wy, ale ja dożyję
- Czego?
- No mojej stówki
- Znalezienia Twojej krówki?
- Stówki
- Przecież Ty nie masz krówki
- Stówki! Slash, patrz i czytaj z moich ust. Stów- ki – Rose narysował w powietrzu liczbę „100”
- Aaa stówki. Usłyszałem krówki i się zdziwiłem, bo przecież Ty nie masz krówki. A przecież mógłbyś mieć. Co by to komu przeszkadzało? Małe krówki są urocze. I wiesz co, chyba sobie jedną kupię, albo nie.. Wy mi kupicie.. na urodziny. Tak, na urodziny chcę dostać krówkę
- Slash!
- No sorry.. prawie ogłuchłem i stąd ta krówka. Ale moglibyście mi jedną sprezentować. Krówką bym nie pogardził.. naprawdę.
- Slash!
- No co? Wyobraź sobie.. codziennie świeże mleko
- Saul!
- Oj no dobra. Ale kupicie mi jedną?
- A zamkniesz się wreszcie?
- Tak. Znaczy wiesz, od czasu do czasu sobie z tą moją krówką pogadam, no ale nie jakoś dużo.. tylko trochę. Chyba mi nie zabronicie, prawda? – Rudy spojrzał na Hudsona zabójczym wzrokiem – Dobra. Już skończyłem. Tylko proszę Cię, nie bij. Oszczędź.
- Och. Zamknij się w końcu! Sebastian idzie. Ile można gadać?!
- I jak? Podobało się? Dobrze było? – zapytał Bach klepiąc Saula po plecach
- Tak! Świetnie było. Axl i Dash tak darli się przy „18 and life”, że prawie ogłuchłem! Ale dzięki temu będę miał własną krówkę  - Slash podskoczył i zaklaskał w dłonie
- Krówkę? Ale jaką krówkę..? O co chodzi?
- A długa historia.. – powiedziałem
- Jak chcesz, to będziesz mógł być chrzestnym
- No pewnie. Chętnie. W końcu nie wiadomo, kiedy taka okazja znowu się nadarzy
- Na pewno nie w najbliższym czasie. Krówki nie będzie
- Czemuu?
- No gdzie Ty ją będziesz trzymać?
- W pokoju..
- Taa już to widzę.. cylindry Ci pozjada
- Ale nie dałeś mi dokończyć.. nie w moim pokoju, tylko w Twoim.
- A dlaczego w moim?
- No bo w czyimś musi. Jestem pewien, że Twój pokój jej się najbardziej spodoba..
- Nie będę wychowywał Twojej krowy!
- No nie.. Ona będzie wychowywać Ciebie – Slash zaśmiał się i wyrwał mi piwo z ręki
- Ejj kup sobie
- A po co ? Przecież mogę wziąć od Ciebie
- No nie możesz. Zobaczysz, pójdę na policję
- Piwa i tak Ci nie oddam!

- Dash! Słyszałem, że śpiewałaś na moim występie – wokalista Skid Row uśmiechnął się obejmując dziewczynę
- To prawda.. szkoda, że graliście tylko dwie piosenki
- No szkoda, ale wiesz.. – chłopak pochylił się nad jej uchem i zaczął bawić się jej włosami - .. jeżeli chcesz, możemy spotkać się po imprezie i.. pośpiewać.
- Pośpiewać.. kuszące, ale.. tym razem nie skorzystam. Hetfield! Hej, James .. pamiętasz mnie? – dziewczyna podbiegła do wokalisty Metalliki .
- No jasne. Jak mógłbym zapomnieć. Może się gdzieś przejdziemy? Trochę tu głośno.
- Pewnie – Dash i Hetfield wyszli z budynku
- A więc James..
- Co James?
- A nic. – Sebastian uśmiechnął się sztucznie i podreptał w stronę wyjścia
- Ciekawe.. bardzo – powiedziałem do siebie i podąrzyłem za kolegą mijając policję
- No coś Ty, Duff naprawdę? Zgłosiłeś to na policję? Ja Ci odkupię to piwo – krzyknął Slash
- Żartujesz? Niczego nie zgłaszałem.. pewnie sami się domyślili.. albo w gazetach już pisali, że mi piwo zajebałeś złodzieju jebany – krzyknąłem i wyszedłem na dwór. Niestety straciłem ich z oczu, nie miałem wyjścia, musiałem wrócić do hotelu.  

                                                                                                                         
Chodziłam z Jamesem po parku obok budynku, rozmawialiśmy o karierze Metalliki i Gunsów, powiedział, że chciałby zagrać koncert z chłopakami, poszliśmy do pokoju, który wynajmował zespół.
- James, znalazłeś się wreszcie.. o i Dash przyprowadziłeś, jakiś Ty kochany – Lars podszedł do gitarzysty i go uściskał
- Dash, napijesz się z nami? – Kirk otworzył butelkę
- A jak myślisz?
- Myślę, że chyba tak
- Boże, Kirk Ty geniuszu
- Lars, rusz tyłek po coś do żarcia, przecież nie będziemy tylko pić.
- Ale dlaczego ja? Ty nie możesz?
- Nie, geniusze nie chodzą po żarcie
- To niech James idzie
- Ulrich ja nie mam czasu..
- No tak jest zawsze, Lars to, Lars tamto, zawsze wszystko Lars
- Dash, nie zwracaj na niego uwagi, pogada, pomarudzi, pójdzie po jedzenie i znów będzie się cieszył.

 Żartowaliśmy, piliśmy, zadawaliśmy sobie dziwne pytania, śpiewaliśmy, oglądaliśmy telewizję i znowu piliśmy. Po dwóch godzinach tej bajecznej błogości, postanowiłam, że wrócę do domu, żeby chłopaki się nie martwili
- Dobra chłopaki, miło było ale wracam do Hellhouse - Wyszłam z pokoju chłopaków, James odprowadził mnie do windy, przyznam, że ciężko było nam się rozstać, bo przecież miło spędziliśmy czas
- No więc..
- Więc?
- Szkoda, że musisz już iść, a może.. zadzwonię do chłopaków i powiem, że zostaniesz u nas na noc, wiesz.. późno jest i nie chciałbym, żebyś wracała sama, odprowadziłbym Cię pod sam dom, ale nie zostawię chłopaków samych, są zbyt pijani, rozumiesz?
- No jasne, skądś to znam – uśmiechnęłam się
- To zostajesz, czy nie?
- Nie, wiesz, lepiej wrócę do domu
- Jak chcesz – Hetfield pocałował mnie w policzek, weszłam do windy. W ostatniej chwili wbiegła do niej jakaś kobieta, pewnie dziwka, przynajmniej tak wyglądała, przycisnęła przycisk i zjechałyśmy piętro niżej. Kobieta wysiadła i weszła do jakiegoś pokoju, obok windy przechodził Bach, machał sobie butelką z wodą i coś nucił
- O cześć Dash!
- Hej
- Może wejdziesz do nas? Porozmawiamy, co?
- Właśnie miałam iść do domu..
- No Dash, nie daj się prosić – chłopak uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę – Z Metalliką piłaś, a ze Skid Row się nie napijesz?
- No dobrze, wejdę ale tylko na chwilę
- Oczywiście – poszliśmy do pokoju

- Rozgość się
- A gdzie chłopaki?
- Łażą gdzieś albo.. hm pewnie pierdolą jakieś dziwki, wiesz jak to rockmani
- Jasne, w końcu z pięcioma mieszkam. Chociaż ci moi nie są tacy najgorsi, rzadko chodzą na dziwki
- Jasne, mają Ciebie, więc nawet nie muszą
- Sugerujesz coś?
- A nie, nic. Chcesz coś do picia?
- Pewnie, strasznie tu gorąco...
- Zaraz coś Ci przyniosę
- Ok
- Em.. Dash, mogłabyś tu przyjść, bo nie wiem co Ci dać – poszłam do Sebastiana
- Seba, macie tylko wódkę, a Ty nie wiesz co mi dać?
- Aa.. - chłopak się uśmiechnął - .. nie no pewnie coś innego się jeszcze znajdzie, więc będziesz mogła sobie coś sama wybrać, ja Ci niczego nie będę narzucał 

- Seba, wróciliśmy kochanie! – krzyknął Snake strasznie się z czegoś śmiejąc
- Daj mi pić – wrzasnął Rachel prawie że czołgając się do pokoju. Był w samych bokserkach, no prawie.. miał jeszcze buty –Bachu jebany słyszysz, daj mi pić! – chłopak wbiegł do nas a kiedy zorientował się, że go widzę i, że w ogóle tu jestem zrobił się czerwony i spierdolił z kuchni wrzeszcząc „Gdzie moje spodnie?!” . Mieliśmy z niego niezły ubaw, a przynajmniej ja i Dave, Sebastian natomiast wytrzeszczył oczy i otworzył usta, zapewne na początku nie wiedział, co się dzieje, znaczy to można było wyczytać z jego reakcji, jednak po chwili zdumienia zaczął się śmiać, no najpierw to było coś przypominające krztuszenie się a dopiero później śmiech. – No gdzie są moje pierdolone spodnie?!
- Tutaj, ale jak są pierdolone to ja bym ich nie zakładał – Sabo podał mu poszukiwaną część garderoby
- Chuj tam, mnie przecież nie wypierdolą
- Dobry jesteś. Ja bym nie ryzykował
- Nie no pierdolę!
- Co znowu?
- Alkohol nam się chyba skończył!
- Jak, przecież dużo go ze sobą przywieźliśmy – Bolan pobiegł zobaczyć, czy Sebastian aby nie histeryzuje
- No mówię Ci, cały zapas. Kurwa, cholerstwo ciężkie było to chyba nikt nie zajebał! Gdzie to wszystko jest?! Któryś Was przypadkiem nie zachomikował..?
- A po chuj chomikować?
- Nie wiem, ale po Was wszystkiego się można spodziewać. Idę na miasto uzupełnić zapasy, przecież do domu z pustymi rękoma nie wrócimy
- Idę z Tobą - Rachel wyszedł z pokoju za Bachem  

- No to zostaliśmy sami
- To ja może już pójdę
- Siedź, chyba mnie samego nie zostawisz, ja tu zdechnę z nudów. Poczekaj chwilkę, usiądź sobie gdzieś, a ja pójdę po Twoje picie .

- Już jestem. Zostało pół butelki wódki, napijemy się później?
- Dave, nie powinnam
- Oj przestań, w ciąży chyba nie jesteś, więc pić możesz, hm?
- No dobrze..
- No widzisz, wiedziałem, że z Tobą można się dogadać – wypiłam resztę napoju, chłopak nalał mi i sobie po kieliszku wódki, później jeszcze po jednym i kolejnym, kolejnym i jeszcze jednym
- Dave ja już chyba pójdę.. naprawdę
- Niee, no zobacz, jeszcze jedna butelka – chłopak pomachał mi butelką przed nosem
- Ale Sebastian mówił..
- A tam Sebastian mówił, schowałem jedną na specjalną okazję – Snake otworzył butelkę, nalał tym razem do szklanek – Zobaczymy, kto więcej wypije, co?
- Ze mną chcesz rywalizować? Człowieku, ze mną nie wygrasz
- A zakład?
- No dawaj
- Dobra, no to liczymy
- Co Ty chcesz liczyć? Szklanki? Pijmy z kieliszków, będą większe liczby
- A no racja. No to pijemy z kieliszków !

Po jakiejś godzinie chlania jak się okazało 3 butelek ( wiem, szybko poszło) wódki, bo znalazły się jeszcze dwie, co prawda niepełne, (no ale to zawsze coś) nie było dobrze. Wypiłam dużo, ale czułam się gorzej niż zwykle po takiej ilości. Strasznie kręciło mi się w głowie i było mi duszno
- Co jest,  wymiękasz?
- Kręci mi się w głowie. Mógłbyś otworzyć okno? Strasznie tu gorąco
- Jasne, zaraz otworzę. Połóż się na łóżku – położyłam się, On położył się obok mnie, zaczął mnie całować, zdjął ze mnie bluzkę, złapał mnie za ręce, ścisnął mocno nadgarstki i nadal całował. Ciągle kręciło mi się w głowie, robiło mi się ciemno przed oczami, nie wiedziałam, co się dokładnie dzieje, powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. W pewnym momencie film mi się urwał, ale tylko na chwilę

- Dave, czemu moja bluzka tam leży? – zapytałam zdezorientowana i trochę przestraszona
- Powiedziałaś, że Ci gorąco i ją zdjęłaś
- Naprawdę?
- Tak
- Mógłbyś mi zamówić taksówkę? Chcę już wrócić do domu
- Pewnie – chłopak nie spuszczając ze mnie wzroku, podszedł do telefonu – Zaraz będzie
- Mhmm, dzięki – usiadłam na brzegu łóżka, założyłam bluzkę i próbowałam wstać i nie wiem czemu, ale miałam rozpięte spodnie. Chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, znowu zrobiło mi się ciemno i zakręciło mi się w głowie
- Może Ci pomogę? Odprowadzę Cię do taksówki – chłopak objął mnie w pasie, w sumie mnie podtrzymywał, gdyby nie to, pewnie wywaliłabym się po wyjściu z pokoju, a o dojściu do taksówki nie byłoby mowy.

- Ej, Dash a może ja pojadę z Tobą, dobrze by było, żebyś wróciła do Waszego domu, a nie do sąsiadów..
- Racja.. jeżeli to nie jest dla Ciebie problem
- Nie jest, poczekaj tu chwilę, zaraz wrócę – mężczyzna powiedział coś do taksówkarza i pobiegł do hotelu, po chwili zbiegł z butelką wódki , wsiadł do samochodu
- Teraz nie będziemy się nudzić
- Ja już nie piję
- Ej mała, żartujesz? Pijesz, pijesz.. tylko, że nie mamy żadnej szklanki, czy czegokolwiek, żeby pić
- A chuj tam ze szklanką – wyrwałam mu butelkę i zaczęłam pić, nie odzywałam się przez całą drogę, patrzyłam przez okno i piłam

- Jesteśmy.. Dash – chłopak mnie szturchnął, ocknęłam się, otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu z wielkim trudem, Boże jak ja mogłam się tak nawalić? Dave podprowadził mnie pod drzwi i zostawił mówiąc, że musi już wracać, bo chłopaki nie mają klucza. Oparłam się o ścianę, nie miałam siły nawet otworzyć drzwi, ani zapukać, no nic kompletnie. Później jednak podjęłam próbę zastukania do drzwi.  

2 komentarze:

  1. Nie było takie świetne jak tamte ale i tak zajebiste :D
    Nie mogę się doczekać następnej części. Mam nadzieję że wyjdzie niebawem. Proszę napisz jak najszybciej:-)

    P.S.świetnie się czyta :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie ,każdy rozdział czytam z coraz większym zainteresowaniem , masz świetne pomysły oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń