Sorry, że tak długo czekaliście na nowy rozdział ( wydaje mi się, że to długo.. chociaż może mam tylko takie wrażenie) ale nie miałam ostatnio zbytnio czasu, żeby wejść na kompa, a jak już miałam czas, to brat siedział i nie chciał mnie wpuścić ;// Dobra, nieważne. Mam nadzieję, że Wam się spodoba... Wiem, że krótkie.. w Wordzie tylko 2,5 strony..
Dash.
ROZDZIAŁ 31
- Możesz mi powiedzieć, co ja tak właściwie mam zrobić?
- Poczekaj, dowiesz się na miejscu
Doszliśmy w wyznaczony cel z lekkim opóźnieniem (jakieś 15
minut) bylibyśmy szybciej, gdyby Hammett nie zatrzymał się pod budką z piwem.
Mamy ważną misję do wykonania, a On myśli tylko o tym, żeby się nachlać!
- Dobra, On musi gdzieś tu być, Kirk, chodź Ty tu kurde –
pociągnąłem kolegę, który wyraźnie zainteresowany był pokazem pewnych dam.
- No, co jest? – chłopak dalej spoglądał na powabne kobiety,
złapałem go za podbródek odwracając jego twarz w swoją stronę
- To jest. Widzisz tamtego kolesia w czarnej skórzanej
kurtce?
- Tego szatyna gadającego z barmanem?
- Właśnie tego. Podejdziesz teraz do niego i dasz mu tą
kartkę, powiesz mu, że to od Guns n’ Roses, zrozumiałeś? – gitarzysta pokiwał
głową – No to idź
- No to idę – przeszedł przez tłum i zatrzymał się przy
jakichś laskach bajerując je
- Kirk! Kirk kurwa! – ruchem ręki dałem mu do zrozumienia,
że ma zostawić dziewczyny i iść dalej. Tak też zrobił, podszedł do mężczyzny mówiąc
coś, przekazał mu naszą kartkę, Tajemniczy Kapelusznik skinął głową, wstał i
bez słowa zniknął gdzieś w tłumie. Chłopak wrócił do mnie z butelką Danielsa (Bóg
wie, skąd On ją wytrzasnął!) i wyszliśmy z budynku. Wstąpiliśmy do Rainbow i całkowicie
oddaliśmy się całonocnej libacji alkoholowej.. pod Rainbow, właściciel po kilku
godzinach wyjebał nas z lokalu, bo niby się „awanturowaliśmy”. Ale to Hammett,
cham jeden darł japę na szafkę, która rzekomo chciała się z nim bić. Ja nie
wiem, On pod tymi loczkami nie ma chyba mózgu.. jak Slash, wszyscy kudłaci
gitarzyści nie mają mózgów!
Siedziałam z Adlerem w kuchni. Gadaliśmy o naszej wiadomości
do Kapelusznika i o koncercie chłopaków, który miał się odbyć za jakiś czas.
Ktoś wszedł do domu, usłyszeliśmy „Sweet home Alabama”.. ja nie wiem, co im
wszystkim odpierdala, za każdym razem, kiedy ktoś tu wraca wydobywa z siebie
właśnie ten kawałek.
- Brack? Ale przecież mieli Cię wypuścić dopiero za dwa dni
– podbiegłam do przyjaciółki i rzuciłam jej się na szyję (dosłownie się
rzuciłam)
- Mieli, ale stwierdzili, że nie ma co mnie trzymać, skoro
wszystko jest już w porządku. Sorry, idę się przespać.. w końcu we własnym
łóżku! – dziewczyna podskoczyła klaszcząc i powlokła się na górę
- Nie kapuję, skoro wszystko jest w porządku, to po cholerę
mieliby ją trzymać jeszcze dwa dni?
- Raany.. Steven, ależ Ty niepojętny. Chodzi o to, że mieli
ją wypuścić za dwa dni, ale zobaczyli, że wszystko jest już dobrze, więc ją
wypuścili.. teraz, już kapujesz?
- No jasne..
- Cześć wszystkim. Siemka Steven. Steven? A co Ty tu
robisz?!
- Duff, a co Twoim zdaniem można robić w domu?
- Wiele rzeczy. Ale Ciebie tu nie powinno być!
- Dlaczego?! – Adler gorączkowo wstał (raczej zeskoczył) z
łóżka
- Przechodziliśmy koło kiosku i zgadnij co nam powiedziała
ta przemiła Pani.. znaczy Twoja przyszła żona – Izzy wrócił z kuchni z butelką
mleka w ręku
- Co?
- Zgadnij
- Nie będę zgadywał. Co powiedziała?
- Że mieliście iść dzisiaj razem do teatru.. a wcześniej,
czyli mniej więcej teraz na obiad
- Słucham?! Ona jest jakaś PSYCHICZNA! – perkusista złapał
się za głowę, zamknął oczy i mamrotał coś do siebie
- Nie jest . Przyjęła po prostu zaproszenie od Ciebie
kochany
- Co? Jakie zaproszenie? Przecie ja nic nie..
- Aa bo my Ci wszystkiego nie powiedzieliśmy..
przechodziliśmy koło kiosku, zagadała nas, pytała co u Ciebie, to
powiedzieliśmy, że zamierzasz ją dzisiaj zaprosić na obiad, później do teatru..
no i zrobiliśmy to za Ciebie, bardzo się ucieszyła, powiedziała, że przyjedzie po
Ciebie po drugiej
- Co? Jak mogliście?! Teraz to się naprawdę wyprowadzę.. z
kraju! – Steven poszedł do swojego pokoju wrzeszcząc coś i obrażając chłopaków
- Co mówisz? Nie słyszymy, mógłbyś powtórzyć? – Izzy śmiejąc
się oparł się o McKagana stojącego pod schodami, patrzącego jak małe dziecko na
perkusistę, który znowu latając po całej górze z pokoju do pokoju pakował swoje rzeczy
- Mówię, że jesteście okropni i pojebani..!
- Ale Ty jesteś niewdzięczny, wiesz? My Ci tu pomagamy,
załatwiamy Ci randki z wybranką Twego serca, a Ty jak się odwdzięczasz? Ale
wiesz co, wybaczamy Ci.. rozumiemy, że jesteś tak szczęśliwy i podniecony tą
całą sytuacją, że nie potrafisz panować nad swoimi słowami
- Szczęśliwy? Duff, On jest wniebowzięty po prostu
- Racja Izzy, racja..
- Wniebowzięty? A nie pomyśleliście może, że ja nie chcę się
z nią spotykać?! Idioci!
- Ej, mamy gości? – Izzy siadając w fotelu wskazał palcem na
buty stojące pod ścianą
- Gości? Nie.. Brack wróciła
- Serio? Kiedy?
- Kilka minut przed Wami..
- Gdzie Ona teraz jest?
- Poszła się przespać
- Pójdę do niej.. muszę z nią pogadać
- Nie Izzy, nie idź. Nie ma sensu, przecież Ona śpi
- Sama dopiero powiedziałaś, że niedawno wróciła.. pewnie
jeszcze nie śpi a ja mam do niej ważną sprawę – chłopak skierował się w stronę
schodów
- Stradlin, nie idź, jest zmęczona
- A tam, chuj z tym, sprawę mam
- Ta sprawa nie może poczekać?
- Nie bo nie wytrzymam – rytmiczny pobiegł na górę, za chwilę
jednak znowu był na dole – Śpi..
- Mówiłam
- Mogłeś ją obudzić, jak to takie ważne
- Chciałem, ale tak jakoś słodko wyglądała, że nie mogłem
- Wiedziałam.. a co chciałeś jej powiedzieć?
- Nieważne..
- Dobra, nie chcesz, to nie mów. Spotkaliście go wczoraj?
- Tak
- Kirk dał mu kartkę?
- Tak
- Iii..?
- Iii.. koleś wstał i sobie poszedł
- Serio? A później?
- A później to poszedłem z Kirkiem się nachlać
- Taa.. ciekawe.. ej, przyjechał ktoś? – wyjrzałam przez
okno słysząc warkot silnika
- Pewnie panna Stevena
- Skąd wiedziałeś?
- To Ona?
- No – Duff i Izzy zaczęli się śmiać
- Ty Duff, Ona serio po niego przyjechała!
- No to co? Wołamy go? Steven! Stevenku kochanie! Twoja
wybranka czeka pod domem
- Spieprzaj cioto!
- Ale naprawdę tu jest
- Dash! On mówi prawdę?
- Tak, właśnie przyjechała
- No rzesz kurwa mać – chłopak niechętnie zszedł na dół
- No Stevenku, pokaż się
- Po co?
- No musisz jakoś wyglądać.. nie możemy Cię wypuścić takiego
nieogarniętego z domu, uczesz się chociaż
- Izzy! Weź te łapy z moich włosów skurwielu!
- No dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się tak. O której
wrócisz?
- Nie wiem.. późno
- Ty zwierzaku.. tylko tam nie szalej za bardzo
- Pierdol się – perkusista ze skwaszoną miną wyszedł z domu,
podbiegliśmy wszyscy do okna, zobaczyć jego przywitanie z Panną Mary (bo tak
miała na imię). Kobieta chciała pocałować go w policzek, a ten idiota pochylił
się i szybko wsiadł do samochodu, przez co Mary prawie wyglebała się na
trawnik. Zdezorientowana wsiadła do auta, przekręciła kluczyk i po chwili
samochód znikł z naszego pola widzenia.
Hih, biedny Steven! <3 Kirk jest genialny...
OdpowiedzUsuńAlbo to '- No dobrze, już dobrze. Nie denerwuj się tak. O której wrócisz?
- Nie wiem.. późno
- Ty zwierzaku.. tylko tam nie szalej za bardzo'
Hahahaha, ja z nich nie mogę... Nie no, biedny mój Stevenik :D
Tak, no biedny Steven. ;D Nie wiem czym sobie na takie życie zasłużył.. przecież ja go nie mogę tak karać tą Mary! xD
Usuń