ROZDZIAŁ 57
- Co słyszałam? Steven? STEVEN!
- Oj, czemu krzyczysz?
- No nie wiem, hm, bo się nie odzywasz? - prychnęła.
- Zginęła kolejna dziewczyna. Tym razem - drzwi się otworzyły i do środka weszli Duff i Izzy - kochanka Vince'a Neila.
- Co kochanka Vince'a? - Stradlin wyszedł z kuchni z dwiema puszkami coli. Jedną podał basiście.
- Izzy, może jest już wolna, widziałem ją raz na żywo, całkiem niezła, nawet bardzo, w łóżku podobno też...
- Duff!?
- Ej, żartuję przecież, skarbie, tylko ciebie kocham - usiadł na podłodze, oparł podbródek o kolana blondynki, a dłonie zacisnął na jej udach - Skarbuś, spójrz na mnie. Dash...
- Spadaj.
- Mała.
- Nie.
- Ej, no przestań. Przecież wiesz, że cię kocham.
- Nie wiem - uśmiechnęła się nieśmiało i uciekła wzrokiem.
- Wiesz, wiesz, moja słodka dziecino - basista podciągnął się i pocałował dziewczynę, a później usiadł przy niej, by ją objąć.
- To co z tą kochanką Vince'a, Steve? - spytał rytmiczny.
- Nie żyje.
- Ja pierdolę, to nie jest normalne - Duff podszedł do okna i upił łyk coli.
- Slash - podjąłem cichym głosem - dzisiaj też będziesz ze mną spał?
- Nie przesadzasz przypadkiem?
- Myślałem, że nie, ale... nie wiem. Może. Przepraszam, to nie był dobry pomysł... przepraszam, Saul.
- Nic się nie stało - wyszczerzył białe zęby w uśmiechu i zmierzwił moje rude włosy - Ale mogę z tobą zostać, dopóki nie zaśniesz.
- Naprawdę?
- Naprawdę, rudzielcu - dopóki nie zasnę? No to nie zasnę w ogóle.
- Izzy, byłeś tu na dole, właściwie po co Mary przyszła?
- Nie wiem, ale posprzątała i się zmyła. Po co wiedzieć więcej?
- Po to, żeby wiedzieć, co ta wiedźma knuje. Ja nie chcę... - telefon przerwał perkusiście, podniosłem słuchawkę.
- Słucham? Tak, przy telefonie. Nie, nie pomyłka... Kiedy i gdzie? Nie ma sprawy, będę.
- Kto dzwonił? - Bracket zeszła do salonu, usiadła na moim kolanie, oparła łokieć na ramieniu i delikatnie szarpała moje włosy.
- Nikt ważny, kochanie. Słyszałaś, co się stało? - odwróciłem jej uwagę od rozmowy telefonicznej, bo wiedziałem, że pewnie nie odpuści.
- Nie.
- Kochanka Vince'a z Mötley Crüe nie żyje.
- Mój Boże, kolejna ofiara? Co się, cholera dzieje?
- Nie mam pojęcia.
- A gdzie Dash?
- Poszła na spacer z Jasonem i Duffem.
- Ja też chciałem iść! Ale ktoś - Popcorn powoli odwracał głowę w moją stronę i patrzył złowieszczo - kazał mi zostać...
- Nie kazałem! Prosiłem tylko... w sumie błagałem.
- Taa, Adler, pierdolony pudlu, zostajesz tu ze mną, kurwa, i nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu! Ty to nazywasz błaganiem?
- Wybacz, Steve. Kochanie, ja muszę wyjść - pocałowałem brunetkę i pobiegłem na górę. Schodząc, usłyszałem jak dziewczyna przeprasza Steve'a za moje zachowanie. Gdy już byłem w salonie zapytała:
- Kiedy wrócisz?
- Za godzinę, może szybciej, ale zostawiam ci Adlera, nie będziesz się nudzić - rzuciłem jej uśmiech i wyszedłem, zakładając kurtkę.
Wracaliśmy od Metalliki. Pewnie zostalibyśmy dłużej, ale byliśmy z Jasonem, a Metallica nie była za bardzo trzeźwa (oblewali przyjęcie Newsteda do zespołu), ogólnie byli głośni, a mały zrobił się śpiący, zaczął marudzić i płakać. Zasnął dopiero, gdy weszliśmy do parku. Noc była przyjemna, choć trochę chłodna, ale jasna przez światło księżyca, będącego w pełni. Odbijał się w tafli wody w fontannie. McKagan trzymał chłopca na rękach. Okrył go swoją ramoneską.
- Szkoda, że tak rzadko nam przywożą młodego.
- Mhm.
- Całkiem miło jest mieć takiego słodkiego dzieciaka w domu.
- Tak.
- Dash, ale ty mnie w ogóle słuchasz?
- Tak, skarbie.
- Przepraszam za to, co dzisiaj powiedziałem, żartowałem. Ja naprawdę tylko ciebie kocham.
- Wiem - uśmiechnęłam się, McKagan się zatrzymał - coś się stało?
- Nie, tylko... wiesz? Chciałbym, żeby noc taka jak ta, się powtórzyła. Ale zamiast Jasona chciałbym trzymać... nasze dziecko, Dash - na chwilę zamarłam. To brzmiało śmiertelnie poważnie.
- Duff, ty mówisz poważnie? Chciałbyś mieć ze mną dziecko?
- Bardzo. Marzę o tym.
- Michael... - wspięłam się na palce i pocałowałam go w policzek; objął mnie w pasie prawą ręką i musnął ustami czoło.
- Kocham cię, mała.
Miałem przyjść pod Roxy. Zjawiłem się równo o wskazanym czasie, przynajmniej tak wskazywał zegarek na moim nadgarstku. Pod budynkiem nie widziałem nikogo. Spóźnia się jak Richards! A może to ktoś inny z gromadki Stonesów?
- Proszę pana... - ktoś poklepał mnie po ramieniu, odwróciłem się i ujrzałem dzieciaka, na oko miał może z 16 lat. I strasznie niski, męski głos.
- Sorry, dzieciaku, nie mam czasu, czekam na kogoś.
- Na mnie! - krzyknął, a jego głos z męskiego zmienił się w piszczący głosik małej dziewczynki - To znaczy... na mnie - powtórzył, wracając do niskiej barwy.
- Słucham?
- O rany... no, dzwoniłem do pana.
- Ty?
- Ja. To jak? Sprzeda mi pan działkę?
- Nie - odwróciłem się i odszedłem, dzieciak po chwili pobiegł za mną.
- Dlaczego? Przecież zapłacę.
- Nie o to chodzi. Ile ty masz w ogóle lat?
- Piętnaście - ponownie zapiszczał jak mała dziewczynka; odchrząknął i powtórzył niższym głosem - Piętnaście.
- Nie, nie dam ci tego gówna. Jesteś dzieckiem. Pójdę siedzieć, jak ktoś się dowie.
- Pójdziesz siedzieć, jeśli mi nie sprzedasz, to jak? - uśmiechnął się szelmowsko.
- Szantaż?
- Może.
- Nic z tego, dzieciaku. Spadaj do domu, pewnie twoi rodzice się martwią.
- Mam tylko mamę, ojciec odszedł od nas, kiedy skończyłem 3 lata.
- W takim razie mama się martwi.
- Nie sądzę. Jest zajęta - wyjął paczkę Marlboro, wystającą z kieszeni mojej kurtki, zapalił papierosa, po czym odłożył paczkę na miejsce.
- Ej, oddawaj!
- Muszę zapalić.
- Whatever, skoro musisz. Wracając do twojej matki. Zajęta? Czym?
- Obsługą kolejnego klienta.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że jest... - Prostytutką? wtrącił, pokiwałem głową.
- Jest. Musi. Ma na utrzymaniu mnie i moją młodszą siostrę, a ani mój ojciec, ani ojciec Kelly nie płaci alimentów. Matka nie chce, żebyśmy wylądowali na ulicy, dlatego zajęła się prostytucją, nie płacimy za mieszkanie, bo regularnie sypia z jego właścicielem... Nie chcę, żeby to robiła, ale ona mówi, że jeśli nie będzie zarabiać, to jej nas zabiorą.
- Wkręcasz mnie, czy mówisz serio?
- Absolutnie serio.
- Gdzie jest teraz twoja siostra?
- W domu.
- I co, wy tak widzicie, jak wasza matka przyjmuje klientów?
- Często tak, ja to tam jakoś wytrzymuję, albo wychodzę, ale Kelly... boi się, mówi Ci panowie krzywdzą mamusię i zaczyna płakać. Czasami ma koszmary. Mama dorabia też w klubie ze striptizem.
- Ile lat ma twoja siostra? - zapytałem zaciekawiony.
- Niedawno skończyła siedem.
- Nie macie tutaj w pobliżu jakiejś babci, cioci, która mogłaby wam pomóc?
- Rodzice mamy mieszkają w Nowym Jorku, reszta rodziny raczej ma nas gdzieś. Dziadkowie przysyłają pieniądze, ale mama wydaje je głównie na alkohol i dragi. Żeby łatwiej jej było... no wie pan.
- Jasne. Młody, młody, pokaż się - dopiero teraz, gdy światła przejeżdżającego samochodu padły na twarz chłopaka, zobaczyłem, że ma podbite prawe oko i rozciętą wargę - kto cię tak urządził?
- To nic - próbował zbyć mnie machnięciem ręki.
- Młody. Pójdę na policję i powiem, co dzieje się u ciebie w domu, jeśli mi tego nie wyjaśnisz.
- Tylko nie policja, proszę! - pisnął.
- No to powiedz, co się stało.
- Ale niech to zostanie między nami. Ci kolesie... oni czasami... próbują się dobierać do Kelly - szepnął.
- Skurczybyki jebane. I co, ty jej bronisz?
- A mam inne wyjście? To jeszcze dziecko, poza tym, to moja siostra, nie chcę, żeby spotkał ją taki sam los, jak naszą matkę, nie chcę, żeby ktoś ją skrzywdził - Sięgnął po kolejnego papierosa z mojej kieszeni. Tym razem zabrałem mu paczkę i spojrzałem karcąco, wbił wzrok w ziemię. Ma rację, Kelly to dziecko, ale umknęło mu chyba, że też jest jeszcze dzieckiem.
- Młody, ja ci nie sprzedam działki, pieniądze powinieneś wydać na jedzenie dla siebie i siostry, a nie...
- Ja wiem, wiem, ale to mi bardzo pomaga... uciec od tego, co dzieje się w domu.
- Dlaczego dziadkowie nie zabiorą was do siebie?
- Bo mama przepuściła wszystkie pieniądze, które przysłali nam, żebyśmy kupili bilety.
- Cholera! - spojrzałem na zegarek - Muszę wracać do domu, obiecałem dziewczynie, że szybko się uwinę... Będziesz się tutaj jutro kręcił?
- Pewnie tak, godzinami potrafię przesiadywać na Sunset.
- Świetnie! - odszedłem. Zatrzymałem się i wróciłem do chłopaka, który siedział na śmietniku - Izzy jestem - wyciągnąłem dłoń w jego kierunku.
- Joshua.
- Zapamiętam. Miło było cię poznać, dzieciaku, mimo wszystko. Zwijam się, cześć.
- Do widzenia. - gdy wróciłem Brack spała na kanapie w salonie przy włączonym telewizorze, Dash i McKagan najwyraźniej też już wrócili z małym, bo na fotelu leżały ich kurtki. Nachyliłem się nad brunetką i szepnąłem Kochanie...
- Już wróciłeś? - zarzuciła dłonie na mój kark - Gdzie byłeś?
- Musiałem coś załatwić... Ale już jestem i możemy pójść na górę.
- Ja się stąd nie ruszam, całkiem fajnie się tu śpi.
- Nie ruszasz się?
- Uhm.
- To ja cię ruszę! - złapałem ją, przerzuciłem sobie przez ramię i ruszyłem po schodach. Brack śmiała się i wrzeszczała, żebym ją puścił, uderzając przy tym dłońmi w moje plecy - Ciiichoo, skarbie, pobudzisz wszystkich.
- To mnie puść.
- Za chwilę.
- Teraz, Izzy.
- No już, już - weszliśmy do pokoju, postawiłem ją i upadłem na łóżko. Nachyliła się, przyciągnąłem ją do siebie; usiadła na mnie, podniosłem się na łokciach, by ją pocałować, ale odchyliła się, ostentacyjnie pchnęła mnie dłonią i układając usta w uśmiech, zdjęła bluzkę. Dopadła moje usta i przygryzła wargę tak, że przeszedł po mnie dreszcz i poczułem własną ciepłą krew na języku. Syknąłem. Zacisnęła dłonie na moich włosach. Błądziłem rękoma po plecach dziewczyny, całowałem i lizałem jej szyję, aż pod palcami wyczułem zapięcie stanika. Odpiąłem go i rzuciłem na podłogę. Chwyciłem Brack delikatnie za szyję i zmusiłem, by się wyprostowała, dzięki temu moim oczom ukazały się jej piersi. Podniosłem się i całowałem szyję oraz dekolt dziewczyny, odepchnęła mnie po chwili, znowu przygryzła moją wargę, zjechała niżej na tors, błądziła po nim językiem, wywołując u mnie coraz przyjemniejsze ciepło; uniosła głowę i przejechała językiem po ustach, po czym ponownie zaczęła schodzić niżej i niżej, aż doszła do rozporka moich spodni. Rozpięła go, ponownie uniosła głowę i gdy dosłownie zdarła ze mnie spodnie, a jednocześnie i bokserki, byłem już mega podniecony, a kiedy przejechała dłonią po moim członku i zaczęła dotykać ud, myślałem, że za chwilę odlecę! Wiedziałem co chce zrobić i zdziwiło mnie to strasznie, bo nigdy tego nie proponowała. Nigdy też nie zaczynałem tego tematu, bo bałem się jej reakcji - Brack, jesteś pewna? - zapytałem, dysząc z podniecenia.
- Tak.
Obudziło mnie głośne pukanie, wręcz walenie do drzwi i aż dziwne, że nikt do tej pory nie zszedł na dół. Wypełznąłem z łóżka, założyłem spodnie, spojrzałem na zegarek. 13:13. Na schodach mało się nie zabiłem, miałem w chuj niewyraźny obraz przed oczami i schodząc "zrobiłem" naraz 4 schodki, wypieprzając się oczywiście, Bo jakże mogłoby być inaczej, kurwa? - Idę przecież! Nie słychać? - otworzyłem drzwi i natychmiast nimi trzasnąłem. Usłyszałem stłumione za drzwiami Steven! i szarpanie za klamkę. Kurwa mać, czego ona znowu do chuja pana chce? Przecież... no ile razy mam jej powtarzać, że jej NIE KOCHAM. Ja pierdolę.
- Kochanie, otwórz, mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Nie jesteś ze mną w ciąży! Już ci to kiedyś mówiłem. Nie można mieć dziecka z dinozaurem. I to jeszcze bez seksu!
- Nie o to chodzi, skarbeńku. Wpuść mnie.
- Nie mogę, mamusia mnie uczyła, żeby nie wpuszczać nieznajomych.
- Ale my się znamy! Bierzemy ślub!
- Nie bierzemy!
- Bierzemy!
- Jeśli bierzemy, to cię nie wpuszczam!
- Nie bierzemy, tylko mnie wpuść.
- Dobra - otworzyłem drzwi. Wparowała do środka w mgnieniu oka, A ślub i tak weźmiemy oznajmiła i pocałowała mnie w policzek - No nie!
- Tak. I ja w tej sprawie. Chcę, żebyś poznał moje przyjaciółki. Wpadniemy tutaj jutro, urządzimy sobie babski wieczór, te twoje przyjaciółki mogą się do nas wprosić, raczej nie powinny przeszkadzać...
- Mary, one tutaj mieszkają - warknąłem - jeżeli ktoś tu się wprasza, to TY! I te twoje przyjaciółeczki.
- Kocham cię - cmoknęła - przyjdziemy jutro, pa kochanie - wyszła z Hellhouse. Opadłem na fotel. Nie opłaca się wracać na górę, i tak już nie zasnę.
*Dryń, dryyń*
- Serio? Najpierw ta psychopatka, a teraz telefon? Czego? - podniosłem słuchawkę i usłyszałem znajomy głos. Znajomy, mimo to nie wiedziałem, z kim rozmawiam - nie, nie Izzy Stradlin. Tak, jest. Proszę zaczekać, zaraz go zawołam. Tylko to może trochę potrwać, bo on chyba śpi - odłożyłem słuchawkę na stolik i pobiegłem na górę. Zapukałem do pokoju rytmicznego.- Właź.
- Siema, ktoś dzwo... ooo, Brack, słodka nimfo - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, widząc nagą brunetkę, której zgrabna noga spoczywała na udzie Stradlina. Chłopak widząc pożądanie zamknięte w moich oczach, natychmiast okrył dziewczynę kołdrą - Yyh, Izzy, dzwonił ktoś do ciebie. Zejdź na dół, zostawiłem słuchawkę na stole.
- Dobra, ale - zszedł z łóżka i wciągnął spodnie - idziesz ze mną.
- Muszę?
- Żartowniś z ciebie - zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu.
Kolejną noc przespałem w pokoju Axla. To chyba jednak jest trochę dziwne, zważając na to, że miałem z nim zostać tylko do czasu, aż zaśnie. Właśnie zdałem sobie sprawę, że od dłuższego czasu wgapiam się w śpiącego wokalistę, który wydał mi się strasznie słodki z delikatnie otwartymi ustami i płynnym oddechem, który miarowo unosił jego klatkę piersiową. Zaczynam bać się tego, co się dzieje. Z wewnętrznego monologu wyrwały mnie uderzenia czegoś o patelnię i krzyki Stradlina Ej, wszyscy! Zbiórka w salonie za 5 minut! Wstawaaaać! Rose niespokojnie zamachał głową i szeroko otworzył zielone oczy.
- Co się dzieje?
- Stradlin drze mordę. - 3 i pół minuty, skurwysyny! Dasshy i Brack, wy też! dobiegło nas w pokoju, a chwilę później usłyszeliśmy szuranie ciągnące się po korytarzu, schodzące po schodach. - To co, idziemy? - zapytałem, Axl pokiwał głową, rozejrzał się, wypatrzył jeansy i po chwili byliśmy już na dole.
- Co jest? Czemu tak krzyczysz i czemu mnie obudziłeś? - przytuliłam się do Izzy'ego.
- Przepraszam, skarbie - szepnął, musnął ustami czoło i przytulił mnie mocniej, zamknęłam oczy - Mam informację. Myślę, że ważną i że was to, szczególnie ciebie, Axlu, zainteresuje. Niektórzy z was już o tym wiedzą, ale nie wszyscy.
- Stradlin, mógłbyś już przejść do rzeczy?
- No właśnie próbuję, Rose.
- Więc..?
- Będziemy supportować Stonesów na czterech występach w LA! I załatwił to nie kto inny, jak niechwalący się Izzy Stradlin, rytmiczny zespołu Guns n' Roses, czyli ja!
- Se-se-serioo? - Rudy nie dowierzając usiadł w fotelu - Załatwiłeś nam supportowanie The Rolling Stones i dopiero teraz o tym mówisz?!
- A kiedy miałem powiedzieć, przecież cały czas siedziałeś z Hudsonem w pokoju. Ale wiesz co, powiem więcej. Zjemy dzisiaj z nimi kolację.
- Nie mów mi tylko, że będziemy z Brack musiały tę kolację zrobić.
- Nie, no co ty, Dash? Stonesi to wielki zespół, zapraszają nas do restauracji.
- Świetnie. Ale nas, czy was?
- Nie no, jak was ? Zapraszają Gunsów z dziewczynami, a że tylko mnie i twojemu chłopakowi się poszczęściło, to idziecie z nami. Ewentualnie Steven może zaprosić Mary, w końcu przyszła żona i w ogóle...
- Spierdalaj - perkusista chwycił poduszkę w dłonie - masz szczęście, że Brack stoi tam, gdzie stoi, bo już bym dawno w ciebie rzucił.
- Mój Boże! - oderwałam się od Stradlina.
- Co się stało?
- Izzy, w co ja się ubiorę? - no i się zaczęło. Dam sobie obie ręce uciąć, że właśnie to sobie w tej chwili pomyśleli Gunsi.
- Kurwa, ja też nie bardzo mam co włożyć, w końcu to The Rolling Stones, żyjąca legenda, nie mogę ubrać się byle jak. Bracket, jedziemy na zakupy!
- Jestem jak najbardziej za, kochana.
Dziewczyny pojechały na zakupy, a ja mam problem. Mary. Nie wiem, co jej zrobiłem, ale chcę, żeby znikła.
- Co jest, Pudelku? - Izzy przysiadł się do mnie na kanapę i położył mi dłoń na ramieniu.
- Mary... Chłopaki, musicie mi jakoś pomóc.
- Co znowu zrobiła?
- Chce, żebym poznał jej przyjaciółki, wymyśliła sobie, że przyprowadzi je tutaj i urządzi babski wieczór.
- Słuchaj, niech przyjdzie, wytnie jej się jakiś numer.
- Ale jaki? - zapytałem, tracąc już wszelką nadzieję, Stradlin nachylił się i szepnął mi do ucha swój plan - Ohohoh, Izzy! Tego to się po tobie nie spodziewałem! - wyszczerzył zęby w dumie.
- Ale co, może być, nie?
- No raczej!
-A możecie nas wtajemniczyć?
- Już się robi, Axl. Chodźcie tu wszyscy.
Wróciłyśmy po jakichś 2 godzinach, szczerze nie wiem, czy to, co kupiłyśmy, nie jest lekką przesadą. W pewnym sensie, to biznesowe spotkanie, restauracja ... z drugiej strony to spotkanie z rockmanami.
- A ty gdzieś się wybierasz? - zapytałam, widząc Izzy'ego krzątającego się po kuchni w kurtce. Gdy mnie usłyszał, wydał się być nieco zagubiony, albo wystraszony.
- Wychodzę na chwilę. Zakupy udane?
- Chyba tak.
- To się cieszę - objął mnie, splatając długie palce na moich lędźwiach - Kochanie, ludzie od Stonesów po was przyjadą, nie czekajcie na mnie w Hellhouse, przyjadę sam.
- Dlaczego?
- Bo pewnie się nie wyrobię. Lecę - pocałował mnie przelotnie - pa - i wyszedł.
Szukając Josha, wstąpiłem do Rainbow i spotkałem tam Sabo. Siedział przy barze z głową prawie w kieliszku i nieobecnym wzrokiem, gdy odwrócił głowę i mnie zobaczył, zsunął się z wysokiego stołka i na miękkich nogach, podtrzymując się blatu, próbował do mnie podejść.
- Setkę, poproszę. O, cześć Dave - udałem, że dopiero go zauważyłem - co słychać?
- Ty. Gdzie ją trzymacie, skurwielu? - zacisnął dłonie przy kołnierzu mojej koszuli.
- Te, ej, uważaj, bo pognieciesz, a ja mam dzisiaj spotkanie. O kim ty mówisz?
- O Anastasii, nie udawaj głupszego, niż jesteś! - wycedził.
- Nie udaję. Słuchaj, nie wiem, gdzie jest twoja dziewczyna, ale NIE U NAS. I nie wiem, co się z nią dzieje, rozumiesz?
- Nie, nie rozumiem, kurwa! Może ten twój pierdolnięty Mulat ją zabił? A może ją gdzieś wywiózł, albo znowu zgwałcił, co?
- Nie waż się go o to posądzać, jasne?
- Bo co?
- Bo tego, kurwa, nie zrobił. Nikt z Hellhouse nie wie, gdzie jest twoja dziewczyna, stary, ogarnij się. A może ty ją gdzieś wywiozłeś i teraz udajesz, że się martwisz, żeby nie być w kręgu podejrzanych? - uniosłem prawy kącik ust w prowokacyjnym uśmiechu. Snake rzucił się na mnie z pięściami.
- Ochujałeś? Kocham ją, nigdy bym tego nie zrobił!
- Kto wie, w końcu do wielu rzeczy jesteś zdolny, wykorzystałeś chwilową nietrzeźwość Dash i ją zgwałciłeś... a może nie tylko ją, co, Dave, jak było naprawdę? Dash była jedyną, którą skrzywdziłeś?
- To Slash skrzywdził Anastasię.
- Ale ja nie mówię o Anastasii, mówię o Dash McRivery. I jeszcze miałeś czelność prosić ją o pomoc - zakpiłem. Chwycił w dłoń kieliszek, z którego kilka minut temu pił, rozbił go na blacie i większymi kawałkami szkła rzucił we mnie; jeden z nich rozciął mi dolną wargę i kawałek brody.
- Ej, co wy wyprawiacie, jak chcecie się bić, to wypad z baru, jasne? Pierdolone dzieciaki, kurwa mać... - burknął pod nosem podstarzały barman, a później krzyknął - Sabo, dopiszę ci ten rozbity kieliszek do rachunku!
- Nie odpuszczę, Stradlin, nie odpuszczę, słyszysz? - gitarzysta Skid Row oznajmił z wyczuwalnym żalem, opętaniem ale też groźbą w głosie i zataczając się, wyszedł z budynku. Wypiłem wódkę, zapłaciłem i wyszedłem. Skierowałem się w miejsce, w którym zostawiłem wczoraj piętnastolatka. Siedział na krawężniku, a jego oko dalej zdobił fioletowy kolor, który w niektórych miejscach, przechodził już w zieleń.
- Joshua.
- Dzień dobry, panie Stradlin.
- Cześć. Nie przypominam sobie, żebym ujawnił ci swoje nazwisko...
- Bo nie ujawniłeś. Kiedy odszedłeś, uświadomiłem sobie, że gdzieś cię już widziałem, że skądś cię znam, i wiesz co, gdybyś nie powiedział mi swojego imienia, do tej pory bym się nie kapnął, a tak, gdy wróciłem do domu, olśniło mnie, zdałem sobie sprawę, że pokrótce historię mojego życia usłyszał Izzy Stradlin - jego entuzjazm był tak wielki, że głos chłopaka z męskiego znów przeszedł w piszczący głosik małej dziewczynki, gdy wypowiadał ostatnią część zdania. Przyjrzał mi się dokładnie i zapytał podejrzliwie - Co ci się stało?
- Co... a to - dotknąłem wargi, z której ciekła stróżka krwi - to nic, mała sprzeczka ze znajomym. Słuchaj, młody, ja muszę iść, jestem już spóźniony...
- Znowu dziewczyna?
- Po części tak. Masz - wcisnąłem w dłoń chłopaka jakieś pieniądze wygrzebane z kieszeni kurtki - mam nadzieję, że wystarczy na jedzenie dla ciebie i siostry.
Limuzyna podjechała pod Hellhouse równo o 19. Szofer zapukał do drzwi. Otworzyłem, przywitałem się, zwołałem resztę ekipy i wyszliśmy z domu. W samochodzie przywitała nas miła muzyka i szampan. Dziewczyny chyba serio trafiły z tymi sukienkami. Strasznie uroczyście to wszystko wygląda, a te ich długie suknie podkreślają całą tę sytuację. Dash w czarnej, przylegającej, sięgającej do ziemi sukni, odkrywającej ramiona, część dekoltu i pleców, McKagan nie może oderwać od niej wzroku. Bracket, również w czarnej, ale nieodkrywającej aż tyle ciała, za to z rozcięciem ciągnącym się do połowy uda. Po jakimś czasie i kilku lampkach szampana spostrzegłem, że zmierzamy w dziwnie niebezpiecznym kierunku. Zatrzymaliśmy się pod domkiem jednorodzinnym, kierowca wysiadł, otworzył drzwi i pomógł...
- Mary?! - ...wejść do środka.
- Witaj, kochanie - kioskarka usiadła obok mnie i wyjęła mi z dłoni kieliszek z szampanem, wzięła kilka łyków i odłożyła na mały stolik.
- Co ty tutaj robisz?
- Izzy dzwonił, że macie to spotkanie z Beatlesami i... - z kim kurwa? Z Beatlesami?
- Ze Stonesami - Dash westchnęła i przejechała dłonią po twarzy - Mary, wiem, że jesteś blondynką, ale ja też jestem i nie mylę The Beatles z The Rolling Stones!
- Bo ty, kochanie, zaliczasz się do grona tych inteligentnych blondynek - Duff pocałował dziewczynę.
- Dzięki, kocie.
- A jaka to różnica, The Beatles, czy The Rolling Stones? Dużo się przecież nie pomyliłam - kobieta machnęła ręką. No, dużo nie... oznajmiłem - Zatem, dzwonił Izzy i zaprosił mnie na tą kolację z Beatlesami czy Stonesami, wszystko jedno, kazał mi się przyszykować, bo przed 20 podeślą po mnie limuzynę, i o to jestem! - oznajmiła ucieszona, dziewczyny zachichotały, Gunsi, poza mną śmiali się głośno.
- Zatłukę go - powiedziałem do siebie - Brack, słyszysz? Zatłukę twojego chłopaka.
- Dobrze - pokiwała głową i na widok Mary poprawiającej makijaż w małym lusterku puderniczki, wybuchła śmiechem. Gdy zatrzymaliśmy się pod restauracją, kierowca otworzył drzwi limuzyny, pomógł wyjść dziewczynom i Mary, jakiś mężczyzna przeprowadził nas przez długi, oświetlony korytarz i otworzył przed nami drzwi sali, wewnątrz siedzieli zwykli ludzie. Mężczyzna wskazał nam stolik stojący za parawanem.
Kurwa, jak są potrzebni, to ich nie ma! Uporczywie próbowałem złapać jakąś taksówkę, ale nie jechała ani jedna. Ani jeden pieprzony, żółty samochodzik. Spojrzałem na zegarek Już ponad pół godziny siedzą ze Stonesami, cholera. Jeśli dobrze się orientuję, to do Hellhouse mam dalej, niż do restauracji, przejdę się. Na nosie i policzku poczułem malutkie kropelki deszczu. Albo lepiej się przebiegnę, pomyślałem, a niebo stało się ciemniejsze.
- Spóźnia się - szepnęłam do Slasha.
- Spokojnie, pewnie zaraz przyjdzie - odpowiedział. Jagger, oczywiście, tak jak reszta zespołu pochwalił nasze stroje, stwierdził, że Duff i nieobecny Izzy mają wielkie szczęście, że tak urocze i mądre kobiety są ich dziewczynami, ale... od dłuższego czasu przyglądał się Mary. Ona natomiast w Stevena, rozmawiającego z Charliem Wattsem, wpatrzona była jak w obrazek.
- Steven, muszę ci powiedzieć, że masz piękną matkę - Mick w końcu się odezwał i uśmiechnął, odsłaniając przy tym wszystkie zęby.
- Ja nie jestem jego matką! - oburzyła się, a następnie maślanymi oczkami spojrzała na Adlera i położyła dłoń na jego dłoni - Jestem jego narzeczoną.
- Mary, nie możesz być moją narzeczoną, bo ja nigdy się tobie nie oświadczyłem.
- Oh, Steven uwielbia się tak ze mną droczyć - delikatnie, prawie niezauważalnie machnęła dłonią i rzuciła uśmiech w stronę Stonesów, a w tym zauroczonego Micka Jaggera.
- Matka, nie matka, narzeczona czy nie, jest olśniewająca.
- Mogę ci ją pożyczyć. Albo lepiej oddać.
- Na szczęście to nie ty o tym decydujesz, kochanie. Zostaję z tobą - Mary przytuliła się do perkusisty, a właściwie bardziej do jego przedramienia. Spojrzałam w lewo i ujrzałam tego samego mężczyznę, który nas tutaj przyprowadził. Wskazał Izzy'emu stolik, przy którym siedzimy i odszedł. Mój chłopak był mokry i z rozcięciem ciągnącym się od dolnej wargi, po kawałek brody.
- Przepraszam za spóźnienie - przywitał się po kolei z każdym członkiem The Rolling Stones - i za swój wygląd. Mała sprawa na mieście, a później nie mogłem złapać taksówki, bo żadna nie kursowała, więc stwierdziłem, że się przejdę, bo do Hellhouse daleko i nie opłaca się iść taki kawał po samochód, no, ale zaczął padać deszcz...
- Jak pech, to pech - zaśmiał się chyba najbardziej rozgadany (przynajmniej dzisiejszego wieczoru) z całego zespołu, Mick.
- Dokładnie.
- Izzy, co ci się stało? - szepnęłam.
- Później wam wszystkim opowiem, ale to nic takiego, skarbie - odpowiedział szeptem - Ślicznie wyglądasz - pocałował mnie i położył rękę na oparciu mojego krzesła - To jak? Obgadaliście już coś?
- Czekaliśmy na ciebie, Izzy. Axl pod żadnym warunkiem nie chciał zacząć rozmowy na temat występów, dopóki nie przyjdziesz - Keith kończył przeżuwać sałatkę.
________________________________________________
Wiem, że koniec taki jakiś niedokończony, ale chciałam już wstawić rozdział i nie trzymać Was tak długo bez nowego... Ale wiem już chyba, jak zacząć kolejny, więc może dzisiaj się za niego zabiorę. :) DZIĘKUJĘ ZA WEJŚCIA I KOMENTARZE! JESZCZE TYLKO JEDEN I DOBIJEMY DO 1000! :D
Tradycyjnie już, prośba: jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić. :)
Pewnie miałam coś jeszcze napisać, tylko wypadło mi z głowy ;/ No cóż, mam nadzieję, że rozdział się podobał. Ale jakiś taki krótki, nie? Hm... :/
Mała reedycja, bo mi się przypomniało. XD Kogoś informować o nowych? Jeśli ktoś odczuwa taką potrzebę, to zgłaszajcie się w nowej zakładce - Give me a sign, czyli INFORMOWANI. ;)
Peace,
Dash
Kurde przed wczoraj zacząłem czytać tw opowiadanie i do dziś przeczytałem i jest zaaajebiste :D
OdpowiedzUsuńJedyne co mi tak trochę nie pasuje to Axl=gej ale noo :D
KacperM.
Oooo no to szacun, że tak szybko się z tym uwinąłeś. :D Oj, Axl gej jest uroczy xD A poza tym, nie wiem jeszcze, czy jest gejem :p
UsuńDzięki za komentarz. :)
Lepiej żeby nie był :D
UsuńI dawaj szybko następny rozdział :D
KacperM
Ale taki mały gejowski epizod byłby fajny. Przecież nie musi nim być do końca życia. xd
UsuńPostaram się :p .
Jak chcesz to rób xd i tak opowiadanie jest meega :D
UsuńKacperM
Dzięki znowu :D
UsuńJutro Ci walnę komentarz, dobrze?
OdpowiedzUsuńOczywiście :)
UsuńJuż jestem!
OdpowiedzUsuńJak to laska Vincenta mego nie żyje?! Przecież Vince się załamie. Będzie trzeba mu ciasto upiec, na pocieszenie. :D A co do dziewczyny Snake'a... No kurde, niby Dave był takim chujem i zgwałcił Dash, ale ja go kocham! I teraz on będzie smutny, bo jego kobitę zabiją. :c Kolejne ciasto do upieczenia...
Dash i Duff... Czekaj... No nie, cały czas staram się jakoś połączyć ich imiona, ale mi nie wychodzi. :c Czemu zaczynają się na tę samą literę?! XD No, bo patrz Bracket i Izzy, to mogą być... Brazzy! Prawda, że ładnie? :D A Slash i Axl (no co? Muszą być razem... Albo nie...Albo tak...) hmm...Nie mam pojęcia.
I ten Joshua... Stradlin, pomóż mu! Bądź tak dobry i zgłoś to gdzieś, tak przecież nie może być.
A teraz to z czego najbardziej się ucieszyłam... MARY!!! Rozpierdolił mnie ten Steven "- Nie jesteś ze mną w ciąży! Już ci to kiedyś mówiłem. Nie można mieć dziecka z dinozaurem. I to jeszcze bez seksu!" Hahahaha hahahahha hahahahahaha XD Nie mogłam przestać się śmiać. No, ale kioskarka ma powodzenie. Mick Jagger? A gdyby tak ona nadal kochała się w Stevenie (co ja mówię? Przecież ona nigdy nie przestanie! :D) a Mick by zabiegał o jej względy? Ha, to by było dobre. XD Nie no, Mary jest najlepsza! czekaj, Mary i Steven... Gdybym to połączyła jakoś tak, to Stary, by wyszło. XD A tak raczej nie może być.
Rozdział zajebisty a mój komentarz to jakieś dno... Nie wiem co nawet napisałam...
Weny!
Dobra, ale Ty pieczesz! :p
UsuńTak wyszło, nazwiska też oboje mają na M. XD
Brazzy - no pięknie xD No nie wiem, Slash i Axl... może Ash? Chuj z tym, że Ash to brat Slasha xd.
Hahah, co ty masz z łączeniem tych imion? :D "Stary", no, to połączenie odzwierciedla w sumie wiek Mary, w stosunku do reszty. :D
Komentarz świetny, dziękuję! :*
"- Siema, ktoś dzwo... ooo, Brack, słodka nimfo" GENIALNE :DDD
OdpowiedzUsuńBoże, Duff jest taki uroczy i kochany, ON CHCE DZIECKO Z DASH SNKNAHCXJSBHCDYJCDHNVDRGBH <333333 BĘDZIE DZIECKO? :O
Co do tego chłopca, którego spotkał Izzy... no cóż, takie są realia. Żal mi ich strasznie. Na szczęście Stradlin stara się go wesprzeć. Ale, że ci faceci nawet małą dziewczynkę chcieliby wykorzystać... w głowie mi się to nie mieści!
Kolacja ze Stonesami :D I Mary XDD To był ten plan? Mieli ją wyrolować, a nie zapoznawać z gwiazdami rocka. Ale w sumie, co to dla niej, skoro myli ich z Beatlesami... XD
Jejku, Sabo jest taki załamany... ale niech nie oskarża mojego Slasha, tak?! On jest niewinny. Niech się nie dziwi, skoro sam na początku skrzywdził Dash!
A SAULIE SIĘ CHYBA ZAKOCHUJE W AXLU... hyhyhy XDD
Lubię takie długie i ciekawe rozdziały ;))
Weny!
Buziaki ;***
Powiem tak, nie znasz dnia, ani godziny, kiedy może dojść do zapłodnienia. A więc wszystko możliwe. ;)
UsuńHeh, nie, to nie ten plan. Swoją drogą, nie wiem, jak można mylić Stonesów i Beatlesów!? XD
No i niech Sabo cierpi (mi też go szkoda, ale ktoś cierpieć musi, żeby cieszyć mógł się ktoś xd)!
Heheheh, się okaże xD
Długie? Proszę Cię, ja miałam wrażenie, że on jest króciutki...
Dziękuję! <3
Nie rób z nich gejów! ''- Ja też chciałem iść! Ale ktoś - Popcorn powoli odwracał głowę w moją stronę i patrzył złowieszczo - kazał mi zostać...
OdpowiedzUsuń- Nie kazałem! Prosiłem tylko... w sumie błagałem.
- Taa, Adler, pierdolony pudlu, zostajesz tu ze mną, kurwa, i nawet nie chcę słyszeć sprzeciwu! Ty to nazywasz błaganiem?'' <--- kocham! Ojaciepierdziele! Jakie to słodkie! Duffy chce być tatusiem! <3 Marry jest genialna. Ja chce jej więcej w rozdziałach! xD ''- Siema, ktoś dzwo... ooo, Brack, słodka nimfo '' Steven jest geniuszem! Jaki numer? Adler będzie udawał geja? Albo będzie COŚ robił z Dash? Nie lubię Sabo. On jest głupi! Izzy jest meeega miły <3 ''- Zatłukę go - powiedziałem do siebie - Brack, słyszysz? Zatłukę twojego chłopaka.
- Dobrze - pokiwała głową... '' <-- xD '' - Steven, muszę ci powiedzieć, że masz piękną matkę - Mick w końcu się odezwał i uśmiechnął, odsłaniając przy tym wszystkie zęby.'' Popłakałam się ze śmiechu. ''- Mogę ci ją pożyczyć. Albo lepiej oddać.'' xD kocham! Ja Cię kocham, jesteś genialna.
Czekam na nowy. Weny ;***
CO ZŁEGO JEST W GEJACH?! XD
UsuńWiesz, w końcu Duffy się starzeje, trzeba się jakoś ustatkować. ;)
No proszę, ilu ta Mary ma fanów! :p
Jejciuu, dziękuję za miłe słowa, kochana :**
Nie mam weny do pisania komentarzy... ;( ale jak na razie najważniejsze. Ten rozdzial byl taki zajebisty ,że.... no nie moge ;) Biedny Adler . Kiedy ta Mery wreszcie sb uswiadmi jaka jst glupia idiotka ?!? Masakra z takimi babami! ;p Moglaby byc z Mickiem . To on b sie teraz pomeczyl z tym... tym babsztylem xd
OdpowiedzUsuńNo i Duff i Dash.... <3 uwielbiam ich . Milosc everywhere. Jeszcze ta Brack... z Izzym... mrał xd ale slodko <3
No i do tego Axelek i Slashu :* ach... jest koniec wakacji (;_;) a ja sie czuje jak na wiosne xd "Milosc rozsnie wokol nas!"~ wyobraz sobie ten falsz xd no dobra koncze pozdrawiam, przepraszam za chaos i duzo weny. Nie moge sie doczekac nastepnego ;)
Wiki
O, chociaz jedna, która nie przepada za Mary. XD
UsuńDziękuję za komentarz <3.
Powiem Ci naq ładny zrobiłaś, chociaż przyzwyczaiłam się do tamtego XD Widzę, że skracasz scenki :P Ach ta Metalika – kochane pijaki hehe. Boże przekomiczna scenka z zakochaną kobietą hah. Życze kolejnej weny do 58 rdz. ;)) pozdrawiam ! :*
OdpowiedzUsuńTeż się przyzwyczaiłam, ale ten ładniejszy :).
UsuńKtóre scenki np? :p
Dzięki za komentarz <3
Pisz ten rozdzial bo będzie wpierdol stulecia XDDDD A Axl i Slash musza byc razem
OdpowiedzUsuń