OSTRZEŻENIE!

Wszystkie sytuacje zawarte w zakładce ExtraGuns. nie mają żadnych powiązań z opowiadaniem głównym. Bez obaw. :)

piątek, 15 lutego 2013

R.31

Sorry, że tak długo czekaliście na nowy rozdział ( wydaje mi się, że to długo.. chociaż może mam tylko takie wrażenie) ale nie miałam ostatnio zbytnio czasu, żeby wejść na kompa, a jak już miałam czas, to brat siedział i nie chciał mnie wpuścić ;// Dobra, nieważne. Mam nadzieję, że Wam się spodoba... Wiem, że krótkie.. w Wordzie tylko 2,5 strony..
Dash. 

ROZDZIAŁ 31

- Możesz mi powiedzieć, co ja tak właściwie mam zrobić?
- Poczekaj, dowiesz się na miejscu

Doszliśmy w wyznaczony cel z lekkim opóźnieniem (jakieś 15 minut) bylibyśmy szybciej, gdyby Hammett nie zatrzymał się pod budką z piwem. Mamy ważną misję do wykonania, a On myśli tylko o tym, żeby się nachlać!
- Dobra, On musi gdzieś tu być, Kirk, chodź Ty tu kurde – pociągnąłem kolegę, który wyraźnie zainteresowany był pokazem pewnych dam.
- No, co jest? – chłopak dalej spoglądał na powabne kobiety, złapałem go za podbródek odwracając jego twarz w swoją stronę  
- To jest. Widzisz tamtego kolesia w czarnej skórzanej kurtce?
- Tego szatyna gadającego z barmanem?
- Właśnie tego. Podejdziesz teraz do niego i dasz mu tą kartkę, powiesz mu, że to od Guns n’ Roses, zrozumiałeś? – gitarzysta pokiwał głową – No to idź
- No to idę – przeszedł przez tłum i zatrzymał się przy jakichś laskach bajerując je
- Kirk! Kirk kurwa! – ruchem ręki dałem mu do zrozumienia, że ma zostawić dziewczyny i iść dalej. Tak też zrobił, podszedł do mężczyzny mówiąc coś, przekazał mu naszą kartkę, Tajemniczy Kapelusznik skinął głową, wstał i bez słowa zniknął gdzieś w tłumie. Chłopak wrócił do mnie z butelką Danielsa (Bóg wie, skąd On ją wytrzasnął!) i wyszliśmy z budynku. Wstąpiliśmy do Rainbow i całkowicie oddaliśmy się całonocnej libacji alkoholowej.. pod Rainbow, właściciel po kilku godzinach wyjebał nas z lokalu, bo niby się „awanturowaliśmy”. Ale to Hammett, cham jeden darł japę na szafkę, która rzekomo chciała się z nim bić. Ja nie wiem, On pod tymi loczkami nie ma chyba mózgu.. jak Slash, wszyscy kudłaci gitarzyści nie mają mózgów!


Siedziałam z Adlerem w kuchni. Gadaliśmy o naszej wiadomości do Kapelusznika i o koncercie chłopaków, który miał się odbyć za jakiś czas. Ktoś wszedł do domu, usłyszeliśmy „Sweet home Alabama”.. ja nie wiem, co im wszystkim odpierdala, za każdym razem, kiedy ktoś tu wraca wydobywa z siebie właśnie ten kawałek.
- Brack? Ale przecież mieli Cię wypuścić dopiero za dwa dni – podbiegłam do przyjaciółki i rzuciłam jej się na szyję (dosłownie się rzuciłam)
- Mieli, ale stwierdzili, że nie ma co mnie trzymać, skoro wszystko jest już w porządku. Sorry, idę się przespać.. w końcu we własnym łóżku! – dziewczyna podskoczyła klaszcząc i powlokła się na górę
- Nie kapuję, skoro wszystko jest w porządku, to po cholerę mieliby ją trzymać jeszcze dwa dni?
- Raany.. Steven, ależ Ty niepojętny. Chodzi o to, że mieli ją wypuścić za dwa dni, ale zobaczyli, że wszystko jest już dobrze, więc ją wypuścili.. teraz, już kapujesz?
- No jasne..
- Cześć wszystkim. Siemka Steven. Steven? A co Ty tu robisz?!
- Duff, a co Twoim zdaniem można robić w domu?
- Wiele rzeczy. Ale Ciebie tu nie powinno być!
- Dlaczego?! – Adler gorączkowo wstał (raczej zeskoczył) z łóżka
- Przechodziliśmy koło kiosku i zgadnij co nam powiedziała ta przemiła Pani.. znaczy Twoja przyszła żona – Izzy wrócił z kuchni z butelką mleka w ręku    
- Co?
- Zgadnij
- Nie będę zgadywał. Co powiedziała?
- Że mieliście iść dzisiaj razem do teatru.. a wcześniej, czyli mniej więcej teraz na obiad
- Słucham?! Ona jest jakaś PSYCHICZNA! – perkusista złapał się za głowę, zamknął oczy i mamrotał coś do siebie
- Nie jest . Przyjęła po prostu zaproszenie od Ciebie kochany
- Co? Jakie zaproszenie? Przecie ja nic nie..
- Aa bo my Ci wszystkiego nie powiedzieliśmy.. przechodziliśmy koło kiosku, zagadała nas, pytała co u Ciebie, to powiedzieliśmy, że zamierzasz ją dzisiaj zaprosić na obiad, później do teatru.. no i zrobiliśmy to za Ciebie, bardzo się ucieszyła, powiedziała, że przyjedzie po Ciebie po drugiej
- Co? Jak mogliście?! Teraz to się naprawdę wyprowadzę.. z kraju! – Steven poszedł do swojego pokoju wrzeszcząc coś i obrażając chłopaków
- Co mówisz? Nie słyszymy, mógłbyś powtórzyć? – Izzy śmiejąc się oparł się o McKagana stojącego pod schodami, patrzącego jak małe dziecko na perkusistę, który znowu latając po całej górze z pokoju do pokoju pakował swoje rzeczy
- Mówię, że jesteście okropni i pojebani..!
- Ale Ty jesteś niewdzięczny, wiesz? My Ci tu pomagamy, załatwiamy Ci randki z wybranką Twego serca, a Ty jak się odwdzięczasz? Ale wiesz co, wybaczamy Ci.. rozumiemy, że jesteś tak szczęśliwy i podniecony tą całą sytuacją, że nie potrafisz panować nad swoimi słowami
- Szczęśliwy? Duff, On jest wniebowzięty po prostu
- Racja Izzy, racja..
- Wniebowzięty? A nie pomyśleliście może, że ja nie chcę się z nią spotykać?! Idioci!
- Ej, mamy gości? – Izzy siadając w fotelu wskazał palcem na buty stojące pod ścianą
- Gości? Nie.. Brack wróciła
- Serio? Kiedy?
- Kilka minut przed Wami..
- Gdzie Ona teraz jest?
- Poszła się przespać
- Pójdę do niej.. muszę z nią pogadać
- Nie Izzy, nie idź. Nie ma sensu, przecież Ona śpi
- Sama dopiero powiedziałaś, że niedawno wróciła.. pewnie jeszcze nie śpi a ja mam do niej ważną sprawę – chłopak skierował się w stronę schodów
- Stradlin, nie idź, jest zmęczona
- A tam, chuj z tym, sprawę mam
- Ta sprawa nie może poczekać?
- Nie bo nie wytrzymam – rytmiczny pobiegł na górę, za chwilę jednak znowu był na dole – Śpi..
- Mówiłam
- Mogłeś ją obudzić, jak to takie ważne
- Chciałem, ale tak jakoś słodko wyglądała, że nie mogłem
- Wiedziałam.. a co chciałeś jej powiedzieć?
- Nieważne..
- Dobra, nie chcesz, to nie mów. Spotkaliście go wczoraj?
- Tak
- Kirk dał mu kartkę?
- Tak
- Iii..?
- Iii.. koleś wstał i sobie poszedł
- Serio? A później?
- A później to poszedłem z Kirkiem się nachlać
- Taa.. ciekawe.. ej, przyjechał ktoś? – wyjrzałam przez okno słysząc warkot silnika
- Pewnie panna Stevena
- Skąd wiedziałeś?
- To Ona?
- No – Duff i Izzy zaczęli się śmiać
- Ty Duff, Ona serio po niego przyjechała!
- No to co? Wołamy go? Steven! Stevenku kochanie! Twoja wybranka czeka pod domem
- Spieprzaj cioto!
- Ale naprawdę tu jest
- Dash! On mówi prawdę?
- Tak, właśnie przyjechała
- No rzesz kurwa mać – chłopak niechętnie zszedł na dół
- No Stevenku, pokaż się
- Po co?
- No musisz jakoś wyglądać.. nie możemy Cię wypuścić takiego nieogarniętego z domu, uczesz się chociaż
- Izzy! Weź te łapy z moich włosów skurwielu!
- No dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się tak. O której wrócisz?
- Nie wiem.. późno
- Ty zwierzaku.. tylko tam nie szalej za bardzo
- Pierdol się – perkusista ze skwaszoną miną wyszedł z domu, podbiegliśmy wszyscy do okna, zobaczyć jego przywitanie z Panną Mary (bo tak miała na imię). Kobieta chciała pocałować go w policzek, a ten idiota pochylił się i szybko wsiadł do samochodu, przez co Mary prawie wyglebała się na trawnik. Zdezorientowana wsiadła do auta, przekręciła kluczyk i po chwili samochód znikł z naszego pola widzenia.

2 komentarze:

  1. Hih, biedny Steven! <3 Kirk jest genialny...
    Albo to '- No dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się tak. O której wrócisz?
    - Nie wiem.. późno
    - Ty zwierzaku.. tylko tam nie szalej za bardzo'
    Hahahaha, ja z nich nie mogę... Nie no, biedny mój Stevenik :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, no biedny Steven. ;D Nie wiem czym sobie na takie życie zasłużył.. przecież ja go nie mogę tak karać tą Mary! xD

      Usuń