OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

wtorek, 2 kwietnia 2013

R.38

ROZDZIAŁ 38

- Brack, która godzina?
- Siedemnasta trzydzieści jeden
- To co, kończymy próbę? Izzy, o której mamy ten koncert?
- Za dwadzieścia minut
- To jeszcze zdążę zjeść..
- Axl, żresz od rana, gdzie Ty to mieścisz?
- W środku. Nie jem od rana!
- Jak nie? Ciągle coś mielisz – Izzy odłożył gitarę i założył koszulę
- Nie prawda – Rose sięgnął po jabłko
- Jasne..
- Dobra, chodźmy już, bo znowu się spóźnicie
- Przecież i tak się spóźnimy.. to po co się spieszyć?
- Nie marudź, Rose
- Skarbie, masz zamiar dzisiaj pić?
- Nie wiem, a co?
- Nic, tylko ktoś musi dzisiaj robić za naszego szofera..
- Izzy, chamie – uwolniłam się z jego uścisku i kopnęłam go w kostkę – Będę dzisiaj piła, najebie się do nieprzytomności
- Tak kochanie, tak.. do nieprzytomności
- A zobaczysz
- Mhm
- No tak
- Dobrze, wierzę Ci

   - Rusz się!
- Koncert i tak zacznie się później.. – wlekłam się za Kapelusznikiem, byłam wycieńczona, od wczorajszego wieczora nic nie jadłam
- Twoi przyjaciele zawsze się spóźniają?
- Na własne koncerty? Zawsze 
- To niedobrze.. im bardziej się spóźnią, tym gorzej dla Ciebie, maleńka
- Nie rozumiem.. o czym Ty mówisz?
- Sam jeszcze nie wiem, ale zaraz coś wymyślę

   Nadszedł czas koncertu. Jak zwykle chłopaki kazali czekać na siebie publiczności. Jeszcze ostatnie poprawki: Axl zakłada bandanę, Slash zapala papierosa, organizatorzy stawiają alkohol przy perkusji Adlera, basista i rytmiczny stroją gitary. Koncert na świeżym powietrzu – nic lepszego nie mogło im się teraz przytrafić.
- Izzy, boję się.. – przytuliłam się do chłopaka
- Bracket, Dash nic nie będzie. Poradzi sobie
- Ale i tak się boję. Nie wiadomo, co ten świr wymyśli
- Znajdziemy ją, obiecuję – pocałował mnie
- Stradlin, Duff! Ruszcie dupy, publiczność się nas domaga – z dumą krzyknął perkusista. Weszli na scenę, cierpliwsza publiczność biła brawa, ta druga gwizdała i coś krzyczała. Zespół zaczął grać
- Gdzie ten rudy diabeł?! – wrzasnął jeden z organizatorów  
- Idę, idę.. – Rose wlekł się kończąc pić Danielsa z plastikowego kubka. Mężczyzna dosłownie wrzucił go na scenę
- Lepiej się postaraj.. 
- Hoo.. dobra – wokalista zaczął cicho uśmiechając się szatańsko – Rozjebmy to miejsce! – wrzasnął  z charakterystycznym skrzekiem. Publiczność zawrzała, Izzy zszedł na chwilę ze sceny, tylko po to, żeby mnie pocałować
- No idź już – powiedziałam widząc spojrzenie organizatora. Wyglądał jak przerośnięta jaszczurka, ale w sumie był miły, gadałam z nim chwilę przed koncertem i sprawiał wrażenie inteligentnego gościa z poczuciem humoru. Wysyłając Stradlina na scenę klepnęłam go w tyłek, odwrócił się i uśmiechnął przymrużając oczy. Wbiegł na scenę 

   - Slash – próbowałam się przebić przez solówkę Adlera – Slash!
- No, co jest?
- Chyba widziałam Kapelusznika
- Co? Powtórz, nie słyszałem.. – kucnął przy Stevenie
- Widziałam Kapelusznika i Dash.. chyba
- Gdzie?!
- No w tłumie geniuszu. Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć, są w samym środku.. dobra, żeby było łatwiej, Dash jest ubrana tak samo jak wtedy, kiedy ostatni raz ją widzieliśmy, a On.. On ma koszulkę Metalliki i chyba ciemne spodnie. Jak się przyjrzysz, to na sto procent ich zobaczysz – tłumaczyłam nerwowo
- Aha, ok.. – Saul zaczął się rozglądać, podszedł do Duffa i Izziego wskazując palcem w publiczność. Basista zostawił gitarę i zeskoczył ze sceny, rytmiczny pobiegł za nim, Axl wyjący coś do mikrofonu dopiero po chwili zorientował się, że połowa zespołu spieprzyła mu ze sceny. Podszedł do Hudsona
- Co tu się kurwa dzie.. Dash! Saul, tam jest Dash! – wokalista w panice na przemian łapał się za głowę i szarpał koszulę gitarzysty
- Wiem Axl, widzę..
- Co się stało? – Steven przestał grać
- Dash tu jest! – wrzasnął Rudy, po chwili krzyczał już do mikrofonu – Jeremy, kurwa oddaj nam Dash! Zostaw ją w spokoju – zaciekawiona i lekko zdezorientowana publiczność przysłuchiwała się wrzaskom Rose’a i z zainteresowaniem obserwowała gitarzystów próbujących dotrzeć do przyjaciółki i MacDonalda. Fani bezmyślnie ich zatrzymywali prosząc o autografy lub zwykłe podanie ręki. Przekleństwa i wyzwiska wypowiadane przez Stradlina i McKagana, a także wściekłego Axla kierowane w stronę publiczności, jak i pod adresem Kapelusznika odbierane były z wielką agresją. Ludzie rzucali na scenę wszystko, co mieli pod ręką, wkurwiony Rose kilka razy odrzucił przedmioty powodując tym liczne szkody i ubytki w uzębieniu niektórych fanów. Jakaś grupa dorwała McKagana i poobijała go trochę, jakoś im się wyrwał. Izzy już prawie dogonił Dash i Jeremy’ego. Niestety, fani dopadli również jego. Duff, wiedząc, że nie uda mu się dostać do dziewczyny chciał pomóc przyjacielowi, zainkasował przy tym (podobnie jak Izzy) kilka ciosów w twarz i brzuch. Dash widząc to wyrwała się na chwilę z uścisku Kapelusznika, ten jednak prawie natychmiastowo przyciągnął ją do siebie i szarpiąc nią intensywnie jej coś tłumaczył. Saul przez ten czas wysłał ochronę w ich stronę, nie mogli się przebić przez publiczność, postanowili więc eskortować gitarzystów, którzy zdążyli się już  wdać w bójkę z fanami. Odciągnęli ich i z trudem zaciągnęli pod scenę. Dash i Kapelusznika nie było już widać.
- Ja pierdolę! Wy jesteście ochroną?! Kto Was szkolił? Chyba Slash kazał Wam odzyskać Dash, nie? Więc czemu do chuja tego nie zrobiliście? Ja pierdolę.. teraz to naprawdę możemy jej nigdy nie zobaczyć – rozwścieczony Axl zabrał się za demolowanie sceny, kopał wzmacniacze, perkusję Adlera, rzucał plastikowymi kubkami, jakimiś butelkami.. wyrzucił nawet statyw (a rzut ma daleki, więc znowu były problemy, bo któryś z fanów dostał czymś w nos). Cały czerwony usiadł na głośniku obejmując kolana rękoma, zamknął oczy mocno zaciskając powieki. Duff usiadł na schodkach, jego oczy zrobiły się szkliste, zakrył twarz trzęsącymi się dłońmi. Slash usiadł obok chcąc go pocieszyć, nie wiedział jednak co powiedzieć, Steven bez słowa schował się za perkusją. Podeszłam do Stradlina i zamykając oczy wtuliłam się w jego ramiona.

