OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

środa, 27 sierpnia 2014

R.58

ROZDZIAŁ 58

     - Że co? Jagger powiedział, że Mary jest piękna?
- Powiedział, że mam piękną matkę - sprostował Steven.
- I powiedział, że ty i Duff macie szczęście, bo tak śliczne i mądre kobiety, jak ja i Dash, są waszymi dziewczynami.
- No i miał rację, skarbie - Izzy, który opanował właśnie śmiech wywołany wiadomością, iż Mary jest piękna, objął mnie i pocałował - W ogóle ślicznie wyglądacie, kurwa, naprawdę ślicznie!
- Dziękujemy.
- No akurat nie mówiłem o tobie, Mary... - oznajmił i wszyscy prócz kioskarki wybuchliśmy śmiechem.
- Wypiłbym coś jeszcze.
- Slash, przecież idziemy do Rainbow.
- Co ty gadasz, Duffy?
- No.
- Zapomniałem, myślałem, że już wracamy do... - zamilkł - do... - ponownie zamilkł, pstryknął palcami i podjął kolejną próbę - do, no... Axl, jak się nazywa to, gdzie, a już wiem! Hellhouse!
- No, i ty chyba już wracasz do Hellhouse, Saul...
- Dlaczegooo? - Slash bezradnie rozłożył ręce.
- Bo - zaczął Rudy - średnio kontaktujesz, nawet nie wiesz, gdzie mieszkamy...
- Przypomniałem sobie, że w Hellhouse! I ja, kuźwa, idę się napić! - wchodząc do Rainbow, zahaczył nogą o stopień przy wejściu - Kurwa! Kto to tu postawił?
- Chodź Slash, chodź. I nie krzycz - wokalista zaprowadził gitarzystę do naszego, już stałego stolika, poszliśmy za nimi, McKagan poszedł po wódkę, Danielsa i o wyproszonego przez Adlera Nightraina.
- Slash nie chce tu. Slash chce pod bar - Hudson zaczął mówić o sobie w trzeciej osobie, Rose westchnął.
- Dobra, chodź.
- Jestem - basista postawił trzy butelki na stole - szklanki mam zaraz doniosą. A oni gdzie? - wskazał na Rudego i Mulata i usiadł przy blondynce, palącej papierosa. Poszli do baru, bo Slash chciał, a Rose chyba boi się go samego zostawić powiedziałam. Duff zabrał dziewczynie papierosa, spoglądając karcąco - Nie pal, kochanie.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę, żebyś psuła sobie zdrowie.
- Oj, Mike - uśmiechnęła się i musnęła jego usta.
- Co? Przecież masz być matką moich dzieci.
- Dash, jesteś w ciąży?! - aż wstałam. Kurde, mój głos jakoś dziwnie zapiszczał, cholera. Blondynka zaczęła się śmiać i szturchnęła blondyna, który natychmiast odpowiedział:
- Jeszcze nie jest, ale kiedyś... prawda, mała?
- Prawda - uśmiechnęła się i przytuliła do basisty - Ale wypić i tak muszę!

     - Axl, wiesz co? Masz, kurde, fajne nogi, skubańcu.
- Dzięki, Saul - uśmiechnąłem się delikatnie, Slash zamówił kolejną setkę, a później Danielsa z lodem. Odwrócił twarz w moją stronę i szeroko się uśmiechnął - Co? - zapytałem zmieszany.
- Nic, rudzielcu, nic. Przypomniało mi się coś.
- Co?
- Ty - uśmiech nie schodził mu z twarzy i gdyby nie kolczyk, połyskujący w nosie Mulata, byłoby widać tylko jego zęby, bo loki zakrywały pół twarzy, w tym oczy. Odgarnął niesforne włosy do tyłu, ale nie zostały tam długo - Przypomniało mi się, jak słodko spałeś, jak aniołek, kurczę - mogę przysiąc, że przez ciemne loki chłopaka, widziałem jak świecą mu się oczy. Poczułem motyle w brzuchu i ciepło, przepływające przez moje ciało.

     - Kochanie, ja idę - Mary pocałowała Popcorna w policzek i aż dziwne, że perkusista nie warknął czegoś pod jej adresem, spojrzał tylko na chłopaków, uśmiechając się.
- Do jutra, Mary.
- Co?
- No mówiłaś, że przyprowadzisz przyjaciółki, miałem je poznać.
- Ah, tak. Cieszę się, że jednak chcesz to zrobić, pa, skarbie. Cześć, dzieciaki.
- Cześć - odpowiedzieliśmy, szepnęłam do Duffa - O co chodzi?
- Ale z czym?
- No, Steve nie wyglądał na przybitego, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, był miły.. W stosunku do MARY.
- Nie wiem, o czym mówisz, kochanie. Zachowywał się normalnie.
- Co wy knujecie?
- Nic - odpowiedział i upił kilka łyków Danielsa.

     Wyszłam z Rainbow, czy jak tam nazywa się to miejsce. Ta noc jest idealna, by pójść do domu spacerkiem.
- Mary - usłyszałam za sobą.
- Lennon?
- Gdzie?! - mężczyzna nerwowo rozejrzał się wokoło - Widziałaś ducha Johna Lennona?
- Słucham?
- No, powiedziałaś Lennon, a przecież John nie żyje od 8 lat.
- A bo mi się pomyliło, jesteś ze Stonesów, a nie z Beatlesów...
- Ja nawet nie jestem podobny do świętej pamięci Lennona, ale nieważne - machnął ręką, uśmiechając się - Czekałem pod Rainbow, aż wyjdziesz. Już miałem odpuścić, ale się pojawiłaś..!
- Możesz mi przypomnieć swe imię, złotko?
- Mick - odpowiedział z lekką irytacją zmieszaną z niedowierzaniem.
- A! Jagger! - jak dobrze, że ostatnio w radiu przedstawiali sylwetki Stonesów.
- Tak! Pozwolisz, że odprowadzę cię do domu, piękna kobieto...
- Jeśli musisz - wzruszyłam ramionami.

     - Slash - szarpnąłem ramię przyjaciela.
- Ciii, Axelku, cichutko, Slashuś zasypia - znowu mówił o sobie w trzeciej osobie, tym razem strasznie bełkotał. Wstałem od baru i podszedłem do stolika, przy którym siedziała reszta.
- Co jest, Rose? - Izzy oderwał się od ust brunetki.
- Wracajmy już do domu.
- Jestem za. Dash mi tutaj chyba zaraz zaśnie... co, mała? - McKagan przejechał kciukiem po policzku przysypiającej blondynki.
- Uhmm - mruknęła, zatrzęsła się lekko i wtuliła mocniej w ramię chłopaka. Przykrył ją swoją ramoneską.
- Axl, to ogarnij Hudsona i idziemy.
- Adler, żeby to było takie łatwe...
- Użyj całego swojego uroku, rudzielcu.
- Spróbuję - odszedłem od stolika, zostawiając przyjaciół z resztkami Danielsa i wódki. Gdy podszedłem do baru, Slash już pochrapywał. Jedna ręka zwisała swobodnie tuż przy kolanie chłopaka, a na drugiej, leżącej na blacie, spoczywała głowa Mulata - Saul. Kurde, Saul, wracamy do domu - szarpnąłem nim. Odpowiedziało mi głośne chrapnięcie. Bezradny odwróciłem się i spojrzałem na przyjaciół - Chodź tu ktoś!
- Już idę, sieroto - Izzy podszedł do mnie i Slasha - Co? Nie możesz go obudzić?
- Dlaczego? Niee, po prostu chciałem kogoś upić i zaciągnąć do kibla. Myślałem, że przyjdzie któraś z dziewczyn, ale przylazłeś ty i nici z bzykania...
- Heh, zabawne.
- Po co się głupio pytasz? - burknąłem.
- Spokojnie. Ej, Axl, zaraz go obudzę. Jerry - zwrócił się do podstarzałego barmana - szklankę wody, poproszę. Dzięki - uniósł głowę gitarzysty, pociągając go za włosy - Śpisz, Hudson? - zapytał nad uchem Mulata. Nie usłyszał odpowiedzi. Pociągnął loki mocniej i chlusnął wodą w twarz chłopaka.
- C-co-co do diabła?! - Hudson łapał powietrze, jakby dopiero się wynurzył. Przetarł twarz i z przerażeniem spojrzał na mnie i Stradlina. Po chwili w bezruchu, odsunąłem się od rytmicznego i wskazałem go palcem, Saul wymamrotał:
- Nie żyjesz, Izzy.

     - Tutaj mieszkam.
- Nie zaprosisz mnie na herbatę? - Mick szepnął, obejmując mnie w pasie, udałam, że się zastanawiam.
- Yhm, nie, nie sądzę.
- Dlaczego? - wymruczał i przejechał językiem po moim policzku. Odepchnęłam go, zachwiał się lekko.
- Biorę ślub! Co ty myślisz? Że jak biegasz po scenie, bo jesteś jakimś tam Stonesem, to możesz mi się wpychać do łóżka?!
- Chciałem tylko pogadać przy herbacie...
- Tak się zaczyna. A ja Stevena nie zdradzę.
- Z tego, co mówił, to nie jesteście razem - zdenerwował mnie. Jak może tak mówić? Uderzyłam go w twarz. - Za co? - dotknął policzka, a na twarzy pojawił się grymas bólu.
- Idź już.
- Dlaczego?
- Idź!
- Dobrze, jeśli... tego chcesz. Dobranoc, Mary.

     Wyszliśmy z Rainbow prawie ostatni, za nami szedł już tylko Izzy. Slash ledwo wytoczył się z baru, schodząc po schodach, wleciał na moje plecy.
- Oj, przepraszam, Axl.
- Nic się nie stało.
- Wiecie co? - Stradlin wpatrywał się w coś za budynkiem - Poczekajcie chwilę na mnie - ruszył na tyły Rainbow. Kiedy chciałem podejść do reszty, Slash złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Odwrócił mnie, zacisnął palce na mojej rozpiętej kurtce...
- Axl... - ...wyszeptał i wpił się w moje usta. Zatrząsłem się, kolana się ugięły, przed oczami zawitały czarne punkciki, a po całym ciele przebiegł dreszcz. Slash odkleił się od moich ust, a ja dopiero po chwili odważyłem się otworzyć oczy. Cały nasz pocałunek trwał zapewne niedługo, ale dla mnie trwał prawie wieczność. Ujrzałem twarz Mulata, jego ciemne loki słodko opadały na czoło i oczy, kolczyk w nosie połyskiwał w świetle księżyca. Chłopak uśmiechnął się delikatnie, przelotnie musnął moje usta i odszedł.

     - Joshua, co ty tutaj robisz o tej godzinie?
- Mama przyjmuje dzisiaj trzech klientów naraz, nie chcieliśmy na to patrzeć, a jeden z nich, nie wiem, z pięćdziesiąt lat chyba ma, zaczął się dowalać do Kelly. Zamknął się z nią w pokoju, ledwo udało mi się tam wejść i młodą zabrać... - pociągnął nosem i spojrzał w lewo.
- Jesteś tu z siostrą?
- Tak. Przysypia tam - wskazał palcem na dziewczynkę, leżącą przy ścianie - Kelly, chodź tu, poznam cię z kimś - zawołał. Mała szatynka z dużymi oczami podeszła nieśmiało i spojrzała na mnie nieufnie.
- Cześć, jestem Izzy - przykucnąłem i z uśmiechem wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczynki, powoli podała mi rękę i kątem oka spojrzała na brata.
- Josh, a ten pan nie jest zły? - szepnęła, Joshua się zaśmiał.
- Nie, mała. On jest dobry. I pomocny.
- Wracacie dzisiaj do domu?
- Nie wiem, matka pewnie śpi z klientami, pijana. Kiedy się obudzą, będzie kłótnia, znowu będzie ich wyganiać, a oni będą się sprzeciwiać. Z tą trójką zawsze tak jest. Nie pierwszy raz są u nas w domu i nie pamiętam, żeby kiedykolwiek czegoś nie odjebali.
- Josh, zimno mi - Kelly skrzyżowała ręce. Nastolatek zdjął kurtkę i założył ją siostrze, która chwilę później przytuliła się do brata, opierając głowę na jego brzuchu.
- Wiecie co, mam małą propozycję.

     - Gdzie ten Izzy? Musimy jeszcze pójść po Jasona do Metalliki - Dash odsunęła się od McKagana.
- Nie będziemy na niego czekać, idziemy po małego, a wy tu zostaniecie i wrócicie do domu z Izzym.
- Ej, a jak oni już śpią?
- Niemożliwe. Lars pewnie ogląda TV. Chodź, kochanie - Duff splótł dłoń z dłonią blondynki i odeszli.

     - Myślisz, że się zgodzą? - zapytał Josh.
- Tak. Słuchaj, to świetni ludzie. I lubią dzieci. Brat naszej przyjaciółki, Dash, zostawił u nas czteroletniego synka. Dwójka kolejnych dzieci nie będzie im przeszkadzać.

     - Siema, Lars - drzwi otworzył nie kto inny, jak perkusista - widzisz, Dash, mówiłem, że Lars pewnie ogląda TV - zmierzwiłem włosy kolegi.
- Cześć, dopiero wróciliście z tej kolacji?
- Nie, siedzieliśmy jeszcze w Rainbow, żeby to uczcić.
- Siema - za plecami Ulricha z dłonią w kieszeni i puszką coli przy ustach mignął nowy członek zespołu, Jason Newsted.
- Hej - Dash pomachała chłopakowi, który usiadł na kanapie.
- Lars, zaraz będzie powtórka tego horroru o zombiakach.
- Spoko.
- Lars, kochanie, bo my w sumie przyszliśmy po Jasona...
- Po mnie? - Newsted wyszczerzył zęby, blondynka odwzajemniła uśmiech.
- Noo, nie koniecznie. Po małego Jasona. Grzeczny był?
- Jak zawsze, anioł nie dzieciak. Po cioci zresztą.
- Po cioci? Lars, przecież Dash, to diabeł wcielony - zaśmiałem się, Dasshy spojrzała na mnie, odwracając powoli głowę...
- Sssss - ...i syknęła groźnie, pokazując przy tym białe ząbki i zabawnie marszcząc nosek.
-  Ojej, jaka groźna, niebezpieczna..! - chwyciłem twarz dziewczyny w dłonie i nachyliłem się, by ją pocałować.
- Ugryzę cię!
- Hm - przymknąłem oko i udałem, że coś kalkuluję - trudno! - pocałowałem blondynkę - Ha! Nie ugryzłaś!
- Nie zdąrzyłam. Poczekaj tylko, aż wrócimy do domu.
- Uu, groźba.
- Ostrzeżenie, skarbie - musnęła moje usta - Jason śpi, nie?
- Nie śpię!
- Nie ty, debilu - Lars przejechał dłońmi po twarzy i zachichotał - Śpi. Myślę, że nie powinniśmy go budzić. Wracajcie do Hellhouse, wyśpijcie się, a my go jutro podrzucimy.
- Na pewno? To nie kłopot?
- Dash, jaki kłopot? Sama przyjemność, James jest wprost zapatrzony w małego, cały wieczór się z nim bawił.
- Świetnie, dzięki, Lars - Dash pocałowała perkusistę w policzek, odciągnąłem ją delikatnie do tyłu.
- No, już, kochanie, starczy, dzięki, Lars - poklepałem go po ramieniu - zbieramy się, cześć.

     - Ludzie, chcę wam kogoś przedstawić - orzekł Izzy, wszyscy unieśliśmy głowy i z zaciekawieniem spojrzeliśmy na rytmicznego - Dzieciaki, chodźcie - zachęcił i zza budynku ostrożnie wyłonili się nastoletni chłopiec i mała dziewczynka, Steven natychmiast się z nimi przywitał, uraczając niepewne istoty swoim sławnym, uroczym zacieszem, szybko znaleźli kontakt, szczególnie małej dziewczynce Popcorn przypadł do gustu. I vice-versa - Będą dzisiaj u nas spać.
- Izzy, o co chodzi? Co to za dzieci? - szepnęłam.
- Spokojnie, kochanie, to Josh i jego siostra, Kelly. W domu wam wszystko wytłumaczę. Jutro, bo chcę, żeby wszyscy byli przy tej rozmowie.
- Mam tylko nadzieję, że to nie twoje dzieci - zaśmiałam się, Izzy splótł nasze dłonie.
- Kochanie, na pewno nie moje. Za młody jestem, żeby mieć tak duże dzieci, młody ma piętnaście lat, a piętnaście lat temu nie było mnie jeszcze w LA. No i jak dzieci, to tylko z tobą, skarbie - pocałował mnie - To co ekipo, wracamy do Hellhouse!

     Wracając, postanowiliśmy połazić jeszcze po mieście. Koło 2 byliśmy już w domu, wszyscy spali, więc my też się położyliśmy.

     Jezu, to był chyba najbardziej nietrzeźwy pocałunek w moim życiu. I jeden z ulubionych, choć poczułem wódkę zmieszaną z Danielsem, gdy tylko nasze usta się spotkały i pewnie przeszło na mnie kilka procentów z ciała Saula. I tak chciałbym to powtórzyć. Ale teraz Slash śpi u siebie, a jutro pewnie nawet nie będzie pamiętał o tym, co się stało. I będzie się ze mną kłócił, że to nie prawda, że zmyślam, albo mi się przyśniło...

     Cholera, nie mogę zasnąć, coś mnie niepokoi, nie wiem co. Siedziałem na dole z 15 minut i piłem. Wodę. Tylko. Kiedy wracałem z kuchni, idąc po schodach, usłyszałem, że Dash z kimś rozmawia. Trochę zdziwiony, bo w końcu jest 2 w nocy, pospiesznie wszedłem do pokoju i spojrzałem na dziewczynę. Leżała na plecach i jakby wpatrywała się w sufit. Miała jednak zamknięte oczy. Pomyślałem, że gada przez sen. Wróciłem do łóżka i siedząc, przysłuchiwałem się dziewczynie, wpatrując się w nią. Dopiero po czasie zorientowałem się, że to co mówi, to jakby odpowiedzi. Odpowiadała komuś. Tylko komu?
- Nikt nie chciał tego zrobić. To był wypadek. Ale to nie twoja wina. To był wypadek – mówiła półgłosem, ciężko przy tym dysząc. Przestraszyło mnie to trochę.
- Dash, mała, co ty gadasz? – zapytałem, kładąc dłoń na jej ramieniu – Z kim rozmawiasz?
- Duff..! – powiedziała głośniej – Ona tu jest – dokończyła szeptem.
- Co? Ale o czym ty mówisz, kochanie?
- Ona tu jest – powtórzyła, zwracając twarz w moją stronę, jakby nie chcąc, by to coś, a może raczej ten ktoś, ją usłyszał.
- Kto?
- Julie.
- Skarbie, to niemożliwe, to dziecko zginęło. Nie możesz z nią rozmawiać.
- Nie Duff... to możliwe. Ona żyje. Jest tu.
- Gdzie? – no dobra, zaczynam się naprawdę bać. Moja dziewczyna wariuje. To co mówi, nie jest normalne. Zacząłem nerwowo rozglądać się po pokoju, ale niczego, a już na pewno nikogo nie widziałem.
- Stoi nade mną.
- Co... Dash, tu nikogo nie ma.
- Jest. Julie. Stoi tu, patrzy na mnie. Mówi, że ten wypadek to jej wina, Duff.
- Dash, tu nikogo nie ma – powtórzyłem nieco zdenerwowany.
- Boi się, że spotka ją za to kara. Duff, powiedz jej, że to nie jest jej wina.
- Dash, tu nikogo NIE MA. Rozumiesz?
- Ona tu jest. Czuję jej obecność. Powiedz, że ty też to czujesz. Stoi obok ciebie.
- Co?! – odwróciłem się wystraszony. Znowu nikogo nie było – Dash, to nie jest śmieszne, przestań. Jesteśmy tu sami. Nie ma Julie. Pochowali ją. Dash, jej NIE MA! – podniosłem głos. Blondynka wstała z łóżka i idąc powoli w stronę drzwi, znowu rozmawiała z dziewczynką.
- Chodź, tutaj nie możemy rozmawiać. Duff mówi, że cię nie ma. Nie słuchaj go… Ale nie denerwuj się i nie płacz, ja mu wszystko wytłumaczę, uwierzy – mówiła.
- Dash, wracaj do łóżka. Słyszysz? – McRivery nie zwracała na mnie uwagi. Wstałem i podszedłem do niej – Kochanie, chodź – złapałem ją w pasie - Tu naprawdę nikogo nie ma, kładź się spać.
- Nie. Dlaczego kłamiesz? Próbujesz mi wmówić, że Julie nie żyje. Ale Ona tu jest, no, nie słyszysz jej?
- Nie – spojrzałem jej w oczy - Dash, wracaj do łóżka.
- Stoi obok ciebie. Chce złapać cię za rękę  – oznajmiła chłodnym głosem. Przeszedł mnie dreszcz.
- Dash, to naprawdę nie jest śmieszne, rozumiesz? Przestań.
- Ale ona tu jest.
- Przestań!
- Ale...
- Przestań – znowu zaczęła nerwowo oddychać, chwyciłem ją mocno w ramiona – Przestań... uspokój się. Dash, spokojnie – ucałowałem jej czoło – Chodźmy spać – wróciliśmy do łóżka. Długo nie mogłem zasnąć, w przeciwieństwie do Dasshy, która usnęła prawie natychmiast. Myślałem o tym, co miało miejsce. Przecież w pokoju, oprócz nas nikogo nie było, a dziewczyna gotowa była wyjść za kimś z pokoju. Nie wierzę w duchy, ale teraz naprawdę się boję. Boję się o Dash.

     Wstałam rano z bólem głowy i zmęczona, jakbym nie spała w ogóle i to z dwie doby. Było mi strasznie zimno, założyłam bluzę McKagana i zeszłam na dół. W salonie ktoś siedział na kanapie. Ale nie był to ani Izzy, ani Slash, a już na pewno nie Axl czy Steven. Podeszłam powoli do przodu, chłopak odwrócił głowę i spojrzał na mnie. To był dzieciak! Tylko skąd?
- Co ty robisz w Hellhouse?
- Izzy mnie tu przyprowadził... i moją młodszą siostrę, mamy problemy w domu - spuścił głowę, usiadłam obok niego.
- Jakie problemy? - zapytałam. Uniósł głowę i spojrzał na mnie oczami, przepełnionymi już łzami, położyłam dłoń na jego ramieniu i wysłuchałam historii.

     Schodząc na dół, usłyszałem za sobą cichutki głosik. Odwróciłem się i ujrzałem Kelly.
- Jestem głodna.
- Głodna? Hm, to może pójdziemy z twoim bratem na pizzę, co ty na to?
- Tak! Pizza! - dziewczynka zaklaskała w dłonie, uśmiechnąłem się i wyciągnąłem rękę w stronę dziewczynki.
- No to chodź - na dole Dash rozmawiała z Joshuą.
- A więc to twoja siostra. Cześć, jestem Dash - blondynka pochyliła się przy dziewczynce i wyciągnęła dłoń - A ty pewnie jesteś Kelly... - mała z uśmiechem pokiwała głową.
- Idziemy na pizzę, ktoś chętny?
- Ja!
- Ciebie Josh, i tak byśmy wzięli - zmierzwiłem włosy chłopaka.
- Ja bym się przeszła, ale muszę poczekać, aż - McRivery przerwał dzwonek do drzwi, otworzyła je - O, właśnie na nich. Cześć James, dzięki że go przyprowadziłeś - wzięła bratanka na ręce.
- Nie ma sprawy, to super dzieciak!
- To prawda. Jason, a skąd ty masz taką fajną bluzę, hm? - zapytała, widząc siwą bluzę z logiem Metalliki.
- Dostałem od wujków.
- Ah, dostałeś od wujków - spojrzała na Hetfielda i uśmiechnęła się.
- Taki mały prezent - wokalista odwzajemnił uśmiech.
- Jas, a podziękowałeś?
- Podziękował, przecież to grzeczny chłopak.
- Chcesz iść do Stevena? - zapytała, widząc, jam młody patrzy w stronę moją i rodzeństwa. Jason pokiwał głową - To zmykaj.