   Mało brakowało.. gdyby nie ci CUDOWNI fani, pewnie byłabyś teraz z przyjaciółmi. Następnym razem będę musiał bardziej uważać, takie sytuacje są niedopuszczalne – mężczyzna wepchnął mnie do taksówki, powiedział coś kierowcy i patrząc na mnie powoli zbliżał się do moich ust. Położył dłoń na moim udzie, drugą zatopił w moich włosach – Lubię niebieskookie blondynki, wiesz? – szepnął. Próbowałam go  od siebie odsunąć, ale był zbyt silny. Taksówkarz najwyraźniej przyjaźni się z Jeremim, bo nie reaguje na moje krzyki i prośby, żeby się zatrzymał. MacDonald pocałował mnie i krzyknął, by Yoshi (bo tak nazywał się kierowca) zatrzymał auto i kazał mu mnie pilnować, sam zaś poszedł do sklepu. Kierowca był Azjatą  (zadziwiająco przystojnym jak na człowieka z tamtych stron)
- Skąd jesteś? – zapytałam nieśmiało
- Z Japonii.. z Tokio
- Co robisz w L.A? 
- Próbuję żyć..
- Słuchaj, Yoshi, tak? Musisz mi pomóc. Proszę
- Nie pozwolę Ci wyjść z tego samochodu
- Dlaczego? – odwrócił głowę w moją stronę, w jego oczach widziałam strach
- Bo.. zrozum, mam żonę i trójkę dzieci, gdybym Ci pomógł Jeremy by mnie zabił. Nie mogę tego zrobić mojej rodzinie, nie mogę zostawić ich samych
- Rozumiem.. ale dlaczego nie poszukasz sobie jakiejś normalniej pracy? Dlaczego mu pomagasz?
- Nikt nie chce legalnie zatrudnić Japończyka bez wykształcenia. Nie mam konkretnego zawodu.. nie mam wyjścia, muszę pracować dla MacDonalda.

   Axl, chodź do domu
- Nie – koncert skończył się trzy godziny temu a Rose dalej siedział na głośniku. Prawie się nie odzywał, czasami tylko przeklął
- Izzy, zrób coś – powiedziałam odchodząc od wokalisty. Stradlin podszedł do niego i położył rękę na jego ramieniu
- Axl.. chodź do domu
- Nie..
- Słuchaj, to że będziesz tu siedział nic nie da
- To, że pójdę do domu też w niczym nie pomoże
- Ale i nie zaszkodzi. Chodź – Izzy pociągnął go za rękę. Rudy niechętnie z głową spuszczoną w dół zszedł ze sceny – Duff wstawaj – zamyślony basista szedł za nami.
    Po długiej i strasznie męczącej podróży do domu (Axl nie chciał iść, zachowywał się jak małe obrażone dziecko) prawie dostałam zawału. Drzwi Hellhouse były otwarte, Izzy kazał mi zostać przed domem, sam z chłopakami poszedł sprawdzić czy nikogo tam nie ma. Ciekawość mnie zżerała, weszłam do środka. Wszystko było porozwalane, po podłodze walały się nasze ubrania, jakieś zeszyty, kartki, nawet krzesła z kuchni.. na fortepianie, którego chyba ten ktoś, kto u nas był jakoś specjalnie nie ruszał leżała bandana Dash a obok jej zdjęcie podarte na pół
- Boże, co tu się stało?
- Zapytałabym raczej, czemu zdjęcie Dash jest porwane.. Duff, gdzie Ty idziesz? – chłopak bez słowa wyszedł z domu.

   - Skąd to masz? – Kapelusznik wrócił do domu z ubraniami, na początku nie skojarzyłam, że są moje
- Z Waszej chaty
- Zwariowałeś? Włamałeś mi się do domu? Popierdoliło Cię?
- Chyba nie chcesz ciągle chodzić w tym samym, prawda? Masz, przebierz się – podał mi czyste ciuchy
- Może stąd wyjdziesz, co?
- Po co?
- Chcę.. a dobra, nieważne. Ja wyjdę – wyszłam z pokoju.      

___________________________________
Sorry za błędy jak są, ale już mi się nie chce dziesiąty raz z rzędu sprawdzać, czy jest bez błędów xd 
A i takie pytanie do Michelle Rose.. mianowicie, kiedy wstawisz następny rozdział? ;p Sorry, że tu a nie u Ciebie.. po prostu potraktuj to jak dedykację (albo coś w tym rodzaju) xd ;*

btw piękna ta nasza wiosna.. taka biała.. 

Dash.             

14 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie jak zawsze świetne ;**
    U mnie powinno być jeszcze dzisiaj albo jutro.
    Przepraszam że tak długo nie pisałam ale chora byłam. Całe święta spałam. Nie ma to jak jakaś cholerna grypa ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To czekam z niecierpliwością na Twój rozdział ;D
      Oj współczuję.. ale mam nadzieję, że już lepiej się czujesz ;*

      Dash.

      Usuń
  2. Tak już mi lepiej ;) I jutro już idę do szkoły ;/ I na dzień dobry sprawdzianik ;< No ale mniejsza ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się cieszę :) Jak ja Cię rozumiem.. w czwartek mam pracę klasową.. ale z angielskiego, więc nie jest źle :)

      Usuń
  3. Jak miło, wchodzę i patrzę - na liczniku równe 6000 :D
    Powiem, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy na koncercie, pozytywne zaskoczenie. I oczywiście bardzo mi się podoba :)
    Zapraszam do mnie, nie piszę JESZCZE opowiadań, mam za mało czasu ;> ale będą niedługo nowe gifki z GnR :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz.. to jakiś znak ! ;p
      Czyli jeszcze umiem zaskakiwać ;D
      Byłam ostatnio u Ciebie na blogu, ale chyba nie zostawiłam komentarza.. postaram się naprawić ten błąd i coś naskrobać :]

      Dash.

      Usuń
  4. Świetny blog to i tyle wyświetleń ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Spoko :D ja bloga założyłam z 3 dni temu, mam nadzieję że co jakiś czas coś wstawię, chociaż obrazki z internetu xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty blog! Proszę, daj kolejny rozdział bo naślę na ciebie obcych :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajebiste! <3
    Tak, to na koncercie... GŁUPI FANI!
    Tak, to ja już sobie obmyśliłam co by Duffy zrobił z tym zasranym Kapelusznikiem!
    No, ale całe szczęście, że (jak na razie i oby nigdy) nic nie zrobił Dasshy (takie tam, moje zajebiste zdrobnienie...Przepraszam, jeśli obraziłam, czy coś :p)
    To ja lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obraziłaś? Nie-przeciwnie. Dasshy brzmi świetnie! Będę używać tej nazwy, jeśli mogę oczywiście, więc.. mogę? ;D

      Usuń
    2. Przepraszam, za mój spóźniony refleks, ale ostatnio raczej miałam mało czasu, bo miała na głowie przeprowadzkę (no i nie bylejaką, bo do Norwegii...) A więc, kochana Dash, oficjalnie pozwalam Ci używać zdrobnienia wymyślonego przeze mnie :D Aha, no i zapraszam do mnie my-gnr-jungle.blogspot.com No i sorry, za tą reklamę :D Ale może Ci się spodoba, chociaz u mnie akcja się wlecze...

      Usuń
    3. Przeprowadzka.. rozumiem. Jeej jak się cieszę, że mi pozwoliłaś ;D Wpadnę, ale nie wiem kiedy. Ostatnio obiecuję i zobowiązuję się do czytania niektórych blogów, ale kurde nie mogę znaleźć na to wystarczająco czasu -.- No ale cóż-wejdę na pewno :)

      Usuń