     - Dzięki, James.
- Daj spokój, nie masz za co.
- Mam. Pilnowaliście Jasona, no i dostał od was bluzę, na marginesie - świetną! Też taką chcę.
- Załatwię, obiecuję - uśmiechnął się.
- Dzięki.
- A wy się chyba gdzieś zbieracie...
- Tak, na pizzę... Może chcesz się z nami zabrać?
- Z chęcią, ale muszę wracać do domu, robimy próbę. Pierwszą z Newstedem.
- Jasne. Dzięki jeszcze raz - pocałowałam go w policzek - wpadajcie częściej, ostatnio rzadko do nas przychodzicie.
- Dobra, będziemy wpadać. Cześć wszystkim - krzyknął - Pa, Dash - dodał i wyszedł.
- Jason, kochanie, jesteś głodny? Idziemy na pizzę.

     - Cześć, Saul - uśmiechnąłem się na widok Slasha, wynurzającego się z pokoju.
- Hej, rudzielcu - odpowiedział, przecierając oczy i cmoknął mnie w policzek, czyniąc mnie jeszcze bardziej szczęśliwym - Ale mnie łeb napieprza...
- Dziwisz się? Byłeś tak pijany, że w Rainbow, zasnąłeś z głową na blacie.
- Serio? - zrobił wielkie oczy, po czym zasyczał z bólu i złapał się za głowę - Nie pamiętam. Zjadłbym coś.
- Zjesz jajecznicę?
- Z chęcią.
- Ja też. To weź zrób!
- Zabawne, kurwa, zabawne - pokazałem mu język - Dlaczego ja? - zapytał.
- Bo tobie to lepiej wychodzi, maleńki.
- Wcale nie maleńki! - oburzył się, cmoknąłem w jego stronę - dobra, zrobię jajecznicę - poczłapał do kuchni. Usiadłem na kanapie, tuż przy Duffie, pijącym colę z puszki.
- Co tam, stary?
- Nie wiem, Dash gdzieś wyszła, zabrała Jasona, Steven poszedł z nimi. W TV nic nie ma, nudzę się.
- Ty to masz problemy...
- No widzisz? - wymusił uśmiech - Wiesz co, zgadnij, co mi się śniło.
- Nie wiem, nie mam zielonego pojęcia, powiedz.
- Śniło mi się, że pod Rainbow całowałeś się ze Slashem - zaśmiał się.
- McKagan, to nie był sen - spojrzałem na przyjaciela, wypluł całą zawartość napoju, jaką miał w ustach. Otarł brodę wierzchem dłoni, okrytej materiałem flanelowej koszuli.
- Co?! To wy..? Ej, wy jesteście..? No, kurwa, serio, pedały? Axl...
- Co? I jakie pedały, cholera? Jeśli już, to homoseksualiści, jasne?
- Dobra, Rose. Ale wy jesteście razem? - zapytał. Zamilkłem, by po chwili odpowiedzieć cicho i z żalem w głosie.
- Nie.
- Wasza sprawa. Wiesz? Boję się o Dash.
- Czemu? Co jest?
- W nocy gadała z... duchem.
- Co? Z czyim... duchem?
- Julie.
- Tej małej, która... - przed oczami miałem wypadek. To znowu wróciło. Próbowałem wyprzeć ten obraz ze świadomości, mówiąc - Przestań, pewnie się schlała, przecież piła i w Rainbow i wcześniej ze Stonesami.
- Nie wiem. Ale była gotowa wyjść za kimś z pokoju.
- Axl, śniadanie - zawołał Hudson.
- Przyniesiesz?
- Może mam też za ciebie zjeść?
- Nie, wystarczy, że przyniesiesz, no iii... możesz mnie pokarmić, jeśli chcesz.
- Spadaj. Proszę - postawił kubek z herbatą oraz talerz z jajecznicą na stoliku przede mną - Smacznego.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się, Slash puścił mi oczko, usiadł na fotelu i zabrał się za swoją porcję jajecznicy. Duff włączył telewizor i wtedy na dół zeszli Brack i Izzy.
- Dobrze, że jesteście, muszę z wami porozmawiać - zaczął rytmiczny.

     - Czyli chcesz pomóc tym dzieciakom?
- Tak, Duff. I chciałbym, żebyście mi pomogli.
- Jesteś kochany - Brack ujęła w dłonie moją twarz i pocałowała w usta.
- Chyba jest kolejna ofiara - Rose podgłośnił telewizor.

  - Dzieciaki, chyba niedługo musimy powtórzyć ten wypad, co? - przepuściłem w drzwiach Dash z Jasonem na rękach, Kelly i Joshuę. Chłopak uśmiechnął się, ale po chwili na jego twarzy zawitał smutek i przygnębienie.
- My chyba musimy wracać do domu, mama nie wie, co się z nami dzieje...
- Na razie nic nie musicie, porozmawiamy o tym, jak wrócimy do domu, hm? - Dash powiedziała ciepło i zmierzwiła włosy nastolatka. Podszedł do nas jakiś koleś, zaraz po nim podeszli mężczyzna z kamerą i koleś od dźwięku.
- Dzień dobry, Dash McRivery, prawda? Jestem Nick Loggan, mam do pani kilka pytań.
- Jakich pytań? O co chodzi? - zapytała zdezorientowana, dziennikarz przybliżył mikrofon, w drugiej ręce miał jeszcze dyktafon.
- Kobiety muzyków rockowych i metalowych giną z rąk jakiegoś szaleńca; ich cechy wspólne, na przykład kolor włosów, świadczą o tym, że nie jest to przypadek...
- I co w związku z tym? - przerwała podirytowana.
- No, nie boisz się, że możesz być następna?
- Następna? A niby czemu?
- Cechy wspólne...
- Cechy wspólne? Ale jakie? Kolor włosów to za mało. Czy się boję? Nie. Nie, kurwa, nie mam czego.
- Alice Highrisk była twoją koleżanką, tak jak ty pochodziła ze Seattle, tak jak ty, była blondynką i tak jak ty, była w związku z rockmanem. Duff McKagan nie boi się o ciebie? Nie boi się o życie swojej dziewczyny?
- Zapytaj go o to.
- Dziewczyny, poza Maryse, giną regularnie, dzisiaj dowiedzieliśmy się o kolejnej ofierze, Madelaine Willton, przyjaciółce zespołu W.A.S.P. Naprawdę jesteś spokojna?
- Dasz mi spokój? Mam cię dość, wkurzasz mnie.
- Więc zadam ci pytanie na temat twojej przeszłości. Jako nastolatka brałaś udział w wielu sesjach zdjęciowych do magazynów młodzieżowych. Rozważasz powrót do modelingu? Podobno jedna z poważnych agencji zaproponowała ci kontrakt na kilka sesji, jaka jest twoja decyzja? Zostawiasz ten zawód, czy wracasz po 3-letniej przerwie?
- Kurczę, o co ci chodzi? A co do jakiegokolwiek kontraktu, czy czegokolwiek, do mnie taka wiadomość nie dotarła, nie wiem skąd to wiecie.
- To dziecko, to twój syn? - zapytał, wskazując Jasona, stale trzymanego na rękach przez Dash - Ojcem jest McKagan?
- To mój bratanek. Daj mi już spokój - przebiła się między mężczyznami, przepuściłem przed sobą Kelly i Josha. Podąrzyliśmy za Dash. Prezenter mówił coś do kamery.

___________________________________________
Koniec rozdziału. Chciałam go wstawić kilka dni temu, ale stwierdziłam, że jest za krótki, a później nie miałam czasu na pisanie. Więc przepraszam, że tyle to trwało :< .
Teraz jak zwykle :) jeśli przeczytałaś/-eś tę notkę, proszę zostaw komentarz, opinię, jakiś znak, COKOLWIEK! Obserwuj.To motywuje.. i miło jest przeczytać coś na temat tym moich wypocin. Więc wiecie, co robić :). 

To już wszystko na dziś.

Peace,
Dash

16 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Tyle czekałam na ta chwilę i się doczekałam!
    Nie uśmiercaj Dash! Bardzo ja lubię i nie chce żeby umarła!
    Rozwala mnie gejowska relacja między Axlem i Slashem XD Dużo wazeliny trzeba będzie im kupić! if ju noł łat aj min.... XD
    Czy oni adoptują te dzieci? Fajnie by było! Taki klan Gunsów!
    Czy Jamesio leci na Dash? Tak się podlizuję że ja pierdole!
    Dobra kończę ten głupi komentarz i zapraszam cię na mojego bloga heading-for-venus.blogspot.com
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uśmiercę jednej z głównych postaci :p chociaż może...
      Hahaha, wiem, ale jednak wolę o tym nie myśleć xD
      Na dłuższą metę, dzieci w Hellhouse to chyba nie jest dobry pomysł, niebezpiecznie tam teraz i w L.A. w ogóle.
      James od zawsze na nią leci :p heh, podoba mi się to zdrobnienie, Jamesio :D
      Wpadnę, jak bd miała czas.
      Dziękuję bardzo za komentarz! :*

      Usuń
  2. 1 słowo zajebistee :D

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste! i pisz szybko dalej. /anonim który groził wpierdolem stulecia w komentarzu do 57 rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Już jestem i... SLASH I AXL?! POCAŁOWALI SIĘ?! Czekaj... Ale oni się chajtną? Bo ja kocham śluby. XD Albo niech Dash i Duff się chajtną! Nie, Izzy i Bracket. A właśnie, Joshua i Kelly... Dobrze, że Stradlin chce im pomóc. Zawsze wiedziałam, że dobry z niego chłopak. :D
    A teraz najważniejsze... Mick zarywa do Mary! Mojej ulubionej bohaterki opowiadania! Tak, ja kocham Mary, jestem jej fanką. XD Dobrze, dobrze, ale ona musi być ze Stevenem! Przecież nie może go porzucić dla Jaggera. Choć w sumie z Mickiem też by byli ładną parą... Pomyślę nad tym.
    Ale Dash widzi tą całą Julie? nie wiem, co mam powiedzieć. Przecież może to być prawda i również tylko przywidzenia i pierwsze objawy choroby psychicznej. A na dodatek jeszcze te morderstwa... Matko Boska, ale Dashy nie zabijesz, tak?
    Rozdział zajebisty!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. NIE RÓB Z NICH GEJÓW! Dziękuje za uwagę. ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jej! Axl i Slash<3 Tak słodko! MIŁOŚĆ EVERYWHERE. Uwielbiam ich. I podoba mi się to, że Slash do tego" doprowadził" a nie Axl. I w sumie nie jestem do końca pewna, czy Saul pamięta czy nie...
    Bo niby mrugnął i cmoknął w policzek, ale tego, że był bardzo narąbany nie pamięta...
    No ale jaki słodki " Slashuś" ;)
    Duff i Dash zawsze najlepsi... <3 takie kochane było z tymi dziećmi. Takie małe duffiki :*
    Kurwa,Mary odpierdol się od Stevenka i bierz się za kogoś w twoim wieku! No i JAK? Pytam się JAK można pomylić Lennona z Jaggerem? !? O.o Ta baba to najgorsze co spotkało świat ( przynajmniej w twojej wyobraźni xd) . Najgorsze jest to, że pewnie dużo takich chodzi po ulicach ;_;
    No i kurcze no! Mick tak bardzo chciałby ten stary rupieć, a on(a) nie może zrozumieć że ona mu się podoba.A Adlerowi nie. Mam nadzieję że to w końcu pojmie !
    No i Izzy. Takie szlachetne serducho <3 Brack ma szczęście. Chodź... nie ona ma szczęście ;)
    No i Hetfield xd i Newsted xd
    Wgl jak ten Lars wyszedł otworzyć drzwi to sb wyobraziłam takiego tylko w białych spółkach drapiacego się tu i ówdzie xd
    Ok to tyle mam (chyba) do powiedzenia ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo Weny ;)
    Wiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I przeprasza za przeklenstwa ale takvjuz mam jak ktos mnie irytuje ;)

      Usuń
  7. Kurde, jaram się Slashem i Axlem :D
    NA SERIO. ONI SĄ TACY ANDAJFBAJSFBABDHS <3 I ten pocałunek XDD No, Saul, działaj! Przypomnij sobie to i wiesz... ;))
    "- Mary - usłyszałam za sobą.
    - Lennon?
    - Gdzie?! - mężczyzna nerwowo rozejrzał się wokoło - Widziałaś ducha Johna Lennona?
    - Słucham?
    - No, powiedziałaś Lennon, a przecież John nie żyje od 8 lat.
    - A bo mi się pomyliło, jesteś ze Stonesów, a nie z Beatlesów..."
    Poważnie? XDD I Mickowi się spodobała taka baba? XD Przecież to irytująca, wkurwiająca i mega na nerwy działająca Mary!!!
    Swoją drogą, jestem coraz bardziej ciekawa tego planu...
    A może Jaggger "odbije" ją Stevenowi i chłopak będzie miał problem z głowy? ;DD Hyhyh, ale by były jaja, gdyby oni byli razem XD
    Dash widzi jakieś duchy? Cholera, to jest dziwne. A na dodatek jest kolejna ofiara. Blondynka, dziewczyna rockmena. O co tu chodzi? :ooo
    Dobrze, że Izzy przyjął pod swój dach te dzieciaki. Muszą mieć ciężko :(
    Aww, to jest takie słodkie, że Metallica opiekuje się Jasonem :D I to mnie rozbawiło:
    "- Lars, kochanie, bo my w sumie przyszliśmy po Jasona...
    - Po mnie? - Newsted wyszczerzył zęby, blondynka odwzajemniła uśmiech.
    - Noo, nie koniecznie. Po małego Jasona. Grzeczny był?:
    I jeszcze to:
    "- Ostrzeżenie, skarbie - musnęła moje usta - Jason śpi, nie?
    - Nie śpię!
    - Nie ty, debilu - Lars przejechał dłońmi po twarzy i zachichotał"
    XDD
    Super jest i czekam na następny <3
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  8. Szybko wstawaiać albo wpierdol stulecia!!! XDD

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jak zawsze świetny, a ta akcja z duchem... jeszcze lepsza! Wstawiaj jak najszybciej nowy rozdział! Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń